Nr 14/2024 Na dłużej

Wyprawić pop w wędrówkę

Paweł Jasnowski
Muzyka Esej

[N]ie jest bynajmniej pewne, czy dźwiękowe molekuły muzyki pop nie wydają już z siebie, tu i ówdzie, jakiegoś rojnego ludu nowego typu[1]

Gilles Deleuze, Felix Guattari

 

A gdy uwzględnimy głęboko sztuczność tego, co występuje w perwersyjnych reterytorializacjach […] wołamy do siebie: jeszcze więcej perwersji, jeszcze więcej sztuczności! Aż ziemia stanie się tak sztuczna, że ruch deterytorializacji sam z sobie zmuszony będzie stworzyć nową ziemię. […] Wystarcza więc odrobina dodatkowego wysiłku, aby wszystko wywrócić i w końcu porwać nas ku innym odległym krainom[2].

Gilles Deleuze, Felix Guattari

 

W 2013 roku Mark Fisher diagnozował, że żyjemy w momencie głębokiego kulturowego spowolnienia, w erze powtórzeń i retrospekcji, i wydaje się, że tak „politycznie, jak i estetycznie możemy spodziewać się więcej tego samego”[3]. Kultura muzyczna przestała tworzyć sny, marzenia na jawie, sugestywne przebłyski światów radykalnie odmiennych. Nastąpił impas libidinalny i ideologiczny; przyszłość została utracona, a sferę tego, co możliwe wyznaczył kapitalistyczny realizm.

Dokładnie w tym roku A.G. Cook, ukończywszy Goldsmith University, gdzie wykładał Fisher, założył wytwórnię PC Music. Pierwszy kontakt z wytwórnią dla wielu słuchających chyba był podobny: kiedy odpalało się muzykę z jej bogatego katalogu, pierwsze, co przychodziło do głowy, to pytanie: „czy oni to robią na serio?”. To przecież, myślało się w pierwszym odruchu, muzyka wypchana po brzegi plastikiem, na domiar złego czerpiąca bezwstydnie z tego, co najbardziej komercyjne. Co o tym myśleć, jak o tym mówić? Nie było wiadomo. Faktem jest, że PC Music zamieszał w kulturze i zmusił pop do wejścia na ścieżkę zmiany.

Kończąc Goldsmith, Cook zetknął się z akceleracjonizmem – szeregiem idei, często wchodzących ze sobą w kolizję, które sugerują, by kapitalizm (poprzez jego akcelerację jako całości) użyć przeciw niemu samemu albo żeby przechwycić część jego tendencji na rzecz sprzecznych z nim celów, jednocześnie wybudzając nas z nostalgicznej melancholii. Z radykalnymi ideami Cook miał zresztą do czynienia od dziecka. Jego ojciec założył awangardowy kolektyw, który wybiegał ku przyszłemu, i tropił jego możliwości, „poprzez projekty, balansujące na granicy możliwości istnienia”. I wraz z matką zabierał go na futurystyczne wystawy, gdzie „wszystkie te szalone rzeczy” robiły na nim duże wrażenie.

Pociągający w PC Music za sznurki A.G. Cook, dopiero w 2020 roku wydał solowy album, będący jego formalnym debiutem. Ale jakiż to był debiut! 7 płyt, 49 utworów, 2 godziny 39 minut muzyki, w której artysta urządził szaleńczą przebieżkę (czy raczej: sprint) po gatunkach i stylach, napychając krążki materiałem przyprawiającym o zawrót głowy, gdzie każda płyta miała inny motyw przewodni, inną dominantę (kolejno: Drums, Guitar, Supersaw, Piano, Nord, Spoken Word and Extreme Vocals). „7G” było wielkim workiem specjałów, z którego wyciągało się a to gumę balonową, a to przesłodzoną watę cukrową, a to rzecz nieznaną, eksplodującą nowym smakiem, każącą sięgać po jeszcze i spodziewać jeszcze-nie-odkrytego. Na 49 utworów składały się szkice, pełnowymiarowe kompozycje i covery: Blur („Beetlebum”), Charli XCX („Official”), The Strokes („The End Has No End”), The Smashing Pumpkins („Today”), i potężne, przebijające pierwowzory, „The Best Day” (Taylor Swift) i „Idyll” (Life Sim).

