Archiwum
19.05.2014

Krakowski festiwal kina niezależnego rozwija się z zadziwiającą szybkością. Obecnie wydarzenie trwa już ponad tydzień, wykorzystuje 10 różnych obiektów festiwalowych; promuje własną serię koncertów pod hasłem Off Sceny, sprowadza wielu znakomitych gości, a towarzyszy mu ogromna ilość sponsorów i partnerów. Dwie główne gwiazdy Off Plus Cinema: popularny ostatnio Benedict Cumberbatch i Kim Cattrall sławę zdobyli jednak dzięki znanym, masowym produkcjom, a artystyczne ambicje spełniają w bardziej wymagających przedsięwzięciach, często o zdecydowanie mniejszym rozgłosie. Pełna sprzeczności jest też sama nazwa festiwalu zgrabnie łącząca „off” (niezależność, pojęcie bliskie awangardzie) z terminem „plus” (nazwa jednego z głównych sponsorów festiwalu).

Zaskoczenia

Program filmowy Off Plus Cinema co roku wywołuje naprawdę duże zaskoczenie – dzieła zbierane są skrupulatnie przez cały rok z przeróżnych festiwali z całego świata (od Cannes przez Sundance, aż po Berlinale), często wyselekcjonowane przez wielu znawców i osoby związane z kinem niezależnym. Organizatorzy powoli odchodzą od znanego dzięki festiwalowi w Sundance amerykańskiego kina niezależnego, coraz więcej uwagi poświęcając także offowym filmom europejskim (produkcje z m.in. Norwegii, Serbii, Hiszpanii czy Chorwacji niewątpliwe wzbogacają repertuar). Ciekawiej też prezentują się festiwalowe konkursy filmowe. Niezmienna formuła konkursu głównego festiwalu, Wytaczanie Drogi, w którym udział brać mogą tylko pierwsze lub drugie dzieła reżyserów, wciąż zapewnia świeżość oglądanych obrazów. Konkurs polskich filmów fabularnych natomiast to nie tylko rodzime produkcje, które gościły w polskich kinach przez ostatni rok, ale również filmy nowe, zupełnie jeszcze widzom nieznane, jak: „Jaskółka”, „Gang Rosenthala” czy „Zaślepiona”.

Na plus, czyli o najlepszych filmach festiwalu

Najciekawsze okazały się te produkcje, które miały wyraźną i spójną wizję oddziaływania na widza. Choć w wypadku większości projekcji można było spotkać widzów wychodzących z sal kinowych jeszcze w trakcie seansu, program festiwalu oferował naprawdę wiele. „La jaula de oro” (w polskim tłumaczeniu „Złota klatka”) Diego Quemada-Dieza – hiszpański surowy dramat o dzieciach próbujących przedostać z gwatemalskich slumsów do słonecznego Los Angeles – posługuje się typowymi środkami amerykańskiej kultury filmowej. „Blind”, niezwykła norweska produkcja w reżyserii Eskila Vogta – scenarzysty tak pięknych obrazów jak „Reprise. Od początku raz jeszcze…” oraz „Oslo, 31 sierpnia”, opowiada o kobiecie, która zaczyna tracić wzrok. Obraz jest bardzo ciekawy zarówno w swojej kompozycji, jak i sposobie prowadzenia narracji, ale też dzięki wspaniale skonstruowanym postaciom, którym bliżej do znanych nam z życia, prawdziwych osób niż ekranowych zbiorów cech i wartości.

„Zły dotyk”, amerykański film z 2001 roku w reżyserii Gregga Arakiego, w Krakowie można było zobaczyć na 35-milimetrowej taśmie filmowej. Obraz w niespotykany dotąd sposób porusza tematykę pedofilii i molestowania seksualnego, posługując się groteską i przejaskrawionymi postaciami. Jest to obraz odważny zarówno pod względem tematu, jak i formy, choć zdecydowanie nie dla wszystkich. Z kolei „Gloria” Sebastiána Lelio to nabytek prosto z festiwalu w Berlinie, wyróżniony statuetką Srebrnego Niedźwiedzia w kategorii najlepszej aktorki. Historia o prawie 60-letniej kobiecie, jakich w kinie naprawdę mało: pełnej dystansu, inteligentnego humoru, pozornie nudnej i banalnej, a pod powierzchnią targanej emocjami, które nie pozostawiają obojętnych także widzów. W obrazie Lelio najistotniejsza jest nie opowiadana historia, lecz niezwykła bohaterka.

