Archiwum
30.07.2019

Współcześni niewolnicy i granice metafor

Olga Szmidt
Literatura

Pojęcie niewolnictwa zdaje się we współczesności mgliste. Z jednej strony – historyczne, z drugiej – używane jako metafora relacji w systemie kapitalistycznej gospodarki. Stosuje się je szczególnie chętnie w opisie niegodnych praktyk zatrudnienia. Jeden z bohaterów książki Katarzyny Dudy „Kiedyś tu było życie teraz jest tylko bieda. O ofiarach polskiej transformacji”, odpowiadając na pytanie, dlaczego jego tragiczna sytuacja jako pracownika ochrony nikogo nie zainteresowała, a nawet temat był pomijany w rozmowach, mówi: „Pewnie dlatego, żeby ktoś czasem nie oczekiwał pomocy, żeby broń Boże nie poprosił, żeby się wstawić za nim. Bo dobrze wiedzieli, że pracujemy jak niewolnicy”.

W książce Dudy ten termin powraca w znaczących kontekstach: zgody na to, aby pracować jak niewolnik, poziomu wynagrodzenia niepozwalającego na przeżycie, wreszcie poczucia godności i warunków pracy. Czy więc „niewolnictwo” jest tu stosowane metaforycznie? A może pedanteria i multiplikowanie pojęć jest przeciwskuteczne? Może nie powinniśmy obwarowywać tego terminu, kiedy pojawia się w kontekście innego bohatera książki – pana Krzysztofa, który w 2014 roku w Polsce w firmie ochroniarskiej „zarabiał 2 zł brutto za godzinę na umowie o dzieło. Złotówkę i 60 groszy na rękę”. Kevin Bales pisze:

Musimy  n a z w a ć  problem niewolnictwa niewolnictwem, zamiast miksować go na papkę z innymi problemami. Tylko jeśli bardzo jasno podkreślimy, że przedmiotem naszych badań i kampanii jest niewolnictwo sensu stricte, skierowane przeciw niemu działania będą mogły posunąć się naprzód. Niewolnictwo jest złożonym problemem ze swoistą dynamiką i trzeba je analizować na jego własnych zasadach.

Pytanie, które należałoby zadać, nie dotyczy zasadności postawienia w ten sposób problemu. Rzeczywiście, rozmaite formy wyzysku i innych drastycznych form, w jakich współczesna gospodarka pozbawia rzesze ludzi nie tylko godności i wolności, ale także zmusza do permanentnej walki o przetrwanie, można opisać w innych, bardziej precyzyjnych terminach. Niewolnictwo jest tu zjawiskiem szczególnym, ciężkim od historycznych i politycznych znaczeń, wreszcie – ekstremalnym połączeniem pozbawienia wolności i pracy. Tym do czego warto powracać podczas lektury „Jednorazowych ludzi”, jest kwestia, którą w nieco pobieżnym wstępie stawia sam autor, pisząc o polskich niewolnikach w Norwegii. Temat nie dotyczy jedynie Azji, Afryki, ewentualnie Ameryki Południowej, ale dotyka świata bliższego, niż może się nam wydawać. Wbrew temu istotnemu założeniu poznajemy jednak opowieści i analizy na temat wyłącznie wymienionych rejonów świata: Indii, Pakistanu, Brazylii, Tajlandii i Mauretanii. Historie, które pojawiają się w książce Dudy, nie byłyby dla Balesa „niewolnictwem sensu stricto”, może to jej największa słabość. Mimo wielkich zalet takiej ortodoksji, rzeczywistego skupienia na problemie, tracimy przy okazji z oczu tych, których nazwałabym „późnymi wnukami właścicieli niewolników”, dla których transformacja pokrętnie rozumianej przedsiębiorczości stworzyła zbyt sprzyjające warunki.

