Archiwum
03.02.2020

Prawa człowieka A.D. 2019

Waldemar Rapior
Społeczeństwo

Historię praw człowieka przedstawić można jako opowieść o „ulepszeniach”. Są one dwojakiego rodzaju. Pierwsze możemy nazwać „horyzontalnymi”. Polegają na zakreślaniu coraz szerszych kręgów obejmujących ludzi, którzy są ludźmi „w pełni” (od białych właścicieli płci męskiej po wszystkich białych ludzi, mniejszości religijne i rasowe, kobiety, niepełnosprawnych i mniejszości seksualne). Drugą grupę ulepszeń możemy określić jako „wertykalne”. Poszerzają one katalog praw (od klasycznych cywilnych i politycznych, takich jak wolność wypowiedzi, zgromadzeń, głosowania poprzez „drugą generację” praw społecznych i ekonomicznych – do zatrudnienia, edukacji, opieki zdrowotnej – po „trzecią generację” praw do wspólnotowego samookreślenia, dostępu do zasobów naturalnych i mieszkania, dziedzictwa kulturalnego, pokoju czy czystego powietrza i wody). Czy zatem w 2019 roku pojawiły się ulepszenia, które powiększają zakres praw człowieka?

W ramach odpowiedzi Humans Rights Watch przygotowało kompleksowy, 675-stronnicowy raport o prawach człowieka w 2019 roku; ja zaś chciałbym zwrócić uwagę na dwa wydarzenia. Oba wydają się znaczące; wskazują przeciwstawne kierunki myślenia o prawach człowieka: jedno chce je zwężać, drugie rozszerzać. Obie sprawy związane są z prawami człowieka ujmowanymi z perspektywy zachodniej; obie dotyczą spraw globalnych. Pierwszym jest powołanie Komisji ds. Niezbywalnych Praw (Commission on Unalienable Rights) przez Sekretarza Stanu USA Mike’a Pompeo; drugim – złożenie aktu oskarżenia do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze przeciwko przywódcom państw kierujących instytucjami europejskimi za ich politykę imigracyjną.

Zajmę się tylko tymi dwoma sprawami, ponieważ mogą okazać się w przyszłości precedensami (re)definiującymi, czym są i mogą być prawa człowieka. Zaś sposób rozumienia praw człowieka ma także wpływ na to, jak funkcjonują one w praktyce w legislacji państw narodowych.

Ostatnia utopia czy niedokończony projekt?

Powołana w lipcu 2019 roku przez Pompeo Komisja ds. Niezbywalnych Praw miała przyjrzeć się roli praw człowieka w polityce Stanów Zjednoczonych. Pompeo zaproponował rozróżnienie między „niezbywalnymi prawami” oraz „prawami ad hoc”, które, jak twierdzi, zostały dodane po II wojnie światowej do katalogu praw takich jak prawo do życia, do wolności słowa, wyznania, zgromadzeń. Prawami ad hoc są prawa mniejszości seksualnych do zawierania małżeństwa czy prawa kobiet do decyzji reprodukcyjnej, w tym do aborcji. Stany Zjednoczone – za czasów administracji Obamy będące jednym z krajów rozszerzających katalog praw człowieka – zaczynają obecnie zawężać definiowanie prawa człowieka (uznając, że niektóre prawa są bardziej uniwersalne od innych), tak jak czynią to Watykan, Rosja i kraje Zatoki Perskiej.

Działacze na rzecz praw człowieka obawiają się, że Departament Stanu USA stworzy hierarchię praw człowieka z wolnością religijną umiejscowioną na szczycie. Amerykańsko-rosyjska dziennikarka Masha Gessen na łamach „The New Yorkera” przedstawiła skład komisji (większość to profesorowie amerykańskich uniwersytetów, których specjalizacją jest wolność religijna, religia chrześcijańska i wytwarzana przez jej wartości kultura). Jeden z członków Komisji, Christopher Tollefsen, profesor filozofii na Uniwersytecie Południowej Karoliny, zasłyną stwierdzeniem, że papież Franciszek posunął się za daleko, sugerując, że stosowanie środków antykoncepcyjnych może być dopuszczalne, aby zapobiec przenoszeniu się wirusa Zika („antykoncepcja to czasem mniejsze zło” – stwierdził Franciszek).