Na off…

czyli obrazy, które poległy w utrzymaniu kontaktu z odbiorcą, a autorska wizja okazała się zbyt nowatorska.

Z chłodnym przyjęciem spotkał się film „We and I” („To my, a to ja”) Michela Gondry’ego, autora tak znanych tytułów, jak „Dziewczyna z lilią” czy „Zakochany bez pamięci”. Film zniechęca brakiem wyczucia zarówno fabularnego, komediowego, stylistycznego, jak i brakiem wyczucia w kreacji postaci. Traci także na braku konkretnej wizji i koncepcji, a puentę opowiadanej historii widz rozpoznaje już w pierwszych minutach filmu. Dzieło Gondry’ego jest zupełnie nieciekawe i pozostawia widza obojętnym – brak tu dramatyzmu, konfliktu czy ciekawych postaci. Choć wszystko wydaje się tu na swoim miejscu, nic ze sobą nie współgra.

Kolejnym z gorszych tytułów festiwalowych było mało wymagające, proste, otwierające festiwal „Pożądanie” w reżyserii Lisy Azuelos. Mimo paru ciekawych zabiegów i spostrzeżeń reżyserki, ten europejski obraz został nakręcony pod modłę Hollywood. Zamiast odważnego filmowego dzieła widz otrzymuję komedię romantyczną, która komedią romantyczną nie jest – z jednej strony bowiem, wyśmiewa wszystkie towarzyszące temu gatunkowi konwencje, z drugiej, sam w nie wpada. Za nieudany film uznać też trzeba „How I live Now” („Jeżeli nadejdzie jutro”) Kevina MacDonalda (autor oscarowego dokumentu „One Day in September” czy „Ostatniego króla Szkocji”). Wspaniała kreacja aktorska mającej oko do ciekawych projektów Saoirse Ronan i ciekawy pomysł nie wystarczyły. „How I live Now” grzęźnie w dziurach fabularnych, przesadach i przerysowaniach jakby reżyser chciał pokazać za dużo jak na jedno dzieło filmowe.

Honorowe miejsce na liście nieudanych produkcji prezentowanych na Off Plus Camera zajął krótkometrażowy film z udziałem Benedicta Cumberbatcha – „Little Favour”. Przy pełnej sali kinowej i po zapowiedziach aktora o bardziej niezależnej i artystycznej działalności film po prostu zawiódł oczekiwania. W tej historii o żołnierzu cierpiącym na zespół stresu pourazowego napięcie szybko ucieka, główna fabuła i konflikt są po prostu wyświechtane, a wszyscy bohaterowie okropnie przerysowani (łącznie z typowym dla Amerykanów czarnym charakterem, uosabiającym wszystkie szkodliwe stereotypy kulturowe Rosjaninem). Po projekcji filmu i krótkiej rozmowie z twórcami, aktorowi przyznana została specjalna nagroda Pod Prąd. W kontekście filmu i całego festiwalu można się tu zacząć zastanawiać, na ile „pod prąd” oznacza łamanie społecznych i kulturowych schematów, a na ile uciekanie od nich oraz unikanie szkodliwych szufladek.

