Nr 22/2023 Na teraz

Własne błędy

Michał Piepiórka
Film

Gdyby szukać wzorów, do których najbliżej filmowi Jakuba Michalczuka, to należałoby udać się za ocean. „Miało cię nie być” całymi garściami czerpie z amerykańskiego kina niezależnego spod znaku festiwalu Sundance. Estetyka, dialogi, struktura scenariusza, a nawet tonacja – to wszystko doskonale rozpoznają widzowie obeznani w twórczości takich autorów jak choćby Paul Weitz. Ale opowieść powstała na podstawie scenariusza Katarzyny Sarnowskiej mocno – i to całe szczęście – tkwi w polskim tu i teraz.

Od pierwszej sceny jest jasne, co jest głównym tematem filmu. Nastoletnia bohaterka niezgrabnie domaga się reakcji pracownika poczty, nieskorego do poszukiwania zaginionej paczki. Mężczyzna twierdzi, że doskonale wie, co w niej było (wnioskuje z adresu nadawcy), a rzekome zaginięcie dziewczyna powinna potraktować jako boską interwencję, dar od losu. Na środki farmaceutyczne z zagranicy siedemnastoletnia Mańka nie ma co liczyć. Nie pozostaje więc jej nic innego, jak zebrać kilka tysięcy złotych i udać się „na wycieczkę” do Czech.

Z amerykańskich filmów niezależnych Michalczuk z Sarnowską wzięli estetyzowanie codzienności, która niby pokrywa się z naszym doświadczeniem, ale jednak wygląda nieco lepiej. Bo ojciec Mańki mieszka w efektownym lofcie, jeździ stylowym wozem sprzed kilku dekad, a ona jest alternatywką, ale taką raczej z amerykańskich seriali o nastolatkach niż z polskiego liceum. Struktura scenariusza sięga do kina drogi – szczególnie chętnie eksploatowanego przez północnoamerykańskie filmy niskobudżetowe. Jak w „Babce” Weitza bohaterowie odwiedzają kolejne osoby, by nie tyle przybliżać się do celu, ile poszerzać swoją świadomość. Bo podróż jest tu raczej metaforyczna – choć postaci są w ciągłym ruchu, to tak naprawdę nieustannie kręcą się w kółko, szukając najlepszego wyjścia. Twórcy zdają się odwoływać do stylu amerykańskich produkcji, w których ważny problem społeczny podejmowany jest bez zadęcia, z odczuwalnym ciepłem, ze szczyptą wzruszenia i humoru. Trzeba przyznać, że mamy do czynienia ze świetną imitacją – a wpuszczenie odrobiny amerykańskiego powietrza do rodzimej kinematografii okazało się ożywcze.

Film jednak nie ucieka od polskich realiów. Wręcz można powiedzieć, że wyrasta z politycznego fermentu, buzującego w kraju od dłuższego czasu. Historia Mańki wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie drakońskie regulacje prawne. Zamiast udać się prosto do kliniki, dziewczyna próbuje kolejno zdobyć farmaceutyki z zagranicy, zebrać pieniądze na wyjazd do Czech, załatwić receptę na środek wczesnoporonny, aż w końcu znaleźć zaufanego lekarza, który podejmie się zabiegu na miejscu. I choć kontekst polityczny jest obecny w historii przez cały czas – determinuje przecież los dziewczyny, każe jej podjąć taką, a nie inną drogę, wydłuża proces i ewidentnie stoi na przeszkodzie podjęciu przez bohaterkę autonomicznej decyzji dotyczącej jej ciała i przyszłości – to stanowi znaczące co prawda, ale jednak tło. Bo „Miało cię nie być” jest raczej rodzinnym dramatem, w którym ważniejsze od walki o zmiany w prawie jest budowanie relacji między zagubionymi bohaterami.

