07.03.2025 Jubileusz

Jubileusz „Czasu Kultury”. Rozmowa redakcyjna

W 2025 roku obchodzimy redakcyjny jubileusz czterech dekad istnienia „Czasu Kultury” i piętnastolecie funkcjonowania czasopisma internetowego „CzasKultury.pl”. Poniżej przedstawiamy zapis rozmowy redakcyjnej przeprowadzonej w styczniu 2025 roku. Członkinie i członkowie obu redakcji odpowiedzieli na pytanie, czym dla nich są świętowane jubileusze.

Lucyna Marzec

Dla mnie jubileusz kumuluje i splata trzy wiązki czasu.
Pierwsza to przekopywanie się przez archiwum „Czasu Kultury”. Przeglądam od pierwszego do ostatniego numeru archiwum pisma. Zbieram materiał do wystawy jubileuszowej w Bibliotece Raczyńskich, oglądam ilustracje, portrety osób twórczych, czytam wybiórczo artykuły, wiersze, wstępy oraz listy do redakcji. To czas pracy badawczej, którą traktuję jako amatorską i odnoszę do biografii naszego Zespołu, działającego tu i teraz.

Druga wiązka czasu, czyli teraźniejszość. Przygotowujemy się do jubileuszu od półtora roku i mam wrażenie, że finał, czyli to, co ma dopiero nastąpić i dla naszych gości będzie pojedynczym wydarzeniem, jednym z wielu, dla nas jest procesem. Teraźniejszość organizacji jubileuszu jest bardzo intensywna i angażująca. Domaga się nie tylko wiedzy o przeszłości i pamięci, ale też odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy dziś i wobec tego, jak interpretujemy naszą przeszłość.

Trzecia wiązka czasu to przyszłość. Okrągły jubileusz oznaczać będzie wiele dla nas jako redakcji i zespołu produkcyjnego. Wypracowujemy wspólnie wartości, czasokulturowe credo, a zarazem sprawdzamy na bieżąco, jak działa w praktyce. Szczególnie zależy mi na zaufaniu, ponieważ jest ono podstawą pracy zespołowej i wspólnych działań intelektualnych.

Barbara Brzezicka

Dla mnie ten jubileusz jest z jednej strony osobisty w taki bardzo prosty sposób, bo w jakimś momencie okazało się, że duża część redakcji jest mniej więcej równolatkami „Czasu Kultury”. Wiele i wielu z nas, podobnie jak „Czas Kultury”, jest dziećmi lat 80. Jeśli zaś chodzi o wartości, rocznica jest okazją do podkreślenia mądrego trwania. Takiego, które potrafi się zmieniać, w przeciwieństwie do trwania, które jest przywiązane do tego, żeby zawsze wszystko było tak samo. O tym świadczy zresztą nasz obecny skład. Kolejną wartością, o której chciałam powiedzieć, jest troska, nie tylko dlatego, że miałam okazję tworzyć o niej numer „Czasu Kultury”.

Troska wiąże się dla mnie z tym, co mówiłam wcześniej. Nie ma polegać na tym, żeby rzeczy trwały w sposób niezmienny, tylko żeby się mądrze zmieniały, żeby zmieniały się na lepsze. Jedno z najbardziej niesamowitych dla mnie przeżyć i procesów grupowych, w jakich brałam udział, miało miejsce w tej redakcji i było bardzo otwartą rozmową o tym, co było nie tak, co trzeba było zmienić. Były to spotkanie i rozmowa, które nie próbowały ani łagodzić tego, co było złe, ani zamiatać tego pod
dywan. I zrobiliśmy to z ogromną troską o wszystkie osoby zaangażowane w ten proces, również te, które zawiniły. Pamiętam, że wyszłam wtedy z redakcji z uczuciem „wow” – że tak w ogóle można. Myślę, że mało kto w ogóle to potrafi. Mało jest grup, które potrafią rozwiązywać problemy naprawdę, nie unikając otwierania ran ani poruszania trudnych tematów, o których trzeba rozmawiać.

