Kiedy podekscytowany Noel pyta swoją mamę, czy już zawsze będą razem, a ona odpowiada „tak”, mam szczerą nadzieję, że tak będzie. Ale zanim otworzyłam komiks Mikaela Rossa, przeczytałam opis na tylnej okładce. Doskonale wiem, że ten pełen radości i spokoju wieczór skończy się w tragiczny sposób. Że będą to najprawdopodobniej ostatnie urodziny, jakie Noel świętuje ze swoją mamą, grillując na balkonie pianki.
Noel Etage, bohater „Upadku”, skończył 20 lat i ma tylko matkę. Ich spokojne do tej pory wspólne życie zakłóca wypadek. Pewnej nocy mama traci przytomność – syn odnajduje ją w łazience, leżącą na podłodze w kałuży krwi. I choć kobieta szybko trafia do szpitala, jej stan jest na tyle ciężki, że lekarze postanawiają wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej. Kiedy pielęgniarka pyta wystraszonego Noela, czy jest ktoś, do kogo może zadzwonić: „Na przykład tata? Albo babcia? …Ciocia? Wujek?” – Noel odpowiada tylko: „Chcę do domu”. Ale jego dom leży właśnie w szpitalnym łóżku i walczy o życie. Noel jest sam.
Zapytacie, jaki w tym problem? Noel jest w końcu dorosły, poradzi sobie. A jednak od początku czujemy, że ten młody mężczyzna zbyt wiele ma w sobie z dziecka. Noel jest osobą niepełnosprawną. W jakim stopniu i w jaki sposób – tego nie wiemy i nigdy też nie zostanie powiedziane to wprost. Noel taki jest i już, nikt w tej historii nie będzie tego w żaden sposób komentować. Trochę inaczej niż w realnym życiu. Z wielkiego i głośnego Berlina Noel trafia więc do Neuerkerode, wsi w Dolnej Saksonii. Czeka go zupełnie nowe życie. W Neuerkerode będzie mieć okazję poznać przyjaciół, zakochać się, pobić, uciec stamtąd, aby zaraz wrócić, pójść na dyskotekę, spiskować, przeklinać, przeżyć straszną burzę, obejrzeć film pornograficzny i przede wszystkim – nauczyć się upadać.
Bardzo szybko zdajemy sobie sprawę z tego, że Neuerkerode jest miejscem specyficznym. W domu, który zamieszkuje Noel, spotkamy też Vincenta, chłopaka o niezwykłej pamięci do dat i czymś, co nazwać można zaburzeniami kompulsywno-obsesyjnymi. W willi obok mieszka Gitta, która potrafi niekontrolowanie na kogoś wpaść. Za to na dyskotece czytelnik natknie się na wybuchową Alice, która cierpi między innymi na ataki padaczki. I na wielu, wielu innych. Jedno wiemy na pewno – bohaterowie „Upadku” zmagają się z różnego rodzaju niepełnosprawnościami; niektórzy cierpią także na choroby współtowarzyszące, choć ich konkretnej sytuacji zdrowotnej możemy się jedynie domyślać. Wszyscy odnajdują dla siebie miejsce w Neuerkerode. Opiekunowie dbają o swoich podopiecznych, ale jednocześnie dają im sporo swobody. Sami bohaterowie zdają się nieustannie czymś zajęci. W Neuerkerode codziennie dzieje się coś niezwykłego. Dyskoteka. Festiwal. Zajęcia judo. Wyjścia na basen. Koncert rockowej kapeli. Niektórzy bohaterowie pracują. Wszyscy są pełnoprawnymi mieszkańcami, traktowanymi na równi z tymi zdrowymi. Czy takie miejsca naprawdę istnieją?
I tu dochodzimy do clou. Neuerkerode to prawdziwa wieś w Dolnej Saksonii, gdzie 150 lat temu Fundacja Ewangelicka Neuerkerode stworzyła miejsce otwarte na wszystkich, a zwłaszcza na tych, którzy nie wszędzie są mile widziani, którzy często mają specjalne, specyficzne potrzeby i czasem potrzebuję nieco więcej pomocy, którzy nie zawsze zachowują się w tak kontrolowany i przewidywalny sposób jak osoby w pełni zdrowe. I którzy tak samo jak inni zasługują na miejsce, jakie mogliby nazwać domem.
Z tej okazji – 150. rocznicy istnienia fundacji – powstał komiks okolicznościowy. Niektórzy z was zapewne się teraz skrzywią. Komiks okolicznościowy, instytucjonalna laurka – czy może być coś gorszego? Dobrze wiemy, jak to się zazwyczaj kończy. Albo dostajemy do bólu poprawną i zwyczajnie nudną historię (a często też najwyżej średniej jakości rysunki), albo wszelkie przejawy artystycznej niezależności i zadziorności są skutecznie ukręcane. Tak było chociażby w przypadku słynnej afery z festiwalem Komiksowa Warszawa w 2017 roku i komiksem „Polska mistrzem Polski”, w którym, o zgrozo, pojawiło się kilka wulgaryzmów i pozwolono sobie na żarty między innymi z 500+, co skutkowało cofnięciem finansowania festiwalu przez warszawski urząd. Nie zapominajmy także o skandalu wokół komiksu „Chopin New Romantic”, zamówionego przez polską ambasadę w Berlinie jako element promocji Polski za granicą, który decyzją MSZ miał pójść na przemiał (do czego ostatecznie nie doszło), bo w jednej z historii, ponownie, bohater rzucił mięsem.
