Archiwum
23.12.2015

Zgoda mniemana, czyli Polacy (znowu) podzieleni

Tomasz Kowalski
Teatr

Pierwsza premiera Teatru Polskiego pod nową dyrekcją Marcina Kowalskiego i Macieja Nowaka – „Krakowiacy i Górale” w reżyserii Michała Kmiecika – jest całkiem udanym otwarciem sezonu zaplanowanego jako rozpisana na kilka przedstawień refleksja nad pojęciem wspólnoty.

Wystawionych w 1794 roku „Krakowiaków i górali” określa się nieraz mianem „pierwszej polskiej opery narodowej”. Z dzisiejszej perspektywy trudno zrozumieć historyczne świadectwa mówiące zarówno o zdjęciu spektaklu i zamknięciu teatru po jego trzecim bodaj odegraniu, jak i o tym, że niektóre śpiewki wykonywane wówczas na scenie śpiewali później na ulicach Warszawy uczestnicy insurekcji, która wybuchła niespełna miesiąc po prapremierze opery Bogusławskiego.

Twórcy poznańskiego spektaklu – Piotr Morawski wspierał reżysera jako dramaturg – postanowili wyeksponować wspomniany kontekst rewolucyjny. Zanim jeszcze kurtyna pójdzie w górę, na proscenium pojawia się Marianna (Ewa Szumska) śpiewająca pieśń zwaną niekiedy „Marszem kosynierów”. Jest uosobieniem wolności (nosi czapkę frygijską i z odsłoniętą piersią prowadzi lud do walki niczym na obrazie Delacroix), ale także krwiożerczych zapędów rewolucyjnych, którym przeciwstawiał się Kościuszko (w tej roli Anna Sandowicz). Postacie te nie występują w tekście „Krakowiaków” – podobnie jak Stanisław August Poniatowski (Barbara Krasińska) zostały dodane przez realizatorów. Tekstową podstawą insurekcyjnej ramy, w którą wpisano akcję spektaklu, stał się nieco późniejszy dramat Bogusławskiego, „Iskahar, król Guaxary”.

Taki zabieg ma swoje uzasadnienie, dopełniając wizję przyczyn waśni pomiędzy dwiema tytułowymi grupami, które w oryginale są dość trywialne. Krakowiankę Basię (bardzo dobra rola Agnieszki Findysz), córkę młynarza (Wiesław Zanowicz), przyobiecano oddać za żonę Góralowi Bryndasowi (Piotr Kaźmierczak). Dziewczyna kocha się jednak z wzajemnością w Stachu (Mariusz Adamski), do którego z kolei nachalnie umizguje się Dorota (Teresa Kwiatkowska), druga żona młynarza, rada jak najszybciej pozbyć się konkurentki. Awantura wybucha, kiedy podczas zaślubin Zosi (Marcela Stańko) i Pawła (Piotr B. Dąbrowski) Bryndas i jego kompani (Michał Kaleta, Przemysław Chojęta) zjawiają się w podkrakowskiej Mogile. Urażeni odmową, zapowiadają zemstę i wykradają miejscowym bydło. W odpowiedzi Krakowiacy chwytają za kosy i widły.

Twórcy spektaklu starają się balansować między historią a współczesnością. Ostatni król Polski i przywódca powstania to jedyne postaci w dawnych strojach. Poza dyskretnymi, choć znaczącymi motywami widocznymi w znakomitych, zaprojektowanych przez Julię Kosmynkę kostiumach pozostałych bohaterów na scenie niemal nie występuje ludowy sztafaż. Za to ponad dwustuletnie wersy Bogusławskiego pozostawione zostały w oryginalnym brzmieniu, jedynie czasem podlegając skróceniu. Podobny zabieg zastosowany został w warstwie muzycznej – melodie Jana Stefaniego przeplatają się ze współczesnymi kompozycjami Mateusza Górnego. Scenografia autorstwa Justyny Łagowskiej jest całkowicie współczesna – przestrzeń sceny zamyka sporych rozmiarów metalowy łuk, stanowiący fragment młyńskiego koła, z którym współgrają ruchome, wykorzystywane w różnych funkcjach rampy rodem ze skateparku. Nie ma wierzby, z której Jonek (Paweł Siwiak) mógłby wypatrywać przybywających Górali, są za to dość chybotliwa palma i niewielki ołtarzyk z figurką Matki Boskiej umieszczony tuż przy ramie sceny. Warto też pochwalić ruch sceniczny, za który odpowiadał Maćko Prusak.

