Archiwum
19.09.2017

O spuściźnie literackiej W.G. Sebalda z Ulrichem von Bülowem, kierownikiem działu archiwalnego w Niemieckim Archiwum Literatury w Marbach, rozmawia Katarzyna Kończal

 

Katarzyna Kończal: Archiwum Sebalda należy do najczęściej konsultowanych zbiorów w Niemieckim Archiwum Literatury. Do Marbach nad Neckarem przyjeżdżają badacze twórczości Sebalda z całego świata. Jak można wytłumaczyć ten fenomen?

Ulrich von Bülow: Archiwum Sebalda cieszy się tak wielką popularnością, ponieważ był on niezwykle popularnym pisarzem. W pierwszej kolejności należy więc zastanowić się nad źródłami jego kariery literackiej. Z oczywistych powodów Sebald publikował swoje książki w Niemczech, ale jego sława przyszła tak naprawdę z zagranicy – odkrył go przede wszystkim świat angloamerykański. Dlaczego jest on tak popularny w Ameryce? Na to pytanie nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Na pewno olbrzymią rolę odegrały tłumaczenia, w których wyłonił się szczególny, charakterystyczny tylko dla Sebalda sound. Co ciekawe, mimo że świetnie władał angielskim, a na uniwersytecie w Norwich założył uznany ośrodek translatorski British Centre for Literary Translation, sam nie przełożył żadnego ze swych utworów. Zwracał się do profesjonalnych tłumaczy i, jak pokazują materiały archiwalne, skrupulatnie redagował ich przekłady. Myślę, że właśnie dzięki ścisłemu współdziałaniu autora i tłumacza powstał wspomniany już sound, który dla amerykańskich i angielskich uszu jest szczególnie atrakcyjny.

Nie bez znaczenia były także tematy, które Sebald poruszał w swoich książkach, a także kolejność ich publikacji na anglojęzycznym rynku. Jako pierwszy ukazał się tam zbiór opowiadań „Wyjechali” („The Emigrants”), w którym ważną rolę odgrywa Holokaust.

Z całą pewnością. Książki Sebalda zawierają dla Amerykanów wszystko to, co stanowi dla nich Europę.

Spuścizna Sebalda dotarła do Marbach w 2004 roku, trzy lata po tragicznej śmierci autora. Czy od początku było wiadomo, że trafi właśnie tutaj?

Nie, to wcale nie było takie oczywiste. Jak wspomniałem, za oceanem Sebald był i wciąż jest bardzo cenionym autorem. Z tego powodu wdowa po pisarzu, Ute Sebald, otrzymała rozmaite propozycje z Ameryki. Tamtejsze archiwa uniwersyteckie chciały kupić jego spuściznę, oferując duże kwoty, jednak ktoś – najprawdopodobniej Michael Krüger z monachijskiego wydawnictwa Hanser, gdzie pisarz publikował swoje utwory – opowiedział Ute Sebald o archiwum w Marbach. Przypuszczam zresztą, że ona sama wiedziała o istnieniu naszego archiwum, ponieważ Sebald miał tu swego czasu wieczór autorski. Po krótkim wahaniu wdowa po pisarzu postanowiła przekazać spuściznę swojego męża w nasze ręce. Decydującym argumentem okazał się język – Sebald tworzył wyłącznie po niemiecku, dlatego Ute Sebald uznała, że najsłuszniejszą decyzją będzie zarchiwizowanie jego dokumentów właśnie w Niemczech. Zapewniłem ją, że zadbamy o nie z największą troską i udostępnimy badaczom wyłącznie do celów naukowych.

Jak wygląda proces transferu spuścizny pisarza, w dodatku takiego, który większość swego życia spędził za granicą?

W 2003 lub 2004 roku, po tym jak uzyskaliśmy zgodę Ute Sebald, pojechaliśmy mikrobusem do Poringland niedaleko Norwich we wschodniej Anglii, gdzie Sebald mieszkał i pracował. W czasie, gdy ja zbierałem materiały i dokumenty z różnych pomieszczeń domu pisarza, nasz kierowca jeździł po okolicy na jego rowerze. Przejęcie dokumentów było względnie proste, ponieważ pisarz sam posortował różnorodne manuskrypty i notatki, umieszczając je w licznych, niemalże archiwalnych kartonach. To zupełnie niespotykane, ponieważ zazwyczaj znajdujemy papiery rozsiane po całym domu autora, od strychu aż po garaż. Można było odnieść wrażenie, jak gdyby Sebald sam przygotował swoją spuściznę do archiwizacji.