Potencjalni twórcy też chyba mieli podobne obawy. Zanim do historii o Neuerkerode usiadł Mikael Ross („półprofesjonalista”, jak nazywa go „Der Spiegel”), dwóch innych artystów odrzuciło projekt. Umówmy się, komiks rocznicowy dla ewangelickiej wspólnoty zajmującej się niepełnosprawnymi brzmi naprawdę kiepsko. A jednak o tym, że historia Noela została zamówiona przez jakąś fundację, dowiedziałam się dopiero na samym końcu, z posłowia. I ani przez moment lektury komiksu taki scenariusz nie przyszedł mi do głowy.
W czym tkwi siła tego komiksu? Po pierwsze, w samej kreacji głównego bohatera. Nie jest to postać zbudowana na współczuciu – oczywiście, choroba matki Noela je wywołuje, ale to współczucie dotyczy raczej sytuacji, w jakiej się on znalazł. Ross nie pozwala, by niepełnosprawność w uproszczony sposób definiowała Noela jako osobę. To bohater z krwi i kości, nieidealny i autentyczny. Ma swoje pasje, obawy i marzenia. A jednocześnie ma pewne wady, kaprysy, nie zawsze postępuje we „wzorcowy” czy „pożądany” sposób. Żadna z tych cech nie ma związku z jego niepełnosprawnością (bądź chorobami) ani nie można ich zrozumieć wyłącznie przez jej pryzmat. Na tym polega talent Rossa, który umiejętnie i subtelnie szkicuje portret głównego bohatera, by nie był on stereotypowy, sztampowy lub nie został przedstawiony powierzchownie. W ten sam sposób zbudowane są inne postaci, które, choć dotknięte jakąś formą niepełnosprawności i/lub chorobami, są bohaterami pełnowymiarowymi – również dlatego, że w komiksie nie pojawia się ani jedna rozmowa o czyjejkolwiek chorobie. Nie znaczy to jednak, że jest ona niewidoczna. Istnieje, stanowi część rzeczywistości wszystkich mieszkańców Neuerkerode, ale jest czymś absolutnie naturalnym, nie wzbudza sensacji, nie prowokuje dziwnych spojrzeń czy szeptów za plecami.
Po drugie, Ross potrafi nie tylko tworzyć ciekawe, różnorodne postaci, na których czytelnikowi zależy, ale i narrację wokół nich. W życiu Noela nieustannie coś się dzieje – pojawiają się nowe twarze, nieznane sytuacje, nagłe zwroty akcji. Ross z jednej strony potrafi zapełnić świat Neuerkerode mnóstwem postaci, emocji, zdarzeń i potencjalnych linii fabularnych, a z drugiej – pozostawia wystarczająco wiele miejsca dla samego Noela, na jego uczucia, przemyślenia czy rozwój. Tempo jest świetnie wyważone, komiks mógłby liczyć o wiele więcej stron, a ja nie odczułabym znużenia lekturą. Autor zamknął też swoją historię zgrabną klamrą, w dość naturalny sposób.
Warstwa graficzna „Upadku” stanowi raczej idealne dopełnienie narracji, niż oszałamiający efektem osobny element. Historia taka jak ta nie potrzebuje bowiem graficznych fajerwerków i piruetów. Przyjemna, raczej prosta kreska i przygaszona kolorystyka nie przytłaczają opowieści i stanowią dla niej świetne tło. Rysunki miejscami przywodzą na myśl komiks dla dzieci, zwłaszcza z niezwykle charakterystycznymi i zróżnicowanymi projektami postaci. Noel jest niski i gruby, Vincent ma niezwykle długi nos, a Alice trudno pomylić z kimkolwiek z powodu jej zielonych włosów i okularów, które sprawiają, że jej oczy wydają się karykaturalnie duże. I to kolejny plus kreacji świata Neuerkerode, gdzie nikt nie jest idealny, ale dokładnie taki, jakim się urodził.
Ross nie boi się wsadzić do beczki instytucjonalnego nieba łyżki dziegciu w postaci przywołania bolesnej i wstydliwej przeszłości tego miejsca. W jednym z rozdziałów Noel, umówiony na przystanku autobusowym z dziewczyną jego snów, spotyka tam staruszkę Irmę. Jako że ukochana Noela nie pojawia się, Irma ma szansę na rozmowę i opowiedzenie swojej historii. Nie zawsze w Neuerkerode było tak dobrze, nie zawsze było bezpiecznie. Okres III Rzeszy był okrutny także dla obywateli niemieckich, a przynajmniej dla tych, którzy nie wpisywali się w obraz idealnego Niemca – zdrowego, silnego, zdolnego do heroicznej śmierci w imię Wielkiej Rzeszy. Śmierć mieszkańców Neuerkerode, w tym dzieci, nie była heroiczna. Wywożeni szarymi autobusami z zaciemnionymi szybami, znikali po cichu, jakby nigdy nie istnieli. Tak zniknął brat Irmy, Erwin. Ona sama, ostrzeżona przez niego, ukryła się w lesie. Zajmujące się dziećmi siostry zakonne nie mogły jej znaleźć. Irma przeżyła.
Jak czytamy w posłowiu, z tego czasu Neuerkerode wyciągnęło wnioski. Dzisiaj miejsce znajdzie tam każdy bez względu na pochodzenie, płeć czy wyznanie. Czy tak jest naprawdę, czy to tylko klepanie siebie samego po plecach? Historia Noela i to, z jaką wprawą została opowiedziana, daje nadzieję, że prawdziwe Neuerkerode jest równie piękne jak to narysowane.
Mikael Ross, „Upadek”
tłumaczenie: Mateusz Jankowski
Timof Comics
Warszawa 2020