Troska towarzyszy nam w działaniach wewnętrznych i zewnętrznych, cały czas o niej pamiętamy. Staramy się być konsekwentni, kiedy mówimy na przykład o trosce o ofiary przemocy seksualnej czy przemocy na granicy polsko-białoruskiej.

Maciej Duda

Fantastycznie, że nam się głosy trzęsą – to znaczy, że nam zależy, że ta rozmowa jest dla nas ważna. Chętnie dołączę do twoich słów o wartości, Basiu. Dla mnie ten jubileusz to święto emancypacji i współpracy.

Pod znakiem czy hasłem emancypacji zaczęliśmy z Lucyną być redaktorami naczelnymi i pracować z wami wspólnie jako jeden Zespół, ale dzisiaj tę emancypację chcę rozumieć nie w znaczeniu współczesnym, lecz historycznym. Nie zaglądam do archiwum, a do słownika z XIX-wieczną polszczyzną. Synonimem emancypacji były wówczas uwłasnowolnienie i oswobodzenie. Myślę, że te
założenia były podstawami działań wszystkich naszych zespołów redakcyjnych.

Od narodzin w drugim obiegu, od lat 80., przez lata 90., do dzisiaj, na różne sposoby się emancypujemy od wpływów politycznych, od wpływów społecznych, od wpływów kulturowych, ekonomicznych. Każda z tych redakcji robiła i robi to na swój sposób i każda z tych redakcji, co jest bardzo ważne, robi to, współpracując z różnymi zewnętrznymi instytucjami. Sami nie istniejemy. Współpraca, jak troska, nie jest tylko czynnikiem wewnętrznym, ale i zewnętrznym. W ramy współpracy chcę wpisać zaufanie, które mamy względem siebie oraz zaufanie naszych czytelników, czytelniczek i grantodawców.

Emancypację i zaufanie łączę też z praktyką oddawania przestrzeni dla głosów, które nie mogły wybrzmieć w innych miejscach. Myślę, że każda z naszych redakcji funkcjonowała według tej niepisanej zasady.

Piotr Dobrowolski

Jubileusz to okazja do podziękowań, wynikających z wdzięczności dla osób, które inicjowały działalność redagowanego przez nas dzisiaj tytułu, które przecierały szlaki, których pracy się przyglądaliśmy, które wskazywały nam kierunki i od których mogliśmy się uczyć. To także szansa na nawiązanie nieco bardziej bezpośredniego niż zwykle kontaktu. Nie są to też podsumowania poświęcone tym, którzy zaczynali, tym, którzy przecierali szlaki, i tym, których będziemy wspominać, wcale nie z nostalgią, bo ciągle są obecni, czy dziękować im za wytyczanie szlaków, ale również takie podsumowanie, które daje okazję do sprawdzenia roli, jaką mamy jako redakcja, jako czasopismo i ogólnie jako czasopisma kulturalne w kontekście odpowiedzialności.

Wydaje mi się, że to jest jedno z haseł, o których chciałbym pamiętać i których znaczenie będę podkreślał: odpowiedzialność za edukację, za świadomość społeczną i za tę przyszłość, która czeka nas wszystkich. Być może dzięki kulturze, a może i dzięki „Czasowi Kultury” nie będzie ona aż tak bolesna, jak spodziewamy się, że będzie.

