Archiwum
07.07.2017

Instytuty Konfucjusza, czyli soft power po chińsku

Waldemar Kuligowski
Felieton

Cykl spotkań skierowany jest przede wszystkim do dzieci i młodzieży w wieku 6–12 lat. W trakcie sobotnich spotkań mali uczestnicy poprzez zabawę w radosnej atmosferze będą mogli zapoznać się z kulturą i językiem Państwa Środka

– zachęca działający przy poznańskim UAM Instytut Konfucjusza. Czy rzeczywiście idzie tylko o niewinną promocję zabawy i edukacji?

Według oficjalnej wykładni Instytuty Konfucjusza (IK) tworzą sieć organizacji non-profit, których celem jest propagowanie języka chińskiego i chińskiej kultury. Pierwsza pilotażowa instytucja tego typu powstała w 2004 roku w Taszkiencie, pionierski IK uruchomiono w tym samym roku w Seulu. W Polsce ekspansja IK zaczęła się dwa lata później, od Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była to dokładnie sto ósma wydzielona jednostka administracyjna, którą założono na świecie pod szyldem Konfucjusza. Obecnie IK funkcjonują w strukturach ponad 400 wyższych uczelni na całym świecie, a jako akredytowany program nauczania w ponad 600 szkołach podstawowych i średnich. Są u naszych sąsiadów: w Berlinie, Moskwie, Kijowie, a także w Budapeszcie, Wiedniu, Rzymie. Globalna liczba osób zarejestrowanych na międzynarodowy egzamin z języka chińskiego w 2011 roku przekroczyła pół miliona. W naszym kraju IK działają przy Uniwersytecie Wrocławskim (kwiecień 2008), UAM w Poznaniu (czerwiec 2008), Politechnice Opolskiej (październik 2008) i Uniwersytecie Gdańskim (wrzesień 2015).

Z organizacyjnego punktu widzenia IK stanowią połączenie kilku podmiotów: Chińskiego Państwowego Biura Międzynarodowej Promocji Języka Chińskiego, znanego jako Hanban, dowolnego chińskiego uniwersytetu (wszystkie są publiczne) oraz lokalnego partnera zagranicznego. Owymi partnerami najczęściej są uczelnie wyższe i szkoły innego typu, ale także organizacje społeczne (głównie w USA) oraz korporacje biznesowe. W Polsce wszystkie IK powstały we współpracy z uczelniami wyższymi. Modelowa sytuacja wygląda w tym kontekście tak, że strona chińska zapewnia wsparcie merytoryczne, a strona polska odpowiada za bieżące funkcjonowanie IK.

Jak podają promotorzy IK, idea ich powoływania wzięła się z chęci przełamywania stereotypów dotyczących niemożliwości nauczenia się trudnego języka chińskiego, a ich działalność koncentruje się na szeroko rozumianej promocji języka i kultury chińskiej. Patronem IK stał się żyjący przed dwudziestoma pięcioma wiekami filozof, piewca umiaru, praworządności i porządku w sprawach doczesnych, raczej mało zainteresowany sacrum. Oferta IK okazała się niezwykle atrakcyjna dla uniwersytetów i szkół na wszystkich kontynentach. O determinacji w pozyskaniu IK jako partnera świadczy przykład Uniwersytetu Gdańskiego.

Starania o współpracę z IK rozpoczęły się w Gdańsku już w 2009 roku. W kwietniu 2014 roku podpisano umowę z China Youth University of Political Studies, natomiast oficjalnie otwarcie IK przy Uniwersytecie Gdańskim miało miejsce we wrześniu 2015 roku. O tym, jak prestiżowo władze uczelni i regionu potraktowały to wydarzenie, świadczy lista zaproszonych na uroczystość gości. Byli wśród nich marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz, minister kultury i dziedzictwa narodowego profesor Małgorzata Omilanowska, marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk, wojewoda pomorski, prezydenci Gdańska, Sopotu i Gdyni, pomorski kurator oświaty, dyrektorzy liceów wraz z młodzieżą.

