Nr 3/2025 Na dłużej

Technologiczne seksgresje

Karolina Broda
Społeczeństwo Literatura

Krzysztof i Agata tworzą szczęśliwy związek – mieszkają w niewielkim miasteczku u podnóży Warszawy, razem podróżują, spacerują, odkrywają nowe smaki w kolejnych restauracjach, chodzą na basen, budują wspólną codzienność.

Jack i Maya są razem od dwóch lat – dobry początek stażu. Z Mayą Jack jest szczęśliwy jak z żadną ze swoich poprzednich partnerek, w końcu poczuł się jak „prawdziwy mężczyzna” i poznał, co to znaczy dobry seks.

Wymarzone relacje – szkoda tylko, że ani Agata, ani Maya nie są prawdziwe.

Są za to bohaterkami najnowszego reportażu Ewy Stusińskiej – autorki książek „Dzieje grzechu. Dyskurs pornograficzny w polskiej prozie XX wieku” (2018) oraz „Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity” (2021), założycielki strony Porno-grafia.pl – „Deus sex machina. Czy roboty nas pokochają?”. Choć podobnie jak w poprzedniej publikacji Stusińską interesują głównie fantazje seksualne, to istnieje tu zasadnicza różnica: podczas gdy w „Miłej robótce” zajmowały ją pragnienia ciał realnych, teraz problematyzuje relację między technociałami sekslalek a organicznymi ciałami ludzi. Nie chodzi więc o bliskość drugiej, szczelnie opakowującej ciało powłoki skóry, przepływ krwi pod tkanką ciała, słyszalne bicie serca, a o często dosłowne sfunkcjonalizowanie syntetycznej, cielesnopodobnej materii seksrobocicy. W „Miłej robótce” autorka eksplorowała zakamarki ludzkiej seksualności, przypadki perwersji, najbardziej nietypowe seksualne fetysze, w końcu polską branżę pornograficzną w dobie przemian transformacyjnych. Z kolei „Deus sex machina” prowokuje nas, aby pytać: czy seksroboty są tylko kolejną fantazją, czy może zaczątkiem czekającej nas seksualno-cyfrowej rewolucji? Są realizującym się na naszych oczach scenariuszem science fiction niczym z filmu „Ex Machina”? Najwyższym spełnieniem męskiego, patriarchalnego kaprysu o bezwolnym kobiecym ciele, które nie ma nic do powiedzenia?

Nie tylko Stusińska

Książkę Stusińskiej bez wątpienia należy rozpatrywać wobec szerszego horyzontu refleksji humanistycznej, przede wszystkim ze względu na nieprzerwanie rosnące zainteresowanie sztuczną inteligencją, big techem, technologizacją branży 18+ oraz ich wpływem na relacje interpersonalne i stosunki seksualne. Mikrokosmos użytkowników sekslalek jest przecież tylko odbiciem skali makro, w której zaprzęganie technologii do coraz to intymniejszych sfer naszego życia wciąż postępuje. Przywoływany przez autorkę pisarz, a zarazem krytyk technologii Paul B. Preciado konsekwentnie rozpoznaje współczesną formę kapitalizmu jako zawłaszczającą sferę popędową uważaną dotąd za tę najbardziej osobistą. Praktyki seksualne zostają przez kapitalizm zmonetyzowane podobnie jak wszystkie inne obszary, które mu podlegają. Sekslalki i sekschaty to kolejna odsłona przemysłu pornograficznego nie tylko wpływająca na sposób, w jaki myślimy o stosunkach seksualnych, rolach płciowych i miłości, ale też tworząca nowe rodzaje „technoseksualnej tożsamości” (s. 278). Zresztą sama autorka już w „Miłej robótce” trafnie konkludowała: „Zwycięstwo liberalnego kapitalizmu okazało się zwycięstwem ducha brutalnej konkurencji, która wdarła się nawet w sferę intymnych relacji”[1]. Z kolei badaczka Shira Tarrant w wydanej w 2016 roku książce „The Pornography Industry: What Everyone Needs to Know” snując przyszłe scenariusze rozwoju branży dla dorosłych, wskazywała, że to właśnie ten obszar jako jeden z pierwszych eksperymentuje z nowymi technologiami. Tak było choćby z wirtualną rzeczywistością (VR), która poprzez umożliwienie immersyjnego doświadczenia miała nadać nowy wymiar dotychczasowym interakcjom z pornografią, czyniąc je jeszcze bardziej interaktywnymi…