Poza nostalgizację

Cook jest konsekwentnie inkluzywny i antyelistyczy. Nie oddziela tego, co wysokie, od tego, co niskie[4], nie dzieli dźwięków na lepsze i gorsze, style właściwe i przaśne. Zarazem nie chodzi mu jedynie o proste angażowanie dowolnego patentu z nieprzebranego bogactwa (które wyłania się po takim otwarciu), lecz także o branie zabiegu, który jest terytorialny, po to, aby przekształcić go od wewnątrz i zdeterytorializować. Muzyka Cooka et consortes nie pozbywa się (tego czy innego) wyświechtanego zagrania, nie żegna nawet z jego niewłaściwym użyciem, lecz, jak mówią Deleuze i Guattari, unosi go ze sobą, posługując się nim niczym odskocznią. Widać to dobrze w „Oil of Every Pearl’s Un-Insides”[5] SOPHIE, która czerpie z melodii terytorialnych i popularnych, wszczepiając do nich nowy zalążek, pozwalając zakraść się do nich zniekształceniom, wyprawiającym je w wędrówkę. Zmarłej „matce chrzestnej hyperpopu” udało się (najpełniej) odkształcić fakturę popu i wykreować jej radykalną przyszłość. Na „Britpop” Cook składa jej czuły hołd.

Bo też, dodajmy, ani ona, ani Cook nie grzęzną w tym, co przeszłe, nie ulegają retro-skrzywieniu, nie zamykają się w cyrkularnym powrocie tego samego. Raczej wykorzystują dźwięki, by podążać w nowym kierunku, szukać innych możliwości i połączeń. Nurkują w nieznane, artykułując to, co przyszłe, jako część teraźniejszości. Ich odnalezienie siebie jeszcze przed erą PC Music było dla AG wydarzeniem. „Nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki istnieje, a już na pewno nie w Londynie, [ktoś] z tak silną wizją i niemal całkowitym brakiem szacunku dla granic między popem a sztuką eksperymentalną”. Cook nie miał wtedy wielu sojuszników, scena była zafiksowana na dubstepie i indie rocku, a jego muzyka oceniana jako „kiczowata odyseja”, mrzonka, z której z pewnością się wybudzi. SOPHIE zaś miała wiarę we wszystkie wyjątkowe cechy, jakie może mieć pop. Oboje podzielali także wiarę w to, że ich muzyka może opisywać rzeczy, które sami ledwie zaczynają rozumieć.

Rozciąć parasolkę

Cook to maszyna do tworzenia dźwięku – szaleńczo kreatywna, niewyczerpana, niewahająca się ani chwilę, by skoczyć na główkę. Banał chadza u niego pod rękę z wyrafinowaniem, dzikie z oswojonym, gorzkie ze słodkim. Wokale są przetwarzane, syntezatory mdląco słodkie, dźwięki pulsujące, tempo zawrotne. Nowy „Britpop” nie jest, wbrew nazwie, próbą jakiegoś (ukośnego) odpomnienia nurtu kojarzonego między innymi z Oasis. W tytule, po który sięgnął Cook, uwiodła go wpisana w oba człony słowa trudność. Brak jest bowiem zgody co do brytyjskości, którą zaczął zaciekle tropić w czasie pandemii, jak i popu. „[N]ie ma już dziś [jego] głównego nurtu, czy pop jest tylko tym, co popularne?” – mówi muzyk. Te myśli stały się impulsem do stworzenia 24-utworowej opowieści o współczesnej brytyjskości, a zarazem o popie.

Na „Britpop” składają się trzy płyty. Pierwsza („Past”) jest bez reszty elektroniczna; tytułowe wychylenie wstecz nie jest dalekie, dlatego słuchacze określają ją jako futurystyczną. W istocie to spacer po historii hyperpopu, co w przypadku Cooka oznacza jego własną historię. Drugi krążek („Present”) skupia się na songwritingu; dominują tu gitary i klasyczne brzmienie. Trzeci („Future”) to skok w nieznane, który zachwyca skalą dystorsji, przesterowań i progresji akordów. Każda kompozycja, mówi Cook, „podejmuje jakieś dziwne ryzyko”, ale przez to może do czegoś prowadzić, „otwierać okno na coś innego”, na jakieś inaczej, jakieś gdzie indziej.

