Archiwum
22.04.2013

W poszukiwaniu

Marek S. Bochniarz
Film

Nowy film Aku Louhimies rozpoczyna się banalnie: na anonimowym blokowisku żyją samotni ludzie, którzy się nie znają. Każdy z nich wytrwale poszukuje szczęścia i miłości. Niewierny i egoistyczny mąż, rosyjski chłopiec, młoda i naiwna nastolatka, samotna, chora na raka matka, czarnoskóry, bezrobotny mężczyzna, walczący z otyłością, samotny ojciec i bogaty Amerykanin, odwiedzający europejską filię czy samotny syn, którego jedynym przyjacielem jest pies – tak wyglądają typowi reprezentanci fińskiego społeczeństwa według Louhimiesa. Jednak niewielu z nich otrzyma w finale „Samotnego portu…” to, czego tak bardzo pożąda i potrzebuje, gdyż siła ich pragnień jest wprost proporcjonalna do braku szansy na ich realizację. Dodajmy: są to potrzeby dość naiwne, gdyż oparte na przekonaniu o najlepszych intencjach bliźniego.

Streszczenie fabuły nowego filmu autora „Krainy mrozu” mogłoby narazić go na zarzuty o śmieszność, pretensjonalność i melodramatyzm. Fiński reżyser i scenarzysta, budując opowieść z wykorzystaniem zużytych prefabrykatów, doskonale wie, w którym punkcie swej konstrukcji umieścić subtelne przejście z poziomu naiwnej fabuły do treści zarezerwowanej już dla przenikliwego opisu rzeczywistości i realistycznych charakterystyk bohaterów. Kłamstwa i umowności, które widownia akceptowała, i przez to doskonale sprawdzały się przez cały wiek w kinie, a u Louhimiesa mogłyby już tylko uwierać, po raz ostatni, na drodze wyjątku – nie wydają się błędem w sztuce i anachronizmem, lecz świadomym zabiegiem, przeprowadzonym do tego z powodzeniem. Przez swoiste podejście do fabuły „Samotny port – miłość” przypomina dość zamierzchłe eksperymenty twórców ekspresjonizmu niemieckiego, podejmowane w formie schyłkowej, gdy reżyserzy uznali, że najprostsza fabuła będzie najkrótszą drogą do ich celu – opisu ludzkiej duszy za pomocą osobnego języka ruchomych obrazów.

Chorobliwy stan, w którym znajdują się bohaterowie Louhimiesa, dotyczy zarówno atrofii uczuć, jak i ich nadmiaru. Nadmierne przyzwolenie i bierność zostają zestawione przez reżysera z agresją i brakiem akceptacji. Młodzież w „Samotnym porcie …” wypiera swoją rosyjską tożsamość, karykaturalnie realizując sen o zachodnim modelu życia. Dorośli mają zarówno problemy z porozumieniem się między sobą, jak i ze swoimi dziećmi. W filmowym społeczeństwie fińskim nie potrafią się odnaleźć tak jednostki z pewnego powodu napiętnowane i uznane za obce (rosyjscy imigranci, ludzie innego koloru skóry niż śnieżnobiały nordycki), jak i zupełnie przeciętne. Obraz Louhimiesa zdradza jeszcze to powinowactwo z dziełami ekspresjonistów, że można go uznać za przenikliwy portret rodaków autora, który jednocześnie ukazuje człowieka chwili bieżącej.

Reżyser osiąga zamierzony przez siebie cel, rezygnując przy tym praktycznie z humoru, który jest znakiem stylu najsłynniejszego fińskiego filmowca, Akiego Kaurismäkiego. Podczas gdy dla autora „Człowieka z Hawru” i „Człowieka bez przeszłości” niezwykle istotne jest manifestowanie sztuczności na wszystkich poziomach dzieła (czemu towarzyszy obsesyjna estetyzacja i teatralność rodem z melodramatów Douglasa Sirka), u reżysera „Samotnego portu …” nienaturalność i umowność fabuły zostają obudowane paradokumentalną formą. Obserwacyjne zamiłowania Louhimiesa, wraz z biegłością godną Roberta Altmana do konstruowania mozaikowych portretów zbiorowości, w których ludzi łączą więzi wykreowane na drodze przypadku, w „Samotnym porcie” zostają zaledwie uporządkowane przez ład narracji.

W nowym filmie Louhimiesa rolę spoiwa pełni tak ważne, a zarazem nielubiące kina uczucie, jak miłość (gdyż często wyzwalające w filmie dryf w stronę nadmiernej afektacji i prostych wzruszeń kiczu), przez co obraz Fina zaskakująco zbliża się tym razem do dzieł chińskiego reżysera szóstej generacji, Lou Ye. U twórcy „Suzhou”, „Fioletowego motyla”, „Letniego pałacu”, „Kwiatu” i „Tajemnicy” doskonałość samej idei uczucia zostaje za każdym razem zderzona z jego mało doskonałą, karłowatą realizacją. Okrucieństwo bohaterów Lou Ye, którzy zwracają negatywne emocje przeciwko ukochanym przez siebie osobom, jest także cechą mikromodelu „Samotnego portu”. Stąd historiom opowiedzianym przez Louhimiesa już ze względów ideologicznych musi brakować szczęśliwych zakończeń. Nie oznacza to jednak, że są także pozbawione ciepła i głębokiego zrozumienia dla bohaterów ze strony ich stwórcy i obserwatora. „Samotny port – miłość”, przy całej swej pozornej naiwności i prymitywności, przy bliższej obserwacji może nas zaskoczyć złożonością i niejednoznacznością zaproponowanego w nim zbiorowego portretu współczesnych Finów.

„Samotny port – miłość”
reż. Aku Louhimies
premiera: 12.04.2013

alt