Archiwum
11.03.2013

Pląsy pokolenia shit

Piotr Kuligowski
Muzyka

Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nic dziwnego zatem, że po znakomitej „Dodekafonii” kolejny album Strachów na Lachy – „!TO!” – bije rekordy sprzedaży. Jego okładka, choć wyraźnie odróżnia się od graficznego, surrealistycznego motywu, otwierającego platynowy krążek z 2010 roku, na pierwszy rzut oka sugeruje tematykę „!TO!”. Grabaż i spółka nie zawodzą – ludzkie ciała w najróżniejszych pozach, utrzymane w szarej kolorystyce, dobrze korespondują z treściami 10 utworów. Jest więc tak jak zawsze: niebanalnie, refleksyjnie, nierzadko ostro, zawsze w samo sedno.

Tym razem jednak muzycy wyraźnie postanowili spuścić nieco powietrza z balonu, napompowanego za sprawą „Dodekafonii”. Zamiast rozbudowanych, wysokopiętrowych kompozycji muzycznych oraz poetyckich, surrealistycznych i nadętych (acz w pozytywnym znaczeniu) tekstów słuchacze otrzymują album pełen prostych (jak na tę kapelę), skocznych i wpadających w ucho utworów. Wydaje się wręcz, że – gdyby rozbudować „polityczno-krytyczną” warstwę krążka – „!TO!” mogłoby zostać równie dobrze nagrane za czasów Pidżamy Porno.

„Bloody Poland”, szósta pozycja na „!TO!”, jest swoistym dopełnieniem „Żyję w kraju” z „Dodekafonii”. Grabaż po raz kolejny bez litości i ogródek rozprawia się z polską rzeczywistością. Polakom obrywa się przede wszystkim za utożsamienie patriotyzmu z czczeniem straceńczych bojów i klęsk. „Specyficzny to kraj – o ja pierniczę – gdzie najlepiej sprzedają się znicze”, śpiewa Grabaż, dodając: „Z szablą w ręku i na cokole, wciąż musi swędzieć, wciąż musi boleć”. Jego krytycyzm nie ogranicza się jednak bynajmniej do aspektu świadomościowego. W utworze wytyka także tendencję do chwilowych zrywów zamiast długotrwałej i cierpliwej pracy, ogólną bylejakość, „pociągi donikąd, samoloty donikąd”.

Pointa „Bloody Poland” zawiera przytyk w stronę młodego pokolenia, które nie dąży do zmiany obecnego stanu rzeczy i nie widzi żadnego problemu poza cenzurą w Internecie. „Ty też jej nie chcesz? Nie? No to zuch!!!” – ironizuje Grabaż. O ile jednak „Bloody Poland” można uznać za przedbitewne harce SNL ze współczesną młodzieżą, o tyle albumowa „czwórka” – „Gorsi” – to już frontalny atak. „Jesteście gorsi niż wasi starzy” – śpiewa Grabaż w refrenie podkreślając, że nie czuje wspólnoty z tymi, którzy klikając myszką, mają wszystko; z tymi, którzy nie mogą „się zapalić”. Młodzież została brutalnie określona jako „pokolenie shit i botox party”.

Krytyka zjawisk, narosłych wokół Internetu za sprawą tegoż właśnie pokolenia, jest tematem przewodnim utworu promującego „!TO!”, czyli „I can’t get no gratisfaction”. Tytuł to oczywiście zgrabna parafraza hitu The Rolling Stonesów, a zamiana „satysfakcji” na „gratis-fakcję” służy ironicznemu obnażeniu najczęstszego bodaj zajęcia, któremu Polacy oddają się całkowicie społecznie – internetowemu „trollingowi”. Ceną popularności jest to, że „Jedziemy po was w necie, tak społecznie i za darmo”. Dlatego też portale plotkarskie i fora kipią sensacyjnymi doniesieniami: „Skiba ledwie się na nogach gibał”, „Kukiz dzisiaj od tej wódki już wyłysiał”, „Szyca tryprem zaraziła nierządnica”, i tak dalej. Przekaz utworu jest celny, jednak męczą zastosowane w tekście rymy częstochowskie. Po prostu Grabaż przyzwyczaił wiernych słuchaczy do tekstów skonstruowanych w bardziej ambitny sposób.

Pozostałe minuty na płycie zostały wypełnione przede wszystkim refleksjami dotyczącymi zakochanych. Jak to zwykle jednak w przypadku SNL, nie ma tutaj sielankowej miłości, a happy end jest nadzwyczaj rzadki. W utworze dziewiątym, „Dreadlock queen”, uczucie do drugiej osoby przegrało z jej miłością do heroiny. Grabaż, starym zwyczajem, nie omieszkał przypomnieć o swych poznańskich korzeniach – ostatnie spotkanie chłopaka i uzależnionej dziewczyny miało miejsce na komendzie policji przy ulicy Kochanowskiego. Warto podkreślić, że „Dreadlock queen” zasługuje na uwagę także z powodu interesującej kompozycji – utwór zawiera dwa refreny.

Nieszczęśliwą miłość, a raczej refleksje mężczyzny, którego porzuciła ukochana, ukazuje także płytowa siódemka – „Jaka piękna katastrofa”. W warstwie muzycznej jest ona zdecydowanie lekka, w stylu dawnej Pidżamy Porno, jednak treść okazuje się zdecydowanie pesymistyczna. Odchodząca kobieta „głośno zamknęła drzwi za sobą”, więc nieszczęśnik wygląda jak „dymek z wczorajszego papierosa”. Użyte w tekście rymy krzyżowe są znacznie ambitniejsze niż te z „I can’t get no gratisfaction”, a więc dokładnie takie, do jakich przyzwyczaił nas Grabaż w swej ponad dwudziestoletniej twórczości.

Na zakończenie warto podkreślić, że „!TO!” unaocznia również fakt, że SNL nie powiedziały ostatniego słowa w sferze swojej formy artystycznej. Ostatni album grupy to śmiała wędrówka przez gatunki – krążek otwiera utwór utrzymany w konwencji reggae, by za chwilę zaproponować słuchaczowi kompozycje rock’n’roll’ową czy dance punkową. Śmiałe zabawy brzmieniami i dźwiękiem, odważne szarże słowne, opowieści o nieszczęśliwej miłości, krytyka najmłodszych słuchaczy – ale i danie im dziesięciu utworów, idealnie nadających się do pląsów – „!TO!” chyba najlepsza kwintesencja…

 

Strachy na Lachy, „!TO!”
S.P. RECORDS
09.02.2013

fot. Radosław Polak

alt