Archiwum
04.09.2012

Pogowanie na sianie

Piotr Kuligowski
Muzyka

Ruch Utopii, Transcendencji, Anarchii – czyli R.U.T.A. – jeszcze rok temu, debiutując krążkiem „Gore”, nie przypominał w niczym metrowej rośliny, skrytej w nazwie projektu muzycznego. Minione kilkanaście miesięcy pozwoliło jednak grupie na okrzepnięcie, którego bynajmniej nie należy mylić ze starczym uwiądem czy odpływem energii. Przeciwnie – nowa propozycja muzyczna jest znacznie bardziej interesująca, a także dobitniejsza w sferze przekazu.

Krążek „Na uschod. Wolność albo śmierć” w jeszcze wyrazistszy sposób udziela głosu tym, którzy przez wiele wieków byli go pozbawieni. O ile bowiem wyzysk „polskich” (niechaj cudzysłów podkreśla trudność stosowania kategorii narodowych w odniesieniu do tego stanu) chłopów spotykał się gdzieniegdzie z potępieniem czy choćby dostrzeżeniem, o tyle ich „kresowych” odpowiedników rzadko kiedy postrzegano w kategoriach ludzkich. Bunty wzniecane przez Kozaków były przedstawiane – poza kręgami ludowo-socjalistycznymi –w kategoriach zdrady narodowej; ot, ruchawki pijanej „czerni”, prędzej czy później zgniatanej przez mężną, bogobojną, praworządną husarię.

Stereotyp ten powiela choćby lipcowy numer historycznego wydania prawicowego „Uważam Rze”. Pismo poświęcone „ziemiom wschodnim” traktuje je jako utracone dziedzictwo, które, owszem, wzbogaciło polską tradycję, acz to właśnie Polacy umożliwili rozwój cywilizacyjny tych ziem, broniąc ich przed „wschodnim barbarzyństwem”. Konserwatywni historycy, ilustrując ów przekaz, przeprowadzili wywiady z potomkami dawnych rodów kresowych, którzy z sentymentem wspominali „stare, dobre czasy”. Na 100 stronach miesięcznika nie ma ani słowa o problemach socjalnych, straszliwym ubóstwie czy spontanicznych próbach ludowego oporu wobec trudnej rzeczywistości. Lukę tę szczelnie wypełnia nowy album R.U.T.A.

„Na uschod” brawurowo przełamuje ideowe bariery i polityczne granice. Sama dwujęzyczność albumu – dzięki której pięknym śpiewem raczy słuchaczy białoruska wokalista Nasta Niakrasava – jest jego niewątpliwym atutem, gdyż stanowi symboliczne przerzucenie pomostu nad wzajemnymi animozjami Białorusi, Polski, Ukrainy i Rosji. A jako że animozje te często wynikają właśnie z uproszczonego postrzegania wspólnej przeszłości, warto spojrzeć na minione wieki z perspektywy ludu. Chłop – przymierający głodem na przednówku, borykający się z ciężarami pańszczyźnianymi, umierający na uleczalne choroby, pozbawiony podmiotowości prawnej – miał podobne problemy na każdym krańcu Rzeczypospolitej.

Nowa płyta to jednak nie tylko zwrot tematyczny grupy. Czarno-biała stylistyka okładki dobrze współgra z mocnym podtytułem – „Wolność albo śmierć”, który natychmiast budzi skojarzenia z rewolucyjnymi hasłami, takimi jak na przykład „Socjalizm albo barbarzyństwo”. Lektura dołączonej do krążka 120-stronicowej książeczki ukazuje jednak, że prosta alternatywa nie jest li tylko chwytliwym hasłem, lecz oddaje także w pełni twardą rzeczywistość chłopskiego bytu. Ucieczka bowiem na wschód, który to był najczęściej podejmowanym kierunkiem przez zbiegów, zazwyczaj w wypadku niepowodzenia kończyła się dla śmiałka fatalnie.

