Archiwum
16.08.2013

Lukratywny Zioming Spółka Zoo: część II

Krzysztof Łukomski
Felieton

Przeczytaj część pierwszą psycho-przypowiastki.

 

Miasto średnie wielkości średniej

„Jeśli budowanie instytucji jakiejkolwiek przypomina budowanie domu, należy […] zarzucić dążenie do doskonałości i uczynić instytucję zdolną do ewoluowania. Konieczne będzie zadbanie, aby w instytucji dokonywało się płynne przechodzenie z jednej domeny do drugiej. W procesie tworzenia trzeba być otwartym na trudności, przypadek i produktywnie wykorzystywać wszelkie ograniczenia. Nie wolno też zbyt sztywno wytyczać zakresu obowiązków poszczególnych pracowników; miast tego muszą oni tworzyć grupę, muszą tworzyć całość. Pewne rzeczy natomiast należy pozostawić niedookreślonymi, natomiast ścieżka rozwoju instytucji winna być w miarę czytelna i dostępna. Słowem, instytucja winna tętnić życiem.”

Richard Sennett, „Etyka dobrej roboty”

„Traktat odczytano,
Przyjęto i podpisano.
Lecz wkrótce, kiedy w wilków wzrosły wilczki młode,
Głód zwyciężył skrupuły, przysięgi i zgodę.
Więc w nocy, gdy pasterze używali wczasu,
Wilki wpadły zdradziecko do owiec w zagrodę
I porwawszy jagnięta, uciekły do lasu.
Tymczasem piesków, co spokojnie spały
Ufając traktatów treści,
Ich stróże, starzy wilcy, rozdarli w kawały.
Oto i koniec powieści.
Zgoda dobrą jest rzeczą, lecz powiedzmy szczerze:
Na co zda się ze zdrajcą zawierać przymierze?
Nie pióro, ale oręż i waleczne ramię
Niech pisze pokój z wrogiem, co przysięgi łamie.”

La Fontaine, „Wilki i owce” (przekł. Władysław Noskowski)

[Letnia narada członków. Konkurs na, jak to określono, kierownika miejskiego Centrum Sztuki Zbrojownia (nazwa od historycznej zbrojowni zamkowej). Jury Konkursu stanowią bliżej nieokreśleni Członkowie, z czego znaczna część Członków jest w fazie spoczynku (w kulturze), a mniejsza część pobudzona radośnie wizjami zmian, czeka na, tu cytat, opinię członka majora. Członki, tfu, członkowie ubrani są wyjątkowo brzydko, w zbyt duże marynarki, co w oczach Jury z Megalo(mano)polis już dyskwalifikowałoby owych Członków z Komisji za obrazę majestatu pozostałych członków. Nie ma członkiń. Pozostali członkowie: Burmistrz, Subbur(BiA)mistrz, Sztukmistrz, czyli Członek Major, legendarna postać komisji, w sumie nie wiadomo, z jakiego powodu, i Miszczu.]

 

– Same dziady – cicho wzdycha jedyny tak zwany przedstawiciel świata kultury, czyli znany miejski barman pewnego niezależnego teatru, zwany popularnie Miszczu, do Konsultanta.

Burmistrz nie bierze udziału w wyborze. Przegląda magazyn z wynikami rozgrywek sportowych i cicho szepcze:

– Wsłuchuję się w wasze głosy, którym ufam. Wymyślcie, jak zrobić, żeby było dobrze i żeby się hieny nie rzuciły… – Subbur(BiA)mistrz znacząco kiwa głową w stronę Miszcza. Do Subbur(BiA)mistrza należy przedstawienie sylwetek kandydatów. Mówi:

– Nasz Franek nie przejdzie, bo głupio napisał. Wizji tam tyle różnych, co błędów ortograficznych. Przesadził, ale przecież Franek musi być… Jest wielu dobrych kandydatów spoza miasta, a nawet zza granicy. Wskazuje na portret jednego z kandydatów, całkowicie olewając jego doświadczenia zawodowe, spisane w nienagannie wydrukowanym CV –  Z tym widziałem nawet parę wywiadów w gazetach…

Podbierasz żonce „Wysokie Obcaski” – szydzi Miszczu i ostentacyjnie potrząsa głową – Nie będzie nam obcy w twarzyczki pluł.

[W tym momencie do pokoju wchodzi tęga pani, stylizowana na pokojówkę, z tak zwaną trwałą. Wnosi salaterki z sałatkami, pieczywo i doskonale niepoliczalną ilość wielkich, napakowanych pączków i ciast przeróżnych. Konsultant zauważa, że na ten widok Członkowie Komisji natychmiast przestają się interesować treścią samego konkursu i kandydatami, spiesząc do stołu, na którym gosposia z urzędu osadziła tacki z wypiekami i specjałami.]

– Sałatki organiczne – mówi gosposia urzędniczka. – A pączki od Kapusty.

– Chyba z kapustą? – pyta Konsultant. Ów jest dziwny. Nie wie, że Kapusta to nazwisko najznakomitszego lokalnego cukiernika, u którego wypada bywać.