Jeden z krytyków pisał kiedyś, że PC Music może przytłaczać ładunkiem sonicznym, i „panicznym strachem przed nieznanym”. Nie mylił się. Na dowód powiedzmy, że w recenzji debiutu SOPHIE inny krytyk komentował opinie, że „Oil of Every Pearl’s Un-Insides” brzmi jak zbiór hitów popowych z XXII wieku – i mówił, że jest to w pewnym sensie wada. Czy jednak arcydzieła nie są zawsze komponowane w obcym języku? W stylu jeszcze nie istniejącym? Skierowane w stronę nieznanej praktyki?

Jak rozumieć ten lęk, tę obawę? W „Co to jest filozofia?” duet Deleuze/Guattari sięga po metaforę parasolki, by opisać, jak działa sztuka i co jest jej stawką. Powiada, że ludzie ciągle tworzą osłaniającą ich parasolkę: na jej spodzie zaznaczają firmament i zapisują swe „konwencje, swoje mniemania”, tymczasem to one są źródłem nieszczęść[6]. Rzeczą sztuki jest walka z nimi[7]. Artysta nie tylko nie rozkłada parasola, ale rozcina go, „rozrywa nawet firmament, ażeby pozwolić wniknąć niewielkiej ilości wolnego i wietrznego chaosu i obramować niespodziewanym światłem wizję ukazującą się poprzez szczelinę”[8]. Czy nie to właśnie robi Cook?

Dorównać nieskończonemu

W „Prismatic” Cook czyni użytek z przesteru wokalu, wyrywając go z jego terytorialności, posuwając logikę tego chwytu do granic, rozpędzając pocięty, rozszczepiony wokal do maksimum. Muzyk czerpie z chaosu, porywa nas aż po jego granice (skąd wracamy z czerwonymi oczami), nie rozpuszczając w nim jednak całkiem zarysowanej formy. Słuchając, zaczynamy rozumieć formułę Deleuze’a/Guattariego, że „[b]yć może istotą sztuki jest przebieganie przez to, co skończone, ażeby odnaleźć, przywrócić nieskończoność”[9]. Cała sztuka – która, dodajmy, Cookowi się udaje – polega być może na tym, by zachować spójność, nie tracąc zarazem nieskończoności. Podobne pobudzenia uruchamia 10-minutowy opener („Silver Thread Golden Needle”), który startuje niepozornie, by po chwili rozwinąć się w pędzącą kawalkadę syntetycznych dźwięków, na której tle z wolna zarysowuje się temat. Pojawiają się obowiązkowe zapętlone wokale, hand-clapy i dudniące kopnięcia. Tempo narasta i opada, powodując zadyszkę. Dźwięk wybucha i gaśnie, sprawiając, że pulsują żyły i arterie.

Cookowi udaje się zagarnąć nas, sprawić, żebyśmy stracili na chwilę głowę, rozpuścili w rozpędzonym dźwięku swoją formę (byciem mężczyzną, kobietą itd.); żeby dokonało się coś w rodzaju konwersji do tego, co pierwotne; żebyśmy znaleźli się na szlaku ku temu, co bezznaczeniowe, bezpodmiotowe; i wymknęli się się krępującym życie siłom.

Na wielkiej prędkości i dynamice zrobiony jest też „Out of Time”. Wsysa w siebie także „Soulbreaker”, hipnotyczny banger, oraz „Without”, przy pracy nad którym Cook nagle zauważył, że „progresja akordów podobna jest do „Bipp”, głośnego singla SOPHIE. Jej wpływ odciska się także w „Silver Thread Golden Needle”. Cook z rozmysłem rozprasza jej ślady, bojąc się, że jej wyjątkowy głos może zniknąć. Zarazem powiada, że ten głos istnieje w sposób pewny „jest tutaj teraz […]. Może stał się częścią mnie”.

