Tytuł najnowszego filmu Luki Guadagnino, „Po polowaniu”, nawiązuje do określenia „polowanie na czarownice”, którego wobec ruchu #MeToo używali jego przeciwnicy. #MeToo jest jednym z najważniejszych ruchów społecznych XXI wieku – ośmielił kobiety do opowiedzenia o własnych doświadczeniach i o tym, jak mężczyźni wykorzystywali władzę i społeczno-kulturowe przyzwolenie na seksizm. Niektórzy komentatorzy zwracali jednak uwagę na niebezpieczeństwo nadużywania oskarżeń. Jako że ruch społeczny przyjął – wobec braku adekwatnych regulacji prawnych – głównie kształt katalogu świadectw, padały pytania o ich weryfikację i skutki. Do podobnych kwestii w „Po polowaniu” odniósł się Guadagnino. Włoski reżyser jest jednak daleki od zajmowania stanowiska „za” lub „przeciw”. W swoim najnowszym filmie analizuje raczej niezwykle złożony „krajobraz po kulturowej bitwie”.
„Po polowaniu” zostało osadzone w akademickich realiach amerykańskiego uniwersytetu Yale. Pewnego wieczoru do doświadczonej i szanowanej profesorki filozofii i etyki, Almy Olsson (jedna z najlepszych ról w karierze Julii Roberts), przychodzi przemoknięta i roztrzęsioną doktorantka, Maggie (Ayo Edebiri). Wyjawia promotorce, że została zgwałcona przez młodego, ambitnego profesora i przyjaciela Almy, Hanka (Andrew Garfield). W większości fabuł podejmujących podobny temat wina nie podlegałaby dyskusji, a protagoniści skupialiby się przede wszystkim na osądzeniu sprawcy (tak było w – skądinąd świetnych – „Obiecującej. Młodej. Kobiecie.” Emerald Fennell i „Asystentce” Kitty Green). Ale w „Po polowaniu” sprawa jest o wiele bardziej zagmatwana. Każdy coś ukrywa. Alma, Maggie, Hank mają skomplikowane motywacje, które nie pozwalają na jednoznaczne rozstrzygnięcie, kto krzywdzi, a kto postępuje etycznie (a może wszyscy są winni i amoralni?). Guadagnino wychodzi daleko poza styl filmowej publicystyki, postaci nie reprezentują konkretnych postaw w schematycznym moralitecie, ale są żywymi, sprzecznymi w swoich działaniach ludźmi. Dzięki świetnemu scenariuszowi autorstwa Nory Garrett w „Po polowaniu” zajmujące, bogate w filozoficzne nawiązania dialogi przeplatają się z pełnymi napięcia scenami zwodzącymi widza co do charakteru poczynań bohaterów.
Reżyser o patologie w dużej mierze oskarża system, który wymusza na jednostkach moralne aberracje. Społeczność akademicka jawi się w „Po polowaniu” jako patriarchalna i wsobna. Władze uczelni, jeśli doceniają kobiety, to przede wszystkim te, które przyjęły męskie wzorce zachowań (do podobnych wniosków doszła Fennell we wspomnianej powyżej „Obiecującej. Młodej. Kobiecie.”). Alma świetnie czuje się w spodniach – zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Potrafi perfekcyjnie balansować pomiędzy bezwzględną władzą nad swoimi podopiecznymi a nieznacznym spoufalaniem się. Jedna z pierwszych sekwencji w „Po polowaniu” pokazuje przyjęcie odbywające się w domu głównej bohaterki, na które zaproszeni zostali inni pracownicy naukowi, doktoranci i studenci, co wydaje się niezdrowym pomieszaniem życia prywatnego i zawodowego. Rauty takie jak ten niewątpliwie sprzyjają nadużyciom. Podobnym miejscem, gdzie jeszcze silniej mieszają się porządki, jest uniwersytecki pub. Na drinku czy piwie w dusznej i głośnej salce mijają się profesorowie i osoby uczęszczające na zajęcia. Guadagnino ukazuje przedziwny rodzaj relacji międzyludzkich, jakie kształtują się na uczelniach. Wykładowcy dzierżą realną, na poły wychowawczą władzę nad swoimi podopiecznymi (inną jednak niż choćby pracodawcy), mentorują im, starają się oczarować intelektem i błyskotliwością. Fascynacja ze strony młodych, otwartych na idee głów podbudowuje profesorskie ego. A stąd tylko krok do tego, żeby uwielbienie i zadowolenie z tegoż wybiegło poza zwyczajowe relacje uniwersyteckie.