Co jest tym bardziej intrygujące, że zginął w wypadku samochodowym, którego nie mógł przecież przewidzieć.

Zgadza się, ale od dłuższego czasu miał problemy z sercem i prawdopodobnie przeczuwał, że w każdej chwili coś może się wydarzyć. Poza tym był doświadczonym literaturoznawcą, który wiele uwagi poświęcił właśnie spuściznom pisarzy. Nie był co prawda typem naukowca „śledczego”, ale w literaturze zazwyczaj chodziło mu o odkrycie czegoś, co niekoniecznie znajdowało się w samych książkach. Jeden z najbardziej cenionych przez niego twórców, Franz Kafka, to przykład autora, którego sława narodziła się tak naprawdę za sprawą spuścizny. Sebald doskonale wiedział, jakie znaczenie ma dla pisarza archiwum, i może dlatego przeczuwał, co stanie się z jego twórczością, kiedy dokumenty i manuskrypty zostaną przekazane potomnym. Żeby nie odsłonić przed nami wszystkiego, sam porządkował swoje dokumenty – przede wszystkim usuwając to, co nie powinno się zachować.

To dla mnie największy paradoks spuścizny Sebalda, który w swoich esejach krytycznoliterackich powoływał się na biografie autorów, uważając, że są one niezawodnym kluczem do interpretacji. Z kolei jego spuścizna nie odsłania niemal niczego z prywatnego życia. Napisał Pan kiedyś, że jest ona przede wszystkim wyrazem „estetycznej egzystencji” Sebalda.

Wydaje mi się, że nie chciał on, by metody, którymi się posługiwał, badając twórczość innych autorów, stosowano później wobec niego samego. Ma pani rację, mówiąc, że jest to działanie paradoksalne, może nawet nieco niemoralne. W każdym razie wbrew kategorycznemu imperatywowi Kanta.

Być może jest ono także wyrazem specyficznego poczucia humoru Sebalda albo raczej: zmysłu ironii.

Można to również tak interpretować: jako wyraz niejednoznaczności albo typowej dla niego metody, polegającej na przesuwaniu granic między fikcją a realnym życiem.

Na pierwszy rzut oka niewiele dowiadujemy się z archiwum Sebalda o nim samym jako prywatnej osobie, ale może właśnie zdradza ono rzecz najważniejszą: że swoje życie nieustannie próbował zamieniać w literaturę i granice między tymi dwoma sferami były w jego przypadku wyjątkowo nieszczelne. Czy można mimo to w jego spuściźnie znaleźć choć drobne ślady autobiograficzne?

W archiwum znajdują się prywatne listy Sebalda, w których najczęściej poruszane są wątki autobiograficzne. Istnieją też ślady w obszernych zbiorach materiałów, które kompletował on, przygotowując się do pisania poszczególnych powieści. Weźmy dla przykładu projekt poświęcony Korsyce: znajdziemy tam między innymi prospekty z różnych muzeów zwiedzanych podczas pobytu na wyspie. To wszystko można traktować jako biograficzne odciski.

W 2008 roku wydał Pan niepublikowane wcześniej manuskrypty Sebalda do projektu o Korsyce. Kryje się za tym ciekawa historia, ponieważ teksty te zostały pośmiertnie wydane w 2003 roku w zbiorze „Campo Santo” (powstałym na podstawie publikowanych za życia Sebalda fragmentów). Jego redaktor, Sven Meyer, nie wiedział jednak o istnieniu materiałów archiwalnych, które znacznie różnią się od wersji drukowanej.