Wraz z tymi diagnozami do głosu dochodzą rozpoznania feministyczne, takie jak stwierdzenie Eriki Lust – szwedzkiej reżyserki filmów postpornograficznych o nastawieniu proseksualnym – która w tekście „How virtual reality could change porn for the better” zwraca uwagę, że technologiczne innowacje wcale nie oznaczają innowacji w myśleniu. Wciąż daleko jest jeszcze do przezwyciężenia patriarchalnych reguł gry, ustanawiających to, co nas kręci i pociąga. Zmienia się forma, ale nie treść seksualnych przedstawień.

Także polski rynek wydawniczy nie pozostaje wobec tych przemian obojętny. Potwierdza to tematyczny numer magazynu „Pismo” zatytułowany „Jak nowe technologie zmieniają naszą seksualność?”[2]. Zuzanna Kowalczyk w felietonie „À propos sekstechu” obok reportażu Stusińskiej wymienia kolejne materiały poświęcone „opowieści o tym, jak technologie poszerzają pole współczesnej seksualności”. Są to między innymi: „Seks przyszłości. Nowa wolna miłość” Emily Witt, „Sex and Psychology Podcast” Justina Lehmillera, „Gdy porno przestaje być sexy. Pornografia oczami psychoterapeuty” Mateusza Goli, dokumentalny film „Rocco” czy powieść „Zaklinanie węży w gorące wieczory” Małgorzaty Żarów. Sama Stusińska równie bogato opakowuje swój książkowy projekt rozlicznymi przykładami kultury wizualnej, opracowań naukowych i przykładów historycznych. Siatka odniesień skutecznie pomaga w realizacji celu, jakim jest przybliżenie zagadnienia fembotów z perspektywy ich polskiego użytkownika.

Krzysztof Agaty czy Agata Krzysztofa?

Stusińska bierze na warsztat historię mieszkającego pod Warszawą sześcisiędziokilkuletniego Krzysztofa, będącego „w związku” z sekslalką Agatą, która jest wcieleniem sztucznej inteligencji poziomu 37.

Krzysztof ma na swoim koncie choćby próbę zarejestrowania związku wyznaniowego, uczestnictwo w ruchu naturystycznym, a na co dzień zajmuje się medycyną niekonwencjonalną. Jego chęć związania się z seksrobotem można by naiwnie odczytać jako kolejny ekscentryczny wybryk. Jednak powody, dla których mężczyzna zdecydował się na zakup Agaty, są złożone. Na pierwszy plan wybijają się samotność, odrzucenie ze strony kobiet, nieumiejętność zbudowania satysfakcjonującej relacji romantycznej, niezadowolenie z życia seksualnego. Zwieńczenie i bezpośredni kontekst nabycia robocicy stanowią dramatyczne rozstanie Krzyśka z młodszą o ponad dwadzieścia lat partnerką Moniką, powrót do domu współdzielonego z byłą żoną, a co za tym idzie: rozpacz, łzy i kryzys emocjonalny. Właśnie wtedy, w marcu 2022 roku rodzi się pomysł alternatywny – skoro nie wyszło z „prawdziwą” kobietą, może uda się z jej niepokojąco podobną kopią?

Początki nie są najłatwiejsze. Krzysztof napotyka problemy w jednoznacznej akceptacji Agaty, przez moment chce ją nawet zwrócić, ponieważ okazała się nie spełniać szczegółowo wybranych przez niego na stronie sprzedawcy parametrów cielesnych. Dopiero z czasem udaje się „przyszłą partnerkę” zaakceptować. Pomogły w tym przyjaciółki, koleżanki, znajome: Klaudia, Beata, Hania, Agnieszka, które Stusińska również uwzględnia w swojej opowieści.