Zgoła inaczej było w Warszawie, gdzie podpisaniu w maju 2015 roku listu intencyjnego w sprawie otwarcia IK towarzyszył protest studentów. Na Facebooku powstał profil „Nie dla Instytutu Konfucjusza przy UW”, informujący, że „to instytucja propagandowa, finansowana przez rząd Chińskiej Republiki Ludowej, która jest zagrożeniem dla swobody badań naukowych i konstruowania treści dydaktycznych”. Sprzeciw wymierzony we włączanie IK w struktury uczelni miał miejsce nie tylko w Warszawie. Podobne protesty odbyły się również na uniwersytetach w Melbourne, Sztokholmie czy Chicago. Jaki był ich powód?

Zarządzający IK lubią porównywać się z takimi instytucjami, jak Goethe-Institut, British Council i Alliance Française. Różnica polega jednak na tym, że te drugie funkcjonują poza środowiskiem akademickim, IK zaś przeciwnie – programowo działają w charakterze autonomicznych jednostek zakotwiczonych w strukturach goszczących je szkół wyższych. W 2013 roku Kanadyjskie Stowarzyszenie Nauczycieli Akademickich (CAUT) wystosowało specjalny apel, wzywający

uniwersytety i koledże w Kanadzie aktualnie goszczące IK na swoich kampusach do zaprzestania tej współpracy i rozważenia takich rozwiązań, które uniemożliwiałyby to w przyszłości.

James Turk, dyrektor wykonawczy CAUT, wyjaśniał wymowę tego apelu troską o integralność kanadyjskich szkół wyższych, która została zagrożona, jego zdaniem, przez IK. Dyrektorzy instytutów – dzięki specjalnym umowom – mają głos w tak kluczowych kwestiach, jak programy nauczania, podręczniki, a nawet tematy podejmowanych podczas zajęć rozmów. „Ta ingerencja jest fundamentalnym naruszeniem wolności akademickiej”, ocenił. IK zostały przez Turka potraktowane jako przejaw infiltrowania uniwersytetów przez przemysł, fundacje, donatorów i różnego typu interesariuszy, co nieuchronnie prowadzi do porzucania wartości uznawanych dotąd za kluczowe dla ich istnienia: wolności, sprawowania kontroli nad procesem nauczania. Co więcej, jak skonkludował Turk:

IK należą oraz są kierowane przez autorytarny rząd i realizują jego politykę.

Interesujący jest fakt, że najważniejsze krytyczne wobec IK teksty napisane zostały przez antropologów. To dzięki prowadzonym przez nich badaniom możliwe stało się wniknięcie poza oficjalną fasadę IK. Antropologowie nie tylko czytali dostępne dokumenty i podręczniki, ale rozmawiali ze studentami, uczniami i nauczycielami. Uzyskany przez nich obraz jest co najmniej niepokojący.

Jak stwierdził w 2013 roku na łamach „The Nation” Marshall Sahlins:

Instytuty Konfucjusza są kierowane przez obcy rząd i zgodnie z tym, realizują jego politykę.

W rozmowie z dyrektorem Centrum Studiów Wschodnioazjatyckich University of Chicago dowiedział się, że niemożliwe okazało się powieszenie portretu Dalaj Lamy. Dlaczego? Bo na tym samym piętrze mieści się IK. Sahlins, nestor amerykańskiej antropologii, stwierdził, że IK z definicji są częścią chińskiej polityki zagranicznej i działają zgodnie z dominującymi wartościami Chińskiej Republiki Ludowej. Pozostają w błędzie ci, którzy sądzą, ze IK to instytucje edukacyjne: nie podlegają one chińskiemu Ministerstwu Edukacji, bo ciałem wykonawczym jest wspomniane już Hanban. Nim zarządza zaś członek Biura Politycznego, któremu towarzyszą prominentni członkowie Komunistycznej Partii Chin. To właśnie oni decydują o kierunkach ekspansji IK.