W związku z tym, z jednej strony jubileusz to czas radości i podsumowań, ale z drugiej – ewaluacji tego wszystkiego, co wydarzało się dotychczas, i szansa na wytyczenie jakichś azymutów na przyszłość. Sprawdzenie, na ile jesteśmy gotowi brać odpowiedzialność w swoje ręce i na ile jesteśmy gotowi, mówiąc za siebie i w swoim imieniu, równocześnie zabierać głos w sprawach tych, którzy być może tego głosu nie mają. Dlatego cieszę się, że z jednej strony podsumowanie wielu lat „Czasu Kultury”, który dzisiaj funkcjonuje jako kwartalnik, połączone jest z trochę mniejszym jubileuszem „CzasKultury.pl”, bo być może taka dwunożna formuła pod bardzo podobnym, ale jednak innym tytułem daje szansę, by łączyć to, co rozumiemy jako tradycję i funkcjonowanie w polu czasopiśmiennictwa, z jakąś przyszłością i działaniami w sferze cyfrowej, z szybszą reaktywnością na zmieniającą się rzeczywistość. Dlatego właśnie z jednej strony przede wszystkim radość i okazja do świętowania, ale z drugiej odpowiedzialność za przyszłość.

Andrzej Marzec

O czterdziestoleciu „Czasu Kultury” myślę w dwóch perspektywach. Pierwsza perspektywa to perspektywa ludzka, a druga z tych perspektyw to perspektywa czasopisma, czyli pozaludzka, czasu zupełnie innego niż ludzki.

Kiedy myślę sobie o „Czasie Kultury” w tej pierwszej perspektywie, czyli ustawiam „Czas Kultury” jako czterdziestolatka, to myślę o tym, że jest to czas, przede wszystkim, stabilizacji. W ten sposób widzę „Czas Kultury”, który nie musi już dbać o własną przestrzeń, nie musi chować się po kątach czy peryferiach. Ma siedzibę w centrum miasta. To jest element stabilizacji czterdziestolatka, który ma już własny kąt.

To jest również moment, w którym czterdziestoletni osobnik przypatruje się temu, co dokonał. W związku z tym patrzy w tabelę. Sprawdza, w jakiej bazie danych czasopism istnieje. Ile ma punktów na liście ministerialnej. Z jednej strony jest z tego zadowolony, z drugiej wie, że stać go na coś więcej. W związku z tym to pytanie o coś więcej to również moment, w którym czterdziestolatek myśli sobie, że jeszcze chciałby zrobić coś nietypowego w swoim życiu. Ma stabilną pozycję na rynku wydawniczym i z tego się cieszy, ale chciałby zrobić coś niepokornego. Ma apetyt witalny na jakąś fanaberię. No, i w tym momencie myślę, że „Czas Kultury” stoi przed takim wyborem: czy zrobić coś nietypowego, coś witalnego, coś ekstremalnego, co może zagrozić tej stabilnej pozycji, czy po prostu będzie wiódł to przewidywalne, ustabilizowane życie, które będzie można wpisać gdzieś w tabelę? To jest czas ludzki. Gdy myślę sobie o czasopiśmie, to myślę o tym, ile to jest czterdzieści lat ludzkich dla czasopisma.

Wiemy, że każdy z organizmów ma własny czas. Czas psa, na przykład siedem lat psa to jest czterdzieści lat człowieka, powiedzmy sobie. Myślę, że taką miarę trzeba by też przyłożyć do czasopism. Niektóre czasopisma nie trwają długo, są efemeryczne. Na przykład dwa lata dla czasopisma to już jest dużo. Inne czasopisma – na przykład „The New Yorker” obchodzi w tym roku stulecie, „Cahiers du Cinéma” mają siedemdziesiąt cztery lata. W związku z tym te czterdzieści lat z jednej strony to jest dużo, a z drugiej strony mało.

Bardzo często na naszych spotkaniach mówiliśmy o przetrwaniu „Czasu Kultury”. O tym, że najważniejsze z punktu widzenia czasopisma jest jego trwanie. To bardzo ważne, jak również zdanie sobie sprawy z tego, że trwanie to przywilej. Czterdzieści lat trwania czasopisma to przywilej i wydaje mi się, że jubileusz to moment, w którym musimy zapytać samych siebie, jak z tego przywileju skorzystać i jak się nim podzielić. Jak nie zachować tego przywileju istnienia tylko dla samych siebie?