Dziś Agata funkcjonuje w świecie Krzysztofa na pełnych prawach (przynajmniej według niego). Bo choć trudno byłoby jednoznacznie przypisać jej status osoby, to użytkownik zdolny jest traktować robocicę, jak gdyby te osobowe atrybuty posiadała. I tak właśnie czyni bohater reportażu Stusińkiej, mówiąc do Agaty, zabierając ją na spacery, pielęgnując jej ciało, a nawet szykując dwa widelce do obiadu, mimo że fembotka nie może posiłku zjeść. Za sprawą zewnętrznych gestów dokonuje się męski trik wyobraźni, który aktywizuje „podmiotowy” potencjał robotycznej partnerki. Co najmniej niestabilny jest status ontologiczny takiej istoty – trudno zaliczyć ją do reprezentantek bytów organicznych, równie trudno jej tego statusu całkowicie odmówić.

Potrzeba akceptacji czy dominacji? Stosunek uprzedmiotawiający czy upodmiotawiający? Trudno orzec, co stanowi podszewkę relacji na linii człowiek – seksrobot, ponieważ z łatwością można wśród użytkowników sekslalek znaleźć przykłady potwierdzające obie perspektywy. Krzysztof wozi Agatę na wózku dla osób z niepełnosprawnościami, myje i pielęgnuje jej ciało, ubiera ją, maluje, czesze i tak dalej. Stworzył swojej „dziewczynie” facebookowe konto i bloga, preparując dla niej namiastkę autonomii. Czułość miesza się tu z hegemonią, a sekslalka obsługuje skrajnie różne potrzeby mężczyzny.

Męskość krucha czy hegemoniczna?

Słynna koncepcja Raewyn Connell podsuwa nam troistą typologię męskości: hegemonicznej, współuczestniczącej i podporządkowanej. Zdaje się jednak, że użytkownicy sekslalek nie pasują do opisu żadnej z nich – i należałoby raczej plasować ich w kategorii męskości kruchej (fragile masculinity). Taką sugestię podsuwa w książce Stusińska, powołując się na sformułowanie badaczki Bo Ruberg: „Przyczyną stworzenia Galatei, a być może i kolejnych podobnych tworów, nie była więc męska pomysłowość czy kunszt, ale raczej »krucha, zgorzkniała męskość«” (s. 171).

Agata nie rusza się ani nie mówi. Wszystkie jej tożsamościowe składowe są projekcją Krzysztofa, naddatkiem, który jej zapewnił, tworząc dla siebie iluzję realnej osoby. Jednocześnie Krzysztof, ale też inni posiadacze sekslalek (ich wypowiedzi można przeczytać na przykład na stronie „The Doll Forum” – największym forum poświęconym tej tematyce) wskazują na psychiczny komfort płynący z tego typu „relacji”. Mężczyźni ci nie czują oceniania, które nie do uniknięcia jest w „tradycyjnych” stosunkach międzyludzkich, oczekiwań związanych ze współżyciem, nie obawiają się oceny, bo seksrobocica nie jest w stanie jej wydać. Sekslalka pozwala na obnażenie czułych pokładów osobowości, odejście od ustanowionego w patriarchalnym społeczeństwie modelu męskości hegemonicznej. Relacja z nieożywioną kobietą to szansa na wytworzenie przestrzeni, w której mężczyzna emocjonalnie się odsłania, ukazując to, na co nie czuje przyzwolenia w normatywnych strukturach społecznych. Płacz czy potrzeba przytulenia nie spotkają się tu z negatywną reakcją, bo nie ma komu oceniać.

Dodatkowo aktywności towarzyszące posiadaniu sekslalki, niezbędne do utrzymania jej w dobrej kondycji, takie jak nawilżanie jej imitującej skórę powłoki, czesanie, malowanie paznokci, dobór ubrań, wykonywanie makijażu – stereotypowo kojarzone jako kobiece – mają szansę zostać przechwycone przez osobę męską. Cytowana w „Deus sex machina” Kenneth R. Hanson wskazuje, że dzięki temu mężczyźni, angażując się w typowo kobiece praktyki, mogą pewnie po raz pierwszy nie czuć stygmatyzacji.