Kiedy Meyer wydawał „Campo Santo”, zawartość archiwum nie była jeszcze dostępna dla badaczy. W tym przypadku można bardzo dobrze prześledzić, jak pisarz pracował nad swoimi tekstami. Sebald sporządził dwie wersje tekstu, zanim ostatecznie porzucił cały projekt, uznając go za nieudany. Później jednak fragmenty obu tekstów posłużyły mu jako kopalnia rozmaitych tematów i motywów, figur, cytatów czy sformułowań umieszczanych w kolejnych utworach. Ten porzucony projekt dobrze pokazuje również, z jak dużej ilości materiałów Sebald korzystał, pisząc swoje teksty – są wśród nich między innymi wycinki z korsykańskich gazet, ekscerpty dotyczące najprzeróżniejszych zjawisk natury, prace rozmaitych autorów. Wszystko to miało później znaleźć się w tekście i po części zostało wykorzystane w zachowanych manuskryptach. Pozostałe utwory Sebalda również zawierają podobne zbiory materiałów, jednak nie są one aż tak obszerne, dlatego można przypuszczać, że autor dokonywał selekcji nie tylko wśród manuskryptów, ale także materiałów do swoich powieści.

Projekt o Korsyce, którego manuskrypty znajdują się w archiwum, został napisany w nietypowej dla pisarza formie, mianowicie jako dziennik. W wersji przeznaczonej do druku Sebald porzucił ten pomysł.

Faktycznie, jednak nie można z całą pewnością stwierdzić, czy był to autentyczny dziennik, pisany dzień po dniu, czy też stanowił już krok w stronę fikcji.

Pozostańmy jeszcze na chwilę przy formie: zbiory archiwalne doskonale nadają się do prześledzenia procesu twórczego Sebalda. Mnie osobiście zaskoczyła „materialność” tej spuścizny, wyrażająca się w obfitości najróżnorodniejszych źródeł, z którymi pisarz intensywnie pracował. Zadziwiło mnie także to, że pierwsze wersje swoich utworów zawsze pisał ręcznie.

Sebald był zawziętym wrogiem komputerów. Któraś z bliskich mu osób wspominała, że kiedy w biurach pracowników uniwersytetu w Norwich wiele lat temu zainstalowano komputery, Sebald był jedyną osobą, która nie zaakceptowała tej zmiany. W jego spuściźnie istnieją także typoskrypty sporządzone na półautomatycznej maszynie do pisania, to mimo postępu techniki, konsekwentnie pracował z piórem i kartką papieru.

I pewnie dzięki temu można tak dobrze odtworzyć jego proces twórczy.

Kiedy rozmawiamy o metodzie pracy Sebalda, trzeba najpierw ogólnie opowiedzieć o tym, jak postrzegał świat. Wydaje mi się, że miał w głowie tematy działające na niego jak magnesy, wokół których gromadził swoje doświadczenia i materiały. W dużej mierze funkcjonują one jak idée fixe – widać to czasami w jego książkach, w których dużą rolę odgrywają nieprawdopodobne przypadki. Wygląda to tak, jakby danemu bohaterowi cały czas przydarzały się te same rzeczy, jednak dzieje się tak dlatego, że postaci Sebalda – pewnie podobnie jak on sam – idą przez świat wyposażone w określone okulary. Świadczą o tym także podkreślenia w książkach z jego prywatnej kolekcji.

Bibliotekę Sebalda można było obejrzeć w Muzeum Literatury Współczesnej w Marbach na wystawie „Das bewegte Buch” (Książka w ruchu) w 2016 roku.

Wystawa pokazywała tylko część obszernej jego biblioteki, która przybyła do Marbach w kilku partiach. Trzeba jednak pamiętać, że pisarz wiele swoich książek rozdawał lub sprzedawał. Czytał też dużo publikacji, których nie posiadał w swoich prywatnych i uniwersyteckich zbiorach. Jo Catling z University of East Anglia włożyła dużo pracy w zrekonstruowanie biblioteki Sebalda. Obecnie badacze bardzo intensywnie pracują z tymi zbiorami, czerpiąc z nich informacje nie tylko o tym, co Sebald czytał, ale też jak wyglądał proces jego lektury. Często zamiast ołówka używał grubych kolorowych pisaków i w odróżnieniu od większości naukowców nie zaznaczał najważniejszych dla tekstu zdań, lecz to, co interesowało go z, powiedziałbym, przypadkowych lub osobistych powodów: na przykład własne imię i nazwisko lub ich najprzeróżniejsze wariacje.