– A sztuka współczesna? – pyta Konsultant. Opychając się ciastkami, a zostawiając sałatki z boku, członkowie Komisji wybuchają śmiechem. Śmiejąc się podczas jedzenia, wypluwają na boki resztki ciasta.

– Powoli – groźnym wzrokiem spogląda Burmistrz. – I kulturalnie – zwraca się szczególnie do Miszcza, patrząc, jak ten wkłada sobie do ust dwa tłuste pączki z ajerkoniakiem.

– Sztuka przeczeka tę chwilę, niech pan przejrzy Kogo by pan widział? – pyta Sztukmistrz, major.

[Konsultant nie zaproszony nawet do stołu pospiesznie siada przy biurku i przegląda oferty. Choć wie, że nie ma prawa głosu, bierze sobie do serca wezwanie Majora. Wybiera trzech kandydatów i ich portfolia kładzie w widocznym miejscu.]

– Na szczycie kupki? – radośnie komentuje Sztukmistrz Major, po czym dodaje: – Panowie – tych nie wybieramy na pewno: pan [wskazuje na osłupiałego z zaskoczenia autora tej selekcji] ma za dużo do powiedzenia w tej sprawie i wskazał nam ładnie, na kogo nas nie stać. Poza tym gdybyśmy zaprosili kogoś, kto był dyrektorem w Szwajcarii, to by nas próbował ustawiać i jeszcze za dużo pracy byśmy mieli. Kogoś z naszych, proszę, albo przynajmniej z miasta.

– Propozycje współpracy z innymi galeriami ma dobre, granty umie zdobyć, artystów zna, a i jakieś nowe pomniki zamierza powstawiać w miasto, to chyba dobrze – wskazuje jedną z ofert Sztukmistrz, wzbudzając zainteresowania pozostałych członków.

– Ale nie dogada się z nami, mówi zbyt wiele – zdradza Miszczu. – Obstawiajmy Franka, tak jak gadaliśmy.

– Wygra najlepszy – złowieszczo stwierdza Sztukmistrz Major.

W tym momencie, zupełnie bez pukania, do Sali Obrad Komisji wchodzi pospiesznie sekretarka i woła: – Nie mogłam mu przeszkodzić, idzie tu!

[Do sali wdziera się Muskularny Karzeł, ubrany w czarną skórzaną kurtkę, klasyczne blue jeans, obuty w wypas-mokasyny. Wchodzi, obdarzając zebranych miną nietęgą i trzymając rulon papieru. Wskazuje nim na Członków, by ci zbliżyli się do wielkiego dębowego stołu.]

– Yyyyy… – stęka Muskularny Karzeł, sugerując, by ktoś podstawił mu stołek, na który mógłby wejść, by być wyższym i móc zaprezentować zebranym co jest w rulonie.

– Co to ma znaczyć? Kto to? Jak tu wsze… – pyta Konsultant, szybko uciszony przez karcący wzrok Burmistrza i gest palca zamykającego usta.

[Karzeł rozkłada pospiesznie rulon papieru. Oczom wszystkich ukazuje się mapa miasta.]

– Co to do chole…

– Ciszej – mówi Miszczu do Konsultanta. – Siedź cicho, to plan zagospodarowania. Najlepiej usiądź sobie tam, z boku. [Miszczu wskazuje mały stołek w kącie sali.]

Na planie zagospodarowania Zbrojownia została zamieniona w zwyczajną, intratną, działalność gospodarczą.

– Przeniesiecie sobie galeryjkę – szyderczo cedzi przez zielonkawe zęby Karzeł.

– Likwidacja – powtarza Sztukmistrz.

– Przeredagowanie – dodaje Miszczu.

– Nowy sposób zarządzania, dajcie znak Frankowi – zamyka sprawę Subbur(BiA)mistrz. Burmistrz tymczasem zamyka magazyn i głośno stwierdza: – Wygraliśmy siódmą kolejkę z rzędu.

Konsultant zasmucony, wtyka sobie w usta paskudnego pączka z ajerkoniakiem, by nie krzyczeć. Ów wypiek od Kapusty kojarzy mu się teraz z rybą najeżką, której kolce mimo woli czuje na całym podniebieniu. Przypomina sobie ponownie kino Davida Lyncha i czerwony pokój z karłem, który pociągał za sznurki. Przypomina sobie także ostatnią głośną wypowiedź mistrza kina o niezrozumieniu przez plebs jego nowych pomysłów na filmy. Wielki twórca powziął więc decyzję o spokojnym, emerytalnym malowaniu obrazów i nagrywaniu coraz to lepszych utworów muzycznych. Konsultant patrzy na sekretarkę, która zapowiedziała nadejście Karła. Ta doprowadzona do nerwicowego zblokowania pani, tak samo jak on trzyma notesik i spisuje notatkę służbową kończąca spotkanie Komisji Konkursowej. This is the Girl.

c.d.n.

alt