Archiwum
15.07.2020

Społeczeństwo konsumpcyjne, jego zagrożenia i przyszłość

Halina Szejnwald Brown
Środowisko Społeczeństwo

Polska, z której musiałam wyemigrować w 1968 roku, była krajem o skąpych zasobach dóbr konsumpcyjnych, z nijakim asortymentem na sklepowych półkach, toporną radziecką elektroniką i zniechęconymi sprzedawcami oraz pracownikami usług. W 1991 roku, gdy odwiedziłam Polskę pierwszy raz po dwudziestu trzech latach, zastałam podobny obraz. W obrębie komunistycznej ekonomii rzadkości niewiele było impulsów do wspierania lub rozwijania rynku konsumenckiego.

Jaką zmianę przyniosły trzy dekady kapitalizmu! W pierwszych latach nowego millennium Polska była już zalana dobrami konsumpcyjnymi. Można było kupić właściwie wszystko – o ile miało się pieniądze; wszechobecne reklamy nie dawały zmysłom wytchnienia. W trakcie moich licznych pobytów w Polsce po 1991 roku, obserwowałam, jak całe społeczeństwo coraz bardziej stara się „dogonić” Zachód. Określenie to, powtarzające się w rozmowach z polskimi przyjaciółmi i znajomymi, wyraża zasadniczo zwiększanie konsumpcji manifestowanej poprzez dobra materialne i komfort osobisty.

Najbardziej rzucającymi się w oczy zmianami w Warszawie, gdzie spędzam najwięcej czasu, są: upiększenie tego wspaniałego miasta, dynamiczny rozwój amerykańskiego typu przedmieść, mnożenie się galerii handlowych, rosnące tempo życia i podróże wakacyjne jej mieszkańców w odległe miejsca na świecie. Wydaje się, że tłumione potrzeby – kumulowane przez cztery dekady przymusowej egzystencji w posępnych, komunistycznych blokach i wynikłe z ograniczeń w podróżach międzynarodowych – po prostu eksplodowały. Czas wolny upływający na spotkaniach towarzyskich, wizytach w kinie i teatrze, czytaniu książek i spacerach po cudownych, warszawskich parkach, zastąpił wieczny pośpiech. Tak wiele rzeczy do zrobienia, tyle ludzi do prześcignięcia, pieniędzy do zarobienia, towarów do nabycia – i tak mało czasu na to wszystko!

Wykształcona polska klasa średnia w istocie zadziwiająco przypomina swoją amerykańską odpowiedniczkę: nadopiekuńcze matki i ich poganiane, nadmiernie wzbogacone dzieci, lęk przed porywaczami i dewiantami seksualnymi, niepohamowana lawina reklamy dziecięcej, konsumpcja na pokaz. Korzystając ze swojej przygnębiającej wiedzy, wywiedzionej z amerykańskiego doświadczenia, zwracam uwagę moim młodym, przeprowadzającym się na przedmieścia przyjaciołom z Polski, że najlepsze lata upłyną im na podwożeniu potomstwa; że życie towarzyskie ich własne, a także ich dzieci pozbawione będzie spontaniczności; że utracą wspólnotę sąsiedzką; że centra handlowe na całym świecie oferują do znudzenia identyczną, kiepską masówkę. Moje słowa przelatują mimo uszu. Więcej i obficiej – znaczy lepiej. A właściwie – dlaczego nie? To kuszące wyobrażenie, zaś jego cena – rosnące bogactwo i nierówność dochodów; utrata spontaniczności, czasu wolnego, swobody, by zrezygnować z pracy, której się nienawidzi; emisja gazów cieplarnianych – ujawnia się dopiero lata lub dekady później. Poza tym uwolniona od centralnego planowania i własności państwowej, od niedawna kapitalistyczna polska gospodarka rozkwitła, a Warszawa – ze swoimi osiemnasto- i dziewiętnastowiecznymi budynkami lśniącymi białym piaskowcem, cudownymi parkami, drapaczami chmur i bogatym życiem ulicznym – stała się pięknym miastem. Jak mogę z tym dyskutować?