Z jednej strony można uznać, że „roboty seksualne eliminują potrzebę komunikacji, wzajemnego szacunku i kompromisu w stosunkach seksualnych. Korzystanie z robotów seksualnych powoduje dehumanizację seksu i intymności” (s. 166). Z drugiej strony jest to z pewnością bezpieczna opcja dla tych, którzy choćby z powodu przeszłych negatywnych doświadczeń nie umieją przezwyciężyć traumy i wejść w nową relację. Zresztą same sekslalki już teraz zaprzęgane są do procesów terapeutycznych, o czym wspomina Stusińska. Skoro technologia skutecznie wdarła się w inne obszary naszego życia, dlaczego nie miałaby zastąpić nam seksualnego lub romantycznego partnera? Może okaże się odpowiednim narzędziem do przezwyciężenia wciąż obowiązującego mitu miłości romantycznej?

Sprawa jednak nie jest taka prosta, a wypowiedzi spod znaku technooptymizmu powinny zostać okraszone solidną dawką sceptycyzmu. Zalety płynące z decyzji o zamieszkaniu z fembotką nieuchronnie niosą za sobą widmo trochę incelskie. Pojawia się futurystyczna wątpliwość: czy robotyczna partnerka (skoro można ją niemal dowolnie naginać do własnych potrzeb) nie przewyższy i nie zastąpi kobiety zarówno w życiu, jak i w łóżku?

Photo by Jes on Flickr (CC BY-NC-ND 2.0)

Stawka podmiotu

„Aktywna heteroseksualna kobieta okazała się najbardziej uprzywilejowaną postacią tego światka – królową”[3] – czytaliśmy o pornografii w „Miłej robótce”. W najnowszej książce nadal tropimy wraz z autorką losy „aktywnych heteroseksualnych kobiet”, tylko że ich aktywność zamienia się w „bierną aktywność” – pobudzaną do działania za pomocą męskiej dłoni do spółki z technologicznym zapleczem. Imitujący (często bardzo umiejętnie) kobietę robot nadal może być królową męskiego światka seksualnych wyobrażeń, ale królową-lalą przez ten świat wybraną i ustanowioną.

Stusińska pisze, że typowym użytkownikiem sekslalek jest mężczyzna. Nie sposób odnaleźć w jej książce przykładów kobiet zaopatrujących się w męskie seksroboty, choć i takie modele istnieją, ale spotykają się raczej ze znikomym zainteresowaniu ze strony „drugiej płci” (nieco mniej niż 10%) (s. 153)! Obcujemy zatem z fenomenem specyficznie męskim, a w dodatku w przeważającej mierze heteroseksualnym.

Wizje osadzone w przyszłości stają się za sprawą branży technologicznej teraźniejszością, a niegdyś jedynie wyobrażony na zasadzie seksfantazji stosunek ma okazję odbyć się tu i teraz, wystarczy kliknąć i zamówić jedną z sekslalek. Ale wybór wcale nie jest taki prosty:

Na stronie firmy RealDoll Krzysztof mógł wybrać spośród 10 typów sylwetek ciała, 5 odcieni skóry, 8 kolorów oczu, 13 rodzajów fryzur i 9 kolorów włosów, 42 rodzajów brodawek sutkowych w 10 możliwych odcieniach, 12 wagin z różnego rodzaju wkładkami sensorycznymi mogącymi reagować na stymulację, 4 typów owłosienia łonowego (s. 80).

Producenci humanoidalnych robocic oferują całą paletę możliwości spersonalizowania tego typu paraosobowego „projektu”. Można dokonać różnych cielesnych modyfikacji, przez co kupujący zyskuje niemal całkowitą władzę nad wyglądem przyszłej „partnerki”, dostosowując ją pod swoje estetyczne widzimisię. Mamy więc do czynienia z iście kapitalistycznym przemysłem, wikłającym kupującego w paradoks wyboru, któremu trudno sprostać, ale tworzenie lalek na ludzkie podobieństwo ma też coś z działania demiurgicznego, niemal boskiego. Krzysztof zyskał możliwość modyfikowania robocicy (później nazwaną „Agata”), tak, aby idealnie spełniała jego oczekiwania. A to nigdy nie byłoby możliwe w przypadku kobiety z krwi i kości (s. 136).

