Archiwum
10.10.2018

O wyrazie uczuć i myśli u zwierząt pozaludzkich

Patryk Szaj
Literatura

Książka „Poza słowami. Co myślą i czują zwierzęta” zmieniła moje postrzeganie wielu spraw. Brzmi to jak niezbyt wyszukany blurb, ale tak po prostu jest. Sporo publikacji podejmujących problematykę zwierzęcą wzbogaca moją wiedzę, ale przede wszystkim utwierdzają mnie one w moich przekonaniach. Carl Safina zrobił coś więcej: sprawił, że musiałem przemyśleć na nowo i zweryfikować większość przesądów na temat (innych) zwierząt i relacji między nimi a ludźmi.

Na ponad sześciuset stronach odbywa się w tej książce tak wiele bogatych poznawczo rozważań, że nie sposób wszystkich ich skomentować. Dla porządku warto jedynie zaznaczyć, że „Poza słowami” podzielone zostało na cztery części – trzy z nich to relacje Safiny z obserwacji trzech gatunków zwierząt w trzech miejscach na Ziemi: słoni w Parku Narodowym Amboseli w Kenii, wilków w Yellowstone oraz orek w Pacyfiku. Napisałem: „obserwacji trzech gatunków zwierząt”, i już tu kryje się przekłamanie wobec postawy autora. Safina jest bowiem przekonany – i przekonuje do tego czytelników – że każde zwierzę to ktoś, nie coś, każde posiada unikalną podmiotowość. W związku z tym nie obserwuje po prostu słoni, wilków czy orek, ale konkretne istoty – to kapitalna cecha jego pisarstwa, znakomicie wpisująca się w, by tak rzec, logikę argumentu. Razem z nim śledzimy na przykład historie słonic Echo, Teresii czy Felicity i ich rodzin, pogmatwane losy wilków Siedemsetpięćdziesiątpięć, jego córki Osiemsetdwadzieścia i jej pradziadka Dwadzieściajeden (wilki w Yellowstone posiadają numery, nie imiona) czy dramat zniewolonych orek Orky i Corky, którym odebrano dziecko. Poznając biografie wszystkich tych i wielu innych stworzeń, zaczynamy lepiej rozumieć, o co chodzi Safinie: o przyjęcie perspektywy pozaludzkiej, o to, co myślą i czują zwierzęta jako takie, kim one są w oderwaniu od człowieka. Opowieści o poszczególnych istotach uzupełniają rozważania z zakresu między innymi genetyki, behawiorystyki i chemii mózgu, tłumaczące wiele poglądów, przypuszczeń i intuicji autora. Jest wreszcie w książce jeszcze jedna część – upraszczając, nazwijmy ją teoretyczną – poddająca krytycznej analizie (ludzkie) metody oceniania inteligencji, intencjonalności i poczucia tożsamości zwierząt.

Safiny przede wszystkim nie interesują spekulatywne rozważania na temat różnicy między człowiekiem a zwierzętami pozaludzkimi. Szczególną niechęcią zdaje się pałać do filozofów wypracowujących swoje teorie w szczelnie odgrodzonych od świata zwierzęcego pracowniach, i to nie tylko tych, którzy, jak Kartezjusz, odpowiadają za nasze antropocentryczne przyzwyczajenia, ale także tych, którzy, jak na przykład Thomas Nagel, próbowali choć trochę je zmienić. Dla autora „Poza słowami” teoria niezweryfikowana przez żywe spotkanie z innym stworzeniem nie ma żadnej wartości. Ba, wiele teorii zweryfikowanych, zdawałoby się, w ten sposób pozostaje dla niego wątpliwych z tej prostej przyczyny, że przykładają one do zachowań zwierząt ludzkie miary. Wszelkie tego typu działania obarczone są, jak to formułuje Safina, „protagorasowskim błędem” (s. 388) polegającym na przekonaniu, że to człowiek jest centrum stworzenia i punktem odniesienia dla innych istot. Sprzeciwiając się takiej postawie, autor przyjmuje strategię, którą charakteryzują, jak sądzę, dwa podstawowe wyznaczniki: po pierwsze, zainteresowanie dla zwierząt jako takich ze względu na nie same, po drugie, przeświadczenie o zasadniczej jedności stworzenia. Skądś to, oczywiście, znamy. Safina jest bowiem bardzo „darwinowski”. Dzieli z autorem „O powstawaniu gatunków” przekonanie o pokrewieństwie wszystkich stworzeń i duże zaufanie do teorii ewolucji. To zaś, jak rozprawia się z „protagorasowskim błędem” i jak wypracowuje własne stanowisko, można prześledzić na przykładzie dwóch poddawanych przez niego krytyce metod badań zwierzęcej podmiotowości: teorii umysłu i testu lustra.

