Archiwum
09.08.2018

W tym seksie jest metoda?

Marek S. Bochniarz
Literatura Sztuka

„Lekkie historie, literatura eskapistyczna” ‑ tak ogólnikowo i samodegradująco (?) swą twórczość określa Milo Manara. Dla włoskiego rysownika w centrum zainteresowania tych pozornie niewyszukanych opowieści znajdują się kobiece ciało i odważna erotyka. A że Manara współpracował z bardzo różnymi scenarzystami, to w zależności na jaki komiks trafimy, powiemy o nim: seksista, feminista, autor lewicowy, człowiek zaangażowany społecznie i politycznie, ekolog. Posiada jeszcze kilka twarzy (np. spadkobierca antywesternu w „Indiańskim lecie” i „Papierowym człowieku”). Większość można skwitować trochę upraszczającym stwierdzeniem, że artysta jest dzieckiem swoich czasów (czyt. lewicujących Włoch lat. 60. i 70.), które ukształtowany jego poglądy na rzeczywistość i sztukę.

O tym, że Manara czasem sam wymyślał te „niepozorne” historie, dając się poznać z różnych, wzajemnie się wykluczających stron jako scenarzysta i rysownik, autor i czasem jedyny „odpowiedzialny”, przekonamy się po sięgnięciu po zbiór „Uwodzicielskie chimery”, w którym sąsiadują ze sobą krótkie formy z lat 1979‑2009. Rozrzut między tematami i refleksjami jest na tyle spory, że ten tom spokojnie zaoszczędzi nam lektury osobnych dzieł, w których Manara zdążył umoczyć tusz przez pół wieku swej aktywności.

Jaki obraz można zbudować w oparciu o to, co rysował przez te wszystkie lata? Luca Boschi twierdzi, że mamy do czynienia z konstruktem o charakterze idealistycznym: „[…] wizja bardziej prawego i sprawiedliwego świata, być może utopijnego, bliskiego snu, która często odzwierciedla się w paskach, winietach i ilustracjach, jakie zapełniły jego karierę”.

Trudno mi się zgodzić z tymi słowami – wydaje mi się raczej, że twórczość Manary reprezentuje zaledwie fragment włoskiej erotyki. Jego kolegą ze świata komiksowego jest choćby literat Guido Crepax, adaptator „Justyny”, „Emmanuelle” i „Historii O”, które – precyzyjnie plugawe i szalenie odpychające – wciąż ukazują się we wznowieniach, za nic mając poprawność dzisiejszych czasów. Zdecydowanie bliżej Manarze do starszego o dekadę Tinta Brassa, bo – choć pierwszy preferuje harmonię Boticellego, a drugi niepokój Tintoretta – obaj uparcie wytrwali w tych samych opowieściach o seksie.

Wspomniany przez Boschiego idealizm dotyczy na pewno ciała kobiety, którą Manara rysuje w specyficznej manierze, jaką łatwo da się rozpoznać, gdy choć raz się na jego twórczość natkniemy. Można ją określić jako interpretację rodzimego malarstwa z naciskiem na Wenus Boticellego, wpływy obce w postaci enigmatycznych kobiet secesjonistów, a to wszystko przefiltrowane przez pin-upową sztukę plakatu reklamowego i fascynację językiem kina i heroinami srebrnego ekranu. Dla Włocha kluczowe postaci to zatem frywolna Betty Boop, przepełniona radością Josephine Baker, hipnotyzująca Louise Brooks, demoniczna Marlene Dietrich… Bywa czasem, że Manara posuwa się w tych zachwytach dość daleko… „porywając” aktorkę, by następnie kazać jej przeżywać różne erotyczne przygody. Przykłady? Na wzór aktorki Nancy Brilli artysta ukształtował swoją Molly Malone z „El Gaucho”, a Kim Basinger posłużyła mu za inspirację postaci słodko-pachnącej-słodko-smakującej Miele (Słodkiej) z „Dotyku Niewidzialnego”.

Fabuły często stają się dla Manary pretekstem, aby dziewczyna w pewnym momencie zgubiła/straciła część bądź całość ubrania, a on miał okazję, aby pokazać jej piersi, pośladki, zarośnięty srom (ale i odbyt odgrywający sporą rolę w erotycznych przygodach bohaterek, bo Manara nie tyle balansuje na granicy pornografii, ile ją, moim zdaniem, często przekracza, i to dość  świadomie… co jednak nie znaczy, że to złej jakości pornografia). Później przez sporą część historii nieszczęsna biega półnago, ścigana przez stadko potencjalnych gwałcicieli, którzy chcą wszędzie wepchnąć jej palce i penisy.

