Archiwum
19.12.2017

Raj niemożliwy?

Jarosław Czechowicz
Literatura

Imponująca książka. Chciałoby się, aby z taką dozą krytycyzmu i jednocześnie empatii pisano o każdym kraju, który chce zrozumieć, czym naprawdę jest i czym się staje. „Najlepszy kraj na świecie” czyta się z przekonaniem, że jest to narracja o innym świecie i innej rzeczywistości, ale wyjątkowo trafnie opowiedziana – w naukowym stylu, ale jednocześnie z taką formą wieloaspektowości, że w historii Norwegii może przejrzeć się każdy Polak, Europejczyk. Specyfika portretowanego kraju idzie w parze z ukazywaniem tego, co w gruncie rzeczy w człowieku uniwersalne i identyczne wszędzie, lecz inaczej kierunkowane. Nina Witoszek zna i rozumie Norwegię prawdopodobnie lepiej niż niejeden Norweg. Cechuje ją wyjątkowa forma uważności w przyglądaniu się temu, jak Norwegia wciąż na nowo potrafi zadziwiać, być wyjątkowo osobna i zaskakująco konsekwentna w swym dążeniu do tego, by urządzić obywatelom raj na ziemi. Raj niepozbawiony kontrastów, absurdów, jednokierunkowego myślenia o pewnych kwestiach i działań tyleż zachowawczych, co przede wszystkim naznaczonych bardzo specyficzną historią. Bo „Najlepszy kraj na świecie” to nie przewodnik po specyfice norweskiego życia codziennego, lecz interesująca rozprawa naukowa o procesie narodotwórczym i istocie norweskiego mitu – tak samo idealistycznego w swej wymowie, jak mocno zbudowanego u podstaw przez kolejne wieki swoistej konsekwencji w działaniu. A jednak Norwegia widziana oczyma Witoszek wcale nie jest idealna, a na pewno nie najlepsza. Autorka nie idzie na łatwiznę, dekonstruując stereotypy czy odnosząc się do tego, z czego Norwegia najbardziej słynie. Nie ułatwia lektury, albowiem to książka dla wymagającego i skupionego na lekturze czytelnika. Ta świetna publikacja – przełożona z norweskiego! – jest naznaczona oczywistym akademickim sznytem, od którego Witoszek uwalnia ją w zakończeniu, ale to, co najbardziej rzuca się w oczy, to wielopłaszczyznowa wrażliwość badaczki oraz niekonwencjonalny sposób stawiania tez, bo język autorki bywa mocno ironiczny, jest też złośliwy i czasami odbiega od meritum na rzecz dosyć oryginalnych dygresji. Widzimy, że autorka nie tylko umie czytać innych i uważnie korzystać z tekstów źródłowych, ale wykazuje się też wrażliwością słuchową, cytując ważne publiczne wypowiedzi norweskie i analizując ich wpływ na świadomość społeczną, a także odbiór w innych, międzynarodowych kontekstach.

Nina Witoszek jako badaczka od lat jest obserwatorką norweskiej kultury. Tu przyjrzy jej się z kilku perspektyw – w ujęciu historycznym, społecznym, geopolitycznym i socjologicznym. Widać wyraźnie, że jest to wizerunek tworzony przez kogoś absolutnie z wewnątrz. Autorka miała wiele lat na to, by poznać norweską tkankę społeczną, zapoznać się z niuansami jej wyjątkowości, ale zwraca się przede wszystkim ku mitowi, by z jednej strony pokazywać jego pewną absurdalność, z drugiej jednak – bronić wyraźnej konsekwencji w działaniu oraz myśleniu Norwegów, którzy na arenie międzynarodowej starają się być orędownikami dobra, sprawiedliwości i altruizmu.

W to orędownictwo Witoszek uderza najmocniej i najskuteczniej. Odziera z koturnowości słowa i działania norweskich polityków, negocjatorów, dyplomatów, ich przekonanie, że wszystko, co norweskie, powinno być przyswojone przez resztę świata, a na pewno zapanują w nim pokój i dobrobyt. Autorka bezlitośnie punktuje błędy w naiwnych przekonaniach, że wypracowany w cieplarnianych warunkach przez wieki model dobrobytu i egalitarności można z powodzeniem przenosić w inne rejony świata. Uważnie przygląda się temu, jak Norwegowie wypracowali pewien rodzaj mentalności i tę wyjątkową zgodność przekonań pozwalających szeroko ufać państwu i nie dać się oddechowi zła uosabianemu przez Andersa Breivika. Barwnie opowiada o tym, jak tworzyła się norweska państwowość i jakie były historyczne uwarunkowania socjaldemokracji. Nie szczędzi gorzkich słów tym, którzy w dość oryginalny sposób przyjęli mit Askeladdena, gloryfikację prostoty w działaniu i jednoczesnej późniejszej niekonsekwencji mitycznych działań.