Wszystkie te posunięcia, budujące pomost pomiędzy klasycznym tekstem a dzisiejszą rzeczywistością, towarzyszą najistotniejszemu bodaj zabiegowi interpretacyjnemu dokonanemu przez autorów przedstawienia. Szczególny nacisk kładą oni bowiem nie tyle na błahy w swej istocie konflikt, ile na zgodę, jaka zapanuje pomiędzy skłóconymi stronami na skutek przemyślnej interwencji ubogiego studenta, Bardosa (Jakub Papuga). U Bogusławskiego godzi on walczące strony, rozciągając pomiędzy nimi drut, przez który płynie prąd. W spektaklu Kmiecika interweniuje w chwili, gdy bitwa pomiędzy Krakowiakami a Góralami (prowadzona z użyciem kartonowych czołgów, co mimo wszystko wydaje się raczej nietrafionym pomysłem) osiąga apogeum. Wydobywając przenikliwe dźwięki z thereminu, zmusza jednych i drugich do przerwania walki i podania sobie rąk.

Wpisany w tekst Bogusławskiego powrót ładu zostaje jednak potraktowany ironicznie – skoro „cud” Bardosa jest „cudem mniemanym”, a więc pozornym, to i zgoda, którą wprowadza, nie może być prawdziwa, mimo szumnych deklaracji o jej wiecznotrwałym charakterze. Gorycz tej konstatacji jest tym większa, że już wcześniej, na początku drugiej części spektaklu, patetycznym słowom Stanisława Augusta („Tylko w rozpaczy ostatnia nadzieja dla mnie, wołajmy wszystkich do wspólnej obrony” czy „O wspaniały narodzie, jak słodko jest panować tobie!”) odpowiada jedynie przeciągłe beczenie zza kulis, którego nie daje się w żadnym razie brać jedynie za odgłosy uprowadzonych przez Górali zwierząt.

Stąd też ostatnia scena, w której pogodzone rzekomo strony chwytają biało-czerwone flagi i stają za metalowymi barierkami – nie demonstrują jednak wspólnie, choć wszyscy mają na ustach dobro ojczyzny. Złowieszczo brzmią w tym kontekście słowa, że jeśli trzeba będzie zabić króla, znajdzie się ku temu tysiąc powodów. Aktualność spektaklu Kmiecika nie jest chyba powodem do radości, zwłaszcza kiedy demonstracje odbywające się właśnie w wielu polskich miastach ukazują skalę wewnętrznych podziałów.

Można mieć kilka pomniejszych zastrzeżeń do poznańskiej inscenizacji „Krakowiaków i Górali”, zwłaszcza dotyczących kwestii nie do końca dopracowanego rytmu, skutkującego niepotrzebnym przeciąganiem niektórych scen, czy nie zawsze łatwych do zrozumienia decyzji adaptacyjnych w drugiej części. Z jednej strony, szkoda też trochę (choć trudno pewnie robić z tego zarzut), że ilustracji i przestrodze nie towarzyszy tu pogłębiona diagnoza przyczyn podziałów, które widzimy na scenie. Z drugiej jednak – może to i dobrze, w końcu trudno liczyć na to, że podzielonych Polaków zjednoczy jakikolwiek Bardos. Spektakl pozostawia więc do przemyślenia co najmniej kilka problemów.

Wojciech Bogusławski, „Krakowiacy i Górale”
reżyseria: Michał Kmiecik
dramaturgia: Piotr Morawski
scenografia i światła: Justyna Łagowska
muzyka: Mateusz Górny „Gooral”
ruch sceniczny: Maćko Prusak
Teatr Polski w Poznaniu
premiera: 19.12.2015

alt