Jednak gospodarka tak silnie uzależniona od konsumpcji gospodarstw domowych jest bardzo wrażliwa, o czym przekonujemy się w momencie, gdy powstaje ten tekst. W USA zaledwie pięć tygodni od pandemicznego lockdownu z połowy marca 2020 gospodarka skurczyła się o 20 procent, liczba osób bezrobotnych sięgnęła 22 milionów (14 procent siły roboczej), a zapotrzebowanie na rządową pomoc dla przedsiębiorstw, instytucji i osób prywatnych (nie licząc wydatków na poziomach stanowych i miejskich) wyniosło trzy biliony dolarów. Liczne prognozy wskazują, że potrzebne będzie o wiele więcej. Spłacanie tego gigantycznego długu publicznego potrwa lata lub wręcz dekady, wpływając na nasz kolektywny dobrostan.

Chociaż politycy i ekonomiści głównego nurtu zawsze dostrzegali symbiotyczny związek masowej konsumpcji i wzrostu gospodarczego – a po drugiej wojnie światowej z rozmysłem skonstruowali społeczeństwa konsumpcyjne USA i Europy Zachodniej – pionierskie badania konsumpcji w latach 80. i 90. XX wieku przyjmowały głównie perspektywę psychologiczną i socjologiczną. Pierwsza z nich koncentrowała się na opisie indywidualnych zachowań konsumentów, a druga na kulturze i instytucjach. Mało uwagi poświęcano makroekonomicznym aspektom konsumpcji. Jednak równolegle ekonomiści ekologiczni reprezentujący buntowniczy odłam głównonurtowej ekonomii neoklasycznej już od lat 70. XX wieku sygnalizowali, że nieskończony wzrost gospodarczy i towarzysząca mu konsumpcja są nieosiągalne na planecie o ograniczonych zasobach, a zatem społeczeństwo powinno dążyć do gospodarki stanu ustalonego (steady-state) lub kurczącej się (degrowing). Przekonywali także, że gospodarka powinna być definiowana jako element istniejący w ramach systemu ekologicznego, a nie poza nim. W pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia, początkowo we Francji, a następnie w Hiszpanii, Włoszech i innych krajach, wokół tych idei zawiązał się prężny ruch polityczny i intelektualny – dewzrost (degrowth), wzywający do radykalnych zmian społecznych i politycznych. Jako że ekonomiści z tego środowiska nie analizowali konsumpcji jako zjawiska kulturowego lub socjologicznego, przez dziesięciolecia jej dwa obszary badawcze funkcjonowały w odrębnych dziedzinach.

W 2008 roku wraz z Philipem Vergragtem i Maurie Cohenem utworzyliśmy Sustainable Consumption Research and Action Initiative, SCORAI. Naszym celem było skomunikowanie badaczy oraz praktyków, którzy z perspektywy różnych dyscyplin starali się opisać, jak funkcjonuje społeczeństwo konsumpcyjne; a także pogłębienie rozumienia konsumpcji i zaproponowanie metod jej ograniczania. Nie mieliśmy żadnego finansowania, ani nie wiedzieliśmy, kto jeszcze na rozległej, amerykańskiej scenie byłby zainteresowany tymi zagadnieniami. Ku naszemu zadowoleniu pierwsze warsztaty zorganizowane na moim macierzystym Clark University zgromadziły około trzech tuzinów uznanych badaczy i liderów instytucji. Od tego czasu pole badań zrównoważonej konsumpcji stało się pełnoprawnym i uznawanym obszarem badań, nauczania i dyskursu politycznego, o czym świadczą liczne stanowiska profesorskie, źródła finansowania dla doktorantów oraz publikacje. Idea zrównoważonej konsumpcji znalazła się również na dwunastej pozycji listy Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ. Obecnie sieć SCORAI zrzesza około 1400 członków prowadzących aktywą dyskusję za pośrednictwem internetowych kanałów komunikacyjnych i doradzających decydentom politycznym.

Z biegiem lat dotarliśmy do kilku ważnych wniosków na temat funkcjonowania i utrwalania się społeczeństwa konsumpcyjnego, ostatecznie ukazujących symbiotyczny związek pomiędzy konsumpcją gospodarstw domowych i wzrostem gospodarczym. W podsumowaniu warsztatów na Clark University w 2009 roku pisaliśmy, że konsumpcja jest zbiorową aktywnością jednostek osadzonych w kulturze i w dominujących instytucjach. To rozpoznanie zaowocowało przesunięciem uwagi badaczy z psychologicznych mechanizmów napędzających konsumpcję na bardziej systemowe. Owszem, jednostki nabywają dobra materialne, aby zademonstrować indywidualność, zaznaczyć swoje miejsce w hierarchii społecznej, wyrazić miłość i przynależność, ale istnieją także silne systemowe napędy, które wykorzystują te podstawowe ludzkie potrzeby. Obejmują one machinę reklamową – stwarzającą pragnienia, potrzeby, aspiracje (zawsze w kierunku pomnażania) i ciągły brak satysfakcji stanem obecnym; a także strukturę krajobrazu zatrudnienia. W rezultacie ludzkie życie toczy się w kołowrotku: potrzeba – praca – zarobek – wydatek – potrzeba – i tak dalej. A ekonomia rynku nieruchomości, na którym domy są nie tylko przestrzeniami mieszkalnymi i symbolami statusu, ale także istotnymi, bazującymi na zadłużeniu inwestycjami finansowymi, sprawia, że kupujemy jeszcze większe, energochłonne gmachy przepełnione przedmiotami.

