Archiwum
31.03.2011

W rytmie Tokio

Adam Kruk
Film

Kilkoro dziwaków z Tokio dowodzi, że awangardyzm w muzyce jeszcze się nie skończył.

Symfonia miejska stanowi szczególną odmianę dokumentu. Gatunek, który jak pisał Mirosław Przylipiak, „łączy fascynację życiem wielkomiejskim z ideałami muzyki wizualnej, «czystej formy» filmowej przejawiającej się rytmem i plastyczną organizacją materiału”, balansujące na pograniczu dokumentu muzycznego i filmu eksperymentalnego. Narodził się na gruncie awangardowych poszukiwań lat 20. ubiegłego stulecia, kiedy badano podobieństwa między strukturą nowego medium, jakim było podówczas kino, a innymi sztukami, w szczególności zaś utworem muzycznym. Walter Ruttman stworzył film „Berlin – Symfonia wielkiego miasta”, Alberto Cavalcanti – „Mijają godziny”, a Dziga Wiertow – „Człowieka z kamerą”. W ostatnich latach pojawiały się bliższe lub dalsze nawiązania do tej formy, takie chociażby jak „Koyaanisquatsi” Regio „Lisbon Story” Wendersa, „Życie jest muzyką” Akina czy „Wonderland” Winterbottoma. Obrazy te wykorzystywały różne elementy tej tradycji, ale we wszystkich to samo miasto wystukiwało rytm filmu.

Do tradycji tej nawiązuje też dwóch młodych francuskich reżyserów, mieszkających i tworzących w Tokio: Cedric Dupire i Gaspard Kuentz. Ich film „I tak nie zależy nam na muzyce” przełamuje formę symfonii gadającymi głowami, a raczej gadającym stołem, przy którym spotkali się tokijscy muzycy poszukujący rozmaitej prominencji. Są wśród nich Fuyuki Yamakawa, Hiromichi Sakamoto, Otomo Yoshihide czy członkowie kapel L?K?O i Umi no Yeah!!. Trzon filmu stanowi jednak muzyka industrialna, która najlepiej oddaje charakter miasta. W przypadku Tokio do czynienia mamy bowiem z kakofonią. Warto pamiętać, że Tokio, w przeciwieństwie chociażby do Kyoto, jest miastem młodym. Ponadto olbrzymim – liczbę mieszkańców szacuje się na 8 do 40 milionów, przez co zachowuje się jak żywy organizm: rozrasta się na wszystkie możliwe strony i nawet Zatoka Tokijska nie stanowi bariery – powstają na niej sztuczne wyspy, zwiększające przestrzeń możliwą do zagospodarowania. Starsze budynki zastępowane są przez nowe, tuż obok wieżowców, projektowanych przez światowej sławy architektów stoją szare, betonowe apartamentowce, niepozorne domki mieszkalne i ogromne zautomatyzowane parkingi. Czasem między nie wciśnie się mała świątynia. Urbanistyczny chaos potęgują wielojezdniowe autostrady i linie kolejowe rozpościerające się pomiędzy budynkami. Do tego dochodzą chmary przechodniów. Dźwięki tego wszystkiego stanowią symfonię chaosu.

„I tak nie zależy nam na muzyce” ukazuje przekrój przez wiele gatunków: nosie, industrial, avant-pop. Przede wszystkim jednak opisuje, jak nierozerwalnie te awangardowe brzmienia związane są z miastem, w którym powstają – nie byłoby tej radykalnej muzycznej sceny bez miejskiej przestrzeni Tokio. Ale i bez buntu przeciwko tradycyjnej kulturze japońskiej. Rządzące nią reguły uspołecznienia modernizują się dużo wolniej niż krajobraz miasta. W ich sztywnych ramach bohaterowie szukają dla siebie szczelin, uparcie pracują nad wyłomem. Są uciekinierami przed dominującymi w Japonii modelami życia. Stosują różne formy ekspresji: jeden filozofuje, drugi krzyczy, dziewczyna z Umi no Yeah!! zawsze występuje w kombinezonie lub bikini. W przypadku występów Fuyukiego Yamakawy zaciera się granica między koncertem a performancem: opanował on techniki śpiewu gardłowego Khoomei, charakterystycznego dla terenów Mongolii i Tuwy, korzysta z instrumentów perkusyjnych i gitary, ale też wybija rytmy na własnej głowie podłączonej do mikrofonu, a nawet używa serca, do którego przykłada elektroniczny stetoskop podłączony do wzmacniacza, głośników i zestawu świetlówek. Dla bohaterów dokumentu Cedrica Dupire’a i Gasparda Kuentza muzyka jest medium, badającym granice „ja”. Tytuł „I tak nie zależy nam na muzyce” wskazuje właśnie na to, że wychodzimy daleko poza muzykę, a także poza sztukę w ogóle.

Film zdobył pierwszą nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Filmów o Sztuce w ramach zeszłorocznej edycji festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu, co zapewniło mu ogólnopolską dystrybucję. Takiej nie miał ani w Japonii, ani we Francji. Nie bez przyczyny: „I tak nie zależy nam na muzyce” daleko do arcydzieła. To raczej fragmentaryczna obserwacja, skomponowana na zasadzie nieładu. Ale chociaż kuleje dramaturgia i kompozycja obrazów, a całość pozostawia lekki niedosyt, siłą filmu jest walor poznawczy oraz efektowne oddanie stanu ducha bohaterów, których twórcy znali osobiście i spędzili wiele miesięcy, by ten projekt ujrzał światło dzienne. Ponad wszystko czuć w tej miejskiej symfonii miłość do muzyki awangardowej, wiarę w sens wszelkich poszukiwań i kroczenia pod prąd.

„I tak nie zależy nam na muzyce”
reżyseria: Cédric Dupire i Gaspard Kuentz
premiera: 01.04.2011



Kilkoro dziwaków z Tokio dowodzi, że awangardyzm w muzyce jeszcze się nie skończył.