Joanna B. Bednarek

Kiedy szukam formuły, w jakiej mogłabym zamknąć emocje, myśli i wartości, które mi towarzyszą, gdy myślę o świętowaniu jubileuszu, to określiłabym ją trochę przewrotnie.
Powiedziałabym, że świętuję – na dobry sposób – niepełną autonomię.

Dlaczego autonomię? Bo zaczynem „Czasu Kultury”, jeszcze w czasach drugoobiegowych, była kwestia samostanowienia: praktykowanie niezależności i podkreślanie jej potrzeby. To dziedzictwo przetrwało – przez jego pryzmat postrzegałam „Czas Kultury”, zresztą jeszcze zanim się z nim związałam.

„Czas Kultury”, a potem także „CzasKultury.pl” w różny sposób chciały i chcą być niezależne. Co mam na myśli, mówiąc, że ich autonomia jest niepełna? Bywa taka w zły, niepokojący sposób: jesteśmy uzależnieni od kwestii finansowania kultury, od różnego rodzaju rozwiązań prawnych dotyczących polityki kulturalnej. Ale większe znaczenie ma dla mnie niepełność autonomii w wymiarze pozytywnym. Jej ślad odnalazłam w wypowiedzi Piotra, gdy mówił o kwestii splotów i sieciowania.

Owszem, mamy dwa odrębne czasopisma, mamy jednak wspólną przestrzeń redakcji, niektóre osoby dzielą pracę redakcyjną, autorską czy sekretarzową pomiędzy dwa tytuły, współpracujemy ze sobą przy różnego rodzaju tematach. Współpracujemy też z wieloma podmiotami zewnętrznymi, współorganizujemy różne przedsięwzięcia, zawieramy sojusze, które wymagają od nas kompromisów. Funkcjonujemy więc w większej sieci społeczno-kulturowej – jesteśmy w niej jakimś węzłem, splotem. Bardzo bym chciała, żebyśmy rozwijali naszą wspólność i współbycie. Wspaniale, że jesteśmy wewnętrznie gronem dwóch redakcji, że są z nami osoby związane ze stowarzyszeniem. Kapitalnie, że na zewnątrz są rozmaite instytucje i osoby, które chcą z nami współpracować. Ogromnie się cieszę, że w ramach tego współbycia nawzajem się od siebie uczymy, wzajemnie się inspirujemy. Niepełna autonomia to także odpowiedzialność wobec… – możemy robić rzeczy świetne i czerpać z nich frajdę, ale powinniśmy podejmować także kwestie ważne i trudne.

Dzisiejsza niezależność dla „CzasKultury.pl” nie oznacza zatem „bycia odrębnym” – co dla mnie ważne, bo obawiam się, że osobność grozi zamknięciem. Istnienie osobne to istnienie poza. Tymczasem „CzasKultury.pl” funkcjonuje w relacjach, współuczestniczy w różnego rodzaju dyskusjach, zabierając w nich głos – i przez to bywa sprawczy. Życzyłabym nam, żebyśmy zawsze byli możliwie najbardziej niezależni, ale zarazem, żebyśmy nigdy nie osiągnęli takiej niezależności, która oznaczać będzie odrębność.

