Nine and Dex to dwaj brytyjscy raperzy, których pełne pseudonimy brzmią 91 Shots i Handsome Dexter. Rok temu ruszyli ze swoim kanałem YouTube i dziś (stan na początek października) mają niecałe dwadzieścia tysięcy subskrybentów. To solidne liczby, nieosiągalne dla większości z nas – według danych z 2024 roku mediana subskrybentów wynosi sześćdziesiąt jeden, a osiemdziesiąt siedem procent klipów wrzucanych na platformę ma mniej niż tysiąc wyświetleń – ale niewystarczające, żeby uzasadniać poświęcenie duetowi tekstu. Jednak kryterium liczbowe nie ma racji bytu, gdy mowa o tekście w czasopiśmie krytycznym, nie zaś w mainstreamowym medium. Pod uwagę trzeba wziąć umiejętności muzyczne. Te w przypadku duetu są ponadprzeciętne – na dowód wystarczy posłuchać utworów „Gandalf” czy „Shetland Pony” – choć powstrzymałbym się od określenia ich genialnymi czy wirtuozerskimi. Na produkowanych przez siebie drillowych i garage’owych podkładach, z luźnym flow, muzycy rapują o tym, jakimi autami jeżdżą i jak bardzo chcą się wzbogacić – ich tematyka z kolei nie jest szczególnie odkrywcza dla gatunku, a raczej wtórna. Choć wszystko podane jest w chrupiącej popkulturowej panierce, produkowane utwory nadal nie czynią więc Nine’a and Dexa na tyle wyjątkowymi, by poświęcić im tekst. Mniejsza zresztą o tekst – chodzi o uzasadnienie krytycznej uwagi. Za taką nie można uznać materiału, jaki kilka lat temu – jeszcze zanim Nine and Dex wypuścili do sieci pierwszy teledysk – Galileo odwiedziło ich w Londynie, by nakręcić z nimi reportaż. Galileo jest oczywiście memem, jednak w zamyśle to program zbierający interesujące materiały z całego świata. Co takiego sprawiło, że uznali Nine’a and Dexa wartymi uwagi i współpracy?
Napisałem o współpracy nieprzypadkowo – istotne jest, że reportaż był z nimi, nie o nich. Nine i Dex stoją bowiem za projektem Sindhu World, zrzeszającym rapowe duo Pete & Bas i grupę The Northern Boys, który subskrybentów ma już ponad 370 tysięcy, a pojedyncze utwory, regularnie wrzucane przez tych pierwszych, oglądają setki tysięcy, a czasem miliony widzów. Pete (Peter Bowditch) i Bas (Basil Bellgrave) to dwóch siedemdziesięciolatków z Londynu, którzy od najmłodszych lat wiedli przestępcze życie – Pete należał do gangu Richardsonów, działającego w Londynie w latach sześćdziesiątych, Bas walczył nielegalnie na gołe pięści. Potem jako dorośli założyli rodziny i wsiąkli w tkankę społeczną: Pete pracował jako listonosz, Bas jako nauczyciel muzyki. Poznali się dość późno, a za namową wnuczki Pete’a już po sześćdziesiątce zaczęli nagrywać rap. Początkowo opowiadali, że muzykę robią ich wnuczęta, przy okazji zapewniając konsultacje z najnowszego slangu, którym przepełnione są teksty dwóch emerytów.
We wspomnianym reportażu Galileo wersja jest trochę inna: teksty piszą sami, ale w karierze pomagają im Nine i Dex, przedstawieni jako ich siostrzeńcy, Lou i Steve. Pierwszy jest koncertowym DJ-em duetu, a drugi menedżerem. W rzeczywistości Nine nazywa się Barnaby Baxter Addison, a Dex to Jonathan Charles Lewis Gibson i nie są w żaden sposób spokrewnieni z Petem i Basem. Pete naprawdę ma na imię Peter, a Bas to rzeczywiście Basil, ale podane wcześniej nazwiska są zmyślone, jak i cała historia. Panowie są emerytowanymi aktorami, zaangażowanymi przez Sindhu World do odegrania określonych ról. Do teraz trudno stwierdzić, czy istotnie rapują, czy tylko poruszają ustami do muzyki w teledyskach. Na materiałach z koncertów głos Pete’a brzmi podobnie jak na nagraniach, ale Basa już nie (choć tu też zdania są podzielone).