To sprawia wrażenie obsesji…

Tak, obsesji na punkcie określonych, przypadkowych lub kuriozalnych tematów i motywów. To samo dotyczy artykułów prasowych, które Sebald wycinał z gazet i przechowywał, albo wypisów z książek. Już na poziomie gromadzenia materiałów do powieści dokonywał selekcji – według swojej nadzwyczaj prywatnej mitologii. Zaczynał pisać dopiero wtedy, gdy miał skompletowany cały materiał. Jednak w odróżnieniu od autorów, którzy zaczynają od pierwszego zdania i próbują dotrzeć do końca powieści, Sebald wypróbowywał pojedyncze zdania. Nazwałbym to atomistycznym sposobem pisania. Często na pojedynczej kartce papieru zapisywał tylko jedno lub dwa zdania i później intensywnie nad nimi pracował – przepisując je, skreślając, na nowo przepisując, czasami zmieniając tylko jedno słowo. W momencie, gdy rozwinął zdania w akceptowalny dla siebie sposób, umieszczał je w szerszym kontekście. Wszystko to robił ręcznie. Dopiero tę pierwszą spójną wersję tytułował na okładce mianem „manuskryptu”, w szczególnym, emfatycznym sensie tego słowa, przykładowo „Manuskrypt do «Austerlitza»”.

Jednak ten „manuskrypt” miał wiele odręcznie pisanych pierwowzorów, których najprawdopodobniej nie znamy.

Wiele wcześniejszych wersji swoich tekstów Sebald zachował, jednak faktycznie chyba nie wszystkie. Należy pamiętać, że na spójnym tekście „manuskryptu” nie kończyła się historia powstania dzieła. Ten „skończony” manuskrypt był następnie przepisywany na maszynie, na tym etapie jeszcze gdzieniegdzie poprawiany i dopiero wtedy trafiał do wydawnictwa, skąd przychodziły kolejne korekty…

Nie wspomnieliśmy jeszcze o fotografiach, które są przecież znakiem rozpoznawczym prozy Sebalda. To część spuścizny, która mnie osobiście najbardziej fascynuje, ponieważ pisarz pracował nad nimi z precyzją i uporem bricoleura – w tekstach pozostawiał luki, w które później za pomocą zwykłej taśmy wklejał kserowane na uniwersyteckiej kopiarce fotografie i to wszystko ponownie kserował.

Tak, to dość nietypowe, że autor beletrystyki w ogóle umieszcza w swoich tekstach fotografie, chociaż w Niemczech Sebald miał w tym względzie wielu poprzedników, których doskonale znał i cenił. W świecie anglojęzycznym ten proceder wydaje się mniej rozpowszechniony, pewnie dlatego tamtejsi czytelnicy, w większym stopniu niż niemieccy, uznają taką literaturę za bardziej ekscytującą. Sebald faktyczne od samego początku zbierał materiały nie tylko w formie tekstów, ale też obrazów. Wiele z nich znalazło się później w jego książkach. Już na wczesnym etapie pracy nad powieściami Sebald koncypował kolejność, w której ukażą się w nich zdjęcia.

W archiwum znajduje się także kilkadziesiąt teczek z najróżniejszymi pocztówkami i fotografiami, które Sebald namiętnie kolekcjonował (niektóre zdjęcia sam zresztą wykonał). To urzekający zbiór, czy są plany jego wydania?

Te zbiory nigdy nie zostały wydane w całości i z tego, co wiem, nie ma żadnych konkretnych planów w tym kierunku. Wiele z tych materiałów zostało zaprezentowanych w ramach dużej wystawy w Muzeum Literatury Współczesnej Marbach po tytułem „Die wandernde Schatten” [Wędrujące cienie], która w całości poświęcona była twórczości Sebalda. Później znalazły się one także w obszernym katalogu. Poza tym pokazywano je z okazji innych wystaw, jak przed dwoma laty w paryskim Centre Pompidou.

Kiedy spuścizna znanego pisarza trafia do archiwum, na światło dzienne wypływają czasami nieznane lub nieukończone manuskrypty, jak w przypadku tajemniczego fragmentu powieści Nabokova „The Original of Laura”. W archiwum Sebalda znajduje się manuskrypt powieści z lat 60., którą napisał, mając zaledwie 23 lata.