Marcin Małecki

Dla mnie ten jubileusz wiąże się też z własnym jubileuszem, bo zdałem sobie sprawę z tego, że w listopadzie albo grudniu zeszłego roku minęło pięć lat, odkąd współpracuję z „CzasKultury.pl”. Widzę, jakie zmiany zdarzyły się nie tylko w naszym świecie od 2019 roku. Przeżyliśmy pandemię COVID-19, trwają wojna w Ukrainie i konflikt izraelsko-palestyński. Wszystko to wpływa na nasze samopoczucie i na tematy, jakie poruszamy. Ale zmiany dotyczą nie tylko zewnętrznej rzeczywistości. W tym samym czasie kwartalnik zmienił swój format, „CzasKultury.pl” stał się dwutygodnikiem i dostał nową stronę internetową. To zmiany z pozoru niewpływające na poziom tekstów czy na poruszane przez nas tematy – ale wydaje mi się, że w jakimś stopniu one także sprawiają, że jesteśmy bliżej naszego odbiorcy, jesteśmy bardziej przystępni. W nawiązaniu do tego, co powiedział Andrzej, postawiłbym to w opozycji do stagnacji. Nie umościliśmy się jako środowisko „Czasu Kultury” w jakimś miejscu i nie uznaliśmy, że nie będziemy robić już nic poza tym, co jest naszym poletkiem. Idziemy dalej – chociażby działaniami podcastowymi. One łączą owe dwa rodzaje zmian, o których mówiłem: są nowym formatem podejmującym bieżące tematy i zjawiska. Wydaje mi się, że można to nazwać poszerzaniem: szukaniem nowych form i nowego języka, żeby mówić o rzeczach ważnych w sposób, który będzie adekwatny do tego zmieniającego się świata. To jest kierunek dla kolejnych lat i kolejnych jubileuszy kwartalnika i dwutygodnika: stabilnie w zmienności.

redakcja na ul. Fiołkowej, fot. Irek Popek

Ola Hausner

Zauważyłam, że w waszych poprzednich wypowiedziach powtarza się słowo „trwanie”. I jeśli miałabym jednym słowem odpowiedzieć, co świętuję przy okazji tego jubileuszu, to odpowiedziałabym właśnie, że trwanie. Ale nie w sensie trwania w bezruchu, zasklepienia się, stagnacji, lecz ewolucji, stopniowego wprowadzania zmian związanych ze zmieniającymi się czasami, klimatem społecznym, politycznym, kulturowym i tak dalej. Pamiętam, że jako licealistka czytałam „Czas Kultury” przywożony z Poznania przez mojego kolegę-studenta. To były lata 90., do niektórych numerów dołączane były płyty CD z muzyką. Teraz do „Historii dźwiękowych” nie dołączaliśmy płyt, a nagrań można było posłuchać online. I to jest dla mnie przykład takiego ewolucyjnego rozwoju „Czasu Kultury”: konsekwentne trzymanie się jakiegoś ponadczasowego pomysłu, celu, i realizowanie go na różne sposoby. Bezustanne otwieranie się na nowe tematy, eksplorowanie nowych obszarów, współpraca z coraz to nowymi środowiskami. Również w sferze zakulisowej, tego, co dzieje się w czasie codziennej pracy nad kwartalnikiem i dwutygodnikiem: pojawiają się nowe osoby, ale te główne wartości, które przyświecały twórcom „Czasu Kultury” w latach 80., są niezmienne. Tylko wyrażane może w nieco inny sposób.

Antonina Tosiek

Dla mnie jubileusz jest wyjątkowy o tyle, że jako rodowita poznanianka mogę powiedzieć, że „Czas Kultury” był obecny w moim życiu zawsze. „Czas Kultury” zawsze był w moim domu: poprzez lekturę mojego dziadka czy moich rodziców, poznańskich studentów, a potem mnie, jako licealistki i studentki, która dostała swoje pierwsze teksty do napisania na samym początku studiów właśnie do „CzasKultury.pl”.

Ten jubileusz jest o współtowarzyszeniu i współtrwaniu. I o tym, w jaki sposób wokół nas absolutnie wszystko się zmienia i przechodzi kolejne rewolucje, nieustannie morfuje. A „Czas Kultury” jest dla mnie taką stałą, która zawsze była jakiegoś rodzaju szansą, ale też jakiegoś rodzaju mapą nazywania rzeczy, konkretnych zjawisk, które się działy w mojej rzeczywistości, albo myśli, które mi się pojawiały w głowie i potrzebowały jakiejś konkretnej realizacji, konkretnej formy.