Ciekawą grę znaczeń wprowadza imię głównej bohaterki. Alma budzi oczywiste skojarzenie z łacińskim alma mater, uczelnią macierzystą, ale alma to też po prostu „żywicielka”. Postać wykreowana przez Guadagnino jest niezwykle oddana uczelni. Pracę naukową traktuje jako absolutny priorytet, życie prywatne ma służyć jedynie jako dodatek. To Frederik (Michael Stuhlbarg), mąż Almy, prowadzi ich wspólny dom. Para nie ma dzieci. Bohaterka zapewne i tak nie miałaby dla nich czasu, a w tej sytuacji jedyną osobą, której powinno się dogadzać, jest ona sama. Alma „żywi” innych wiedzą, ale i to robi raczej dla poklasku i pozycji w akademickim świecie.
W momencie upublicznienia oskarżeń wysuwanych przez Maggie czuje się zmuszona do poparcia konkretnej narracji – musi wziąć stronę doktorantki, bo tego wymaga od niej opinia publiczna. Taka postawa ułatwi jej również zdobycie – kosztem Hanka – upragnionego prestiżowego etatu. Jednak kompas moralny podpowiada Almie, że opowiedzenie się za którąkolwiek ze stron, przy tak małej ilości informacji na temat zdarzenia, jest etycznie wątpliwe. Bohaterka nie wierzy ani Hankowi, ani Maggie, oboje mają swoje powody, by kłamać (nie będę ich ujawniał, bo śledzenie intrygi i dowiadywanie się o konkretnych rzeczach w określonym momencie fabuły ma tu swój głęboko przemyślany sens). Hank przedstawiany jest jako dupek i flirciarz, a Maggie jako zadufana w sobie dziewczyna z bogatego domu (mówi się, że jej ojciec ufundował połowę kampusu). Z drugiej strony młody profesor wywodzi się znikąd i praca na uczelni jest dla niego rodzajem ciężko wywalczonego upragnionego awansu klasowego. Maggie zaś wydaje się, pomimo uprzywilejowanej pozycji finansowej, osobą pragnącą sprawiedliwości społecznej.
Guadagnino stara się jednak nie osądzać i nie przypisywać z góry ról kata i ofiary. Włoski reżyser w „Po polowaniu” przewartościowuje przesłanie swojego przełomowego filmu sprzed ośmiu lat przez pryzmat ideałów ruchu #MeToo. „Tamte dni, tamte noce” miały swoją premierę w drugiej połowie 2017 roku, zbiegła się więc ona w czasie z publikacjami o Harveyu Weinsteinie i doniesieniami o wszechobecnej kulturze gwałtu. Guadagnino w adaptacji powieści André Acimana przedstawiał płomienne uczucie nastoletniego Elio do dorosłego Olivera. Nikt, pośród zachwytów nad wakacyjną sensualnością filmu, nie dostrzegł, że relacja bohaterów, których dzieliła duża różnica wieku, może być uznana za problematyczną, niestosowną (to nie jedyny kłopotliwy wątek w „Tamtych dniach, tamtych nocach”, ale w tym kontekście najistotniejszy). W „Po polowaniu” w niezwykle przejmującej scenie rozmowy pomiędzy Almą a Frederikiem słyszymy, że cokolwiek by nastolatkom w kontaktach z dorosłymi się nie wydawało, jakkolwiek by nie uznawali siebie za stronę inicjującą, dorosły jest zobligowany do chronienia dziecięcej niewinności za wszelką cenę. Wcielający się we Frederika Stuhlbarg grał w „Tamtych dniach, tamtych nocach” ojca Elio, profesora archeologii, co wskazuje na wyraźne paralele między oboma filmami. „Po polowaniu” jawi się więc jako swoista errata do oscarowego hitu.
