Archiwum
06.08.2015

Magia opowieści Zadie Smith

Katarzyna Kozłowska
Literatura

Jedna z najgłośniejszych współczesnych autorek, Brytyjka Zadie Smith tym razem wzięła na warsztat opowiadanie. Ta krótka forma jest konstrukcją szalenie trudną i niebezpieczną, co pisarka sama zresztą przyznaje w posłowiu, którym opatrzony jest tom „Lost and Found. Opowiadania”: „Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że gdyby nie zachęta obu wydawców («Granty» i «New Yorker»), nie porwałabym się na wydawanie takich utworów”.

Krótkie formy, do których należą opowiadanie i nowele, to nie panoramy, tak typowe dla pełnej rozmachu powieści, lecz tylko (i aż) zbliżenia. Cóż takiego widzimy w opowiadaniach-perełkach autorstwa Zadie Smith? Czy mają punkty wspólne? A może są zwiastunem kolejnej powieści? Jak autorka wywiązała się z zadania stworzenia klasycznego opowiadania?

Ci, którzy Zadie Smith znają i czytają, będą zachwyceni, bo każdą kolejną jej książkę, niezależnie od tego, czy jest to powieść, czy zbiór opowiadań, charakteryzuje klarowny, bezsprzecznie oryginalny styl – rozpoznawalny niczym linie papilarne w kontakcie z czytnikiem. Na fenomen Zadie Smith składają się także między innymi szczerość i rezolutność autorki, która o opowiadaniu „Martho, Martho” zawartym w zbiorze mówi tak: „To chyba pierwsze z moich własnych, po którego przeczytaniu nie miałam ochoty obrzygać sobie butów”.

We wspomnianym utworze autorka naszkicowała dwie kobiety o odmiennym pochodzeniu społecznym: dwudziestoletnią Marthę Penk – z pochodzenia nigeryjkę o hebanowych, lśniących włosach oraz Pam Roberts – pracownicę biura nieruchomości w średnim wieku. Rozmowa snuta przez dwie bohaterki w trakcie śnieżnej zadymki gdzieś w stanie Massachusetts toczy się charakterystycznie dla stylu Smith. Autorka subtelnie wplata w nią problemy młodej generacji oraz te wynikające z afrykańskiego pochodzenia jednej z rozmówczyń. Tu i ówdzie ujawniają się klasowe konflikty z minionych czasów. Studium postaci kreślone jest niespiesznie i bez zbędnych detali. Przyjemne terkotanie głosów w trakcie pogawędki poprzetykane jest zbliżeniami przedmiotów w oglądanych przez kobiety mieszkaniach oraz kwestiami takimi jak cena lokali a możliwości finansowe młodej dziewczyny. Całość opowiadania można przyrównać do samochodowej podróży, w trakcie której czytelnik styka się z obrazkami-ziarenkami rzeczywistości opisywanymi bez zbędnego rozmachu. Przysłowiowe pogaduszki o pogodzie odzwierciedlają tu marzenia, dokonania i dążenia obu kobiet znajdujących się w odmiennych sytuacjach życiowych.

Mnie samą zauroczyła doskonała „Ambasada Kambodży” – trzecia miniatura w tomie. Jej bohaterka, Fatou, dziewczyna z Wybrzeża Kości Słoniowej, pracuje jako pomoc domowa w londyńskiej willi swojego hinduskiego chlebodawcy. Tak się składa, że w bliskim sąsiedztwie znajduje się ambasada Kambodży, położona podejrzanie daleko od dzielnicy ambasad. Niespodziewane odkrycie, którego dokonuje Fatou, stanowi oś, wokół której buduje się cały majstersztyk krótkiej formy. Nadbudowę tej literackiej miniatury stanowią potajemne wycieczki na basen (na kartę wstępu swoich pracodawców) oraz spotkania przy kawie z nigeryjskim przyjacielem Andrew, „który pracował po całych nocach, więc dnie przeznaczał na sen”. W ich rozmowach odbija się ogólny obraz i atmosfera Londynu. Wkradamy się w świat czarnoskórych emigrantów, kolejny raz przeżuwając metropolię, jednak dzięki wnikliwej pracy literackiej Smith otrzymujemy zupełnie inny obraz miasta. Dwójka emigrantów z Afryki w tunezyjskiej kawiarni debatuje o zagładzie Żydów, ludobójstwie w Kambodży i Ruandzie na przemian z przyziemnymi sprawami o tym że „jak Nigeria gra z Wybrzeżem Kości Słoniowej i spuszczamy wam manto, śmieję się do rozpuku! I nie będę kłamał, że nie, kobieto. Mam wtedy wielkie święto. Aż tupię nogami!”.

Pod koniec opowiadania Fatou traci pracę, wychodzi wówczas z torbami na przystanek naprzeciwko ambasady. „Wielu z nas przeszło obok niej tamtego popołudnia albo widziało ją z okien autobusów, przez szyby własnych aut lub z balkonów. Oczywiście zastanawialiśmy się, czemu tak siedzi na wilgotnym chodniku w środku dnia. Martwiliśmy się o nią”. Opowiadanie Smith, choć jednowątkowe, wybrzmiewa niczym fuga.

Zadie Smith osiągnęła pełny sukces w szlifowaniu swych miniatur i rygorze formy, opowiadania zostają w pamięci na długo. Teraz już wiemy, że ich magia zawiera w sobie gigantyczną siłę kreowania rzeczywistości oraz że forma opowiadania trwa – nie umarła wraz z mistrzami gatunku i jego najsłynniejszym bohaterem Pickwickiem.

Zadie Smith
„Lost and Found. Opowiadania”
przekł. Michał Kłobukowski
Wydawnictwo Znak
Kraków 2015

alt