Gdy w listopadzie zeszłego roku na sklepowe półki trafił drugi longplay poznańskiego Snowmana, „The Best Is Yet to Come” – wielbiciele muzyki alternatywnej znad Odry, Warty i Wisły wstrzymali oddech. Oczekiwania były wysokie – wywindowały je dotychczasowe artystyczne osiągnięcia Snowmana, wsparte uznaniem krytyki. Miało być jeszcze ciekawiej niż dotychczas, bardziej piosenkowo i dynamicznie, a przy tym wciąż niebanalnie.
Muzyczne CV zespołu otwiera legendarne, krążące w sieci demo, nagrywane, jak głosi legenda, w warunkach ekstremalnych, bo domowych (polecam poszukać i przesłuchać ten materiał – intrygujące aranże Snowmana w klimacie garażowym to mieszanka urzekająca, wręcz hipnotyczna). W 2009 roku zespół wydał swój pierwszy album pod ładnym i przekornym tytułem „Lazy”. Płyta została bardzo dobrze przyjęta przez krytykę, a zespół zaczął koncertować na najważniejszych festiwalach (Off Festival, Opener, Jarocin, Gdynia Summer Jazz Days, Malta Festival, Globalbeat, Festiwal Rockowy w Węgorzewie, festiwal filmowy Dwa Brzegi). Na swoim koncie Snowman ma również muzyczny flirt z kinem – muzycy stworzyli własną ścieżkę dźwiękową do takich filmów, jak: „Nosferatu: symfonia grozy”, „Gabinet doktora Caligari” czy „Gorączka złota” – oraz teatrem: ich muzyka pojawia się w spektaklach teatru Usta Usta Republika. „The Best Is Yet to Come” jest zatem zwieńczeniem 10-letnich intensywnych poszukiwań bynajmniej nie leniwych muzyków, efektem przecierania nowych szlaków i odkrywania nieznanych dotąd terytoriów.
Fakt, że muzycy nie spuszczają z wysokiego tonu, wydaje się już sygnalizować okładka płyty (pomińmy kwestię niewymiarowego pudełka – między CD a DVD – które wydaje się trochę zbyt prostą i zasugerowaną metaforą muzycznej wyjątkowości Snowmana). Na jednym ze spotkań promujących album Michał Kowalonek, wokalista zespołu, tłumaczył, że zdjęcie siedzącego na krześle mężczyzny jest fragmentem wideoinstalacji Agaty Michowskiej. Okładka łączy estetyczne wyrafinowanie z wrażeniem bliskości (zdjęte buty, stojąca na stoliku szklanka mleka). Tajemniczy klimat całości nadaje twarz mężczyzny (odpoczywającego? ukrywającego się?), przykryta powieszoną nad nim marynarką.
„The Best Is Yet to Come” rozpoczyna brawurowy, być może najlepszy na całej płycie numer „Don’t Stop Me!” – kaskada perkusyjnych uderzeń i pisk sprzęgającej gitary rozwijają się stopniowo w porywający kawałek, którego kulminacją jest solówka rozszalałego saksofonu Pawła Postaremczaka (czapki z głów!). Dynamika płyty zmienia się z każdym kolejnym utworem, fluktuuje, a Snowman udowadnia, że świetnie wyraża się zarówno mocnym uderzeniem i wyciszonymi aranżacjami (z tych drugich na szczególną uwagę zasługuje „The Wrong Song”, w którym słychać echa fascynacji muzyką Radiohead). Na wyróżnienie zasługuje również „Arrivederci Everyone”, w którym Michał Kowalonek po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najciekawszych polskich wokalistów (o ile nie najciekawszym w ogóle) oraz „Niezmiennie” z tekstem doskonale znanego polskiej publiczności Michała Wiraszki.
Snowman myli tropy, ucieka od łatwizny i zaskakuje. Niespodzianką są na przykład dwa utwory z polskimi tekstami, które łamią dotychczasową konsekwentną anglojęzyczność zespołu. Muzycy szukają tam, gdzie ich dotychczas nie było, między innymi w klimatach popowych – z powodzeniem scoverowali „It’s My Life” Talk Talk i „Like a Virgin” Madonny (numer nie znalazł się na płycie, ale można go było usłyszeć podczas ostatniego koncertu w radiowej Trójce). Zdarzają się im jednak wypadki przy pracy – tylko tak umiem sobie wytłumaczyć obecność na płycie utworu „Bzdurrra”, który w kontekście całego albumu jest zgrzytem zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym. Ale pamiętajmy, że – jak powiedział Piotr Sommer, wręczając Nagrodę Literacką Gdynia Adamowi Wiedemannowi – wypadki przy pracy nie zdarzają się tylko tam, gdzie się nie pracuje.
„The Best Is Yet to Come” nie jest płytą doskonałą. Nie jest tak, że: The Best Is Right Now. I całe szczęście! Dzięki temu Showman, przy całym swoim muzycznym wyrafinowaniu, wciąż tworzy muzykę bliską, ludzką. Płyta nie pozostawia niedosytu, doskonale broni się przy każdym kolejnym przesłuchaniu, ale pozwala wierzyć, że to, co najlepsze ma do zagrania Michał Kowalonek & co., dopiero nadejdzie.
Snowman
„The Best Is Yet to Come”
Kayax 2011