Archiwum
20.08.2015

Dermatologiczna choroba rzeczywistości zwana fikcją

Andrzej Marzec
Film

Francuski reżyser i producent muzyki elektronicznej Quentin Dupieux (Mr. Oizo) zdążył przyzwyczaić już swoich widzów do ekstremalnego i jednocześnie ekscentrycznego kina absurdu, w którym wszystko dzieje się na opak („Wrong”, 2012). Tymczasem w przypadku jego „Reality” spotykamy się raczej z ciągłym, niemającym końca wywracaniem filmowej fabuły niczym ubrania na lewą stronę. Nie jest to jedynie estetyczny wybieg artysty, który niczym DJ żongluje wybieranymi przez siebie mniej lub bardziej przypadkowo obrazami, lecz w każdym calu przemyślany zabieg i konsekwentnie realizowana strategia. W ten sposób otrzymujemy misternie utkaną oraz przede wszystkim trudną do odgadnięcia filmową zagadkę, przypominającą skomplikowane, niesamowite labirynty Davida Lyncha („Zagubiona autostrada” , „Mullholland Drive”), opowieści w opowieści Leosa Caraxa („Holy Motors”) czy też szkatułkowe kompozycje Luisa Buñuela („Dyskretny urok burżuazji”, „Mleczna droga”).

Nie sposób przeanalizować wszystkich wątków, które zazębiają, splatają i przenikają się nawzajem w filmie, wymagając od widzów nieustannej czujności. Obraz Dupieux, mimo swojej hermetyczności, jest przede wszystkim pełnym humoru i autoironii filmem o filmie, gdyż koncentruje się na samym, niepowtarzalnym doświadczeniu kina.

Od samego początku reżyser kusi nas, zapraszając do wejścia w filmową rzeczywistość, jednak tylko po to, aby następnie nas z niej wyrzucić – ten zabieg powtarza w nieskończoność, co jednocześnie zachwyca i drażni. Gdy tylko poczujemy się już wygodnie i zdecydujemy się zanurzyć w wytworzonej przez niego opowieści, wówczas Dupieux zręcznie wytrąca nas z poczucia przebywania wewnątrz fikcji, pchając nas tym samym w objęcia rzeczywistości, od której chcieliśmy uciec. Francuz unieważnia hollywoodzki efekt zaczarowania, stosując bardzo prosty zabieg – pokazuje kinematograficzne wnętrzności, czyli sam proces kręcenia filmu (kamery, telewizory, kino, pracę filmowców). Dlatego właśnie pierwszoplanowymi bohaterami „Reality” są reżyserzy, producenci oraz prezenterzy telewizyjni, którzy tworzą filmy w filmie o filmie. To może się wydać dosyć zawiłe, lecz doskonale oddaje zapośredniczony i zawikłany charakter tego obrazu – w „Reality” my sami oglądamy bohaterów oglądających film na ekranie kina, a w nim z kolei ktoś inny ogląda następny film w telewizorze, który może być kluczem do zrozumienia całości przedsięwzięcia Dupieux. Reżyser nie tylko pokazuje nam kino od kuchni, lecz również kuchnię w kinie (telewizja śniadaniowa), powtarzając wielokrotnie lustrzany zabieg autoreferencji, znany chociażby z doskonałego filmu Charliego Kaufmana „Synekdocha. Nowy Jork”.

Jeśli chcemy choć trochę rozluźnić supeł nazwany nie bez powodu „Reality”, skoncentrujmy się najpierw na roli snu. Dupieux przyjmuje dobrze znaną z surrealistycznego kina konwencję marzenia sennego i wykorzystuje charakterystyczny dla niego efekt przesunięcia (cierpiący na egzemę pacjent odwiedza dermatologa, ale to skóra lekarza jest pokryta krostami). Tym ciekawym mechanizmem posługiwał się do tej pory z powodzeniem między innymi znany spadkobierca surrealizmu – Michel Gondry („Jak we śnie”). Sen nie dotyczy jednak wyłącznie filmowej formy, lecz wnika również w warstwę fabularną, gdyż bohaterowie „Reality” zasypiają, są usypiani lub po prostu tracą przytomność. Chwila zaśnięcia to moment zatracenia się, utraty czujności i przede wszystkim dystansu, porównywalny z doświadczeniem całkowitego zanurzenia się w fikcję. Dlatego gdy oglądamy wciągający film, znajdując się w kinie, śnimy na jawie, a w wypadku nieprzekonujących nas obrazów staramy się sami wywołać ten efekt odurzenia kinem i zasypiamy. Tymczasem w filmie Dupieux bohaterowie mają problemy z zaśnięciem albo raczej wciąż są wybudzani ze snu, który chcieliby śnić.