Teoria umysłu jest definiowana jako „świadomość, że inny osobnik może doświadczać odmiennych myśli i motywacji” (s. 339). Czy zwierzęta posiadają teorię umysłu? Zdaniem większości badaczy nie. Zdaniem niektórych mają ją małpy człekokształtne i delfiny, być może słonie, wrony, psy. Safina obnaża jednak nierzetelność tej koncepcji i podwójność standardów, jaką ona zakłada. Z góry bowiem uznaje ona, że teoria umysłu (rozumienie innych) charakteryzuje przede wszystkim ludzi. Tymczasem według amerykańskiego ekologa to, że zwierzęta mają (własne) teorie umysłów, jest oślepiająco oczywiste. By to udowodnić, zamiast absurdalnych eksperymentów w rodzaju pokazywania szympansom ludzkich sytuacji i wymagania od nich, by rozumiały, co one oznaczają, autor „Poza słowami” proponuje alternatywne doświadczenie: „potknij się o psa przez przypadek, a potem specjalnie go kopnij. Sprawdź, czy zrozumie intencję” (s. 350).

Równie kiepskim pomysłem wydaje się Safinie test lustra jako metoda ustalania, czy dane zwierzę posiada samoświadomość. Co z nim nie tak? To, że my rozumiemy swoje odbicie jako obraz nas samych, nie oznacza, że inne zwierzęta pojmują je tak samo. To, że niektórych w ogóle nie obchodzi ich odbicie, nie oznacza, że nie są one samoświadome. Autor „Poza słowami” znów odwraca antropocentryczne argumenty, pisząc: „Jeśli my twierdzimy, że pies nie ma świadomości, bo nie rozpoznaje swojego odbicia w lustrze, równie dobrze psy mogłyby stwierdzić, że my jej nie mamy, ponieważ nie interesuje nas wąchanie naszej własnej… koszulki” (s. 381). Rzecz w tym, że świadomości różnych zwierząt dowodzą różne zachowania. To, jak sokół poluje na inne ptaki, zależy od jego oceny własnych możliwości i intencjonalnie przyjętej przez niego taktyki. To, czy ścigany ptak wymknie się drapieżnikowi, zależy od jego wiedzy na temat zachowań innego osobnika i umiejętności wykorzystania swoich atutów. „Zawsze i wszędzie życie i śmierć zależą od samoświadomości i ostrych rozróżnień pomiędzy sobą samym, otoczeniem i innymi. A wszystko to bez lustra” (s. 380).

