Prace Iwony Germanek z cyklu „Różowy nie istnieje” po raz pierwszy zostały zaprezentowane na katowickiej wystawie o tym samym tytule[1]. W albumie fotograficznym, wydanym przez Fundację unContemporary, artystka kontynuuje rozpoczętą na ekspozycji refleksję, wprowadzając do niej nowe elementy, które zdają się jeszcze lepiej opowiadać o jej podwójnej roli w tym projekcie – matki i twórczyni. Choć na wystawę składały się instalacje i kolaże, których oddziaływanie w przestrzeni było silniejsze niż w albumie, głównie ze względu na możliwość dostrzeżenia przez odbiorcę faktur i różnorodność prezentowanych formatów – użyte przez Germanek materiały, takie jak bibuła, nitki i farba tracą moc wyrazu, gdy przedstawione są na papierze – artystce udało się przezwyciężyć medium, tworząc książkę nie tylko atrakcyjną wizualnie, ale także taką, która przy przewracaniu stron daje poczucie obcowania z materią intymną, prywatną i delikatną.
Germanek jest artystką wizualną związaną z Miejskim Domem Kultury w Łaziskach Górnych, gdzie kieruje Pracownią Fotografii Alternatywnej. Już podczas swoich pierwszych wystaw dała się poznać jako twórczyni przekraczająca granice między fotografią, malarstwem a technikami plastycznymi uznawanymi za mniej szlachetne, takimi jak haft, scrapbooking czy grafika cyfrowa. W swoim oeuvre wykorzystuje ponadto ready-made, instalację i kolaż. Artystka w swoich pracach podważa podział na fotografię wernakularną i artystyczną, korzystając ze zdjęć znalezionych na targach staroci czy pochodzących z własnego archiwum rodzinnego. Większość tych strategii została wykorzystana w albumie „Różowy nie istnieje”.
Tytuł zbioru powinien wzbudzić skojarzenia z fizyką barw, według której kolor różowy nie ma odpowiednika w zakresie fal elektromagnetycznych światła widzialnego. Powstaje on, gdy do naszej siatkówki trafiają fale z zakresu kolorów czerwonego i niebieskiego. Prezentowany w albumie cykl odnosi nas więc do subiektywności postrzegania świata, do konstruowania jego obrazu przez biologiczno-chemiczne procesy. Tytuł ten ma jednak jeszcze jedno znaczenie, bardziej osobiste dla artystki – to ten kolor zaczął pojawiać się w malarstwie córki chorującej na depresję, gdy ta zaczynała czuć się lepiej. W kulturze Zachodu kolor różowy odnosi się do szczęścia i beztroski, ale podszytych brakiem krytycznego osądu. Stąd wyrażenie „nosić różowe okulary”. Osoba, która je zakłada, ignoruje skomplikowane aspekty rzeczywistości, wykazując przy tym nieograniczony optymizm. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że to kolor kojarzący się głównie z dziewczynkami – wybierany jest dla nich jako kolor pokoi czy ubrań.
Album Germanek natomiast nie tyle od różu nie stroni, ile wręcz nim ocieka. Płócienna okładka i wyklejka, której wzór przypomina ten zdjęty ze ścian malowanych ozdobnym wałkiem, trochę już naruszonych czasem, wprowadza nas w intymną domową przestrzeń rodzicielstwa i dziewczęctwa. Wewnątrz publikacji kryją się także inne ich atrybuty, takie jak bibułki, kwiaty, fragmenty pamiętnika czy brokat. Z tym kulturowym obrazem dziewczęcości kontrastują prace utrzymane w surrealnej oraz gotyckiej stylistyce. Kontrast ten wynika z pozornie wykluczających się dziecięcej beztroski i wszechogarniającego strachu przynoszonego przez depresję. Wiktoria, córka Germanek, zachorowała w wieku siedmiu lat. Choroba przyniosła ze sobą obrazy lęku także w twórczości młodej osoby. Artystka-matka włącza więc prace artystki-córki we własną opowieść. Szuka dla zdjęć, obrazów i słów dziecka właściwego miejsca. Nie chce zgodzić się na pozostawienie ich w samotności. Poddaje je twórczym przetworzeniom, uwspólniając przy okazji dzieło sztuki. To nie przechwytywanie czy zagarnianie, ale obdarzanie troską, swoją myślą i zainteresowaniem oraz włączanie we własną historię. Artystka-matka wytwarza więzi tak silne, że można się na nich oprzeć, poczuć się zakotwiczonym, zamiast dryfować bezwładnie w ahistorycznej przestrzeni. Te działania są splataniem świata, który stale ulega rozpadowi i ochroną przed entropią.
Album składa się przede wszystkim z portretów, które przypominają popularne w XIX wieku zdjęcia widm. Podobieństwo błędów lub świadomych przekształceń na fotografiach oraz zbiorowych wyobrażeń zjaw na długo połączyło to medium ze spirytyzmem. Związek ten wciąż pozostaje widoczny i inspirujący. W rozmaitych tekstach kultury znaleźć można przykłady myślenia o fotografii jako medium (i słowo to nie jest przypadkowe), które może pokazać więcej, niż widzi ludzkie oko. Duchy i demony stają się dostrzegalne na zdjęciach w filmach, takich jak chociażby „Shutter” (reż. Masayuki Ochiai, 2008) czy „Polaroid” (reż. Lars Klevberg, 2015). Fotografia pozwala jednak uporać się z niebezpiecznymi dla ludzi zjawiskami.