„Najlepszy kraj na świecie” to bowiem rozprawa przede wszystkim o kilku różnych obliczach norweskiej wyjątkowości. O kraju, który staje się marzeniem Europy i wiąże się z europejskimi marzeniami, od lat konsekwentnie odżegnujący się od wspólnoty i podążający swoją ścieżką, żyjący wypracowanym, innym od reszty Starego Kontynentu rytmem. O kraju, który można określić jako coś na kształt laboratorium przyszłości. Państwie idealnym, ale wielokrotnie też idealizowanym. Stawianym za niedościgły wzór, a może za wzór, którego nikt w Europie na przestrzeni wieków nie mógł wypracować i tylko skandynawscy sąsiedzi mogą się zbliżać do tego, co norweskie. Witoszek pokazuje konteksty, w których Norwegia traci swą wspaniałość, chociaż nie odbiera jej to wyjątkowości. Różnorodność paraleli w opowieści o tym, jak Norwegia stawała się państwem ze specyficzną tożsamością kulturową, daje bardzo szeroki obraz wielu zaskakujących absurdów – gdy mądrość i dystans wobec świata spotykają się z naiwnością i jednowymiarowym spojrzeniem na rzeczywistość. Witoszek udowadnia, że na norweskiej scenie politycznej (i nie tylko) bardzo często zwyciężają tak zwani kulturowi trolle. Co więcej, przedstawia ich specyficzną typologię. Umiejętnie odróżnia mądrość od naiwności i lekceważenia. Opowiadając o świeckim państwie, udowadnia jego dobroć wydobytą z religii. Wskazując problemy multikulturalizmu, przedstawia jego mroczne strony. Norwegowie bowiem za bardzo zapatrzyli się w siebie i swoją prawość. Ten specyficzny egocentryzm Nina Witoszek obrazuje za pomocą kontrastowych zderzeń, ale także myśląc i analizując rzeczywistość inaczej, niż skłonni byliby to robić mieszkańcy Norwegii.

Kos, czyli mentalny błogostan, jest na celowniku badaczki, która zdaje sobie sprawę z tego, że każda forma błogostanu doprowadza do zamykania się ludzkiego umysłu, a ten – świetna paralela ze spadochronem – nieotwarty może doprowadzić do nieszczęścia. Czy Norwegowie w niektórych aspektach swojego życia symbolicznie zasnęli? Być może zapadli w drzemkę, tak bardzo pewni swojego raju i na ziemi? Nie przyjmują do wiadomości, jak zmienny może być świat, jak zaskakująco różnorodny i jak nieprzystawalny do pewnego modelu, który zapewnia dobrobyt, ale nie zapewnia obiektywizmu patrzenia na świat? Być może są tacy jak opisywany przez Witoszek pasażer samolotu do Oslo, który uznał, że jej spojrzenie krytyczne na Norwegię nie przynosi jej niczego ważnego. Prawdopodobnie właśnie zdolności do krytycyzmu, zasadnego buntu i specyficznego rewolucjonizmu Norwegowie pozbyli się nad wyraz chętnie i przez to tkwią w absurdach, z których nie zdają sobie do końca sprawy? Chcą zbawić świat dobrocią i sprawiedliwością, która nie wszędzie jest tak samo definiowana, rozumiana i przyjmowana. Nina Witoszek rozpatruje także historyczną koncepcję „reżimu dobroci”, użytą przez nią w rozmowie z Maciejem Czarneckim, autorem reportażu „Dzieci Norwegii” o funkcjonowaniu instytucji Barnevernetu, do czego autorka także nawiązuje. Norwegowie potrafią zaopiekować się sobą. Nie są w stanie opiekować się światem, bo nie wnikają w istotę niuansów, jakie budują jego różnorodność.

Ponad setka przypisów, imponująca bibliografia – cytaty i wyimki tworzą bardzo spójną opowieść przyjmującą charakter pewnej diagnozy. Witoszek wie, co w Norwegii jest wyjątkowego. Wie, że naprawdę jest to jeden z najlepszych krajów na świecie. Mocno zanurzona w norweskiej mentalności, historii, filozofii, odtwarza nam obraz państwa, które stworzyło idealistyczną rzeczywistość niewolną od tego, co ułomne, całkowicie ludzkie i uniemożliwiające budowanie raju na ziemi. Ta książka sprytnie sugeruje, że norweski sen o zwykłym, normalnym życiu każdego ważnego dla kraju obywatela jest rzeczywiście snem i ma dość niejednoznaczne kontury. Jednocześnie portretuje anatomię północnej więzi plemiennej egzemplifikowanej w prologu przez przywołaną scenę filmową, w której chór starców śpiewa pieśni w mroźnym krajobrazie. „Najlepszy kraj na świecie” to książka przede wszystkim o krajobrazie mentalnym, ale także o historii Norwegii, która wypracowała sobie specyficzny model postępowania i wytypowała specyficznych ludzi do tego, by byli wzorami do naśladowania. Witoszek zwraca uwagę na warstwę chłopską w norweskim państwie, a także na chłopską roztropność lub też zachowawczość. Obrazuje, do czego prowadziły światopoglądowe tarcia, gdy okazywało się, że normalność to nie tylko przewidywalność prostego życia zależnego od pór roku i wiejskiej obyczajowości. Norwegia wydobyła się spod dwóch unii i odważnie broni swej wyjątkowości w Europie i na świecie. Jakie procesy uczyniły ją tak wyjątkową? Dlaczego z wyjątkową konsekwencją nie chce spoglądać na stworzone przez siebie iluzje lub absurdy, nie chce widzieć ich naprawdę i rozumieć? Witoszek opowiada o kształtowaniu się społeczeństwa, który to proces dla polskiego czytelnika może być tyleż niezrozumiały, co niemożliwy do racjonalnego przyjęcia. A jednak Norwegowie stworzyli pewną niepowtarzalną jakość. Autorka nie neguje wyjątkowości tego kraju. Każe jednak trochę się nim zadziwić. Nie wszystko, co norweskie, może zadziwić w sensie pozytywnym. Konwencja pamfletu także zobowiązuje. Ujrzymy zatem Norwegię w takim świetle, w jakim nie postrzega jej niejeden Norweg. A to dla nas, czytelników z Polski, wyjątkowa frajda poznawcza.

 

Nina Witoszek, „Najlepszy kraj na świecie. Pamflet”
tłumaczenie: Mariusz Kalinowski
Czarne
Wołowiec 2017