I jeśli kobiety są tytułowymi, uwodzicielskimi chimerami, to Manara mężczyzn ukazuje jako degeneratów, obleśnych dziwaków (szalonych profesorów) szukających sposobu na zyskanie przewagi nad płcią piękną. Kobiety są niewinne, a ich pożądanie piękne. Seksualność męska jest z kolei odstręczająca i plugawa, bo zwykle podszyta skłonnością do sadyzmu i przemocy. Hipokryzja mężczyzn przejawia się w komiksach Manary dość prosto: najpierw panowie gwałcą, a potem określają swoje ofiary „bezwstydnymi sukami”, przerzucając na nie odpowiedzialność za swoje czyny. Karzą je, nie przerywając swoich praktyk. W „Uwodzicielskich chimerach” tego typu historie oddaje „Mors tua, vita mea” (1985), metarefleksyjna opowieść historyczna o malarzu Veronesie i jego muzie Violante, nowicjuszce wydalonej z zakonu za głoszenie prawa kobiet do odprawiania mszy świętej. Inkwizycja ostatecznie dociera do Violante, torturuje ją, goli głowę i wyłamuje zęby. Kobieta przed śmiercią oznajmia wstrząśniętemu malarzowi: „Namaluj mnie teraz, aby dokończyć swoją Wenus!”, a ten niszczy płótno, aby nie mogło trafić do jego przenikniętych hipokryzją mecenasów. Oczywiście jak przystało na lewicowego Włocha, Manara jest też antyklerykałem, czemu najlepszy dał wyraz współpracą z Alejandrem Jodorowskym przy trylogii „Borgia”.

Perypetie, które określilibyśmy zbiorczo jako „biała kobieta w opałach”, eksponowane przez Manarę kobiece ciała zazwyczaj spychają na dalszy plan jakiekolwiek konteksty i refleksje, na jakie pozwalał sobie w trakcie kariery. Paradoksalnie niektórym z krótkich historii przedrukowanych w „Uwodzicielskich chimerach” powodzi się pod tym względem znacznie lepiej (np. sztandarowemu dziełu Włocha, dwóch obrazach „Wojna i pokój”). Lakoniczność wymuszała na Manarze oszczędność, rozbierające się kobiety schodziły czasem na dalszy plan, przez co łatwiej było uchwycić cokolwiek poza seksualnymi ekscesami. A jakie to refleksje może mieć rysownik komiksów erotycznych? Choćby te o charakterze krytyki postkolonialnej:

Największym z obecnych problemów Włoch jest to, że szarlatani stali się ministrami, a biznesmeni prezydentami… Mam nadzieję, że malarz nie zacznie pouczać. Jednak moje polityczne przekonania są precyzyjne. Mam międzynarodowe wyobrażenie o polityce. Wierzę, że każda decyzja podjęta wewnątrz jednego kraju jest pozbawiona znaczenia, jeśli nie przemyśli się jej w kontekście świata. Musimy podejmować konkretne wybory, albo załadować broń, by bronić się przed tymi, którzy przyjdą z rachunkiem do zapłacenia.

W świecie byłych kolonii wiele „przygód” przeżywa Giuseppe Bergman. Ten młody mężczyzna, alter ego Manary, udaje się w pierwszej z nich na eskapistyczne wojaże do Ameryki Południowej, bo poszukać dreszczyku emocji w Amazonii. Potem trafia do Afryki, zniszczonej przez białego człowieka i zaludnionej przez cynicznych żebraków. Bergman pytany przez jednego z południowoamerykańskich bojowników o to, co on sam zrobił dla świata, próbuje odpowiedzieć wymijająco – a to napisał jakiś tekst w ważnej monografii, a to przemawiał na zebraniach. Manara, powracając do swego alter ego co kilka lat w swoich najbardziej eksperymentalnych komiksach, podsumowywał zarówno własną bezsilność, jak i miałkość działań młodych Włochów o lewicowych sympatiach. Jeśli – co będzie zresztą zrozumiałe – ograniczymy się do gapienia na kobiety w jego komiksach – przegapimy tę gorycz i nijak nie połączymy z erotycznymi rysunkami tego typu refleksji:

Myślę, że nie możemy dalej tak ciągnąć – z jedną piątą świata konsumującą osiem dziesiątych ziemskich zasobów. Politycy muszą pomyśleć o wyrównaniu ziemskiego bogactwa. Musi to być traktowane poważnie. Dlatego twórcy komiksów muszą stać twardo na ziemi i skupić się na sztuce, którą próbują zrobić. Nawet proste historie są dobre i nie ma powodu, by się ich wstydzić.

Oczywiście, jeśli stworzę opowieść o Amazonii – łatwo będzie zrozumieć, co o tym myślę. Nie mogę podążać za utartymi schematami klasycznych przygód, jeśli mam się zmierzyć z problemem deforestacji, rtęcią zanieczyszczającą rzeki itd. Jeśli umieszczę mojego bohatera na Saharze, prawdopodobnie będzie ryzykował przejechaniem przez jednego z tych furiatów, którzy opuścili Paryż, aby dotrzeć do Dakaru najszybciej jak się da.

A że Giuseppego Bergmana polski czytelnik już trochę zna, to teraz Scream Comics proponuje kolejną odsłonę egoistycznych zabaw konformisty i antybohatera, mianowicie „Weneckie przygody”…

 

Milo Manara, „Uwodzicielskie chimery”

Scream Comics
Łódź 2018

cytaty:
Luca Boschi, „Milo Manara: Sesso con ironia”, [w:] Milo Manara, „Sirenae”, Napoli 2002.

Milo Manara, „Uwodzicielskie chimery”
, fragment okładki