Archiwum
09.12.2011

Traktat na temat tureckiego renegata

Łukasz Saturczak
Literatura

„Jesteśmy pokoleniem kawy i papierosów” mówił do Iggy’ego Popa Tom Waits w kultowym obrazie Jima Jarmuscha. Coś jest na rzeczy, choć czytając eseje Bozidara Jezernika pod mało zaskakującym tytułem „Kawa” (i jednak zaskakującym podtytułem: „Historia wielu interesujących osób i przeszkód, z jakimi spotkał się gorzki czarny napar, zwany kawą, w swoim zwycięskim pochodzie z Arabii Felix wokół świata, czego nie zdołał powstrzymać muhtasib ze świętego miasta Mekki”), można odnieść wrażenie, że takie słowa mógłby wypowiedzieć każdy amator tej gorzkiej substancji przez ponad 5 wieków jej istnienia. Nierzadko w całej historii czarnego naparu stwierdzenie „Jesteśmy pokoleniem kawy…” byłoby bardziej uzasadnione niż w przypadku kawiarnianej rozmowy dwóch piosenkarzy na przełomie XX i XXI wieku.

Rozczarują się lekturą tych esejów ci, którzy spodziewają się przeczytać o obecności kawy w kulturze (zarówno kiedyś, jak i dziś). Jezernik pisze wyłącznie o historii i, co więcej, historii tego napoju w zarysie, ograniczając się wyłącznie do opisu powstania kawy, niełatwego jej przyjęcia w świecie arabskim oraz ekspansji do Afryki (głównie Etiopii), Ameryki Południowej i na Bałkany (znacznie później trafiła ona do Włoch czy Francji, co obala odwieczny konflikt, kto jej picie na Starym Kontynencie zapoczątkował). Niemniej jest to opowieść bardzo ciekawa, pełna wielu paradoksów i niedopowiedzeń. Samą książkę czyta się jednym tchem, co w przypadku pracy historioznawczej, do jakiej niewątpliwie publikacja Jezernika należy, jest niezwykle rzadkie.

Gdy patrzymy na spis treści, trudno nie zauważyć, że z typowym esejem naukowym nie będzie mieć „Kawa” wiele wspólnego. „Niesmaczna jak poezja Racine’a” albo „Tańczące kozy i święty mnich” to pierwsze z brzegu tytuły esejów, nie wspominając kojarzącego się z homilią księdza Natanka „Czarna jak diabeł, gorąca jak piekło”. Im jednak bardziej zagłębiamy się w lekturę, odkrywamy, w jak nieprawdopodobny sposób nazywano przez wieki gorzki napar („turecki renegat” to moje ulubione określenie). Za każdym razem nazewnictwo to związane było ze skrajnymi emocjami, jakie kawa wywoływała. Była na przykład afrodyzjakiem, arabskim winem i lekarstwem albo przeciwnie: nie dość, że trucizna, to jeszcze powodowała impotencję! Napój ten tak silnie oddziaływał na ludzi, że pojawienie się go w każdym kolejnym zakątku świata miało taki sam scenariusz (od nieufności i pogardy po zachwyt). Jezernik skupia się na tych dwóch skrajnościach, które kawa ponoć wywoływała. I o ile z jedną mogę się zgodzić, to z drugą – już niekoniecznie.

Pierwsza z nich, to spokój. A raczej umiłowanie spokoju, nazywane przez Arabów „kief”. Wielu zapewne obiema rękoma podpisałoby się pod tekstem piosenki Katarzyny Nosowskiej „Cisza, czas i ja”: „Lubię ten stan, papierosy, kawa, ja”. To nic innego jak właśnie kief. Arabowie, już po tym, jak wywalczyli wolność do picia kawy i palenia tytoniu, siadali przed swoimi domami i patrząc w morze, wprawiali się w stan absolutnego oderwania od rzeczywistości. Chyba każdy, nawet niepalący, amator kawy, nie tylko ze względu na jej właściwości pobudzające, zna ów stan wyciszenia. Ja zdecydowanie do takich ludzi należę. Tym bardziej nie zgadzam się z czymś zupełnie przeciwnym: że pobudzająca ciało i umysł kawa przyczyniła się do przynajmniej kilku światowych rewolucji.

Nie traktuję zresztą tej tezy poważnie. Wyjście z takiego założenia jest tak wiarygodne jak to, że to herbata wprowadziła demokrację w Stanach Zjednoczonych. Rewolucja Francuska zaczęła się, bo po nocach pito kawę, która dodawała sił podczas wielogodzinnych konwersacji, co na dodatek stało się to zaraz po otwarciu pierwszych kawiarń! Dla mnie to jednak zbieg okoliczności, bo w Jemenie, gdzie kawa znana jest od wieków, ciągle na się czeka rewolucję. Traktuję jednak poważnie cały esej Jezernika. Wyśmienita lektura, nie tylko dla amatorów Styksowej wody. Choć może tylko dla nas.

Bozidar Jezernik, „Kawa”, Czarne 2011

alt