Rzadko widywany przez nastoletnią bohaterkę ojciec, tinderowy bon vivant, otwarcie mówi, że nie chciał wychowywać dziewczyny, bo go od dziecka wkurzała, a ślub z jej matką był błędem. Mimo to Mańka i Michał wydają się dogadywać świetnie, co zresztą trąci scenariuszowym fałszem. A może po prostu są bardziej do siebie podobni, niż im się wydaje. Dziewczyna zrobi zresztą wszystko, by uniezależnić się od matki – dogada się nawet z ojcem, który nie ma dla niej ani czasu, ani cierpliwości. Wiele w tej relacji można wytłumaczyć okolicznościami. Michał, choć żyje lekko i na własnych zasadach, a może właśnie dzięki temu, szybko orientuje się, po co dziewczyna się pojawia, i rozgrywa tę sytuację po swojemu. Jest w tym trochę rywalizacji i przekory, ale znacznie więcej ciepła i – mimo wszystko – rodzicielskiej odpowiedzialności.

mat. prasowe Kino Świat

Z łatwością można wybaczyć pewne psychologiczne nieścisłości ze względu na niezwykłą energię, która łączy parę głównych bohaterów. Pojawiła się ona pewnie również dzięki wcielającym się w filmowe postaci Borysowi Szycowi i jego córce Sonii Szyc. Debiutująca przed kamerą młoda aktorka emanuje niepewnością i zagubieniem, gra niezgrabnie i z widocznymi niedociągnięciami warsztatowymi, ujawniającymi się choćby w dykcji. Ale reżyser potrafił przekuć te wady w zalety i tak zbudował postać Mańki, by niedociągnięcia zszyły się z cechami charakteru niepewnej siebie bohaterki.

Jednak największa zaleta filmu bierze się z czegoś innego. W toku opowieści udało się zadać kilka niezwykle trafnych pytań, które kierują kwestię aborcji w nieoczywiste rejony. Nikt tu ani przez moment nie podważa prawa kobiet do stanowieniu o własnym ciele – to wydaje się aż zanadto oczywiste. Przekonanie to wcale nie wymazuje znaków zapytania, jakie pojawiają się w związku z aborcją. Bo nie można udawać, że nie wiąże się ona z licznymi konsekwencjami – zarówno zdrowotnymi, jak i psychicznymi. Choć to wciąż nie te konsekwencje są w tym przypadku najważniejsze. Twórcy filmu przekonują, słusznie zresztą, że najistotniejsze jest to, by podjęta decyzja była autonomiczna, własna i w pełni przemyślana. Bo – jak pada w pewnym momencie – „ważne, by móc popełniać swoje, a nie cudze błędy”, dzięki czemu na życiu kobiety nie odcisną się żadne niedopowiedzenia ani pretensje.

Jest w takiej postawie wiele dojrzałości, jakiej zabrakło filmom, które z jednej bądź drugiej strony ideologicznego sporu przedkładają swoje „niepodważalne” argumenty ponad zdanie innych. Ostatecznie bowiem chodzi o prawo do wyboru. Co – jak na stan rodzimej debaty publicznej na ten temat – i tak jest postulatem dla wielu nieakceptowalnym.

Zresztą, co może być dla wielu zaskoczeniem, wymowa filmu wcale nie jest daleka od postawy konserwatywnej, mimo że ani na moment Michalczuk i Sarnowska nie dyskutują o prawie do samostanowienia. Bo choć mówi się o wyborze, a my możemy towarzyszyć bohaterce w jej niełatwych decyzjach, to „Miało cię nie być” prezentuje ją jednak w kategoriach konserwatywnych. Twórcy szukają odpowiedzi na zadane pytania w instytucji rodziny, a z figury ojca tworzą postać oświeconego mędrca, który – co prawda z dobrej woli – ale jednak narzuca młodej, niedoświadczonej dziewczynie własne rozwiązania. I jest to problematyczne, nawet jeśli jego słowa mają na celu oddanie kontroli nad sytuacją dziewczynie. Wreszcie to mężczyzna – ojciec – w formule mansplainingu mówi kobiecej bohaterce „jak jest”. I to w temacie jakże arcykobiecym.

Mimo to może cieszyć, że rodzima kultura problematyzuje kwestię aborcji w innych kategoriach niż etycznych (przynajmniej w rozumieniu etyki katolickiej), że przenosi dyskusję na inny poziom – i że popełnia przy tym błędy. Z nich przecież zawsze płynie jakaś nauka.

„Miało cię nie być”
reż. Jakub Michalczuk
premiera: 27.10.2023