Postawienie praw religijnych na szczycie hierarchii praw człowieka może spowodować, że inne prawa, które w jakiś sposób nie pokrywają się z wolnością religijną, mogą zostać z łatwością uznane za prawa ad hoc nie zaś za niezbywalne. To, jak przekonuje Gessen, stworzy niebezpieczny precedens. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka zawiera trzydzieści artykułów (z których tylko jeden, artykuł 18., gwarantuje wolność wyznania). Artykuł 6. mówi, że „[k]ażdy człowiek ma prawo do uznawania wszędzie jego osobowości prawnej”; artykuł 7., że każdy ma prawo do ochrony bez dyskryminacji; artykuł 12., że każdy ma prawo do prywatności; artykuł 29., że każdy ma prawo do uczestnictwa we wspólnocie, w której możliwy jest swobodny i pełny rozwój jego osobowości. Każdy z tych artykułów można odczytać bardzo różnie, w zależności od tego, czy płeć, orientacja seksualna i tożsamość płciowa są uznane za podstawowe atrybuty człowieka, czy opcjonalne dodatki. Deklaracja Praw Człowieka została przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w Paryżu 10 grudnia 1948 roku 48 głosami za, 8 krajów wstrzymało się od głosu (w tym ZSRR, Polska i Arabia Saudyjska), żadne państwo nie było przeciw.

Administracja Trumpa postanowiła odpowiedzieć na pytania: kim jest człowiek? czym jest naruszenie praw człowieka? kiedy prawa nie są naruszone? Czy USA ma taką siłę, aby samemu zdefiniować, czym są prawa człowieka? Militarną i ekonomiczną – tak, moralną – nie (choć obiektywnie należy stwierdzić, że takiej kompetencji moralnej nie ma żadne państwo). Stany Zjednoczone wielokrotnie naruszały prawa człowieka, rzekomo o nie walcząc. Sami Amerykanie przywołują w tym kontekście wojnę w Iraku albo tortury stosowane w bazie Guantanamo na Kubie. Pompeo nie bardzo wie, czy prawa człowieka są amerykańskim „produktem ekspertowym”, czy pojawiły się w ramach międzynarodowego konsensusu. ONZ ma własny departament odpowiedzialny za prawa człowieka. Tymczasem USA same próbują  narzucić innym, co jest pogwałceniem praw człowieka.

Debata o prawach człowieka jest niezmiernie ważna, nie trzeba jednak jej zaczynać od nowa – toczy się nieprzerwanie co najmniej od II wojny światowej. Od czasu do czasu pojawiają się w niej momenty przełomowe. Od 2001 roku zauważamy pewien regres związany z atakiem na WTC, zaangażowaniem USA i jego sojuszników (w tym Polskę) w wojnę na Bliskim Wschodzie, protestów krajów afrykańskich, które twierdzą, że prawa człowieka to zachodni imperializm.

W 2010 roku ukazała się wpływowa książka Samuela Moyna, profesora Uniwersytetu Columbia, „The Last Utopia. Human Rights in History”. Autor przekonywał w niej, że prawa człowieka nie są uniwersalne, lecz stanowią część pewnego momentu historycznego. Po 1968 roku, dzięki stabilnej pozycji socjalizmu (rozumianego jako polityka zmierzająca do solidarności klas robotniczych przekraczających granice państwa) i globalnej perspektywie na stosunki międzynarodowe, powszechnie zaczęto myśleć o obywatelach innych krajów jak o ludziach, którzy mają niezbywalne prawa. Z wyborem cezury czasowej można dyskutować. Niektórzy badacze uważają, że dopiero po upadku ZSRR prawa człowieka stały się prawdziwie uniwersalne. Niemniej praw człowieka nie da się oddzielić od pojęcia uniwersalizmu.

Słowo „uniwersalizm” stwarza jednak wiele problemów. W wydanej w 2018 roku kolejnej książce, „Not Enough, Moyna dokonuje rewizji tez z „The Last Utopia”. Dochodzi do wniosku, że prawa człowieka to nie tyle tytułowa „ostatnia utopia Zachodu”, ile niedomknięta jeszcze rama dla ujmowania globalnych problemów. Prawa człowieka są zbyt ograniczone – stwierdza badacz. Skupiają się na kontrolowaniu państwa, a powinny również wziąć pod lupę korporacje, ponadnarodowy rynek i operacje finansowe. Stąd podtytuł książki Moyna: „Prawa człowieka w nierównym świecie” – autor przeprowadza krytykę praw człowieka ze względu na niedostateczne nakierowanie na walkę z nierównościami ekonomicznymi.

