Archiwum
02.11.2011

Smutny uśmiech Piccoliego

Adam Kruk
Film

alt

Kiedyś Morrissey śpiewał do Christiana Diora: „zmarnowałeś swoje życie na ciuchy i perfumy, zamiast biegać jak szalony po ulicach Lyonu i Marsylii”. U Morettiego podobnie o swoim życiu myśli papież.

Światowa premiera najnowszego filmu Nanniego Morettiego odbyła się na tegorocznym festiwalu w Cannes. Majowy termin odpowiadał scenerii osadzonego w skąpanym w słońcu Rzymie filmu, który u nas wszedł do kin w weekend zaduszny. Ta pora z kolei bardziej pasuje do tematyki obrazu, traktującego o jesieni życia – czasie, kiedy więcej już go za plecami niż na horyzoncie. Nawet jeśli, jak w przypadku kardynała Melville’a (Michel Picolli), horyzont ten otwiera się wyborem na głowę Kościoła. Konklawe stanowi punkt wyjścia „Habemus Papam”, ale nie o stosunkach wewnątrz władz kościelnych ani o sekretach murów watykańskich (wciąż budzących żywe zainteresowanie, co udowodnił Dan Brown czy serial „Rodzina Borgiów”) opowiada film. Temat jest jednocześnie węższy: pojedynczy człowiek, w którym rodzi się niezgoda na kształt własnego życia – i szerszy: bezradność systemów intelektualnych i religijnych wobec problemów jednostki, do pomocy której zostały stworzone.

W odnalezieniu sensu istnienia nie pomaga nowo wybranemu papieżowi modlitwa – jak więc ma skłaniać do niej innych? Zanim stanie się przewodnikiem, musi odnaleźć sam siebie. W uwolnieniu papieża od dylematów tożsamościowych pomóc próbuje Rayski, rzutki rzecznik Watykanu (świetna rola Jerzego Stuhra, pamiętanego we Włoszech jako „aktor Kieślowskiego”), ale jego odwoływanie się do oczekiwań wiernych nie skutkuje. Problem tkwi wewnątrz psychiki papieża i tam trzeba go rozwiązać. Na ratunek śpieszy więc psychoanaliza – tej podejmuje się profesor-ateista (Nanni Moretti), który stanie się „więźniem Watykanu”, a także jego była żona (Margherita Buy, pamiętana z roli w „On, Ona i On” Ferzana Ozpetka). Na ukojenie dziecka drzemiącego w zwierzchniku Kościoła jest jeszcze jedna metoda, którą intuicyjnie obiera sam cierpiący. To sztuka. Dzięki teatrowi pojawia się szansa na lepsze życie, na pogodzenie się z samym sobą, na dorośnięcie. Ale może sztuka jest tylko substytutem miłości, której nie doświadcza bohater? Może nie jest jeszcze za późno, by odmienić swój los?

Sęk w tym, że najlepiej po prostu nie pozwalać sobie na takie dylematy. Przeszkadzają one w karierze zawodowej (religijnej) i w normalnym funkcjonowaniu. Kogo jednak dotknął już demon autorefleksji, zmora myślenia krytycznego o sobie samym, ten żegna się z nadzieją na życie szczęśliwe – przynajmniej w powierzchownym znaczeniu tego słowa, oznaczającym łatwe samozadowolenie. Wtedy trzeba szukać niełatwego szczęścia głębiej. W świecie, symbolizowanym tu przez Watykan, nastawionym na efekty, procedury, proste atrybuty władzy, poszukiwania takie traktowane są jako fanaberia, egoizm, kapitulacja.

Rozgoryczony filmem Tomasz Piątek, w recenzji „Habemus Dupam” zarzucił reżyserowi, dawniej uważanemu za sumienie włoskiej lewicy, starczość i uchylanie się od krytyki niebezpiecznych struktur Watykanu. Owa „dupowatość” (swoją drogą, „dupowatość” zarzucał nie tak dawno Platformie Obywatelskiej o twarzy Jarosława Gowina Janusz Palikot) wyrażać ma się, według Piątka, w uczłowieczeniu z gruntu złego państwa kościelnego. Choć radykalna komunistyczna tradycja we Włoszech, gdzie macki Watykanu sięgają najwyższych szczebli władzy świeckiej, kazałaby raczej papieża porwać, niż pozwolić mu na rozterki, Moretti idzie inną drogą. Stosuje (jak najbardziej świecką) strategię rozbrajania autorytetów nie przez oplucie, ale życzliwe obśmianie, zdjęcie brązu poprzez ukazanie, że nawet najbardziej zhierarchizowanymi, archaicznymi czy opresyjnymi instytucjami kierują tylko ludzie. Nie święci (subito!), ale i nie demony.

To strategia skuteczniejsza, niż okopywanie się na swoim, takim czy innym stanowisku i mówienie do już przekonanych. „Habemus Papam” to film dialogu i dlatego ma wielką siłę przyciągania, co udowodniła frekwencja we włoskich kinach). Jego aura jest tak ciepła, że nie potrafi jednak wydrążyć dziury w rzeczywistości – przynajmniej nie takiej, której nie sposób byłoby wypełnić jeszcze przez tygodnie po seansie. Choć pod tyleż łagodnym, co gorzkim spojrzeniem Michela Piccoliego kryją się prawdy, że starsi panowie są jak dzieci, kariera to marność, a religia i psychoanaliza są bezużyteczne, dobroduszność filmu każe nie wpadać w rozpacz, jak zrobił to filmowy papież.

„Habemus Papam”
reżyseria: Nanni Moretti
dystrybucja: Gutek Film
premiera: 28.10.2011