Badania socjologów przyglądających się związkom technologii z zachowaniami człowieka rozszerzyły ten systemowy ogląd konsumpcji, ukazując, że jej napędem może być postęp technologiczny, który ustanawia nowe praktyki społeczne, czyli powszechne wśród jednostek oraz społeczeństwa rytuały i nawyki, niepoddawane na co dzień świadomemu namysłowi. Ich dobrze znanymi przykładami są: codzienne kąpiele pod prysznicem, regularne pranie odzieży i zachowania związane z higieną osobistą – czynności te są stosunkowo niedawne, a ich napędem jest szerokie zastosowanie kanalizacji, pralek i suszarek oraz zastąpienie wanien prysznicami. Na dłuższą metę zwiększają one zapotrzebowanie na ciepłą wodę oraz wciąż podwyższają kryterium podstawowego poziomu komfortu w postaci liczby łazienek w domach zamieszkiwanych przez rodziny. Praktyki społeczne mogą być rozważane przez pryzmat teorii instytucjonalnej –zwłaszcza ze względu na ich cechy, takie jak: ich „niewidzialność” dla osób je praktykujących, stabilność, odporność i niepodatność na zmiany.

Kiedy napędy konsumpcji zostały ujawnione, nasunęło się oczywiste pytanie: czy konsumpcja przekłada się na jednostkowe szczęście i lepszą sytuację społeczeństwa? Odpowiedź podsunęły badania z uznanego obszaru, zajmującego się pomiarami wskaźników szczęścia i poziomu dobrostanu. Brzmiała ona jednoznacznie: chociaż większa zamożność względem osoby, z którą się porównujemy, stanowi źródło osobistej satysfakcji, w skali bezwzględnej konsumpcja dóbr materialnych nie podwyższa szczęścia jednostki ani dobrostanu społecznego, jeżeli nie są zaspokojone podstawowe potrzeby psychologiczne. Wskazywałoby to, że rywalizacyjna konsumpcja pozycjonalna obniża dobre samopoczucie oraz że ludziom w społeczeństwach o niższych poziomach nierówności żyje się lepiej. O tym samym świadczą badania empiryczne.

Włączenie rachunkowości ekologicznej i węglowej do badań konsumpcji wzbogaciło jej systemowy ogląd na rozmaitych poziomach: wykazało, że przychód gospodarstwa domowego jest silnym czynnikiem prognozującym ślad ekologiczny; wprowadziło pojęcie szarej energii towarów przemysłowych (czyli związanej z ich produkcją, transportem i utylizacją); określiło, w jakim stopniu mieszkalnictwo, indywidualna mobilność, nawyki żywnościowe i podróże wypoczynkowe dokładają się do całościowych kosztów ekologicznych. Udowodniło, że konsumpcja polega nie tylko – jak się powszechnie zakładało – na kupowaniu nowych ubrań, sprzętów i artykułów gospodarstwa domowego, lecz także na wyborach i ambicjach odnoszących się do stylu życia, na przykład gdzie zamieszkać – w jakim typie domu i ojakim metrażu, jak spędzać wolny czas lub do jakiej wspólnoty aspirować. Ponadto szacowanie śladu węglowego udowodniło, że konsumpcja w znaczącym stopniu przyczynia się do globalnej emisji gazów cieplarnianych i stanowi zagrożenie dla klimatu.