Tego problemu nie odnajdziemy w debacie wszczętej przez Pompeo. Na czele grupy ekspertów, powołanej przez Sekretarza Stanu USA, stanęła profesor Uniwersytetu Harvarda, Mary Ann Glendon, która należy do krytyczek „proliferacji praw”, czyli zwiększenia katalogu praw człowieka. Pompeo zapowiedział, że Komisja nie będzie opiniowała żadnej polityki. Już tym ruchem wskazał, iż prawa człowieka są jedynie dyskursem (choć niezmiernie istotnym, skoro administracja Trumpa się nim zajęła). Działacz na rzecz praw człowieka Mark Bromley, szef Council for Global Equality, podsumował działania Pompeo następująco: „Widzę to jako głęboko intelektualną próbę niektórych bardzo inteligentnych ludzi, by przekierować współczesny ruch na rzecz praw człowieka. To dość przerażające”.

Kto definiuje, kim są ludzie warci pomocy?

Gdybyśmy zawężyli prawa człowieka do rozumienia prezentowanego przez komisję Pompeo, akt oskarżenia złożony przez Juana Branco (byłego współpracownika Trybunału w Hadze i byłego doradcy we francuskim MSZ) i Omera Shatza (izraelskiego prawnika, wykładowcę w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu) nie miałby podstaw.

3 czerwca 2019 roku do Trybunału Haskiego wpłynął 245-stronicowy dokument. Prace nad nim trwały ponad dwa lata. Branco i Shatz argumentują w nim, że po 2014 roku Unia Europejska zdecydowała się „poświęcić życie migrantów znajdujących się w dramatycznej sytuacji na morzu, a jedynym celem było zniechęcenie innych, będących w podobnej sytuacji, do szukania schronienia w Europie”. Adwokaci powołali się na decyzję UE o zatrzymaniu akcji ratunkowej Mare Nostrum na Morzu Śródziemnym: „Urzędnicy UE starali się położyć kres Mare Nostrum, aby rzekomo zmniejszyć liczbę przypadków przekraczania granicy i zgonów.  […] Powodów tych nie należy jednak uznawać za uzasadnione, ponieważ przekroczenia nie zostały zmniejszone. A liczba ofiar śmiertelnych była trzydziestokrotnie wyższa”. Politycy europejscy zaczęli polegać na straży przybrzeżnej Libii w celu przechwycenia migrantów w drodze do Europy. Według autorów oskarżenia urzędnicy i politycy świadomie stworzyli „najbardziej śmiercionośną trasę migracji na świecie”, w wyniku której ponad 12 tysięcy osób straciło życie.

Branco i Shatz argumentują, że ze względu na zobowiązania na mocy prawa międzynarodowego do działania i pomocy ludziom w niebezpieczeństwie, zaniechując działań, państwa członkowskie UE popełniły przestępstwo morderstwa. Łącząc je wraz z innymi wymienionymi w oskarżeniu działaniami, mówimy tu o odpowiedzialności karnej za zbrodnie przeciwko ludzkości zawarte w artykule 7. Rzymskiego Statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego.

Mówiąc inaczej, urzędnikom i politykom UE zarzucono, że są odpowiedzialni za śmierć migrantów na lądzie i morzu, a także za doświadczany przez migrantów powszechny gwałt i tortury ze strony libijskiej straży przybrzeżnej, finansowanej z pieniędzy pochodzących od europejskich podatników. W wewnętrznym raporcie Fronteksu z 28 sierpnia 2014 roku, cytowanym przez Branco i Shatza, potwierdzono, że „wycofanie zasobów morskich z tego obszaru [Morza Śródziemnego], jeśli nie zostanie odpowiednio zaplanowane i ogłoszone z dużym wyprzedzeniem, prawdopodobnie spowoduje większą liczbę ofiar śmiertelnych”. W dokumencie nie oskarża się konkretnych osób; wiadomo jednak, że chodzi o cytowanych czołowych polityków współodpowiedzialnych za antyemigracyjną politykę Unii: prezydenta Francji Emmanuela Macrona, kanclerz Niemiec Angelę Merkel, byłych włoskich premierów – Matteo Renziego i Paolo Gentiloniego – oraz byłych włoskich ministrów spraw wewnętrznych – Marco Minnitiego i Matteo Salviniego.

Rzeczniczka Komisji Europejskiej Natasha Bertaud przyznała, że zakończenie operacji Mare Nostrum było błędem, ale Unia szybko to zrozumiała, „potrajając swą zdolność ratowniczą na Morzu Śródziemnym” i ratując do tej pory 730 tysięcy osób. „Naszym priorytetem zawsze była i będzie ochrona życie” – powiedziała Bertaud. Dodała, że to „nie unijna polityka prowokuje tragedie, lecz okrutny biznes przemytników, którzy wykorzystują ludzką biedę”.

