Archiwum
25.04.2016

Oficjalna dorosłość

Maciej Bogdański
Film

„Teraz, kiedy uprawiałam już seks, jestem oficjalnie dorosła” – oznajmia Minnie, nagrywając swoje zwierzenia na kasetę magnetofonową, która zastępuje jej tradycyjny pamiętnik. Takie stwierdzenie w ustach piętnastoletniej dziewczyny brzmi zabawnie, ale zważając na to, że znajdujemy się w San Francisco lat 70. – mieście owładniętym hippisowską manią, spływającym alkoholem i wypełnionym narkotykami – dorosłość zmienia nieco swoje znaczenie; starsze pokolenie, oszalałe na punkcie wolności, też nie jest przecież najlepszym przykładem odpowiedzialności i powagi. Czyli przed nami następny film o dziewczynie, która w niesprzyjających okolicznościach musi przedwcześnie stawić czoła samodzielnemu życiu? Rzeczywiście, „Wyznaniom nastolatki” już w pierwszych minutach łatwo przykleić etykietkę. Tak, to kolejny amerykański coming-of-age movie o znajdywaniu własnej drogi i radzeniu sobie z bólami pierwszej miłości, jednak proponujący nieco inne podejście do tematu. Debiut Marielle Heller nie jest może żadną rewolucją, ale udaje się mu wprowadzić nieco świeżości i naturalności do przeżartego stereotypami schematu gatunkowego.

Pod względem fabularnym obraz od razu budzi skojarzenia z fenomenalnym „Fish Tank” Andrei Arnold. I tutaj mamy do czynienia z młodą dziewczyną, która wdaje się w romans z chłopakiem swojej matki, przeżywając pierwsze uczuciowe i erotyczne uniesienia. „Wyznania nastolatki” bliższe są jednak estetyce kojarzonych z festiwalem w Sundance niezależnych komediodramatów niż surowym dokonaniom nowego brytyjskiego realizmu społecznego. Chociaż Heller nie boi się pokazywać mroczniejszych zakątków przedstawianej epoki, z pewną dozą ironii, ale bez moralizatorstwa podglądając na przykład narkotyzujących się przy dzieciach rodziców, jej film bliższy jest optymistycznej opowieści o urokach i problemach młodości niż edukacyjnemu traktatowi o niebezpieczeństwach czyhających na wkraczającą w dorosłość dziewczynę. Nawet w ciężkich chwilach reżyserka pozostaje po stronie swoich bohaterów, nie ocenia ich, lecz empatyzuje i z ciepłem odnosi się do ich wad i przewinień. Do tego kontekst komiksu, wielkiej pasji Minnie, dodaje całości posmaku artystycznej otwartości, nieograniczonej sztywnymi ramami realizmu.

Ale nie oznacza to wcale, że na rzecz tego rezygnuje się z dosadności. Od pierwszego ujęcia powiedziane jest wprost: „Wyznania nastolatki” to film o seksie. Stanowi on podstawę wszystkich konfliktów, przywoływany jest w większości dialogów i nierzadko pojawia się na ekranie. Całe szczęście nie znajdziemy tutaj, wciąż częstej w amerykańskim kinie, pruderii – Heller nie estetyzuje samego aktu i nie wykorzystuje typowo kinowych trików, wynoszących seksualne doświadczenie na piedestał nieosiągalnego ideału. Przede wszystkim bohaterowie nie wyglądają nieskazitelnie pięknie. Nawet Alexander Skarsgård, cieszący się opinią jednego z najprzystojniejszych współczesnych aktorów, dzięki charakteryzacji nie emanuje gwiazdorskim blaskiem. Sceny erotyczne są krótkie i obrazowe; zbliżają nas do postaci, ale nie popadają w wulgarność. To nie lada osiągnięcie, zważając na to, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem co najmniej niepokojącym: Minnie przeżywa w końcu swoje uniesienia z niemal dwukrotnie starszym od siebie mężczyzną. Heller nie ukrywa tego, raz na jakiś czas przypominając widzowi o tej zależności, ale pozostaje wstrzemięźliwa, jeśli chodzi o ocenę; dla głównej bohaterki jest to w końcu pierwsze tego rodzaju doświadczenie – proste i nieskażone żadną moralną ambiwalencją, zwłaszcza że Minnie zdaje się czerpać z seksu ogromną przyjemność.

To właśnie jedna z cech stawiająca „Wyznania nastolatki” ponad gatunkową konkurencję – jako jeden z niewielu filmów tego rodzaju nie boi się ukazywać dojrzewania również w jaśniejszych barwach. Droga prowadząca ku dorosłości, chociaż niełatwa i najeżona pułapkami, to również czas radosnej eksperymentacji i odkrywania własnej osobowości. Obserwujemy, jak z nieśmiałej dziewczyny, przekonanej o posiadaniu poważnych braków w urodzie, Minnie powoli zmienia się w osobę świadomą własnej seksualności i potrafiącą z niej korzystać. Erotyczne i miłosne przygody, jakkolwiek naiwne, niosą za sobą pewne lekcje i zawsze są krokiem do przodu, nawet jeżeli wydaje się, że kończą się oczywistym niepowodzeniem. Przechodząc przez bardzo burzliwy związek, bohaterka zmienia się przede wszystkim wewnętrznie – więcej niż o partnerze uczy się o samej sobie, własnych uprzedzeniach i uczuciach wobec najbliższych. Rozpustna przygoda zmienia się więc w podróż do własnego wnętrza, a „Wyznania nastolatki”, nieco niespodziewanie, przemieniają się w hołd złożony niezależności – osiąganej często w zaskakujący i skomplikowany sposób.

A sama dorosłość? Reżyserka zdaje się mówić, że nie jest celem, a raczej nieustającym procesem, który nie posiada widocznego końca. W formie „oficjalnej” nie istnieje w ogóle; nie zależy też od wieku i od doświadczenia. Minnie przekonuje się w końcu, że jej rodzice, tak samo jak ona, próbują po prostu odnaleźć się w otaczającym świecie, też niepewni, czy wybrana przez nich droga gdzieś ich zaprowadzi. Najbardziej reprezentatywna staje się figura ojca, bezskutecznie próbującego żyć „na poważnie” – w zgodzie z jasno określonymi, sztywnymi regułami. A reguł przecież nie ma; szalona amerykańska kontestacja z powodzeniem wybija to wszystkim z głowy. „Wyznania nastolatki”, skupiając się na konkretnym bohaterze i jego własnym konflikcie, przemieniają się w obraz uniwersalny, trafnie oddający estetykę epoki i poruszający problemy bliskie nie tylko tym, którzy przeżywają akurat trudy dojrzewania. Heller w wywiadach mówi, że chciała, aby po seansie widz wyszedł z kina naładowany pozytywną energią i pewny własnej niezależności. Nie dość, że jej się udaje, to jeszcze nie popada po drodze w banał, o który w filmach o młodych niezmiernie łatwo. Trudno odnieść większy sukces.

„Wyznania nastolatki”
reż. Marielle Heller
premiera: 15.04.2016

alt