Niemniej pomimo deklaracji o przyjęciu perspektywy pozaludzkiej, Safina sporo pisze o człowieku oraz o podobieństwach między człowiekiem a (pozostałymi) zwierzętami. Nie należy jednak czynić mu z tego tytułu zarzutu. Rozumienie jest przecież czynnością ściśle porównawczą, chcąc więc zrozumieć zwierzęta, autor porównuje je z innymi zwierzętami (ludzkimi i nieludzkimi), za podstawę przyjmując genetykę. Ciekawą konsekwencją tej metody jest przystanie na konieczność antropomorfizacji (swoją drogą, to kolejna cecha łącząca Safinę z Darwinem). Nakaz, by nie antropomorfizować zwierząt (a więc np. nie traktować psów czy kotów domowych jak ludzkich dzieci), wciąż dość żywo oddziałuje w obrębie szeroko pojętych animal studies. I dobrze. Autor „Poza słowami” dostrzega jednak drugą, niebezpieczną stronę medalu: zakaz przypisywania zwierzętom ludzkich uczuć i myśli prowadzić może, i rzeczywiście nierzadko prowadził, do przesadnego przekonania, że nie mają one żadnych uczuć i myśli. Dlatego amerykański ekolog proponuje coś, co dla uproszczenia nazwałbym antropomorfizmem biologicznym.

Zdaniem Safiny, nie można przypisywać zwierzętom ludzkich cech, ponieważ nie istnieje coś takiego jak cechy ściśle ludzkie. Wszelkie zachowania uznawane na przestrzeni dziejów za „wyznaczniki człowieczeństwa” („empatia, komunikacja, żal, wytwarzanie narzędzi i tak dalej” – s. 33) występują w mniejszym lub większym natężeniu u innych zwierząt. Wszystkie kręgowce mają bardzo podobną budowę ciała. Układ nerwowy wszystkich ssaków, ptaków, a nawet ośmiornic zdolny jest do wytworzenia świadomości. U bardzo wielu ssaków określone przeżycia pobudzają te same partie mózgu i wytwarzają te same hormony, co u ludzi. Mózgi innych gromad różnią się od naszych strukturalnie, a nie jakościowo: brak im pewnych „naszych” zdolności, ale posiadają inne, o których nam się nawet nie śniło (np. umiejętność echolokacji). Podstawowe emocje (smutek, szczęście, złość, lęk) generowane są w „dawnych, głębokich obwodach w mózgu” (s. 48) ukształtowanych u źródeł ewolucji i wspólnych niemal wszystkim gatunkom. Oksytocyna działa tak samo na człowieka jak na słonie i wiele innych zwierząt, wpływając na budowanie więzi i kształtując zachowania społeczne oraz seksualne. Krótko mówiąc, według Safiny wszystkie cechy człowieka są efektem ewolucji – zostały przez nas odziedziczone po naszych zwierzęcych przodkach, również tych najstarszych, u których występują one w mniejszym lub zbliżonym do naszego natężeniu. Pomiędzy ludźmi a innymi zwierzętami nie istnieje radykalna różnica ontologiczna, ale najwyżej różnica stopnia. „Typowo ludzkie” zachowania są również zachowaniami zwierzęcymi.

Warto przy tym zwrócić uwagę na strategię autora „Poza słowami”. Z jednej strony nie ulega dla niego wątpliwości, że zwierzęta posiadają podmiotowość, a więc i osobowość. Z drugiej – jako naukowiec pozostaje ostrożny. Zdaje sobie sprawę, że pytanie „kim są zwierzęta?” może wydawać się obrazoburcze. Nie mówi też, a w każdym razie nie wprost, że z pewnością posiadają jakąś cechę czy przejawiają jakieś uczucie. Jego stanowisko charakteryzuje raczej rozbrajająco szczere „po prostu nie wiem” (s. 505). Nie stwierdza na przykład jednoznacznie, że słonie przeżywają żałobę – zauważa tylko, że po śmierci towarzyszy zmieniają swoje zachowanie, zbierają się wokół ich zwłok, często do nich powracają, przykrywają je ziemią i roślinnością, co czyni je prawdopodobnie „jedynymi zwierzętami poza ludźmi, które dokonują pogrzebów” (s. 97). Nie przesądza, czy opieka orki nad dzieckiem wynika z miłości, czy z instynktu. Wskazuje tylko, że miłość sama w sobie, również ludzka, to nazwa uczucia, „z którego ewolucja korzysta, by zachęcić nas do ryzykownych, kosztownych zachowań, takich jak rozmnażanie czy ochrona bliskich i dzieci” (s. 79), zaś orki, grindwale i ludzie to jedyne zwierzęta, które żyją długo po menopauzie i opiekują się swoimi dorosłymi dziećmi. Nie twierdzi kategorycznie, że zwierzęta pozaludzkie posiadają świadomość, ale podkreśla, że ich układom nerwowym niczego nie brakuje do jej wytworzenia, i opisuje ich intencjonalne zachowania, takie jak postawa wilka Dwadzieściajeden, który nigdy nie przegrał walki, a jednocześnie nigdy nie zabił swojego pokonanego oponenta, czy orek, które pomagały odnaleźć drogę do brzegu zagubionym we mgle łodziom. Choć więc Safina nie dopowiada wielu kwestii, to w pewnym sensie wnioski nasuwają się same: niewiele wiemy o innych zwierzętach, a to, co o nich sądzimy, jest daleko bardziej efektem naszych przesądów niż rzetelnych badań.

