Archiwum
25.02.2015

Szwedzkie wakacje

Maciej Bogdański
Film

Świat „Turysty” to rozległe zimowe krajobrazy, obezwładniający ogrom francuskich gór, przytłaczająca biel wszechobecnego śniegu. Pozornie kontrolowany przez zdobycze technologicznie, ujarzmiony i dostosowany do celów rozrywkowych, budzi jednak niepokój, a kryjące się w nim niebezpieczeństwo staje się podczas seansu niemal boleśnie odczuwalne. Reżyser Ruben Öslund umieszcza tu swoich bohaterów na zimowych wakacjach, ale nie udaje ani przez chwilę, że będzie to dla nich typowy wyjazd rekreacyjny – urlop szybko przerodzi się w dramat, a dla reżysera stanie się okazją do wnikliwej analizy schematów rządzących rodziną z klasy średniej.

Tomas i Ebba, młode małżeństwo ze Szwecji, wybiera się z dwójką swoich dzieci na krótki wypoczynek do kurortu narciarskiego we Francji. Nie wiemy o nich wiele – nie poznajemy ich zawodów, wieku, zainteresowań. Wiadomo jedynie, że ten wyjazd ma być sposobnością dla Tomasa, by mógł poświęcić więcej czasu rodzinie, odcinając się od wykonywanej na co dzień pracy. Już drugiego dnia spokój zostaje jednak zaburzony – cała czwórka staje się świadkami pozornie kontrolowanej lawiny, która prawie uderza w restaurację, gdzie bohaterowie jedzą akurat obiad. Pozornie nieszkodliwe zdarzenie, w którym nikt nie ucierpiał, staje się jednak katalizatorem małżeńskiej kłótni i nakazuje mężczyźnie zastanowić się jeszcze raz nad własną pozycją w rodzinie i obowiązkami, które na nim ciążą.

Szwedzki reżyser ukazuje wydarzenia z dystansu, nie pozwalając widzowi na głębokie zaangażowanie emocjonalne. Jego film jest spokojny, elegancki, pozbawiony melodramatycznych zrywów i doniosłych wydarzeń. To przede wszystkim intelektualna rozgrywka prowadzona między dwoma racjami, które nie mają prawa do kompromisu. Problematyka i zachowania bohaterów pozostają jednak blisko rzeczywistości i stają się gorzkim wyrazem niemożności porozumienia między dwójką ludzi, którzy zdawali się sobie bliscy, ale mierząc się z nową i nieznaną sytuacją, odkrywają w sobie nawzajem cechy, o jakich wcześniej nie mieli pojęcia. Nie mamy tutaj jasno określonej dobrej i złej strony konfliktu, a za każdym razem, kiedy widzowi wydaje się, że może się opowiedzieć za którąś z postaci, reżyser zasiewa ziarno niepokoju i każe raz jeszcze przeanalizować sytuację. Nie usprawiedliwia swoich bohaterów, ale też ich nie wyśmiewa. Tomas i Ebba, również dzięki odpowiednio wyważonym i naturalnym kreacjom Johannesa Kuhnke i Lisy Loven Kongsli, zdają się ludzcy, nie uciekają w konkretne stereotypy; ich decyzje, chociaż często nieodpowiednie, mogą się nam wydawać bliskie lub przynajmniej zrozumiałe. Ich konflikt nie pozostaje też bez wpływu na otoczenie – wydarzenia narastają jak rozpoczynająca akcję lawina, pochłaniając wszystkich znajdujących się w pobliżu. Głównymi poszkodowanymi stają się zarówno dzieci, rozdarte pomiędzy miłością do obojga rodziców, jak i brat Tomasa, którego związek z młodszą kobietą staje się odbiciem w krzywym zwierciadle skłóconego małżeństwa. Jedno niewielkie wydarzenie rozpoczyna prawdziwą lawinę emocji (często starannie ukrytych pod powłoką codzienności), której nie sposób powstrzymać.

Ponad zawirowaniami rodzinnymi sytuuje się jednak treść jeszcze bardziej niepokojąca, odnosząca się do samej ludzkiej natury i czynników, na które nie mamy żadnego wpływu. Poprzez starannie ustawiane kadry z dominującą kompozycją centralną i statyczną kamerą, której ruchy ograniczają się w ostateczności do powolnych najazdów, reżyser kreuje poczucie klaustrofobii, udzielające się nawet w scenach rozgrywających się w rozległym górskim plenerze. Zagubione we wszechogarniającej scenerii postacie skrywają się za zdobyczami zachodniej cywilizacji, ułatwiającymi życie i nadającymi iluzję kontroli urządzeniami, aby  ukryć się przed niezrozumiałą, dziką i nieracjonalną częścią świata, którego skrzętnie skrywane oblicze znajduje się też w nich samych. Pominięta i niepotrzebnie zmieniona w polskim tłumaczeniu, ale obecna w oryginalnym tytule siła wyższa, czyli force majeure, ujawnia się w powtarzających się ujęciach śnieżnobiałych stoków, ogromnych szczytów górskich i rozległych dolin. Przypomina ona bohaterom o wewnętrznym, naturalnym instynkcie przetrwania; wypieranym, ale potrzebnym egoizmie, który ujawnia się w najbardziej nieoczekiwanych momentach i może prowadzić do poważnych konsekwencji.

Wakacje ze szwedzką rodziną nie są łatwym i przyjemnym doświadczeniem, przeznaczonym dla masowej widowni. Reżyser świadomie unika określonych konwencji i norm gatunkowych, skupiając się na kreacji spójnego i skromnego, jeśli chodzi o środki artystyczne, świata. Nie ułatwia zadania widzom – akcja toczy się powoli, montaż jest stonowany i spokojny, dialogi często wydłużone, a humor nieoczywisty i stosowany sporadycznie. Dla cierpliwych „Turysta” okaże się jednak niecodziennym spojrzeniem na problemy dzisiejszej rodziny, a także niepokojącą wizją człowieka współczesnego i ról, jakie musi w swoim życiu wypełniać. Pomimo mocnego osadzenia w rzeczywistości, z kadrów emanuje element metafizyczny, a za fasadą społecznego dramatu skrywa się tajemnica. To właśnie poczucie obcowania z czymś innym i nieokiełznanym sprawia, że „Turysta” jest tak intrygującym doświadczeniem filmowym.

„Turysta”
reż. Ruben Öslund
premiera: 6.02.2015

alt