Jubileusz jest też o wdzięczności wobec czujności, którą obie redakcje przez wiele lat reprezentowały, i tego, w jaki sposób, kiedy i jak powinno się zabrać głos, o czym powiedzieć, na co zareagować, a czasami nawet bardziej radykalnie: gdzie i w jakim miejscu dokonać interwencji w świat, w to, w jaki sposób myślimy o naszym współbyciu jako o wspólnocie czy o różnych rzeczach, które się wydarzają w naszym języku, w tym, w jaki sposób się komunikujemy, jakich narzędzi używamy do tej komunikacji i o czym ze sobą chcemy rozmawiać. Dlatego dla mnie z jednej strony to jest podsumowanie takiego mojego towarzysza, który mnie jakoś osadza w ogóle w samym mieście, w tradycji tego miasta, a z drugiej strony jest to moja prywatna podróż intelektualna i wdzięczność za czujność i za interwencyjność.

Miłosz Markiewicz

To jest dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ z Poznaniem jestem związany od niedawna, przyjechałem tutaj ze Śląska – i w zasadzie od niemalże początku mojej bytności w Poznaniu jakoś tak się złożyło, że udało mi się związać z „CzasKultury.pl”. Obserwowałem „Czas Kultury” i „CzasKultury.pl” z perspektywy kopalni węgla kamiennego, a potem już będąc tu z wami.

Mówię o tym dlatego, że tego typu jubileusze są nie tylko o przeszłości. To już padło w kilku wypowiedziach: można świętować setne urodziny, czterdzieste, piętnaste, dwieście pięćdziesiąte, ale jubileusz jest zawsze pytaniem, co dalej, co może się wydarzyć przez następne lata.

Ważne dla mnie było i jest, że to przestrzeń, która jest niepokorna intelektualnie. Reaguje na bieżąco i ustawia się w poprzek mainstreamu. Ten kierunek cały czas jest utrzymywany przez redakcje kwartalnika i dwutygodnika – także teraz, kiedy też tu jestem.

Myślę, że to są wartości, które dobrze by było zachować na przyszłość i dalej pielęgnować. Wydaje mi się, że niepokorność myślenia jest niezwykle ważna i potrzebna w każdych czasach – a może szczególnie w tych czasach, które jakoś tak nam nagromadziły problemów.

Justyna Knieć

Ten podwójny jubileusz jest przede wszystkim zwieńczeniem kolektywnego wysiłku. To okazja do podkreślenia znaczenia współpracy z osobami, które zazwyczaj pozostają na drugim czy trzecim planie trybu wydawniczego: z korektorkami, projektantami, graficzkami, drukarzami, a nawet paniami i panami z biura rachunkowego czy zajmującymi się naszym sprzętem komputerowym. Wydaje mi się, że w ramach poprzednich jubileuszy, w których uczestniczyłam, najczęściej eksponowało się ładunek intelektualny, jaki niosą ze sobą oba wydawane przez nas czasopisma – twórczość osób autorskich, artystycznych, grona redakcyjnego. Natomiast równie istotna jest aktywność tych, którzy i które najpierw podtrzymują fundamenty dla intelektualnej i twórczej pracy naszych autorów, tłumaczek, artystów, redaktorek i redaktorów, a potem dbają o jej ostateczny, jak najlepszy kształt. I to jest dla mnie ważne, także ze względów osobistych, że wreszcie o tej prawdziwie zespołowej współpracy mówimy, coraz bardziej ją doceniamy i jej owoce celebrujemy.

To również jubileusz osobisty: dwudziestolecie pracy dla Stowarzyszenia Czasu Kultury, który skłania do (prze)myślenia, co tu robię i kim tu jestem, oraz zdefiniowania, czym jest dla mnie praca w NGO-sie w sektorze kultury – bywa, że skutkuje ona wypaleniem, ale też daje swobodę i niezwykle dziś cenną intelektualną niezależność.

