Archiwum
13.10.2014

Fabularna pułapka

Michał Piepiórka
Film

„Zaginiona dziewczyna” rozpoczyna się jak kolejny banalny kryminał. Pewnego ranka Nick, zawiadomiony przez zaniepokojonego sąsiada, wraca z pracy i odkrywa, że jego żona Amy zniknęła, a w mieszkaniu widać ślady szamotaniny. Na samym wstępie otrzymujemy więc do rozwikłania tajemnicę oraz kolejne tropy, którymi podąża policja. Wszystko idzie gładko jak w przykładnie napisanym kryminalnym czytadle. Starannie zabezpieczone przez śledczych ślady prowadzą do zgrabnego rozwiązanie zagadki. Jedyną osobą, która miała motyw i była zdolna do zabójstwa, jest mąż zaginionej. Świadczą o tym nie tylko zeznania przyjaciółki zaginionej, ale też głosy mediów, które już orzekły winę małżonka, opierając swoje dochodzenie na kolejnych produkowanych sensacjach. Również widzowi nie pozostawia się wątpliwości co do głównego podejrzanego. Losy bohaterów śledzimy równolegle w dwóch perspektywach czasowych: Nicka – od momentu zaginięcia żony oraz wspomnienia kobiety, zapisane w pamiętniku. Wynika z nich, że mąż był agresywnym tyranem, zdolnym do najgorszego. I właśnie w tym momencie doznajemy pierwszego zawrotu głowy, których Fincher przez resztę seansu nie będzie szczędził.

Miłośnicy twórczości autora „Siedem” odnajdą w „Zagubionej dziewczynie” wszystko to, co najbardziej cenią w filmach Finchera: gęstą atmosferę, zaskakujące twisty, znakomicie poprowadzoną narrację i zabawę schematami. Reżyser wrócił do sposobu opowiadania znanego ze swoich pierwszych filmów, w których cała przyjemność była oparta na nagłym uświadomieniu sobie, że to, co oglądamy, to rodzaj gry – perwersyjnej manipulacji, w którą przyjemnie dać się wciągnąć. W „Zaginionej dziewczynie” jedyną różnicą jest to, że Fincher zastawia na nas pułapkę kilkukrotnie, co z jednej strony, potęguje przyjemność, lecz z drugiej – wzmaga czujność widza na kolejne zwroty akcji.

Zastawiona przez reżysera fabularna pułapka oparta została na stopniowym mnożeniu punktów widzenia. Wraz z rozwojem akcji uświadamiamy sobie zatem, że to, co oglądaliśmy do tej pory, nie było obiektywną relacją wydarzeń, a za każdą narracyjną ścieżką stoi czyjś interes. Na każdym poziomie opowiadania Fincher odwołuje się również do innej konwencji filmowej – mamy więc i elementy melodramatu, i kryminału, i thrillera. Pojawia się obowiązkowa para policjantów prowadzących dochodzenie, jest miejsce dla kłopotów małżeńskich głównych postaci czy wątku mężczyzny samotnie walczącego z dziennikarzami o swoje dobre imię. Sprawne żonglowanie konwencjami również ma nas zwieść. Już sam tytuł (trudno o bardziej banalny dla tego typu opowieści) jest mylący, gdyż sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z kryminałem. Tymczasem narracyjne pułapki mają uwrażliwić widza na zwodniczy status współczesnych obrazów – również filmowych – których ofiarami stali się bohaterowie „Zaginionej dziewczyny”.

Ich losy, a szczególnie Nicka, w dużym stopniu kontrolowane są przez media. „Zaginiona dziewczyna” pod tym względem przypomina „Social network”. Środki masowego przekazu ponownie stają się siłą napędową fabuły. Nick nie może podjąć próby poszukiwań żony, gdyż staje się sensacją dla telewizji – tajemnicze zniknięcie młodej kobiety jest relacjonowane niczym reality show. Mąż musi odpierać zarzuty telewizyjnej prezenterki oraz opinii publicznej, która pod wpływem każdej nowej plotki zmienia o nim zdanie. Telewizja u Finchera to rodzaj symulakrum pochłaniającego rzeczywistość i kreującego jej własną wersję – potężniejszą niż prawda. Ratunkiem i rozwiązaniem nie są szczerość i demaskacja fikcji, lecz poznanie reguł gry i próba przechytrzenia innych zawodników, bo ostatecznie nigdy nie możemy mieć pewności, który z punktów widzenia jest tym najbardziej wiernym rzeczywistości.

Ukazana przez twórcę „Podziemnego kręgu” wizja rzeczywistości kontrolowanej przez media jest bardziej przerażająca niż ta z „Truman show” Petera Weira. U Finchera nie ma papierowego nieba ani sztucznego słońca, są za to ludzie z krwi i kości, których rzeczywistość zmusiła, by odgrywać swoje nieprawdziwe życie. Wszyscy tu coś udają i oszukują się nawzajem, próbując łapać ochłapy prawdy. Relacje międzyludzkie sprowadzone tu są do bardzo fotogenicznej symulacji, którą uwielbia rejestrować oko telewizyjnej kamery.

Nie dajcie się więc zwieść – „Zaginiona dziewczyna” nie jest kolejnym, mrocznym kryminałem, od których zaroiło się ostatnio w kinach i księgarniach. Jest czymś o wiele ciekawszym. Produkcją, która powinna się stać wzorem dla współczesnego kina rozrywkowego – atrakcyjną narracyjnie, nienaganną formalnie, niejednoznaczną,  a przy tym mówiącą coś istotnego o otaczającej nas rzeczywistości. Dlatego będąc świadomym kilku mankamentów, z pełną odpowiedzialnością mogę rzec: „Zaginiona dziewczyna” to naprawdę znakomity film.

„Zaginiona dziewczyna”
reż. David Fincher
premiera: 10.10.2014