Archiwum
25.03.2011

Z rejestru strasznych snów

Łukasz Saturczak
Literatura

Przyzwyczajeni do schematów, które u Murakamiego stały się w pewnym momencie wytartymi kliszami, denerwującymi już nawet największych jego wielbicieli, dostaliśmy powieść, w której autor „Kroniki ptaka nakrętacza”, bawi się z nami jak nigdy wcześniej.

Ostatnim razem zaskoczył mnie pisarz w „Kafce nad morzem”, gdy stworzył postać kota słuchającego namiętnie muzyki klasycznej i znającego ludzką mowę. Tym razem jest bardziej realistycznie, choć Murakami przeplata ze sobą kilka historii, buduje równoległe światy, nawiązuje do niemałej liczby klasycznych utworów literackich, wszystko zaś – jak zawsze – napisane jest z taką lekkością, że przeczytanie ponad 900 stron (dwie z trzech części, z których składa się trylogia „1Q84”), zajmuje dwa popołudnia.

Akcja głównej części utworu dzieje się w roku 1984 (skojarzenia z Orwellem jak najbardziej trafne). Od samej fabuły jednak  istotniejsi są bohaterowie. Streścić tę powieść to zadanie karkołomne ze względu na wielość wątków i czasów akcji. Pierwszoplanowymi postaciami są Aomame i Tengo, którzy (o czym dowiadujemy się z fragmentów retrospektywnych) poznali się jeszcze w dzieciństwie i, choć byli sobie wtedy bardzo bliscy, ich ścieżki życia w pewnym momencie się rozeszły. Trzydziestolatkowie imają się skrajnie różnych zajęć: Aomame jest zawodową morderczynią, Tengo zaś to matematyk i początkujący pisarz przeświadczony o beznadziejności swojego życia. Te różnice podkreśla Murakami również przez sferę seksualną. Ona to wyzwolona kobieta szukająca przelotnego seksu, jego natomiast męczy łóżkowa niemoc. Tak odmienni bohaterowie zostaną jednak wplątani w intrygę, która znów skrzyżuje ich życiowe ścieżki.

Oczywiście Murakami jest pisarzem „popularnym”, ale popularność ta nie idzie w parze z kiepską jakością. Może o tym świadczyć między innymi sposób budowania psychologii postaci. Autor „Norwegian Wood” opisuje dzieciństwo swoich bohaterów, aby podpowiedzieć czytelnikowi, dlaczego właśnie w ten sposób Aomame i Tengo się zachowują. Oczywiście, nie mamy co liczyć na wykłady z Freuda czy Lacana – otrzymujemy za to opisy traum z wczesnego dzieciństwa. Jednak fragmenty te świetnie komponują się z planem głównym. Co więcej, wydaje się, że opanowanie lęków przeszłości jest jednym z ważniejszych problemów tej książki. Komu się to uda, ten pierwszy zaśnie spokojnie.

Murakami nazywany jest złośliwie „Coelho dla intelektualistów” i coś w tym jest. Trzeba jednak dodać, że przepaść między brazylijskim i japońskim pisarzem jest ogromna. Zdarza mi się czytać, choć nie jest to moje ulubione zajęcie, literaturę popularną. Nie pamiętam jednak, aby w którejś z tych książek bohaterowie słuchali muzyki czeskiego kompozytora Janacka czy dyskutowali o Czechowie. Nie mówiąc już o odwołaniach, których, jak wspomniałem wcześniej, u Murakamiego jest wiele: od oczywistego „1984” (i to w najdrobniejszych elementach – ważnym dla fabuły miejscem jest pokój o numerze 303 – u Orwella właśnie tam torturowano niewygodnych przeciwników Wielkiego Brata), po „Alicję w Krainie Czarów”.

Murakami zdobył w Polsce ogromną popularność. O jego stałym miejscu na półkach księgarń nad Wisłą świadczyć może fakt, że tłumaczenie „1Q84” na polski jest czwartym na świecie i drugim w Europie! Z niecierpliwością czekam na tom trzeci, później na kolejne, i kolejne, i…

Haruki Murakami, „1Q84” (tom 1),
MUZA, Warszawa 2010
Haruki Murakami, „1Q84” (tom 2),
MUZA, Warszawa 2011



Przyzwyczajeni do schematów, które u Murakamiego stały się w pewnym momencie wytartymi kliszami, denerwującymi już nawet największych jego wielbicieli, dostaliśmy powieść, w której autor „Kroniki ptaka nakrętacza”, bawi się z nami jak nigdy wcześniej.