Basia Sarnowska

Trudno mi podsumować czterdzieści lat „Czasu Kultury” i piętnaście „CzasKultury.pl”. Choć obydwa czasopisma były obecne w moim życiu już wcześniej, na studiach, to przed rozpoczęciem pracy w redakcji nie byłam ich w pełni zrealizowaną, stałą czytelniczką. Można więc powiedzieć, że przyszłam na gotowe, bo dołączyłam do zespołu w roku poprzedzającym jubileusz i nie przyczyniłam się aktywnie do kształtowania historii któregokolwiek z tytułów. Przedtem jednak czułam, że Czas Kultury jest dobrym, ciekawym i przyjaznym miejscem, którego wartości zbiegają się z moimi. To przeczucie okazało się prawdą, przez co szczególnie rezonuję ze słowami Basi i Justyny. Czuję, że troska jest dla nas wszystkich ważną wartością. Bardzo to doceniam, bo sama zostałam przyjęta do tego zespołu z dużą troską i od początku byłam traktowana jak osoba, która nie jest obca, której praca jest potrzebna i ważna, której zdanie się liczy. To było i jest niezwykle wzmacniające.

Równocześnie widzę, że wszystko to jest zasługą waszej wieloletniej pracy. Wspólnym wysiłkiem udało się stworzyć coś wyjątkowego: dojrzały zespół, który nie tylko pracuje efektywnie przy wydawaniu dwóch wspaniałych czasopism, ale też zmienia się, rozwija i trwa w zgodzie ze sobą, z poszanowaniem swoich granic, mając na uwadze swój dobrostan. Myślę, że to jest niesamowicie wartościowe i bardzo się cieszę, że mogłam do was dołączyć.

Marek Wasilewski

Jestem związany z „Czasem Kultury” od lat 90., kiedy przychodziłem do redakcji, jeszcze będąc studentem. To pismo, któremu poświęciłem wiele lat pracy, i jubileusz jest dla mnie czymś bardzo osobistym. Obchody jubileuszu naszego pisma zawsze były pretekstem do spotkań. To jest moment, kiedy możemy się zatrzymać, na chwilę powstrzymać redakcyjny pęd tworzenia kolejnego numeru i rozejrzeć się wokół siebie. Możemy wspólnie z kilkoma pokoleniami zaangażowanych w pismo, z szerokim kręgiem osób współpracujących z nami w najróżniejszy sposób, cieszyć się z tego, że udało się stworzyć fenomen oddolnej, spontanicznej sieci społecznych powiązań, która sprawia, że „Czas Kultury” trwa już 40 lat. Jest tyle wspaniałych osób, które pracowały dla pisma, pomagały mu w różny sposób: na poziomie technicznym, organizacyjnym, intelektualnym, które są trochę w cieniu, ich praca nie jest bezpośrednio widoczna. To jest okazja, by im dziękować za to, że są z nami. Niestety wejście w szacowny wiek czterdziestu lat sprawia także, że nie wszystkie z tych osób są nadal z nami. Pamięć o nich jest naszym obowiązkiem.

Organizowaliśmy z okazji jubileuszy koncerty, wystawy, spotkania nie tylko w Poznaniu, żeby zaprezentować to, co robimy jak największej liczbie potencjalnych odbiorców. Udowadnialiśmy, że „Czas Kultury” jest zjawiskiem interdyscyplinarnym i że kwestionuje tradycyjne linie podziałów środowiskowych i pokoleniowych. Tworząc w zamyśle nieco autoironiczne projekty w rodzaju Muzeum Czasu Kultury, pokazywaliśmy, że tworzymy swoją historię, że wokół pisma powstają opowieści, wspomnienia, artefakty, które stają się częścią kultury.

Iwona Ostrowska

Powiedz mi, czym się zajmujesz, a znajdę ci o tym wydanie „Czasu Kultury”. Pozwól tylko, że zejdę do piwnicy, gdzie mieści się nasze archiwum. Bardzo możliwe, że spędzę tam trzy godziny, bo kiedy tylko dotrę do odpowiedniego regału, zapomnę, czego właściwie szukam. Moją uwagę przykuje okładka z kobietą o mrocznym spojrzeniu, przypominającą trochę Lisbeth Salander, albo ta większa, granatowa z surrealistyczną grafiką Aliny Kus. Poczuję przemożną potrzebę przewertowania jednego i drugiego wydania, a potem jeszcze pięciu kolejnych. To który numer cię interesował? Pamiętasz może rok? Spokojnie się namyśl, ja tu sobie jeszcze trochę poszperam. Zobacz! W latach 90. mieliśmy numer o niepełnosprawności. A tu Michał Witkowski i Stanisław Gądecki w odstępie jednego numeru! I nawet się nie pogryźli…
Czterdziestolecie „Czasu Kultury” to dla mnie okazja do świętowania tego, że każde zejście do archiwum może być przygodą (okupioną alergicznym smarkaniem, ale umówmy się: to niewygórowana cena).

