Archiwum
07.11.2011

W rytmie krwawej samby

Michał Piepiórka
Film

„Elitarni – ostatnie starcie” Joségo Padilhi to druga część filmowego przeboju Berlinale sprzed 3 lat, który zdobył tam Złotego Niedźwiedzia. Sequel z kolei pobił już w Brazylii pod względem popularności „Avatara” i powoli zaczyna się mówić o jego szansach na Oscara za film nieanglojęzyczny.

Sukces filmów Padilhi tkwi w znakomitym połączeniu niesztampowego kina akcji z niezwykle celną analizą socjologiczną. Beto Nascimento to kapitan specjalnej jednostki policji Rio de Janeiro. Symbolem BOPE jest czaszka przeszyta sztyletami, a ich głównym zadaniem – eliminowanie gangsterów, handlarzy narkotyków i wszelkich szumowin, z którymi nie radzi sobie skorumpowana policja. Policjanci z BOPE nie bawią się w aresztowania i staranne przesłuchania świadków – gdy wkraczają do akcji, świat staje się czarno-biały: złych należy zabić, w imię dobra społeczeństwa. Pierwsza część filmu kończyła się w momencie, gdy Nascimento wybiera swojego zastępcę, by móc odejść z jednostki i zająć się rodziną. Na początku drugiej okazuje się, że jest nie do zastąpienia – musi wrócić, by stłumić krwawy konflikt, który wybuchł w jednym z wielkich więzień między szefami narkotykowych gangów. Niesubordynacja jego podwładnych powoduje śmierć więźniów, za co władza oskarża Nascimento – od teraz nie będzie już szefem jednostki specjalnej, a asystentem wywiadowcy w Biurze Bezpieczeństwa. Jego walka z przestępczością przeniesie się z faweli na polityczne salony.

Brazylia z filmu Padilhi bardziej przypomina karnawał strzelanin i morderstw niż samby z pocztówkowych obrazków. Slumsy to wylęgarnia przestępców i handlarzy narkotyków, którzy bywają lepiej uzbrojeni niż policja. Do walki z nimi stworzono BOPE. „Elitarni – Ostatnie starcie” ponownie prezentuje walkę z systemem – tym razem na szczeblu wyższym niż szeregi skorumpowanych policjantów. Akcja filmu toczy się podczas roku wyborczego, a kampanie polityków nakierowane są głównie na zdobycie głosów mieszkańców faweli. Poparcie tej części miasta może zapewnić jedynie Rocha – policjant, który skorzystał na zdławieniu gangsterki przez Elitarnych i przejął ich interesy. Zjednoczone siły polityków i policji dają przestępcom pokroju Rochy praktycznie nieograniczoną władzę, która dodatkowo legitymizowana jest przez miejscowe media. Naprzeciw niego i jego politycznych protektorów staje jednak Nascimento, który pozbawiony wsparcia BOPE, staje się samotnym mścicielem walczącym z systemem.

Niestety Wagner Moura wypada w swojej roli nieco karykaturalnie. Wszystko wyglądało wiarygodnie, gdy Nascimento wspierany był przez uzbrojone po zęby maszyny do zabijania z eskadry Elitarnych. W pojedynkę (choć starzy koledzy nie zapominają o nim) bardziej przypomina niezniszczalnego herosa z hollywoodzkiego kina akcji niż bohatera z krwi i kości. Już w pierwszym filmie osobisty wątek kapitana wprowadzał zgrzyt w potoczystą narrację, w drugim ponownie jest najsłabszym elementem. Reżyser niemało się natrudził, żeby uczłowieczyć postać Nascimento. Wątek rodzinny miał udowodnić, że w przerwach od zabijania potrafi uronić łezkę nad losem swoim i bliskich. Nie jest w tym jednak przekonujący, niby chce walczyć o uznanie w oczach dorastającego syna, ale jedyne co robi, to walczy z nim, używając chwytów karate. A już jako kuriozum należy potraktować pomysł scenarzystów, żeby osobistym wrogiem Nascimento został jego największy ideowy przeciwnik, co nawet sam bohater skomentował jako nieśmieszny żart.

Gdy jednak odrzucimy wątek rodzinny, dostajemy w filmie Padilhi bardzo ciekawą analizę brazylijskiego społeczeństwa, nad którą unosi się duch Michela Foucaulta. Pierwsza część „Elitarnych” była ilustracją jego książki „Nadzorować i karać” o dyscyplinowaniu społeczeństw poprzez wizualny terror publicznych kaźni. Władza została przedstawiona w poprzednim filmie Padilhi jako systemowa przemoc, która nie miała na celu ochrony najsłabszych, lecz ciągłe wywieranie społecznej presji tak, by każdy czuł się zagrożony. Sequel przedstawia z kolei władzę jako nadzór sprawowany panoptycznie. Pełno tu monitorów, kamer i podsłuchów. To dyscyplina w białych rękawiczkach, bez rozlewu krwi i masakr, jednak nie mniej opresyjna. Świat polityki jest fasadowy – rozgrywa się na powierzchni ekranów, zarówno nadzorujących monitorów, jak i telewizorów. Środki, których Nascimento używał do walki z brutalnymi gangami i prymitywnymi policjantami, nie są skuteczne w konfrontacji ze światkiem polityków i mediów. Opinii publicznej nie zmienia się karabinem i opancerzonym wozem, co bohater, na szczęście, szybko zauważa.

Co więcej, „Elitarni – ostatnie starcie” nie jest tylko analizą partykularnego przypadku Rio de Janeiro, to również niespotykanie głęboka wiwisekcja współczesnego kryzysu władzy i demokracji, co symbolicznie zostało ukazane dzięki przeniesieniu akcji pod koniec filmu z Rio do stołecznej Brasilii. Korupcja i nadużywanie władzy zataczają coraz szersze kręgi – stają się globalnym problemem. Przy całym tym intelektualnym bagażu film Padilhi wciąż pozostaje kinem akcji najwyższej próby, który jednak nie ma zamiaru przymilać się do kinopleksowego widza. Choć nie brakuje widowiskowych scen pościgów i strzelanin, największym walorem jest kunsztowny scenariusz, który odsłania kolejne kręgi brazylijskiego piekła brutalności, korupcji i bezwzględności, wpadając na mielizny jedynie w wątkach obyczajowych. Długie przestoje akcji i monotonny, objaśniający zawiłości systemu władzy komentarz z offu z pewnością zniechęcą tych, którzy oczekiwali energii i dynamiki „Miasta Boga” Fernando Meirellesa. Film Padilhi to przykład kina akcji, który bardziej niż emocjonalnie wciąga intelektualnie. Możemy mieć nadzieję, że nie do końca domknięte zakończenie jest zapowiedzią tego, że „Elitarni – ostatnie starcie” wcale nie było ostatnim starciem Beta Nascimento ze skorumpowanym systemem.

„Elitarni – ostatnie starcie”
reżyseria: José Padilha
premiera: 28.11.2011

alt