Chorującym na depresję towarzyszy lęk, przejmujący strach, a często także apatia, którą porównują do bycia osaczonym i dręczonym przez zjawy[2]. Dla Germanek istotne staje się portretowanie tych stanów, być może właśnie po to, aby je schwycić na kliszy, zobaczyć i zrozumieć. Gdy to się stanie, artystka wydrapuje ze zdjęć wszystko, co może oddzielić ją od córki, jednocześnie zaś wpuszcza w te fotografie kolor i światło. Jej prace odzwierciedlają przekonanie o sprawczości rzeczy. Poprzez opiekę nad zdjęciami troszczy się o osoby, które są na nich sportretowane. Germanek owo szczególne przywiązanie do zdjęć jako rzeczy zdradzała już w swoich wcześniejszych pracach. Do samotnych fotografii i niepełnych albumów dokładała własne zbiory, włączając odnalezione portrety w rodzinną kolekcję. Sprawiała, że zyskiwały one nową historię i przestawały być niczyje. W cyklu „Dla Peli” fotografowała natomiast swoją chorującą matkę, przekształcając medium w narzędzie troski o pamięć zarówno jej, jak i babki, której nigdy nie poznała.
„Różowy nie istnieje” jest oryginalną opowieścią o depresji, pisaną z perspektywy cierpiącej matki, która próbuje wynaleźć język mogący przynieść wsparcie córce. Jak natomiast zauważała Julia Kristeva:
Dyskurs medyczny stwierdza, że następstwo emocji, odruchów, działań czy mowy, uznawanych za normalne ze względu na częstość występowania, ulega w depresji zahamowaniu: rytm całościowego zachowania zostaje rozbity, działania i następstwo przestają występować ze względu na brak czasu i miejsca. Jeśli stan niedepresyjny byłby zdolnością wiązania („splatania”), to jeśli idzie o człowieka cierpiącego na depresję przykutego do swego cierpienia, przeciwnie – nie jest on już w stanie niczego ze sobą powiązać, a w konsekwencji także nie reaguje, nie mówi[3].
Forma, jaką przybiera narracja wizualna Germanek, jest przeciwieństwem rytmów mowy depresji. Stworzony przez artystkę album stanowi nagromadzenie różnych form, kolorów, stylów i formatów. Cechuje go brak monotonii, pewien nadmiar niezbędny do tego, aby otulić lęk. Widać w nim wszechogarniającą matczyną troskę, która jest intensywna, ale nie nerwowa. Germanek próbuje rozedrgać emocje i myśli, które depresja czyni nieruchomymi.
To także opowieść o wpuszczeniu do swojego życia bólu i strachu. O rezygnacji z ciągłej pozytywności, rozumianej w kulturze Zachodu jako produktywność oraz nieustanne szukanie zajęcia[4]. Album powstał przecież nie jako zestaw nowych dzieł, lecz jako wynik przeglądania własnych archiwów i wspominania. To właśnie oddanie przestrzeni bólowi czyni możliwym powstanie nowych języków. Franz Kafka pisał wtedy, gdy strach nie pozwalał mu zasnąć[5]. Germanek wyszywa, zakleja i wydrapuje zdjęcia wtedy, kiedy cierpi jako bezradna wobec choroby córki matka.
Artystka tworzy portrety psychologiczne nacechowane surrealizmem. Ważniejsze jest dla niej pytanie o to, kim jest człowiek i czym są rzeczy, które nam towarzyszą, niż jaka powinna być sztuka. Stąd odważne sięganie po środki wyrazu kojarzone z działaniami typu do it yourself, amatorską plastyką, często włączaną w procesy arteterapii (jak np. scrapbooking i decoupage). Są to także środki wyrazu kojarzone z kobiecymi i dziewczęcymi działaniami plastycznymi, charakteryzującymi się wykorzystywaniem delikatnych materiałów, takich jak suszone kwiaty, bibuły, tkaniny, wydzierane kolorowe papiery i ozdobne taśmy.
Portrety zamieszczone w albumie prezentują głównie twarz – to ona wyraża wyjątkowe stany psychologiczne, emocjonalne i duchowe. Możemy dzięki niej dotrzeć do pewnej opowieści. Jej obecność pozwala na rozpoznanie tożsamości. To właśnie twarz jest dla nas nośnikiem wiedzy o człowieku[6]. Jej nieobecność, zacieranie, zamazywanie mówi nam o pewnym braku oraz o trudności w nawiązaniu relacji. W książce fotograficznej Germanek twarze pojawiają się i znikają, jakby bohaterka zdjęć zbliżała się, a potem oddalała od patrzącego. Artystka nie ogranicza się do studyjnych portretów, wykorzystuje zdjęcia, które zrobiła córce do prywatnego rodzinnego albumu, oraz te ze szkolnych legitymacji. Szuka w ten sposób Wiktorii w różnych możliwych tożsamościach i rolach – córki, uczennicy, przyjaciółki i twórczyni.
Największą zaletą prac Germanek jest jej organiczna wręcz bliskość z prezentowanymi zdjęciami, której efektami są pozostawiony odcisk palca, nierówno porwany papier czy rozsypany brokat. Album „Różowy nie istnieje” pozwala nam zmierzyć się z obrazem depresji wydarzającej się w dziewczęcym pokoju. Jest to ujęcie choroby bliskie temu, jakie reprezentuje film „Przekleństwa niewinności” (reż. Sofia Coppola, 1999). Podobnie jak jego kadry, część zdjęć Germanek zachwyca delikatnością, melancholią i słodką beztroską, przesłanianymi przez trudny do zrozumienia lęk. W tym pokoju tylko pozornie nic się nie dzieje.