Autor wprowadza w swojej książce rozróżnienie– rozpisując je w podręcznikowej tabelce, szczególnie przydatnej, jeżeli chcemy zdawać na tej podstawie kolokwium – na stare i nowe niewolnictwo. Zasadnicze różnice dzielące oba zjawiska dają się sprowadzić do kwestii powszechności, zyskowności i czasu trwania. Nieco na wyrost zdają się natomiast wprowadzone wyraźne rozróżnienia, wedle których kwestie etniczne i rasowe nie mają znaczenia dla nowego niewolnictwa. Nawet jeżeli dawniej były bardziej widoczne, tak jednoznaczne przypisanie ich przeszłości zdaje się osobliwością. Chociaż wiele spośród dydaktycznych wstawek autora ma czar przystępnego ujęcia, razi nieco w zestawieniu z tak złożonym tematem. Podobnym problemem jest zbyt długie wprowadzenie, pisane (jak znaczna część książki) w tonie kaznodziejsko-podróżniczym, co tworzy nieraz nieznośną mieszankę. Autor ma po temu niewątpliwie szlachetne pobudki, po kilkudziesięciu stronach blurbowego stylu, połączonego z mesjańską wizją współtworzonej organizacji (Free the Slaves) można jednak podać w wątpliwość, czy na pewno jest to najlepszy sposób tworzenia krytycznej narracji o problemie. Książka nie ma jednoznacznie akademickiego charakteru, choć czerpie z wykształcenia i autorytetu autora, nie jest też pozycją z zakresu literatury non-fiction. Spotkanie w pół drogi ma wiele zalet, podczas lektury powracają jednak liczne pytania oraz – nie zawsze przenikliwe – odpowiedzi. Autor zdecydował się wprowadzić na koniec swoich rozważań części zatytułowane „Co można zrobić?” – jest to gest tyleż zaskakujący, co bardzo cenny. Wielokrotnie można natknąć się na wątpliwości czytelników zapoznających się z publikacjami na temat problemów współczesnego świata (np. przemocy domowej, handlu ludźmi czy szerszych zjawisk – przemian klimatycznych), którzy rozkładają ręce i pytają – no właśnie – „co można zrobić?”. Odpowiedzi Balesa pochodzą z różnych porządków, niepokoi jednak stawianie na ulubioną amerykańską metodę radzenia sobie z problemami – zbieranie funduszy. Z pewnością jest to część rozwiązania, jednak zdaje się ono rymować z poziomem refleksji książki – zbyt oszczędnej w przytaczaniu faktów, fatalnie napisanej, jeśli chodzi o indywidualne historie. Ewidentnie autor jest raczej analitykiem aniżeli twórcą opowieści. Tym bardziej zaskakuje brak pogłębienia analizy na temat reguł i schematów współczesnej gospodarki światowej, brak refleksji, w jaki sposób zjawisko niewolnictwa łączy się z innymi praktykami zatrudnienia w omawianych krajach i (przypomnijmy: deklaratywnie) na północnej części globu. Pytanie, od którego aktywnie uchyla się autor, zdaje się zasadnicze: jakie warunki uniemożliwiają powstanie niewolnictwa?

Ważnym wątkiem „Jednorazowych ludzi” jest ujawnienie systemowych reguł wybranych społeczeństw, które pozwalają na niewolenie poszczególnych osób, ale także – całych rodzin, grup społecznych i – ponownie – etnicznych/rasowych. Dużą rolę odgrywa w tym zakresie system przesądów i mniej lub bardziej umocowanych religijnie przekonań i praw. Mowa więc i o osobliwych lekturach Koranu, i o gusłach w rodzaju przekonania o mocy przedłużania życia, jaką ma w Chinach seks z dziewicą, i dziwnych kolejach awansu społecznego. Pisze autor o Tajlandii:

Religijne przekonanie o niższości dziewcząt to nie jedyna kulturowa reguła, która spycha je w niewolnictwo. Dzieci w Tajlandii, zwłaszcza dziewczynki, mają wobec rodziców olbrzymi dług, zobowiązanie zarazem kosmiczne i materialne. Już same narodziny to dla nich ogromny dar, kolejnym jest otrzymywanie wyżywienia i wychowania – obydwa dary spłaca się przez całe życie. Od dziewcząt w Tajlandii zawsze oczekiwano, że będą dokładać się do zarobków rodziny i odpracowywać swoje zobowiązanie. W skrajnych wypadkach oznacza to, że są sprzedawane w niewolę, poświęcane dla dobra rodziny. Niektórzy rodzice szybko zdają sobie sprawę z tego, jaki dochód można uzyskać ze sprzedaży córek. […]

Zapotrzebowanie na prostytutki w burdelach gwałtownie wzrasta. Ten sam boom gospodarczy, który napędza popyt na dobra konsumpcyjne w wioskach na północy, napełnia kieszenie robotników na równinach centralnych. Ubodzy migranci ekonomiczni, którzy porzucili pola ryżowe, aby pracować na budowach, zarabiają teraz znacznie więcej, niż zarabiali w polu. Zapewne po raz pierwszy w życiu robotnicy i pracownicy fizyczni mogą sobie pozwolić na coś, co lepiej sytuowani mężczyźni w Tajlandii robili zawsze: pójście do burdelu.

