Archiwum
31.10.2016

Prosta historia o rodzinie

Michał Piepiórka
Rozmowy

Arkadiusz Jakubik nie okłamał widzów, nadając swojemu filmowi tytuł „Prosta historia o morderstwie”. Rzeczywiście, opowiadana fabuła nie grzeszy skomplikowaniem. Problem w tym, że w autorskim zamierzeniu tytuł miał wybrzmieć ironicznie. Popularny aktor i reżyser swojego drugiego filmu uczynił wiele, by nadać dziełu pozór złożoności. Niestety, bezskutecznie.

W polskim kinie trupy ścielą się ostatnio gęsto. Filmowcy na nowo odkryli siłę kryminałów i historii o mordercach, które dostarczają znakomitego sztafażu, by opowiadać o ciemnych stronach życia społecznego, polityki czy o zakamarkach ludzkich sumień. Film Jakubika również rozpoczyna się widokiem zwłok – matki i ojca głównego bohatera, Jacka, młodego funkcjonariusza policji. „Prosta historia…” nie ma jednak klasycznej struktury kryminału. Choć jest zagadka, nie ma nikogo, kto dążyłby do odkrycia prawdy o morderstwie. Rolę śledczego przyjmują sama kamera i struktura narracyjna.

Jakubik cofa się do dnia ukończenia przez młodego bohatera szkoły policyjnej. Na dzień uroczystego ślubowania zjeżdża się cała rodzina – w tym ojciec, wieloletni pracownik wydziału kryminalnego. Jacek wraca do rodzinnej miejscowości po dwóch latach nieobecności i zaczyna pracę u boku ojca. Nie ma jednak do niego zaufania – wie, że w przeszłości rodzic borykał się z problemem alkoholowym. Gdy Jacek zauważa, że ojciec wciąż pije, co odbija się na efektywności w pracy, a przede wszystkim na zdrowiu matki, którą małżonek regularnie bije, postanawia interweniować.

Oryginalność fabuły „Prostej historii…” tkwi w tym, że w dużej mierze dotyczy problemów rodzinnych – to właśnie one prowadzą do konfliktów, eskalacji przemocy i ostatecznie – do rozlewu krwi. Rodzina, na której uwagę widza skupia reżyser, od lat związana jest z policją, a przez to ze światem przestępców, pościgów, bijatyk i postrzałów. Dzięki temu twórcy mogli wpleść w opowiadaną historię klasyczne elementy thrillera, bez których, swoją drogą, film spokojnie mógłby się obyć. Wydaje się nawet, że zyskałby dzięki temu na jakości, choćby ze względu na narracyjną klarowność. Kwestie związane z lokalnymi mafiosami, których rozpracowywaniem zajmuje się ojciec bohatera, są dodane jedynie po to, by „prosta historia o morderstwie” stała się wielopoziomowa. To jednak pozory, a złożoność fabuły zostaje zasugerowana dodatkowo odpowiednim sposobem prowadzenia narracji. Równolegle prezentowane są dwie płaszczyzny czasowe – równocześnie zostają pokazane wydarzenia mające miejsce bezpośrednio po odnalezieniu ciał i te, które doprowadziły do zabójstwa. Tak pomyślana struktura opowieści miała zasugerować widzom, że oglądana historia kryje w sobie jakieś drugie dno. Tę sugestię miał wzmocnić montaż, który jednak zamiast uwypuklać niejednoznaczności i komplikować związki między bohaterami, zwyczajnie wprowadza chaos, momentami nie pozwalając odnaleźć się w fabule. Niektóre wątki pozostają bez rozwinięcia, nie mówiąc o domknięciu i pojawiają się jedynie po to, by komplikować dochodzenie prowadzone przez Jakubika. To zdecydowanie największy problem tego filmu: zwyczajnie trudno połapać się w tej prostej, gdy się nad nią zastanowić, historii.

Reżyser nie przejmuje się również swoimi bohaterami – używa ich instrumentalnie, by coś zasugerować, by stworzyć pozór, by rozpisać efektowny dialog czy scenę. Nie uda się na nikim wywołać wrażenia czy zaintrygować fabułą, gdy postaci są nam całkowicie obojętne i pozostają jednowymiarowe – przypominając osoby, które opisać można suchymi danymi z akt sprawy. Ojciec jest stereotypowym policjantem-alkoholikiem, który w wolnych chwilach reperuje samochód i maltretuje żonę. Matka natomiast to typowa ofiara przemocy domowej z syndromem sztokholmskim, która nawet nie jest w stanie wypowiedzieć składnego zdania. Najbardziej enigmatyczną postacią jest brat bohatera, który pojawia się w filmie tylko po to, by wejść w kontakt z lokalnymi gangsterami. W tej historii pojawiają się jeszcze drugi brat, dziewczyna, jej rodzice, jakiś daleki krewny, przyjaciel rodziny, zwierzchnicy, koledzy z pracy, gangsterzy i sąsiadka – wszyscy jednak plączą się po ekranie, coś mówią, wchodzą w jakieś relacje, które jednak do końca nie wybrzmiewają. Jacek natomiast to chodząca szlachetność i dobro – ani na moment nie wątpi w swoje ideały, motywacje i czyny. Tę schematyczność postaci dałoby się jakoś przeżyć, gdyby wszyscy byli precyzyjnie porozstawiani na planszy fabuły, a reżyser potrafił nimi manewrować. Tak niestety nie jest – wielu rzeczy musimy się domyślać, niektóre wątki dopowiadać, podobnie jak wyobrażać sobie motywacje bohaterów.

Gdy po seansie na spokojnie zacznie się rekonstruować tę chaotycznie przedstawioną opowieść, to wypada ona zwyczajnie banalnie. Są ojciec alkoholik rozbijający rodzinę i syn, który potrafi się mu przeciwstawić. Film jest więc ostatecznie opowieścią rodzinną, co ironicznie, a przy tym nachalnie i niezwykle irytująco, podkreśla muzyka, nadająca całości klimat filmu familijnego. Byłoby to nawet zabawne, gdyby „Prosta historia…” nie podejmowała tak drastycznego i rzadko analizowanego w polskim kinie tematu przemocy domowej, która jedynie podbija emocje i wikła fabułę.

Ostatecznie, kiedy dobrniemy do sceny, w której zagadka na naszych oczach zostaje rozwikłana i odkryjemy tożsamość zabójcy, możemy przyjąć tę informację jedynie ziewnięciem i pogardliwym machnięciem ręki. Chyba nie ma większego zarzutu dla twórcy thrillera jak ten, że jego główny wątek w żadnym momencie nie angażuje emocjonalnie, a zaprojektowane twisty – nie zaskakują. Mam wrażenie, że opowiadana historia miałaby znacznie większą siłę oddziaływania, gdyby Jakubik postawił na psychologię postaci i wydobycie emocji łączących członków rodziny, a nie starał się zabawiać widzów narracyjnymi atrakcjami wątpliwej jakości.

„Prosta historia o morderstwie”
reż. Arkadiusz Jakubik
premiera: 21.10.2016