A co z czynnikami zmiany? Czy ludzie mogą z własnej woli zmienić swoje zachowania i zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych? Rozległe badania innowacji społecznych i kulturowych wdrażanych na małą skalę ukazały ich ograniczony potencjał. Inicjatywy takie jak dobrowolna prostota (voluntary simplicity) czy ekowioski stanowią w dużej mierze działalność marginalną. Obietnice kolektywnej konsumpcji, alternatywnych walut i gospodarki współdzielenia wyczerpały się, gdy wyszła na jaw ich niezdolność ograniczania wpływu na środowisko lub wprowadzenia zmiany w dominujących praktykach i normach kulturowych. Badanie ekologicznie odpowiedzialnych obywateli wykazało, że oddziałują na środowisko niemalże w takim samym stopniu jak ich niezaangażowani odpowiednicy.

W 2010 roku Tim Jackson z Uniwersytetu w Surrey w swojej przełomowej książce „Dobrobyt bez wzrostu. Ekonomia dla planety o ograniczonych możliwościach” skorzystał z wszystkich elementów wiedzy o konsumpcji i połączył je ze wzrostem gospodarczym. W momencie, kiedy powstaje ten artykuł, jest już oczywiste, że konsumpcja ma wiele wspólnego z egzystencjalnymi zagadnieniami współczesności: ideologią wzrostu gospodarczego, handlem międzynarodowym, podstawową strukturą ekonomii, rosnącymi nierównościami i relacjami władzy. Owszem, na polu zmniejszania konsumpcji można sporo zdziałać poprzez zmiany w infrastrukturze, ustalanie cen energii, opodatkowanie, gospodarkę przestrzenną i rozmaite bodźce ekonomiczne, ale system gospodarczy będzie zawsze parł w stronę zwiększania konsumpcji. Finansjalizacja gospodarki i jej zależność od spłaty długu są silnymi napędami wzrostu i towarzyszącej mu konsumpcji. Czy obecnie, z władzą polityczną w rękach klasy rentierów, czerpiących z takiego systemu wiele korzyści, zmiana w kierunku gospodarki stanu ustalonego lub gospodarki kurczącej się jest możliwa? Czy będziemy jednak podążać obecnym torem wzrostu dopóty, dopóki granice ekologiczne Ziemi zostaną tak nadwyrężone, że cała gospodarka runie? Co by się stało, gdybyśmy wszyscy zrezygnowali z konsumpcji?

Nie przeszło mi przez myśl, że doczekam dnia, w którym odpowiedź na to pytanie zmaterializuje się we wszystkich aspektach. Ale proszę, oto nadszedł ten dzień wraz z kryzysem COVID-19. Emisja gazów cieplarnianych spada, jednak za cenę ogromnego cierpienia ludzi, których przyszłość jest wysoce niepewna. Prognozy wahają się od „odmrozimy gospodarkę i wkrótce wszystko się ułoży” do złowieszczych zapowiedzi zamętu, nieodwracalnych szkód i galopującej inflacji.

Znane porzekadło mówi: „Nigdy nie marnujcie dobrego kryzysu”. I rzeczywiście, kiedy piszę ten esej blogosfera i webinary są wypełnione opiniami, jak wykorzystać obecny kryzys dla reform społecznych i ekonomicznych. Bez wątpienia ich liczba będzie rosnąć wykładniczo w najbliższej przyszłości. W tym miejscu chcę się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego, jak moglibyśmy rozwijać się w społeczeństwie postkonsumpcyjnym.

Kryzys Covid-19 wyraźnie ukazał, że w społeczeństwie konsumpcyjnym nagła redukcja konsumpcji łączy się z bezrobociem, bankructwami firm i powszechnym ludzkim cierpieniem. Z tego względu wszelkie próby jej ograniczenia należy starannie zaplanować. Przede wszystkim gospodarka musi zostać zrównoważona w kierunku mniejszej zależności od konsumpcji gospodarstw domowych oraz większych wydatków na świadczenia społeczne, w tym: ochronę zdrowia, edukację, mieszkania komunalne, transport publiczny, zarządzanie środowiskowe i inne. Idea powszechnych usług podstawowych (Universal Basic Services) spopularyzowana przez Annę Coote z New Economics Foundation dostarcza podstaw koncepcyjnych realizacji tego zadania (i kontrastuje z ideą uniwersalnego dochodu podstawowego, ukierunkowaną na zwiększanie siły nabywczej gospodarstw domowych).