Na granicy kapitalizmu

Czy każde ustępstwo wobec tego, co masowe, to po prostu zwrot w stronę kapitalizmu? Czy też w grze, która podjął Cook (tej agresywnej artykulacji teraźniejszości) należy upatrywać szansy, zdolnej nawet najsilniej fetyszyzowane obszary masowej kultury obrócić na własną korzyść? Jako że Cook nie stworzył nigdy manifestu, pozostaje sporne, czy – jak pisze Blackburn – ulokowanie piękna PC Music „w skomercjalizowanym, cyfrowym świecie” jest krytyczne, afirmatywne czy nihilistyczne[10]. Muzykę labelu raz więc widzi się jako rewolucję, innym jako hańbę adaptacji. Raz jest to akceleracjonistyczny pop, który toruje drogę postkapitalistycznej przyszłości, kiedy indziej – muzyka, która stwarza potencjalne ryzyko bezkrytycznej relacji do aktualności, oskarżana o to, że jej „ironia przerodziła się w bezmyślny współudział”.

Czy nie są to jednak uogólnienia? Czy nie jest wskazane raczej punktowe „opukiwanie” konkretnych praktyk niż pochopne, wszystko-obejmujące formuły? Sam Cook być może nie uosabia ideału śnionego przez Fishera, ale bez wątpienia nie jest cyniczny jak Land i CCRU[11]. Porusza się gdzieś na granicy kapitalizmu, będąc jego rozwiniętą tendencją, a zarazem siłą, która go przekracza. Idzie na przód, czasem błądząc i potykając się, ale ciągle zmierza przed siebie, ciągle dalej, aż po granice wyobrażalnego.

Fisher kończy swój esej słowami Foucault, że celem nie jest odzyskanie tego, co utracone, uwolnienie naszej uwięzionej natury, ale raczej ruch w kierunku czegoś radykalnie Innego. Chodzi o coś, „co jeszcze nie istnieje, co do czego nie wiem, jak ani czym będzie”[12]. Czy nie o to walczy Cook? I czy próbą tego kierunku nie jest „Britpop”, o którym sam autor mówi, że to album sugerujący, „że przyszłość może mieć wiele różnych form albo może być czymś więcej niż jedną rzeczą”. Jak w każdej dobrej sztuce w „7G” i „Britpopie” celem jest „nowe postrzeganie, słyszenie, myślenie, kochanie”.

A.G. COOK, „Britpop”
New Alias / NEW611
2024


Przypisy:
[1] G. Deleuze, F. Guattari, Tysiąc Plateau, tłum. zbiorowe, Warszawa 2015, s. 423.
[2] G. Deleuze, F. Guattari, Anty-Edyp. Kapitalizm i schizofrenia, tłum. Tomasz Kaszubski, Warszawa 2017, s. 374.
[3] M. Fisher, “A social and psychic revolution of almost inconceivable magnitude”: Popular Culture’s Interrupted Accelerationist Dreams, E-flux 46, 2013, s. 1
[4] Zob: A. Blackburn, Queering accelerationism: Virtual ethnography, PC Music, and the temporal politics of queerness (Master’s Dissertation), Oxford 2021.
[5] Dodajmy jednak, że artystka nagrała go dla innego labelu – Transgressive.
[6] G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, przeł. P. Pieniążek, Gdańsk 2000, s. 216, s. 228.
[7] „[S]ztuka jest tworzona w tym samym stopniu z chaosu co z mniemania; jeśli jednak zmaga się z chaosem, to po to, aby przejąć jego broń i zwrócić ją przeciwko mniemaniu, by za pomocą sprawdzonej broni skuteczniej ją pokonać”, G. Deleuze, F. Guatari, Co to jest filozofia?, s. 225-226
[8] Ibidem, s. 225
[9] G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, s. 216
[10] A. Blackburn, Queering accelerationism, op. cit., s. 28-29
[11] Matt Colquhoun uparcie zestawia estetykę PC Music z Landowską wersją akceleracjonizmu, i choć nie uważa, że jej muzyka jest ścieżką dźwiękową do tej idei, to wskazuje na ich powiązanie, które szczególnie ma się wyrażać w formule Cooka: „aggress the present”. Zafiksowanie się na – dość redukcyjnej skądinąd – interpretacji, sprawia, że Colquhoun jakby prześlepia cały potencjał tej muzyki i obecne w niej poszukiwania, eksperymenty i opukiwania przyszłości.
[12] M. Foucault, Remarks On Marx, New York: Semiotext(e), 1991, s. 121, cyt. za: M. Fisher, A social and psychic revolution…