Surowość życia świetnie oddają pogróżki, padające gęściej niż na płycie „Gore”. Zdecydowanie najlepszy utwór, czyli „Batracka dola”, zawiera groźbę osądzenia złego pana, a następnie spopielenia jego dóbr. I choć kawałek ten raczej nie przebił hitu z 2011 roku, czyli „Z batogami na panów”, to bez wątpienia zasłużył na interesujący teledysk, umieszczony w sieci na trzy tygodnie przed premierą „Na uschod”. Filmowa produkcja to świetne podkreślenie treści utworu. Rzecz dzieje się mianowicie na warszawskich squatach Syrena i Przychodnia, gdzie obok muzyków w chłopskich strojach pogują na sianie anarchiści w bluzach z kapturem i T-shirtach antyfaszystowskiego Porozumienia 11 Listopada. Nie brak także groźnego potrząsania osadzoną na sztorc kosą – niegdyś bronią przeciw szlachcie, dziś symbolicznie wymierzoną we władze stołecznego miasta.

O ile „Batracka dola” niewątpliwie zasługiwała na klip, o tyle nie można tego powiedzieć o utworze „Ius primae noctis – Prawo pierwszej nocy”. Jest on co prawda dobry pod względem muzycznym i interesujący o tyle, że udziela głosu pokrzywdzonej na tle seksualnym chłopce (protofeminizm?), co odgrywa szczególnie istotną rolę w momencie, gdy kontrowersyjny minister sprawiedliwości odmawia podpisania konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, a w debacie publicznej wielokrotnie relatywizuje się przestępstwo gwałtu. Niemniej jednak bardziej interesujący – choćby w kontekście tego, że „prawo pierwszej nocy” sensu stricto na ziemiach Rzeczypospolitej nie występowało – wydaje się utwór „Pan nas męczył”. Wbrew tytułowi nie jest to klasyczny chłopski lament, gdyż i on zawiera groźby, a także wspomina o tym, że nad grobem pana wyrośnie „gorzkiej ruty dziki łan”. I choć muzycy nie ukrywają, że w oryginalnej wersji tekstu słowa te nie padały, to w istocie twórcza reinterpretacja wyszła na dobre, gdyż stanowi niejako zwieńczenie twórczości grupy. Jej idee mają wszak pokryć stary świat tak samo, jak ruta porasta grób sprawcy chłopskiej niedoli.

Krążek jest więc jawnie upolityczniony, przez co recenzent staje przed niebezpieczeństwem popadnięcia raczej w snucie refleksji nad problemami współczesności zamiast klasycznie podsumowywać muzyczne treści. Jednak taki też był cel pomysłodawcy i animatora muzycznego projektu, Macieja Szajkowskiego z Kapeli ze Wsi Warszawa. Nie bez powodu na ostatnich stronach załącznika do krążka znalazły się podziękowania dla wielu polskich squatów, pozdrowienie dla warszawskiej Antify oraz loga kampanii „Muzyka Przeciwko Rasizmowi” i „Federacja Anarchistyczna Kraków”.

Swoistym aktem przybicia „politycznej” piątki z odbiorcami jest – nomen omen – piąty utwór, czyli cover hymnu rosyjskiego punka lat 80. – „Mama – Anarchija”. W jakiś sposób koreluje on również z utworem „Hulajpole!”, którego tytuł jest nazwa miejsca urodzenia Nestora Machny – głównej figury wolnościowego zrywu ukraińskich chłopów lat 1917–1921.

„Na uschod” w porównaniu z „Gore” wypada więc bardzo dobrze – przekaz jest bardziej dobitny (choć bynajmniej nie uproszczony), utwory dłuższe, linia melodyczna bogatsza, wokal dwujęzyczny, a treść niewątpliwie nieszablonowa. Na zakończenie aż się prosi zapytać retorycznie, co będzie kolejną inspiracją R.U.T.A. Być może tym razem pogowanie na sianie odbędzie się przy akompaniamencie rytmów opiewających unikalną formację zbrojną, jaką byli kosynierzy? Taki zwrot byłby niewątpliwie ukazaniem, jak zgarbiony nad pańskim zagonem chłop odmawia pańszczyzny, osadza kosę na sztorc i czyni skok ku wolności, przeobrażając się z poddanego w obywatela. Być może treść ta oszczędziłaby również kapeli w przyszłości kolejnych kłopotów na tle ideologicznym. Rok temu przecież płoccy radni PiS sprzeciwiali się finansowaniu przez miasto imprezy muzycznej, na której miała zagrać „lewacka” R.U.T.A. Już sam fakt wzbudzenia tak silnych kontrowersji wśród konserwatywnych radnych dowodzi, że krążki zespołu warto dołączyć do swej muzycznej kolekcji.

alt