Niezależnie od tego, jaka jest prawda, jest coś uroczego w tym, jak dwaj elegancko ubrani, starsi panowie rapują o gangsterskim życiu. Wiadomo, że to zgrywa, bo przecież nikt nie wierzy w to, że podróżują po świecie, pobierają haracze i podrywają dziewczyny. Pete & Bas zatem nie istnieją, co w kontekście kultury autentyczności, jaką jest hip-hop, powinno podać w wątpliwość ich odbiór jako artystów. To w końcu coś więcej niż Ice Cube i MC Ren piszący teksty dla reszty N.W.A. czy The Notorious B.I.G. nagrywający dema dla Lil’ Kim, żeby wiedziała, jak podłożyć swój wokal w miejsce jego. To też nie Drake, który pracuje z kilkoma tekściarzami i producentami nad utworem sygnowanym jedynie jego pseudonimem. Dlaczego więc, choć larum grają, nikt z obrońców tej kultury się nie zrywa i do klawiatury nie siada? Ba, krytycy muzyczni pokroju Anthony’ego Fantano rozpływają się nad Petem i Basem i mówią o nich półżartobliwie jako o zbawcach hip-hopu. I właśnie owo hip-hopowe symulakrum czyni z nich wdzięczy temat dla krytycznego szkicu.
Reakcja odbiorców jest konieczna dla powodzenia projektu. Aby ten żart bawił, musi być dobrze zrobiony, a pomimo najszczerszych chęci trudno uwierzyć, by dwaj starsi panowie byli w stanie nagrać drill na poziomie najlepszych brytyjskich raperów. Peter i Basil raczej nie pracują nad tekstami, siedząc w typowym brytyjskim ogródku, a w przerwach przygrywają sobie na pianinie, co ma miejsce we wspomnianym reportażu. Żaden z dużo bardziej rozpoznawalnych raperów nie powstydziłby się wielokrotnych rymów w stylu: „I’m out for blood like a shark is / Heartless / I’m a gangster, not an artist” [Jestem głodny krwi jak rekin / Nie mam serca / Jestem gangsterem, nie artystą]. Podobnie jak fani, tak samo Peter i Basil świadomie decydują się na zabawę w fingowanie realności. Wystrojeni w skórzane buty, marynarki, kamizelki i kapelusze raperzy wiedzą, że odgrywają role. Przykładowo, w teledysku do „Mr Worldwide” w przerwach od przechwałek o bogactwie i podróżach, grają w piłeczkę i piją piwko z innymi staruszkami na jednym z typowych angielskich osiedli. Nie jest to jednak grupa przypadkowych staruszków, bo są wśród nich też dwaj członkowie The Northern Boys. Niezależnie od tego, czy Norman i Patrick (jeśli to ich prawdziwe imiona) rapują o kokainie, seksie czy płci kulturowej, robią to w sposób bezpośredni i do rzeczy. Kiedy Patrick rapuje „You better not assume my pronouns / You ain’t got a clue what I feel inside” [Nie zakładaj, jakie mam zaimki / Nie masz pojęcia, co czuję w środku], a Norman wznosi toast za osoby homoseksualne i trans, to tworzy manifest kulturowy dwóch starszych panów, którzy stawiają fingowane „bycie sobą” ponad konwenanse, zbudowane na stereotypie, że emeryci muszą być konserwatywni. W swojej taktyce Norman i Patrick czerpią zatem z gestu kampowego – lecz są od kampu w sensie ścisłym daleko estetycznie i łagodniejsi politycznie.
The Northern Boys oraz Pete & Bas odznaczają się odmienną estetyką, lecz oparte są na tym samym żarcie – o podstarzałych raperach. Wiek pozwala obydwu emeryckim grupom poruszać też tematy dla młodszych artystów zbyt obciachowe. Dzięki świadomemu ogrywaniu metryki Pete & Bas mogą przekonująco rapować o Gwiazdce, prezentach dla wnuków i zbyt wysokim rachunku za ogrzewanie, a The Northern Boys o okruszkach chipsów w wannie czy wymigiwaniu się od udziału w urodzinach siostrzeńca jako realnych problemach. Powołując obydwie grupy do życia, Nine and Dex stworzyli coś więcej niż materiał do śmieszków. Reakcja środowiska – brak oburzenia na ghostwriting, dziesiątki comment i reaction videos, w których żarty są wyłapywane, a obydwie grupy doceniane za teksty – była jednoznaczna i pozytywna. Kultura, która niemal od swoich narodzin toczyła się w rytmie wewnętrznych napięć i antagonizmów, zgodnie przyjęła obydwie grupy z otwartymi rękami. A raczej to, co one reprezentują – bo obydwie tak naprawdę nie istnieją.