Archiwum
28.12.2012

Zdrowaś, Mario?

Piotr Dobrowolski
Teatr


Marysia, żyjąca pod rozświetloną figurą Matki Boskiej, zachodzi w ciążę. Co może zrobić, a czego nie powinna, będąc katoliczką? Opowiadające o jej losie na scenie Malarni w poznańskim Teatrze Polskim „Zażynki” Anny Wakulik mogły się stać ważnym głosem w sprawie przedmiotowego traktowania kobiet w Polsce. Ta szansa nie została wykorzystana, bo tekst – będąc obrazkiem o spotkaniu samolubnych mieszczan z wiejską otwartością – zachowuje bezpieczny dystans do polityki i władzy, nie docierając do źródeł opisywanego problemu.

Plonem tegorocznego konkursu dramaturgicznego „Metafory Rzeczywistości” są dwa nowe spektakle w repertuarze Teatru Polskiego w Poznaniu. Na tle pierwszego z nich – żywiołowego, silnie przyprawionego uliczną polityką „Wiecznego kwietnia” Jarosława Jakubowskiego – najnowsza premiera pozostaje w pamięci jako kameralne widowisko, które plastyczne dialogi trójki bohaterów łączy z ich narracyjnymi sprawozdaniami. Najważniejszym medium wyreżyserowanych przez Katarzynę Kalwat „Zażynek”  jest język postaci. Dramat kieruje uwagę widzów ku „aktualnym problemom społecznym”, podejmując temat polskiego podziemia aborcyjnego. W spektaklu nietrudno odnaleźć także – jak zwykle, gdy w kontekście ciąży przedstawiana jest sytuacja kobiet w naszym kraju – aluzje religijne i polityczne. Jednak opresyjny charakter władzy i Kościoła zaznacza się tu jedynie pomiędzy wierszami – zbyt subtelnie, by w pełni wykorzystać dyskursywny potencjał poruszanego na scenie problemu. A on wymaga interwencji, szczególnie w państwie, którego obywatele umówili się, że wyjątkowo restrykcyjną na tle reszty cywilizowanego świata ustawę, pisaną przez (zdominowaną przez mężczyzn) władzę pod dyktando (zdominowanego przez mężczyzn) Kościoła nazywać będą „kompromisem”. Autorka „Zażynek” unika jednak krytyki i zdecydowanej oceny systemu. Skupia się za to na obrazowaniu maskulinistycznych stereotypów, zgodnie z którymi mężczyźni nie są gotowi nieść brzemienia ojcostwa. Oskarżając ich, bezwiednie akceptuje niesamodzielność kobiet i potwierdza – może nieświadomie – funkcjonujące wokół nas schematy.

Wyobraźmy sobie wychowywaną na prowincji, w duchu tradycyjnej bogobojności, dziewczynę, która od ósmego roku życia (kiedy w 1993 roku zaczyna obowiązywać ustawa „o planowaniu rodziny”) wie i powtarza, że „nie wolno zabijać dzieci w brzuchu mamy”, bo „to jest grzech i nareszcie będzie zakazany”. Marysia lubi przebywać w kościele, gdzie modli się i spowiada z własnych win. W wieku siedemnastu lat, podczas aktu seksualnej inicjacji z atrakcyjnym księdzem zachodzi w ciążę. Samotnie, bez grosza przy duszy dziewczyna rusza do Warszawy, by szukać pomocy u poznanego przed laty ginekologa. Jan okazuje się profesjonalistą i już następnego dnia sprawnie oczyszcza jej macicę. Marysia, choć nadal wierna religijnym ideałom, zostaje kochanką doktora, równocześnie obejmując posadę jego asystentki, która umawia na zabiegi kolejne kobiety. Jakże dziwnym krajem jest Polska! – chciałoby się zakrzyknąć nie bez ironii – pozbawiona pieniędzy i wsparcia rodziny dziewczyna odpracowuje tu skrobankę za biurkiem i w łóżku. Marysia jest jednak zbyt bystra i dość silna, żeby uznać ją za współczesną niewolnicę systemu. Kiedy romans z szefem nie satysfakcjonuje jej w pełni, zbliża się do jego syna. Dla równowagi.

Postacie Jana, Piotra i Marii, która znalazła się pomiędzy nimi, gra trójka znakomitych aktorów. Anna Sandowicz występuje w roli pełnej uroku, zwykle pewnej siebie dziewczyny, której sumienie i znaczące je doświadczenia symbolizuje biała sukienka z naszytymi białymi, ale i czerwonymi kwiatami. Wiesław Zanowicz gra dojrzałego, uszczypliwie ironicznego mężczyznę, profesjonalistę w dziedzinie „zabiegowego przywracania miesiączki”, a Mariusz Adamski – chłopaka, który wrażliwość skrywa pod pancerzem cynizmu. Świetna gra Sandowicz pozwala na ujawnienie dwuznaczności impulsów kierujących postacią, w którą się wciela. W samym tekście „Zażynek” brakuje jednak wyraźniejszego zaznaczenia sporu żywych z ich kulturowym i religijnym dziedzictwem, podobnie jak konfliktu jednostki z systemem prawnym. W rezultacie ostrze oczekiwanej polemiki zostaje złamane, a opowieść – odrealniona niczym wycięte z prasy kobiecej pozowane obrazki „z życia wzięte”.