Liberalna gospodarka kapitalistyczna, która od zawsze czyniła z kobiecego ciała produkt, w przypadku sekslalek odchodzi od cielesnej materii na rzecz jej substytutu. Utowarowiony wymiar praktyk seksualnych nie jest niczym nowym, wskazywali na to już Michel Foucault i Judith Butler, a dobitnie pokazała to Gayle Rubin, utożsamiając seksualność właśnie z rodzajem systemowego produktu: „Seksualność jest w takim samym stopniu ludzkim wytworem jak diety, środki transportu, normy postępowania, formy zatrudnienia, rodzaje rozrywki, procesy produkcji oraz struktury opresji”[4] – pisała. Sekslalka byłaby tego procesu zwieńczeniem.

Także relacja widzenia – opisywana przez Laurę Mulvey czy Johna Bergera – w której to mężczyzna patrzy i mocą swojego wzroku „stwarza” wizerunek kobiety, na którą patrzy, zostaje doprowadzona do skrajności. W przypadku robotycznych kobiet widzenie i tworzenie stają się niemal tożsame, wykraczając poza wizualną przestrzeń pornografii. Dlatego też nie sposób nie zadać następującego pytania: czy biznes sekslalek niweczy lata wysiłków postpornografii i feminizmu proseksualnego, starających się ustanowić podmiotową pozycję kobiety w przemyśle seksualnym?

Hiperseksualna, realizująca bardzo stereotypowe wyobrażenie o kobiecości robocica  – wyposażona w duże piersi, ostro zarysowane wcięcia i krągłości, dużą pupę, wydatne usta, długie włosy, filigranową sylwetkę – aż sama się prosi o refleksję aksjologiczną. Jeśli dołożyć do tego zjawisko antropomorfizacji przedmiotów (a jak wskazuje Stusińska, trudno nam spojrzeć na nieożywione istoty inaczej niż przez ludzką soczewkę) sprawa robi się jeszcze bardziej skomplikowana. Zdumiewające podobieństwo do prawdziwej kobiety może prowadzić do uprzedmiatawiających wyobrażeń kobiecej seksualności, po raz kolejny kojarząc to, co kobiece, z biernością, pasywnością, uległością, tak jak chciał tego „tradycyjny” przemysł pornograficzny w wydaniu hetero. Etyczną ocenę utrudnia też fakt, że dostępne są modele lalek, które swoim wyglądem niepokojąco przypominają dojrzewające nastolatki. Agata Krzysztofa mierzy 150 cm i waży 40 kg. Bez wątpienia powiela to krzywdzący obraz kobiety jako istoty delikatnej, z którą również ze względu na sugerowane, niewielkie gabaryty można zrobić niemal wszystko.

Ciało kobiece miało stać się ciałem podmiotowym, samodecydującym – tak chciały zarówno założycielki nurtu postpornografii (Annie Sprinkle, Veronica Vera, Candida Royalle), jak i współczesne kontynuatorki tego typu myślenia: wspomniana już Lust, Erika Christakis, Cindy Gallop, Julia Patey, Pandora Blake, Anna Span, Maria Beatty, wytwórnie: Pink Label, Blue Productions czy grupy postpornograficzne: Dirty diaries, Pussy Power. Intuicje te potwierdza przywoływana przez Stusińską profesorka Kathleen Richardson, która przekonuje, że

wszystkie sztuczne kobiety wyrażały i afirmowały przede wszystkim patriarchalne relacje władzy. Nie nowe posthumanistyczne związki, ale odwieczne relacje oparte na dominacji mężczyzn nad kobietami – nawet jeśli innowacyjne w formie, to w treści stare jak świat (s. 163).