Werdykty

Na początku warto tu wspomnieć o tegorocznych zwycięzcach konkursu scenariuszowego Script Pro 2014. Jedyny tak prestiżowy konkurs scenariuszowy w Polsce ma bowiem bogatą historię i wiele sukcesów na koncie – projekty wygrywające konkurs na przestrzeni lat konsekwentnie zmieniają się w ciekawe dzieła filmowe, by przytoczyć „Lęk wysokości”, „Jesteś Bogiem” czy „Ki”. W tym roku zwycięzcą głównej nagrody zostali Bartosz Kowalski i Stanisław Warwas za scenariusz pod tytułem „Plac zabaw”, a wyróżnienia przyznano tekstom pod tytułem „Matka” Beaty Waszkiewicz; „Zagubieni” Julii Kowalskiej oraz „Felicja i Jezus” Dominiki Gąsiorowskiej i Bartosza Blaschkeza. W najbliższych latach warto wypatrywać tych tytułów na naszych ekranach.

Jury konkursu głównego Wytaczanie Drogi przyznało nagrodę główną francuskiej produkcji o tematyce homoseksualnej – „Eastern Boys” w reżyserii Robina Campillo. Na temat werdyktu będzie można się wypowiedzieć już od 30 maja, wtedy właśnie film trafi do wybranych kin studyjnych w całej Polsce. Natomiast nagroda publiczności przyznana została „Wilgotnym miejscom”, filmowi z niezwykłą, do tej pory niespotykaną bohaterką, której życiową fascynacją jest ludzka cielesność, seksualność, ale i proces oddawania moczu. Z tym obrazem będzie można się zmierzyć w kinach studyjnych od 6 czerwca. Warto nadmienić, iż wejście do polskich kin obu obrazów świadczy o odwadze i uważnym oku polskich dystrybutorów, tym bardziej że trudno spodziewać się sukcesu frekwencyjnego.

W konkursie polskich filmów fabularnych, międzynarodowe jury przyznało wyróżnienie „Papuszy” małżeństwa Krauze oraz nagrodę główną „Idzie” Pawła Pawlikowskiego. Na koniec warto wspomnieć o nagrodach aktorskich. O ile wybory w konkursie głównym są kwestią godną debaty i własnej oceny – za rolę męską nagrodę otrzymał Marius Kolbenstvedt (film „Blind”), a za kobiecą – Carla Juri („Wilgotne miejsca”), tak wybory jury międzynarodowego są dość zaskakujące. Choć cieszy nagroda dla Doroty Kolak za „Chce się żyć” (mimo fenomenalnej kreacji Agaty Kuleszy w „Idzie”), to docenienie Mateusza Banasiuka z „Płynących wieżowców” ponad występ Dawida Ogrodnika w „Chce się żyć” można już tylko tłumaczyć faktem, iż jury uznało, że aktor jest naprawdę niepełnosprawny.

Krakowski festiwal próbuje pogodzić ze sobą wiele sprzeczności. Martwi wspomniany już coraz to bardziej masowy i mainstreamowy charakter wydarzenia, lecz cieszy duża promocja niezależnego kina, nieznanych twórców i nowych tytułów. Dobrze, że festiwal wciąż znajduje nowych sponsorów, lecz złym znakiem jest ich ingerencja w program (jak sekcja „Eko/ego” pod patronatem nowej organizacji ekologicznej Allegro). Patronat TVN-u pozwala na sprowadzanie dużych gwiazd, lecz wciąż są to osoby przybywające do Krakowa na pełne wywiadów 48 godzin i znikające szybko bez możliwości spotkań z fanami, obcowania z festiwalowymi filmami czy pełnego uczestnictwa w wydarzeniu.

Czekam na przyszłoroczną edycję z różnorodnym i interesującym programem filmów z całego świata, obfitującą w niezwykłe wydarzenia i sprowadzającą wielu niezwykłych gości. Mam nadzieję, że festiwal nie zmieni swojego charakteru, ewoluując i rozrastając się w zgodzie z kinem niezależnym i ciekawym spojrzeniem na kino. Liczę też na to, że mankamenty, pojawiające się zawsze przy tego typu dużych wydarzeniach, uda się naprawić i że krakowska impreza dalej będzie stanowiła nie tylko ciekawy punkt na mapie corocznych filmowych wydarzeń, ale i powód do dumy na arenie międzynarodowej.

7. Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego Off Plus Camera
Kraków, 2–11.05.2014

alt