Autorka starała się uprawdopodobnić napisane przez siebie dialogi. Dobre wrażenie jej tekstu psują czasem fałszywe nuty, zmniejszające siłę dramatycznego oddziaływania. W rezultacie szala uwagi widzów przechyla się ku nielicznym obrazom, w których teatr dominuje nad literaturą. Tytuł, choć brzmi złowieszczo, odwołuje się do słowiańskiego obrzędu rozpoczynających żniwa zażynek. Z ludową tradycją wiąże się też czas większości scen – 15 sierpnia, w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Panienki. Efekt dopełnia plastykowa figura Matki Boskiej dominująca nad sceną jak nad całą Polską, otoczona kolorowymi odpustowymi światełkami. Reszta skromnej scenografii sugeruje bardziej konkretnie umiejscowienie akcji: śmieci walają się po podłodze jak na londyńskich ulicach, grill symbolizuje polską wieś, a metalowe, odpychająco archaiczne krzesło ginekologiczne – gabinet, w którym odbywają się nielegalne praktyki. To miejsce uświęcone krwią, miejsce kaźni, a może wyzwolenia, które – jako przestrzeń przemiany – mogłoby mieć szczególne znaczenie. Reżyserka poszła inną drogą, niszcząc domyślne sensy i osłabiając możliwy tragizm przez upodobnienie Jana podczas pracy do figury szalonego profesorka z filmu rysunkowego (wielkie gumowe rękawiczki, gumowy fartuch, okulary, rozwiany siwy włos i obłęd w oczach).

Sztuka napisana podczas stażu-rezydencji autorki w londyńskim teatrze Royal Court, zainteresowała tamtejszą dyrekcję. Dominic Cooke, ogłaszając plany repertuarowe prowadzonej przez siebie sceny, poinformował, że w lutym odbędzie się angielska premiera „Zażynek” w przekładzie Catherine Grosvenor („A Time To Reap”), które wyreżyseruje Caroline Steinbei. Będzie to druga, od czasu premiery „Kopciucha” Janusza Głowackiego w grudniu 1981 roku, inscenizacja sztuki polskiego autora na scenie RCT. Dzięki temu o tekście Wakulik zaczęto mówić w kraju jeszcze przed premierą. I choć sceptycy mogą wpisać tę informację w dominujący przy Sloane Square nurt udzielania głosu i artystycznego aktywizowania etnicznych i narodowych mniejszości, które mocno zaznaczają swoją obecność we współczesnym Londynie, nie zmieni to faktu, że doczekamy się wkrótce teatralnej reprezentacji na ważnej londyńskiej scenie.

Geneza tego tekstu może się wiązać z problemem, jaki mam w ocenie jego głównej bohaterki. Postać Marysi łączy w sobie kilka motywów, niczym klasyczne hasła, takie jak:  młoda katoliczka wykorzystana przez księdza, zrozpaczona nastolatka w ciąży, nielegalna aborcja, romans ze starszym mężczyzną… Każde z nich mogłoby posłużyć za kanwę reportaży w „Wysokich Obcasach”, a wszystkie razem tworzą medialny obraz współczesnej Polki, uwikłanej w trudne relacje rodzinne, miłosne, instytucjonalne i religijne. Wierzę, że obraz ten jest prawdziwy, jednak zestawienie sprytu Marysi z jej biernością, religijności z asystowaniem przy kolejnych aborcjach, a naiwnego zachłyśnięcia wielkim miastem po wizycie w Londynie z mówieniem o tamtejszych teatrach, pobrzmiewa fałszem i nadmiarem. Sprawia to, że zamiast realistycznego, życiowego dramatu polskiej kobiety, widzowie dostają paradę ogólnych stereotypów na jej temat. W rezultacie całość wydaje się oderwana od realiów i najlepsi nawet aktorzy nie zmienią wrażenia, że jedynym problemem kobiet w naszym kraju jest niezrozumienie ich miłości i potrzeby macierzyństwa przez mężczyzn, co popycha je do usunięcia ciąży. Polska jawi się jako miejsce, gdzie każda dziewczyna może dokonać aborcji na życzenie. Marysia robi to dwukrotnie. Za każdym razem przychodzi jej to łatwiej niż większości z nas decyzja o wizycie u dentysty.

Anna Wakulik, „Zażynki”
reżyseria: Katarzyna Kalwat
scenografia i kostiumy: Dominika Skaza
opracowanie muzyczne: Bartosz Nalazek
Poznań, Teatr Polski, Malarnia
prapremiera: 30.11.2012

Fot. Katarzyna Pałetko, materiały prasowe Teatru Polskiego w Poznaniu.

alt