Guadagnino w najnowszym obrazie jest ożywczo szczery i niedeklaratywny. Widać, że to, co wydarzyło się w kulturze w ostatniej dekadzie, mocno nim wstrząsnęło. Dużo miejsca poświęca zmianie pokoleniowej. Dzisiejsze zetki są niezwykle wyczulone na kwestie obyczajowe, dbają o to, żeby inni nie zaburzali ich dobrostanu. Być może reżyser częściowo zgadza się ze słowami Almy (co nie znaczy, że popiera ów surowy osąd), że jest to pokolenie za wszelką cenę stroniące od dyskomfortu (reprezentowanego chociażby przez cierpkie słowa wykładowczyni na temat braku talentu naukowego, których to Maggie nie potrafi zaakceptować). Ale dyskomfort – zdaje się mówić Włoch – jest integralną częścią egzystencji, niezależnie od pragnienia, by żyć w idealnym, sprawiedliwym i pozbawionym napięć społeczeństwie. Nie wyczuwam u Guadagnino dziaderstwa, a raczej strach przed osunięciem się w dziaderstwo. Reżyser daje wyraz swojej obawie, zestawiając niebinarne Alex (Lio Mehiel) z nieprzychylnym, wykluczającym stosunkiem, jaki ma do postaci Alma. „Tak mógłbym zachować się i ja, jeśli przestałbym czujnie obserwować świat” – mówi Guadagnino między wierszami. Wystarczy, że na chwilę odwrócimy wzrok, a rzeczywistość zmieni się nie do poznania. Stąd już tylko krok do tego, żeby zacząć mówić: „kiedyś to było” i „młodzi są teraz najgorsi”.
„Po polowaniu” jest mniej skupione na formie niż chociażby zeszłoroczne „Challengers”, ale w najnowszej produkcji Włoch wciąż stosuje wiele ciekawych zabiegów wizualnych i dźwiękowych. Już pierwsza scena podporządkowana głośnemu tykaniu zegara (bomby?) wprowadza niepokój, zwiastuje tragedię i rozpad znanego świata. Interesującą asocjację uruchamiają napisy początkowe wyglądające niczym żywcem wyjęte z filmów Woody’ego Allena, który stał się jednym z negatywnych bohaterów #MeToo. Trudno wyrokować, czy Guadagnino parodiuje nowojorskiego reżysera, czy też stara się zasygnalizować, że jego sprawa jest wyjątkowo zagmatwana. Dużą wagę operator Malik Hassan Sayeed przywiązuje do pokazywania na ekranie gestów i mimiki. Obserwujemy je wyobcowane z otoczenia, odseparowane od reszty ciała tak, jakby ich analiza miała dać wskazówki odnośnie prawdomówności bohaterów.
Nowy film Luki Guadagnino został odrzucony przez amerykańską krytykę i publiczność. „Po polowaniu” nie znalazło uznania w oczach jury kierowanego przez Alexandra Payne’a podczas tegorocznego festiwalu w Wenecji. Wyraźnie nie w smak części odbiorców było komplikowanie i pogłębianie narracji o #MeToo. „Po polowaniu” jest jednak świetnym filmem, w którym twórcy uważnie przyglądają się uwikłaniu człowieka we własne emocje, pragnienia i ambicje z jednej strony, a wymuszającym na nich pewne postawy systemem z drugiej. Nie wiem, czy Guadagnino wierzy, że da się przeciąć ów węzeł gordyjski, ale jest świadomy, że w tej układance na swoje wyjdą przede wszystkim przebiegli i amoralni.