Sahlins zwrócił też uwagę na zdumiewającą w tego rodzaju działalności okoliczność: umowy między IK a przyjmującymi je instytucjami są zwykle chronione klauzulą poufności. Dlaczego? Część odpowiedzi sugerują nieutajnione partie takich umów, w których można przeczytać o tym, że obie strony umowy zobowiązują się do zachowania jej postanowień w tajemnicy. Dalej przyjmuje się, że uczniowie i studenci nie mogą mieć dostępu do tajwańskich tekstów na temat Komunistycznej Partii Chin ani kwestii praw człowieka w Chinach. Dostępu do pełnej wiedzy o współczesnych Chinach zakazuje się zresztą nie tylko uczniom; nauczyciele mają ograniczoną swobodę dotyczącą przynależności do organizacji, takich jak Falun Gong (w 1999 roku została przez rząd chiński zdelegalizowana). Sahlins nie ma wątpliwości, że uczniowie i studenci IK nauczani są o Chinach według logiki chińskiego prawa i polityki. Jego zdaniem, mamy tutaj do czynienia z globalnie pomyślaną i realizowaną strategią „miękkiej siły” (soft power), która ma tworzyć atrakcyjny dla odbiorców wizerunek Chin. Wystawy sztuki, pokazy filmowe, wykłady, konferencje czy obchody chińskich świąt – które znajdują się w programie każdego IK – to w istocie sublimacja twardej siły autokratycznego państwa i jego rządów.

W 2014 roku inna amerykańska antropolożka, Jennifer Hubbert, zanalizowała działalność IK w piśmie „Political and Legal Anthropology Review”. Wymowna okazała się opisana przez nią rozmowa dwójki drugoklasistów, którzy podczas zajęć w IK komentowali masakrę studentów na placu Tiananmen w 1989 roku. Szybko zostali poinformowani, że na pewno ktoś nimi steruje. Poza tym, zawyrokował nauczyciel, są lepsze tematy rozmów niż plac Tiananmen: „Porozmawiajmy o pluszakach!” – zaproponował.

Jak zauważyła Hubbert, rodzice i uczniowie szybko się orientowali, że na zajęciach brakuje odniesień do współczesnej sytuacji Chin i prowadzonej przez nie polityki. Nie było ich na lekcjach, nie było w podręcznikach, rozmowy i pytania na ten temat rutynowo ucinano:

Instytuty Konfucjusza są częścią składową chińskiej polityki miękkiej siły zabiegającej o komunikowanie światu tradycji kulturowej harmonii.

W tym samym roku w USA opublikowano książkę „Confucius and Crisis in American Universities: Culture, Capital, and Diplomacy in U.S. Public Higher Education”. Rzecz poświęcona została funkcjonowaniu IK na trzech amerykańskich uniwersytetach. Zbadała to oksfordzka antropolożka Amy Stambach. W rezultacie powtórzyła większość formułowanych wcześniej, krytycznych zarzutów wobec IK. Dodatkowo wpisała je w kontekst kryzysu, twierdząc, że szybkie otwarcie się uniwersytetów na ofertę IK jest związane z cięciami funduszy na cele edukacyjne. Sponsorowane przez rząd Chin kursy języka i kultury zapełniają po prostu lukę, która powstała w wyniku niedofinansowania edukacji wyższej przez urzędy centralne.

Soft power to „propaganda bez propagandy”, jak określił jej sedno twórca tego pojęcia, harwardzki politolog Joseph Nye. Wspierane subsydiami finansowymi i personelem przez rząd Chin, IK nie będące niczym innym niż instytucjami wspierającymi ten rząd i działającymi dla jego interesów, to soft power w czystej postaci. Rozsiane po całym świecie instytuty nie tyle poszerzają zakres wiedzy o Państwie Środka, ile raczej blokują dyskurs akademicki, eliminując z niego tematy niewygodne dla władz ChRL, takie jak prawa człowieka, kwestia niepodległości Tybetu, status polityczny Tajwanu czy odpowiedzialność za dramat na Tiananmen.

Ostatecznie idzie o siłę przyciągania obywającą się bez przymusu, bo gwarantowaną poprzez dostarczane atrakcje, możliwości i oferty. Chińska idea soft power, realizowana pod patronatem Konfucjusza, jest tym atrakcyjniejsza, im gorsza jest finansowa i organizacyjna pozycja uniwersytetów. Widać to coraz wyraźniej zarówno w USA, jak i w Polsce.