Bertaud zarzeka się, że priorytetem Unii jest ratowanie życia migrantów. Jednakże w marcu  szefowa polityki zagranicznej UE Federica Mogherini przyznała: „jasne jest, że bez zasobów marynarki operacja [Operation Sophia – przyp. WR] nie będzie w stanie skutecznie wykonywać mandatu, ale decyzja została podjęta przez państwa członkowskie”. W czerwcu 2019 roku zatrzymano Carol Rackete, kapitankę statku ratowniczego Sea-Watch 3, która po dwóch tygodniach oczekiwania na pozwolenie na dokowanie zacumowała statek u brzegów Włoch z 42 uchodźcami na pokładzie. 24 października 2019 roku sala obrad Parlamentu Europejskiego rozbrzmiała odgłosami oklasków po odrzuceniu (dwoma głosami) rezolucji w sprawie poszukiwania i ratowania na Morzu Śródziemnym. Tylko siedmiu (z 51) polskich europosłów głosowało za. Jak wierzyć słowom Bertaud?

Polityków należy rozliczać z możliwości wpływu na sytuację, nie z naszych wyobrażeń czy marzeń. Unia Europejska ma ogromne możliwości, a operacja Mare Nostrum była relatywnie udaną akcją. Jej zaniechanie i dalsze wycofywanie się z pomocy ludziom w potrzebie było świadomą decyzją polityków europejskich. Brak solidarności krajów członkowskich przyczynił się do śmierci tysięcy ludzi.

Odczytuję dokument Branco i Shatza jako wskazanie, że machina biurokratyczna UE została skierowane na złe tory, a politycy dokonali złych wyborów. Czy gdyby kontynuowano relatywnie sprawnie funkcjonującą akcję ratunkową Mare Nostrum, Unia rozpadłaby się? Dokument złożony przez Branco i Shatza w szerszym rozumieniu stanowi papierek lakmusowy niewydajności i bezsilności: UE nie jest w stanie na własnym terytorium i na terenach przygranicznych skutecznie zapobiec wszystkim strasznym praktykom, o których pisała w „Korzeniach totalitaryzmu” Hannah Arendt, a które są częścią doświadczeń i dziedzictwa Europejczyków.

Branco i Shatz przekonują, że polityka odstraszania uchodźców była wprowadzona z pełną świadomością. Podczas konferencji prasowej Branco powiedział, że ocenę zostawia prokuratorowi, „o ile będzie miał odwagę zajrzeć do archiwów w Brukseli, Paryżu, Berlinie i Rzymie, by się dowiedzieć, kto tak naprawdę stoi za polityką, która sprowokowała śmierć ponad 14 tysięcy ludzi”. „Gazeta Wyborcza” stwierdziła w tym kontekście, że „[s]zanse pozwu skierowanego przeciw trzem państwom są raczej niewielkie, ponieważ Trybunał w Hadze rozpatruje tylko oskarżenia wobec jednostek”.

Prawa istot

Dwa opisane w tekście case studies dowodzą, że prawa człowieka są częścią procesu historycznego oraz że ich zakres i zastosowanie nie są z góry przesądzone. W tym sensie, zarówno dyskursywnie, jak i pod względem praktyki i egzekwowania praw, stoimy w rozkroku: z jednej strony próbuje się prawa człowieka zdefiniować wąsko, z drugiej – wkłada się wysiłek w dowodzenie, że prawa człowieka nie tylko obejmują wszystkich, ale i wszystkich zobowiązują (włącznie z krajami tworzącymi najpotężniejszą gospodarką świata). Oba przypadki pokazują, że prawa człowieka nie są jednak świętym Graalem mającym moc zaprowadzenia pokoju na świecie. Są aż i tylko ogólnymi zasadami, dzięki którym nasze życie powinno być bezpieczniejsze. Wyznaczają nam kierunek myślenia i działania propokojowego, stanowią ramę dla moralnej oceny postępowań, ale nie determinują konkretnych przypadków, w których mają zastosowanie.

Prawa człowieka są artykulacją absolutnych (jako niezbywalne), lecz minimalnych roszczeń: każdy człowiek jest obdarzony godnością wynikającą z prostego faktu – że się urodził. Być może dziś należałoby już rozszerzyć je na „prawa istot” – uznać, że ze względu na istnienie każda istota (albo wręcz cała planeta Ziemia) ma niezbywalną godność i zasługuje na szacunek. Prawa te powiedzą nam, co to znaczy żyć dobrze, ale nie powiedzą, jak to zrobić.

Photo by Christian Lue on Unsplash