Ale też okazja, by docenić to, jak łatwo, naturalnie używa się tu pierwszej osoby liczby mnogiej. „W 1992 roku zrobiliśmy taki a taki numer”. No, formalnie miałam wtedy metr trzydzieści wzrostu i przyodziana w marynarski kołnierz byłam akurat pasowana na uczennicę (nie pytajcie, podstawówka w Kołobrzegu), ale tak – „zrobiliśmy”. Choć z niektórymi składami dawnych redakcji nawet się nie minęłam, nie da się przecenić tego, jak szybko można stać się elementem wspólnoty Czasu Kultury. Duża w tym zasługa wieloletniego wydawcy Ryszarda Czapary, który zawsze funkcjonował jak międzypokoleniowy pomost sklejony z miliona opowieści. Dziś nie należę do redakcji, wracam do „Czasu Kultury” na chwilę, aby zająć się wydarzeniami jubileuszowymi – ale znów robimy rzeczy razem – i to właśnie planuję świętować.

Agata Rosochacka

Dzięki, że mogę mówić na końcu, bo było to dla mnie bardzo ważne, by was słuchać. Słuchałam, jak wiele i wielu z was potrafiło mówić z perspektywą, pewnym odsunięciem. Wydaje mi się, że mnie na to nie stać.

Wszystko jest dla mnie osobiste. Czterdzieści lat – ja również mam czterdzieści lat w tym roku, piętnaście lat jestem w „Czasie Kultury”. Rozpoczynałam wtedy pracę w redakcji wraz z Iwoną Ostrowską. To był czas, gdy powstał „CzasKultury.pl”. Jubileusz jest dla mnie o zespole. Tylko i wyłącznie o nas.

Jubileusz jest dla mnie o dorastaniu, o dorosłości, o przełomach, o mądrej zmianie, o odpowiedzialności. Ale być może właśnie to doroślenie jest, jak cała moja wypowiedź, najbardziej osobiste, bo wydaje mi się, że zarówno ze mną, jak i z „Czasem Kultury” to się dzieje w ostatnich latach.

Podczas przygotowań do obchodzenia jubileuszu i do tej celebracji – pamiętam doskonale, jak zrobiliśmy to na samym początku planowania – powiedzieliśmy sobie bardzo mocno, że to ma być nasz jubileusz. On ma być dla nas i ma nam przynieść radość. Nie ma nas zamęczyć, zadręczyć. Na pewno już bywały momenty, że byliśmy nim zmęczeni, ale to jest coś, o czym staram się pamiętać, pracując nad jubileuszem, że on ma nam dać radość oraz przestrzeń i czas do tego, żebyśmy byli w stanie stawać się coraz bardziej dorosłym zespołem.

Jubileusz jest też okazją do nazywania tożsamości, czego – mam wrażenie – zawsze nam brakowało. Ta zespołowa, procesualna praca, którą odbywamy wewnętrznie, niesamowicie odbiła się w waszych wypowiedziach. Właśnie te wartości, które wymieniliście, pojawiają się w pracy naszego zespołu. Czuję, że to jest spójne, że ma wartość – co znowu jest dla mnie niezwykle osobiste, bo jakby usensownia moją pracę zawodową, która w całości związana jest z „Czasem Kultury”. Bardzo mnie cieszy doroślenie tego zespołu i tego, że ja mogę też być tego częścią.