Archiwum
15.01.2013

Uwaga – zły tygrys

Marek S. Bochniarz
Film

„Życie Pi” to niezbyt rodzinny film familijny i trochę zbyt artystyczna produkcja jak na standardy widowisk 3D. Wykorzystując specyficzną technikę trójwymiarową – starą wiekiem, lecz odświeżoną jej ponownym odkryciem w ostatniej dekadzie – Ang Lee twórczo odwołuje się do popularnych widowisk z Bollywood. Tajwański reżyser, znany z odważnych decyzji i zdolności do zręcznego balansowania między Orientem a Zachodem, z bogatego, religijnego życia Pi Patela, bohatera powieści Yanna Martela, czyni symboliczny obraz Indii – kraju wieloetnicznego i multikulturowego. W mieszaniu religii i poetyk pomaga mu mozaika masala movie.

Lee swój film otwiera ujęciami ogrodu zoologicznego, bajkowego i nierealnego. To przestrzeń dzieciństwa głównego bohatera – namiastka raju w mikroskali, w którym jego rodzina skrywa się przed światem. Nazwany na cześć paryskiego basenu z kryształowo czystą wodą, Piscine Molitor Patel faktycznie staje się pustym naczyniem w rękach bogów – do jego chłonnego i otwartego umysłu przenikają przeciwstawne sobie systemy religijne, wyznawane przez mieszkańców subkontynentu. Pi chciałby dokonać syntezy, pogodzić hinduizm matki, chrześcijaństwo francuskich założycieli rodzinnego miasta i mahometanizm mieszkających w sąsiedniej dzielnicy muzułmanów. Jednak ojciec – racjonalista i sceptyk, ostrzega go przed tym, że wierząc we wszystko, ostatecznie nie będzie wierzył w nic.

Choć rodzina Piscine’a decyduje się opuścić kraj z powodów politycznych, w obrazie Lee ich wyjazd zyskuje dodatkowy, symboliczny charakter. Familia Patelów zabiera wraz z sobą część zwierząt z likwidowanego zoo, by je sprzedać w Kanadzie. Podróż zapełnionego egzotycznymi stworzeniami japońskiego frachtowca przez ocean staje się dla reżysera pretekstem do współczesnej reinterpretacji arki Noego i biblijnego potopu. Przemieszaniu elementów towarzyszy także zmiana znaczenia pożyczonego ze Starego Testamentu epizodu. Pi, otrzymując kosztem katastrofy statku i osobistej tragedii szansę nowego, choć jakże gorzkiego początku, zostaje przy tym brutalnie pozbawiony swojej tożsamości i poddany próbie swej woli. Być może podróż przez ocean nie zniszczy jego wiary, lecz na pewno pozbawi go czegoś innego.

Występujące obok siebie religie stają się w „Życiu Pi” symbolem podzielonej ojczyzny Patelów. Kino indyjskie, w którym podejmowane są tematy uniwersalne dla wszystkich mieszkańców subkontynentu, a wyznawcy hinduizmu grają muzułmanów i na odwrót, uchodzi za jedno z głównych spoiw, jednoczących wielokulturową mozaikę kraju. Lee w swoim nowym filmie zrealizował twórczą wariację najpopularniejszego gatunku tej kinematografii – masala movie. To specyficzna odmiana kina, w której współwystępują wzajemnie wykluczające się elementy. Tajwański reżyser, który w swoich trzech pierwszych filmach mistrzowsko ukazał różnice kulturowe między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, w „Życiu Pi” z równą maestrią miesza składniki masala movie i kina zachodniego, tworząc obraz skomplikowany, a przy tym zupełnie oryginalny i wyjątkowy.

Dla Lee „Życie Pi”, podobnie jak „Pina” dla Wima Wendera i „Jaskinia zapomnianych snów” dla Wernera Herzoga, jest debiutem w technice 3D. Tajwańczyk, świadom jej ograniczeń, postarał się je wykorzystać. Jego nowy film to wizualna orgia, osaczająca nas widokami wzburzonego oceanu, zachwycających brutalną urodą morskich stworzeń i zagubionej w tym chaosie szalupy z chłopcem i tygrysem – z siłą, którą rodacy Lee mogliby porównać z trójwymiarową odsłoną chińskiej sagi erotycznej „Seks i zen”. W „Życiu Pi”, trochę na przekór wrażliwości religijnego bohatera i biblijno-baśniowego charakteru opowieści, po prologu godnym kina Bollywood, złożony i skomplikowany obraz ustępuje zaskakująco surowej i oszczędnej skali barw. Gdy bohater schodzi z indyjskiego lądu, autor zdjęć Claudio Miranda ogranicza paletę kolorystyczną, operując prostymi i czystymi kontrastami. Przez ten zabieg „Życie Pi” unika kiczowatego nadmiaru, zarówno jako produkcja trójwymiarowa, jak i twórcza wariacja masala movie, gatunku piętnowanego przez krytyków za nadmierną wystawność widowiska, za którą kryje się często zaskakująco prosta, naiwna fabuła. Jednak oba te aspekty bollywoodzkiego kina zyskują w filmie Tajwańczyka dość niecodzienny charakter.

Wielu krytyków twierdzi, że Ang Lee pozbawił adaptację złożoności historii, obecnej w powieści Yanna Martela. Nawet jeśli tak się stało, Tajwańczyk pozostawił w filmie najbardziej zjadliwy komentarz, podważający całą opowieść. Podczas gdy w prologu odwiedza bohatera pisarz, by usłyszeć historię, dzięki której uwierzy w Boga, w finale może usłyszeć inną wersję tej opowieści – a w tej z kolei zostaje podważone człowieczeństwo. I tak jak słuchacz Patela jest poproszony o to, by wybrał wersję, która bardziej mu się spodobała, my musimy się zastanowić, w co po seansie „Życia Pi” jesteśmy skłonni wierzyć.

Angowi Lee przypadła rola niekochanego przez krytyków, reprezentanta kina autorskiego o łatwej do podważenia pozycji. Choć w jego dziełach powracają charakterystyczne tematy (rozpad więzi rodzinnych, konfrontacja jednostki z grupą, binarny podział życia na zewnętrzną fasadę gry pozorów i to, co intymne, a nierzadko i wstydliwe), poszczególne obrazy zdaje się więcej dzielić, niż łączyć. Tak enigmatyczny reżyser, jakim jest Lee, podobnie jak ongiś Stanley Kubrick, za każdym razem sięga po inną konwencję gatunkową (western, wuxia, melodramat), odwołując się przy tym, często dość aluzyjnie, do różnych okresów z historii kina światowego (amerykańskie kino kontestacji, tajwańska nowa fala). Krytycy zgodnie przyznają, że azjatycki reżyser to uzdolniony rzemieślnik, ale nie zawsze chcą mu przyznać wieniec artysty. Zmierzenie się ze sławą ukochanej przez czytelników powieści Yanna Martela tylko utwierdza tę dwuznaczną pozycję reżysera. Sięgając po kontrowersyjną technikę 3D, Lee zręcznie godzi kino rozrywkowe i ambicje artystyczne, z jednej strony rozbudowując swój warsztat, a z drugiej, czyniąc z kosztownej technologii autonomiczny środek wyrazu artystycznego. W „Życiu Pi” po raz kolejny udało mu się uniknąć ostrych podziałów i wyraźnego zaznaczenia autorskiego piętna.

„Życie Pi”
reż. Ang Lee
premiera: 11.01. 2013

alt