Spuścizna Sebalda nie przyniosła aż tak spektakularnych niespodzianek. Powieść, o której pani wspomina, to bardzo wczesny, częściowo autobiograficzny tekst. Jego akcja rozgrywa się we Freiburgu, gdzie Sebald studiował. Wyraźnie widać jednak, że autor nie znalazł jeszcze własnego stylu. Nie zdecydował się na opublikowanie tej powieści, także wdowa po pisarzu nie chciała tego uczynić. Te decyzje należy respektować. Być może kiedyś tekst ten zostanie opublikowany, przykładowo w ramach wydania dzieł zbiorowych.

Niektóre materiały ze zbiorów Sebalda są niedostępne dla badaczy. Dotyczy to między innymi ostatniego dużego projektu, nad którym pisarz pracował po ukończeniu „Austerlitza”. Czego miała dotyczyć jego nowa książka?

Ostatni projekt Sebalda jest na życzenie wdowy po pisarzu niedostępny dla badaczy, ponieważ żyją jeszcze niektóre osoby, których losy i życiorysy zamierzał wykorzystać w powieści. Warto zaznaczyć, że to, co znajduje się w teczkach, nie jest skończonym tekstem, lecz raczej zbiorem materiałów do książki, która w notatkach nosi różne tytuły robocze – przykładowo „WW 1” lub „WW 2”, co oznacza pierwszą i drugą wojnę światową. Projekt miał być poświęcony przede wszystkim wojnom niemiecko-francuskim. Teczki zawierają różnorodne materiały – kopie książek, pocztówki, zdjęcia zamówione z archiwów, listy – jednak nie ma w nich żadnego większego spójnego tekstu. Jak zawsze w przypadku twórczości Sebalda, bardzo trudno jest zrekonstruować linearny przebieg akcji, ponieważ wszystko jest ze sobą wielorako splecione. Można jednak przypuszczać, że miało chodzić między innymi o historię miłosną.

Nareszcie historia miłosna u Sebalda!

Tak i nie, ponieważ przypuszczalnie wyszłaby z tego historia podobna do tej, którą znamy z „Austerlitza”. Chodziłoby raczej o miłość intelektualną łącząca narratora z kobietą, która pokazuje mu materiały i fotografie dotyczące jej zmarłego dziadka. Przy okazji okazuje się, że dziadkowie obojga walczyli po przeciwnych stronach frontu… Jak zawsze u Sebalda, przypadki odgrywają tutaj pierwszoplanową rolę.

Zbiory archiwalne pokazują Sebalda nie tylko jako prozaika, ale także jako autora scenariuszy filmowych i teatralnych. W jego spuściźnie znajdują się projekty trzech filmów biograficznych przedstawiających wielkich geniuszy i równocześnie ekscentryków: Wittgensteina, Schumanna i Kanta. Życie tego ostatniego Sebald zamierzał nawet przedstawić w formie serialu telewizyjnego. Ostatecznie żaden z tych projektów nie został zrealizowany. Czy to dlatego, że były zbyt hermetyczne dla przeciętnego odbiorcy?

Jeśli dobrze pamiętam, tekst o Wittgensteinie został opublikowany jeszcze za życia Sebalda w jednym z czasopism. Wydaje mi się, że scenariusze zostały odrzucone, ponieważ niespecjalnie nadawały się do realizacji telewizyjnych. Jeśli dobrze się przyjrzeć, scenariusz poświęcony Kantowi nie ma zbyt wiele wspólnego z jego filozofią…

Jak dotąd nie ukazała się jeszcze obszerna biografia Sebalda. Czy można mieć nadzieję na jej powstanie w najbliższej przyszłości?

Wdowa po pisarzu jest zdania, że na publikację biografii jest jeszcze za wcześnie. I należy to respektować. Wydanie tego typu książki jest jednak tylko kwestią czasu, bo Sebald bezsprzecznie należy do najważniejszych niemieckich pisarzy minionego wieku. Czytelnicy i badacze czekają na jego biografię.

Niemieckie Archiwum Literatury, Marbach nad Neckarem, 2.05.2016
Tłumaczenie z języka niemieckiego: Katarzyna Kończal
Wywiad powstał dzięki grantowi, który autorka otrzymała z Narodowego Centrum Nauki w ramach finansowania stypendium doktorskiego na podstawie decyzji numer DEC-201 5/1 6/T/HS2/00062.