Nr 8/2025 Na teraz

Recycling organów

Bartosz Nowicki
Muzyka

W ostatnich latach organ drone okazał się nie tylko jednym z najciekawszych zjawisk estetycznych w muzyce eksperymentalnej, ale również nurtem o wyraźnie kontrkulturowym i politycznym potencjale. Długo wybrzmiewające, stojące dźwięki, bez początku i końca, stały się antytezą zeitgeistu napędzanego socialmediowymi algorytmami, stanowiącymi pożywkę dla znerwicowanych i uzależnionych od krótkich dopaminowych strzałów odbiorców kultury masowej. Organy piszczałkowe – narzędzie dronowego manifestu – zostały przy okazji odczarowane z wielowiekowego kościelno-historycznego kontekstu. Poznański kompozytor Miłosz Kędra, autor płyty „Their internal diapasons”, podąża w tym kierunku, odzyskując przeznaczone do utylizacji piszczałki i pod okiem organmistrzów konstruując z nich organy, oderwane brzmieniem, konstrukcją i przeznaczeniem od instytucji, które dotąd kształtowały ich kulturową tożsamość: kościoła i akademii. Stawia jednak krok dalej, emancypując swoją muzykę nie tylko wobec tradycji, ale i dronowej awangardy.

Instrument, nad którego konstrukcją Kędra pracował ponad rok, powstał z piszczałek Akademii Muzycznej w Poznaniu, przeznaczonych do wyrzucenia w związku ze zmianą siedziby Szkoły. „Zacząłem tworzyć koncepcję instrumentu, tego, jak ma działać (miech, powietrze wtłaczane ręką), ile piszczałek ma pomieścić, jak ma wyglądać. Podczas oględzin zebranych materiałów przez organmistrzów dowiedziałem się, że instrument był tak zwanym składakiem – każdy z głosów pochodził najprawdopodobniej z innego kościoła” – wyjaśnia kompozytor. „Co to ma być?” – takie komentarze znaleźć można pod postem wydawcy albumu, Pointless Geometry, zilustrowanym fotografią samoróbkowego instrumentu Kędry. Ich autorzy, którzy na swoich zdjęciach profilowych dumnie pozują za pulpitami dostojnych (prawdopodobnie) kościelnych organów, nie kryli swojego politowania dla rachitycznej konstrukcji instrumentu. Przywodzi on na myśl wiekową, powyszczerbianą szczękę, pełną prześwitów i ubytków, z pozostałościami próchniejących zębów i wysłużonych plomb. Otwarte, metalowe piszczałki pryncypałowe przetasowane są tu kwadratowymi, drewnianymi piszczałkami zamkniętymi gedackt, a ich ustawienie dla obeznanych z tradycyjnym widokiem instrumentu może wydawać się zupełnie przypadkowe i pozbawione hierarchii. „Piszczałki układam wedle własnego pomysłu. Czasami główną rolę przy ich doborze odgrywa sama wysokość warg (drewniane i z cyny mają je niżej niż pryncypałowe), żebym mógł je odpowiednio nagrać lub amplifikować” – tłumaczy kompozytor. Widać również wgniecenia, kawałki taśmy klejącej i drutu. Piszczałki o cylindrycznym przekroju u swojego szczytu zostały owinięte papierem, co umożliwia bardziej precyzyjne strojenie, wzbogaca brzmienie o efekty szumowe oraz pozwala uniknąć uszkodzenia kruchych elementów instrumentu. „W posiadaniu mam piszczałki z pięciu różnych głosów organowych i na każdym z nich widać nadgryzienie przez ząb czasu. Na jednej znalazłem ślady wosku, w innych gazety, plany zajęć, zasmarkane chusteczki sprzed siedemdziesięciu lat” – precyzuje muzyk. Ten widok, jak i geneza powstania jego organów, więcej ma wspólnego ze złomowiskowym instrumentarium industrialnych kapel niż z kościelnym czy filharmonijnym splendorem. Brzmienie „Their internal diapasons” nie jest jednak ani hałaśliwe, ani hymniczne. Jego składowe to suma szumów, szmerów, szeptów i przenikliwych wybrzmień zaaranżowanych w formie elektroakustycznej medytacji.