Zasadniczo po pięciu dekadach neoliberalizmu jestem zwolenniczką powrotu do reguł zachodnioeuropejskiego państwa opiekuńczego, jednak przy uwzględnieniu podstawowej różnicy: „tym razem gospodarka musi być postrzegana jako element osadzony w systemie ekologicznym, szanujący jego naturalne granice”. Model ekonomii obwarzanka lub „pączka z dziurką” (doughnut economics) zaproponowany przez Kate Raworth z Uniwersytetu Oksfordzkiego jest pomocną wizualną metaforą dla takiego typu społeczeństwa. Mówi on o tym, że społeczeństwo musi funkcjonować w polu ograniczonym dwoma współśrodkowymi okręgami (formującymi kształt pączka z dziurką). Mniejszy z okręgów wyznacza minimum niezbędne dla dobrze rozwijającego się społeczeństwa – wpływ środowiskowy zaspakajania podstawowych potrzeb: od żywienia, schronienia, edukacji i ochrony zdrowia po egzekwowanie równości płci, sprawiedliwości i tak dalej. Drugi okręg definiuje maksimum, które nie może zostać przekroczone – ekologiczne granice planety.

Wspólnota ekonomistów ekologicznych powinna wspomagać to przejście, rozwijając modele makroekonomiczne gospodarki stanu ustalonego lub kurczącej się. Kanadyjski ekonomista Peter Victor modeluje gospodarkę swojego kraju według koncepcji niskiego lub zerowego wzrostu, udowadniając, że dobrobyt społeczny i znaczące obniżenie emisji gazów cieplarnianych są do osiągnięcia w ramach gospodarki stanu ustalonego, równolegle z gwarancją pełnego zatrudnienia, bezpieczeństwem ekonomicznym, mniejszym poziomem nierówności, większą ilością czasu wolnego oraz kontrolą prywatnego i państwowego zadłużenia.

Aby osiągnąć taki stan gospodarki, potrzebujemy woli politycznej i dalekowzrocznych strategii rządów względem podatków i inwestycji w infrastrukturę oraz instytucje. Należy odrzucić ideologię neoliberalną po pięciu dekadach jej niepodzielnych rządów. Opisywana gospodarka będzie także potrzebować zestawu zdecentralizowanych strategii politycznych, zniechęcających do rozrzutnego ekologicznie stylu życia. Będą one oczywiście specyficzne dla poszczególnych krajów i lokalności. Na przykład w USA miejscowe regulacje dotyczące zagospodarowania przestrzeni i opodatkowania nieruchomości, jak również programy spółdzielczej lub wspólnotowej własności ziemi (takie jak powiernictwo gruntów) odwiodłyby klasę średnią od marzeń o jeszcze większych domach na dalekich, osiągalnych jedynie samochodami przedmieściach. Z czasem takie zmiany strukturalne pomogłyby odejść od kultury konsumeryzmu.

Wszystko wskazuje na to, że kryzysy związane z COVID-19 i ujawnieniem brutalności policji wobec Afroamerykanów, dają początek mobilizacji politycznej na różnych frontach. W USA obejmuje ona ruchy przeciwko rosnącej nierówności i systemowemu rasizmowi, komercyjnemu systemowi ochrony zdrowia (i w coraz większym stopniu systemowi edukacji), nasilającej się niepewności ekonomicznej osób zatrudnionych oraz torpedowaniu polityki opartej na nauce i jej dowodach. Ruchy te mogą stworzyć okoliczności do tworzenia gospodarki niezorientowanej na wzrost, która zagwarantuje zbiorowy i indywidualny dobrostan.

Kryzys COVID-19 pokazał wreszcie, że mniej rozrzutny ekologicznie styl życia: spacerowanie, jazda rowerem, rzadsze podróże samolotem, więcej czasu spędzonego z najbliższą rodziną, gotowanie wspólnych posiłków, prace w ogrodzie i wolniejszy wyścig szczurów może nieść wielkie korzyści. Nadszedł czas, aby zastanowić się nad sensem dobrego życia.

 

22 kwietnia 2020 (uzupełnione 2 lipca 2020)

 

Bibliografia

Anna Coote, Andrew Percy, The Case for Universal Basic Services, Polity Press, 2020.
Tim Jackson, Dobrobyt bez wzrostu. Ekonomia dla planety o ograniczonych możliwościach, przekł. M. Polakowski, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2015.
KateRaworth, DoughnutEconomics: SevenWays to ThinkLike a 21st-Century Economist, Chelsea Green Publishing, 2017.
Peter A. Victor, Managing without Growth: Slower by Design, not Disaster, Edward Elgar Publishing, 2019.

 

 

Tłumaczenie z języka angielskiego: Iwona Ostrowska