Kolejnym ważnym motywem dla twórcy „Reality” jest opozycja wnętrze–zewnętrze, którą odnajdziemy bez trudu w różnych odmianach: sen–jawa, fałsz–prawda, fikcja–rzeczywistość i tym podobne. W filmie bardzo często pojawiają się wypchane zwierzęta albo pluszowe, zwierzęce maskotki. W jednej z wielu opowieści przedstawianych w filmie spotykamy mężczyznę polującego na dzika, który zjada i połyka niebieską kasetę VHS. Wie o tym jedynie córka myśliwego o imieniu Reality, która odnajduje kasetę we wnętrznościach martwego zwierzęcia i za wszelką cenę pragnie się dowiedzieć co jest na niej nagrane. Pragnienie upolowania, schwytania wiąże się tutaj również z pragnieniem głębi, dotarcia do samego wnętrza, prawdy oraz sensu filmowej fikcji. Jednak wypchane trocinami zwierzęta symulują jedynie życie, są kopiami pozbawionymi wnętrza (wnętrzności), w których dziewczynka bez skutku stara się odnaleźć prawdziwą rzeczywistość. Gdzie w takim razie szukać odpowiedzi, jeśli wnętrza każdej z opowieści Dupieux są puste? To proste – klucz do każdej z historii zazwyczaj znajduje się na zewnątrz, poza światem przedstawionym.

Dlatego też francuski reżyser porzuca na chwilę rozważania o wnętrznościach i dochodzeniu do prawdy, by skupić się na tym, co najbardziej zewnętrzne w każdej opowieści, jej naskórku i powierzchni. Oprócz wszędobylskich zwierzęcych skór w „Reality” natrafiamy również na przebranego za zwierzę telewizyjnego prezentera, który cierpi na widoczną tylko dla niego chorobę skórną, egzemę powodującą uporczywe swędzenie. Ta nieznośna świerzbiączka udziela się również widzom w trakcie filmu, gdyż trudno nie drapać się po głowie, próbując połączyć ze sobą wszystkie dziwaczne elementy nagromadzone w opowieści Dupieux. Pragnienie wejścia w jej głąb, związane z chęcią dotarcia do wnętrza czy samego jądra historii, przypomina do złudzenia czynność drapania się i złuszczania naskórka. Widzowie chcieliby dodrapać się do sensu oraz prawdy, a zatem do pewnej niepowątpiewalnie istniejącej rzeczywistości. Czym byłby w takim razie sam objaw swędzenia? Egzema to po prostu reakcja alergiczna, natomiast alergenem jest w tym przypadku fikcja – to właśnie ją chcielibyśmy złuszczyć, pozbyć się raz na zawsze, docierając tym samym do rzeczywistości. Jak zwykle jednak w przypadku każdej alergii organizm działa autodestrukcyjnie i zaczyna wyniszczać sam siebie – występując przeciwko fikcji, jednocześnie niszczymy rzeczywistość, która jest z nią nierozerwalnie spleciona. Wydaje mi się, że to jest główne przesłanie filmu Dupieux, który opowiada o alergicznej reakcji rzeczywistości na fikcję.

Kolejnym tropem, który może nam pomóc w interpretacji „Realisty” to dziwne imię jednego z reżyserów (Zog), który tworzy własny film w filmie Dupieux. ZOG to jeden z pierwszych systemów hipertekstowych, używany w latach 70. Jeśli zatem film francuskiego reżysera potraktujemy właśnie jako hipertekst, przestanie nas dziwić jego nielinearność oraz to, że możemy go odczytywać w dowolnej, interesującej nas samych kolejności. Wyjaśniona zostaje w ten sposób również tajemnica kompozycji „Reality”, gdyż z jednej opowieści przechodzimy niespodziewanie do kolejnej, jak za sprawą kliknięcia hiperłącza w najbardziej znanym systemie hipertekstowym, czyli w internecie.

Po obejrzeniu filmu Dupieux można dojść do wniosku, że „Reality” to prawdziwy atak egzemy (fikcji), która atakuje rzeczywistość od wewnątrz, gdyż pochodzi przede wszystkim z naszej głowy. Jedyne, co może nas uratować, to zmiana diety. Im więcej będziemy oglądać filmów, tym mocniejsza będzie reakcja alergiczna – stąd rada, by: „nie połykać kaset wideo w całości”.

„Reality” 
reż. Quentin Dupieux
prem. 7.08.2015