Muzyka na nowej płycie Kędry jawi się wręcz namacalna – można ją odbierać przez pryzmat odniesień do zmysłu dotyku. Każdy świst wtłoczony w piszczałki wybrzmiewa unikalną fakturą, najczęściej suchą i porowatą. Powietrze z wolna przetacza się z miecha, uruchamiając tę osobliwą maszynerię i drenując każdą powierzchnię, przez którą przepływa. Ociera się o krawędzie piszczałek i skanuje ich wnętrze. Każda rysa czy mikroskopijne wgłębienie metalu, każda drzazga bądź wydrenowana próchnicą płaszczyzna wzbudza jedyną w swoim rodzaju wibrację. Każda skaza materiału zdaje się subtelnie rezonować, wzbogacając brzmieniowy zakres. Wsłuchując się w szmery i burdony, możemy wyczuć sęki i pęknięcia, gładkość lub chropowatość materiału, wilgotność przepływającego powietrza, jego temperaturę i gęstość. Organowe głosy zaplatają się ze sobą, to jaśnieją, to zatapiają się w mroku, aby finalnie zgasnąć w monochromatycznym szumie. Paradoksalnie, ta zredukowana paleta tonalna gwarantuje słuchaczom bogactwo estetycznych albo wręcz metafizycznych doznań. Pojawiają się spiętrzenia, pulsacje i współbrzmienia, które nadają nagraniom nie tylko brzmieniową głębię, ale i kreują odrealnioną atmosferę. Piękno kryje się tutaj bowiem nie w pełnych rozmachu harmoniach i strzelistych snopach dźwięków, ale w skarlałych lamentach szumów i faktur kruchych i porowatych niczym stary, odbarwiony papier.

Potencjał instrumentu złożonego przez Kędrę jest jednak znacznie większy. Zaledwie kilkoma dźwiękami artysta jest w stanie postawić słuchacza na nogi. Tak dzieje się w „Drzazgach”, w których odzywają się masywne i przeszywające burdony. Ich głos można przyrównać do okrętowych syren potężnego transportowca, wchodzącego nocą do zamglonego portu. Ten posępny, chłodny, a przy tym drapieżny utwór mógłby stanowić alternatywną ilustrację dźwiękową dla „Lighthouse” Roberta Eggersa. Piszczałki ujawniają tu swoją zaskakująco brutalną moc, niczym pociski artyleryjskie (zresztą tak też wyglądają w rękach kompozytora, o czym można się przekonać, oglądając efekty sesji zdjęciowej towarzyszącej premierze „Their internal diapasons”). Gromkie przedęcia wyznaczają szczytowy pułap brzmieniowy albumu, ale Kędra nie nadużywa tego efektu, budując swoje kompozycje raczej na subtelnych sugestiach i niedopowiedzeniach.

Recycling organów oznacza również recycling formy. Udany debiutancki album Kędry, zatytułowany „For Aeons” z 2022 roku (Ciche Nagrania), był pewnego rodzaju negocjacją między organową tradycją i elektroniczną awangardą a konwencją modern classical, podpartą obecnością innych instrumentów, efektów, fragmentów nagrań terenowych. „Their internal diapasons” z kolei jest pozbawionym kompromisów i półśrodków skokiem na głęboką wodę elektroakustycznego eksperymentu.

Eksperymentu, wypada od razu dodać, ze wszech miar udanego – być może dlatego, że budowanego od podstaw w oparciu o unikalną wizję. Brzmieniowa spójność i oryginalność oraz wyrazisty kompozytorski język pozbawione są jawnych odniesień do ram historycznego i awangardowego wykonawstwa, nawet spod znaku organ drone.

O ile przez długi czas ulegałem fascynacji dronowymi otchłaniami współczesnej, opartej na strojach nietemperowanych, muzyki organowej, o tyle od pewnego czasu odczuwam nimi przesyt. Wciąż dominuje tam zachowawcze przywiązanie do linearnych, warstwowych kompozycji. Na tym tle „Their internal diapasons” proponuje coś całkowicie odmiennego i nieoczekiwanego (nawet jeśli chwilami jego nastrój można odnieść do surowości muzyki Ellen Arkbro czy melancholii Sarah Davachi). Kędra odbiega od linearności, proponując krótkie i zniuansowane kompozycje. To utwory chropowate, przenikliwe, pofragmentowane, pełne zjawiskowych faktur, dysonansów i paradoksów. Oparta w dużej mierze na krótkich dźwiękach, szumach, świstach, przedęciach płyta angażuje zmysły nie mniej niż rozwlekłe, medytacyjne, dronowe formy.

Zjawiskowe nagrania Kędry otwierają drugą dekadę działalności Pointless Geometry. Trudno wyobrazić sobie materiał lepiej wpisujący się w profil labelu poszukującego na rodzimej scenie eksperymentalnej oryginalnych zjawisk artystycznych, wychodzących poza obszar muzycznych konwencji. Zarówno autorowi albumu, jak i jego wydawcy można gratulować kontynuowania tego kierunku.

Miłosz Kędra „Their internal diapasons”
Pointless Geometry
2025