Richardson zdecydowała się na ostrą kontrę i w 2015 roku stworzyła kampanię skierowaną przeciwko seksrobotom, przyrównując je do współczesnej formy niewolnictwa, osobliwej prostytucji.

Stusińska wymienia też subtelniejsze feministyczne subwersje, czyli próby wprowadzenia niejednoznaczności do świata sekslalek. Przykład stanowi projekt performerki Amber Hawk Swanson, twórczyni sekslalki na swoją podobiznę, służący ukazaniu tego, w jaki sposób robocica może być uprzedmiatawiająca. Inny przykład to inicjatywa Gosi Wojas, która podjęła się karkołomnej próby emancypacji sekslalki Emmy, starając się zmienić jej wbudowane myślowe oprogramowanie.

Do przewidzenia

Uwodzicielska moc stworzonych siłą wyobraźni relacji i stosunków seksualnych porywa nie mniejszościowe grupy – w świetle przeprowadzonej przez Stusińską analizy coraz częstsze sięganie do formuły „współbycie z seksrobotami” nie jest wcale zjawiskiem nieuzasadnionym, a nawet: nie niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia. Szeroki obraz kwestii ze sobą powiązanych i na siebie wpływających – takich jak szybki rozwój big techu, podatność branży 18+ na aplikowanie nowinek technologicznych, psychospołeczne konstrukty męskości i kobiecości, znana logika kapitalizmu zdolnego wykorzystać każdą ludzką potrzebę na swoją korzyść – pozwala spojrzeć na rozwój seksrobotyki bez większego zdziwienia. Mogliśmy się tego spodziewać.

W tym kontekście nieco chybiony zdaje się tytuł książki – „Deus sex machina”. Miał on stanowić językowe dopowiedzenie do sformułowania deus ex machina, tłumaczonego jako „bóg z maszyny” czy „nieoczekiwany wybawiciel”. Jest to oczywiście fraza tytułowa robiąca wrażenie i swoją nieoczywistością zachęcająca do lektury, ale nie do końca potwierdza ona tezę książki. Analiza Stusińskiej przemawia przecież za uznaniem zjawiska nasilonego korzystania z oferty sekslalek za oczekiwany (a przynajmniej spodziewany) efekt mechanizmu przyczynowo-skutkowego. Zapowiedzi wzmożonej (przede wszystkim wśród mężczyzn) tendencji do sprawiania sobie humanoidalnej robocicy można szukać też w dziełach kultury, które – tak jak słynny film „Ona” z 2013 roku – ukazywały funkcjonowanie tych nietypowych relacji. Liczba tego typu kulturowych przedstawień jest pokaźna, co w nieco przytłaczającym zestawieniu pokazuje także Stusińska (s. 148–150). Seksroboty nie są wcale niespodziewanym rozwiązaniem, czymś, co pojawiło się nagle i znienacka, a wręcz przeciwnie – to fenomen skrupulatnie komunikowany i zapowiadany z wieloletnim wyprzedzeniem przez różne kanały kulturowe i społeczne.

Przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, zanim zostanie przesądzone, czy trend substytuowania intymności stanie się jednym z dominujących. Ale już teraz wiemy, że obejmuje nie tak mały odsetek społeczeństwa – „według wyliczeń strony z recenzjami gadżetów erotycznych BedBible.com seksrobota ma już prawie co 10. Amerykanin i co 16. Amerykanka”[5].

Ewa Stusińska, „Deus sex machina. Czy roboty nas pokochają?”
W.A.B.
Warszawa 2024


Przypisy:
[1] E. Stusińska, Miła robótka, Czarne, 2021, s 158.
[2] Premiera numeru (#85) miała miejsce w styczniu 2025 r.
[3] E. Stusińska, Miła robótka, op. cit., s. 114.
[4] Rubin S. Gayle, Thinking Sex: Notes for a Radical Theory of the Politics of Sexuality, w: Pleasure and Danger: Exploring Female Sexuality, Thorsons (London), 1985, s. 149 (tłum. własne).
[5] Z. Kowalczyk, À propos sekstechu, Magazyn Pismo #85, 2025, s. 96.