Bardzo istotnym wątkiem, który wpisuje niewolnictwo w reguły współczesnego kapitalizmu w sposób bezpośredni, jest dystans dzielący niewolnika i właściciela. Ci bowiem nie tylko nie muszą się nigdy spotkać, nierzadko nawet o sobie nawzajem nie wiedzą. Pośredniczenie w relacjach przez kolejne osoby i prawa sprzyja utrzymywaniu tej struktury. Ciekawym problemem jest w tym kontekście wiedza czy też informacja. Nie tylko nieświadomość, gdzie i jak szukać pomocy, zdaje się istotna, także egzekwowanie już istniejącego prawa, a nawet informowanie o zmianach. Przychodzi tu na myśl słynny przypadek japońskiego żołnierza Hirō Onody, który do 1974 roku żył (ukrywał się, walczył, a nawet mordował) w przekonaniu, że trwa II wojna światowa. W przypadku niewolnictwa mowa jednak nie o jednostkach i nie o przypadku:

Niewolnictwo znoszono w Mauretanii wiele razy, ostatnio w 1980 roku. Przy tej okazji rząd zadekretował, że niewolnictwo się skończyło i że już w Mauretanii nie istnieje. […] Życie tysięcy niewolników i niewolnic oswobodzonych formalnie w 1980 roku nie uległo żadnej zmianie. To prawda, rząd zniósł niewolnictwo, nikt jednak nie pofatygował się, żeby oznajmić to niewolnikom. Niektórzy nigdy nie dowiedzieli się, że w świetle prawa są ludźmi wolnymi, inni dowiedzieli si ę o tym dopiero po latach, dla większości zaś formalna wolność nigdy nie przekształciła się w rzeczywistą.

Skuteczność w powstrzymywaniu abolicji zdaje się mieć wielowiekową, znaną także z amerykańskiej historii, tradycję. Istotnym tematem rozważań jest więc przyszłość niewolników, a w rezultacie wyzwolenia – byłych niewolników. Proces rehabilitacji to trudny i nierzadko utopijny projekt. Konieczność jego ustalenia na poziomie systemowym jest opisywana przez autora w sposób bardzo przekonujący, może najpełniejszy w całej książce. Dokładne ustalenie tego, czego faktycznie potrzebuje człowiek, aby mieć szansę na uzyskanie realnej wolności, jest jednym z cenniejszych wkładów tej publikacji. Innym – rozpoznanie pętli, jaka zaciska się na szyjach niewolników, kiedy w ich życiu dzieje się coś nieprzewidzianego (np. choroba) i zmuszeni są do zapożyczenia się u właściciela. Wstrząsające opisy codzienności i standardu życia wielu osób, które żyją w niewolnictwie, przywołują w pamięci tytuł książki i koszmarny problem powracający regularnie– wartości życia, którą system niewolniczy mierzy wyłącznie w sile mięśni, atrakcyjności ciała, wytrzymałości na żar. Kiedy przestają być przydatni właścicielowi, ich życie – choć trudno sobie to wyobrazić – jest jeszcze bardziej dramatyczne.

W rzadko pojawiających się fragmentach autor spogląda na swoje podwórko, dostrzegając zbieżności nie tyle na poziomie praktyk (a szkoda), ile na poziomie wyrażanych poglądów:

Opisując chrześcijańskich robotników, pakistańscy właściciele cegielni używali często dokładnie tych samych słów, jakie 20 lat wcześniej słyszałem z ust rasistów w Alabamie. „Musisz zrozumieć – powiedział mi jeden – że oni są niezdolni do planowania czy oszczędności; żyją chwilą, jeśli dostaną trochę pieniędzy, przepiją je albo przepuszczą”. Jedyną różnicą było to, że w odniesieniu do pakistańskich chrześcijan nikt mnie nie przekonywał, że mają naturalne wyczucie rytmu.

Opisane przez Balesa historie są głęboko przeżyte i przemyślane. Czytelnik nie może mieć wątpliwości, że autor widział wszystkie te sceny na własne oczy, że rzeczywiście wszedł do pieca wypalającego cegły, był w tajskim burdelu i rozmawiał z cytowanymi osobami. Jego empatia i przerażenie obserwowanymi zjawiskami udzielają się nie tylko ze względu na drastyczność wielu scen, ale również ich masowość. Poczucie braku, które powstaje w wyniku tej lektury, nie obejmuje więc liczby przypadków, ale zagłębienia się w opowieść, zbliżenia do niewolników. Narracja „Jednorazowych ludzi” może wywoływać dystans zamiast pożądanego poczucia, że w trakcie naszej lektury – ludzie pracujący bez ustanku ledwie są w stanie kupić jedzenie, a ich „dług” wobec pana zostanie odziedziczony prawdopodobnie przez kolejne pokolenia. Bales przestrzela retorycznie – to nie opowieści, ale jego deklaracje mają zmotywować i oburzyć czytelnika. Na tym polega największy etyczny dylemat tej książki.

 

Kevin Bales, „Jednorazowi ludzie. Nowe niewolnictwo w gospodarce światowej”
tłumaczenie: Anna Dzierzgowska

Wydawnictwo w Podwórku
Gdańsk 2019