W „Poza słowami” znaleźć też można kilka bardzo poruszających momentów. Jednym z nich jest opis spotkania starej słonicy i płetwala błękitnego, które wpatrywały się w siebie i, jak to interpretował świadek zdarzenia, rozmawiały ze sobą u wybrzeży RPA, jakby – świadome, że są jednymi z ostatnich przedstawicieli swoich gatunków – chciały się ze sobą pożegnać. Innym – przypadkowe spotkanie wilków Siedemsetpięćdziesiątpięć i jego córki Osiemsetdwadzieścia, wygnanych wcześniej z watahy. Kolejnym – śmierć Osiemsetdwadzieścia z rąk człowieka. Jeszcze jednym – współodczuwanie przez zniewoloną orkę Washoe (która sama straciła dwójkę dzieci) z jej badaczką, która poroniła. Safina przytacza te historie niejako mimochodem, nieraz na marginesie zasadniczego wywodu, jednak w odbiorze czytelnika urastają one do rangi symbolicznych argumentów koronnych na rzecz tez o zróżnicowanym życiu wewnętrznym zwierząt.

Oczywiście wszelkie tego typu anegdoty posiadają pewną słabość: są anegdotami, a nie rzetelnymi dowodami. Łatwo zarzucić im nieweryfikowalność. Łatwo podważyć przypisywanie zwierzętom określonych zdolności na podstawie zachowań najinteligentniejszych osobników. Fakt, że Koko nauczył się języka migowego, nie oznacza, że byłyby do tego zdolne wszystkie goryle. Safina podkreśla jednak, że choć pojedyncze anegdoty nie przesądzają sprawy, to jednak gdy znacząco wzrasta ich liczba, stają się wiarygodniejsze. To po pierwsze. Po drugie zaś, przekonująco odrzuca dyskredytujące argumenty. Nie wszystkie goryle są tak inteligentne jak Koko? Cóż, nie każdy człowiek jest Leonardem da Vincim (ciekawe jednak, że porównując się ze zwierzętami, utożsamiamy się właśnie z najlepszymi przedstawicielami naszego gatunku, a nie np. ze zbrodniarzami wojennymi). Zwierzęta używają jedynie prymitywnych narzędzi? Cóż, niewielu ludzi wie, jak są skonstruowane narzędzia, którymi się posługują, a jeszcze mniej potrafiłoby je samodzielnie wytworzyć.

Zdołałem poruszyć zaledwie ułamek tego, o czym pisze autor „Poza słowami”. Nie wspomniałem nawet o kwestii tytułowej, czyli o pozajęzykowej komunikacji zwierząt (których, wbrew antropocentrycznym dogmatom, nie cechuje wcale niemota); o zaskakującym podobieństwie ludzi i wilków jako zwierząt społecznych; o związanym z nim udomowieniu psów (będących bodaj jedynymi stworzeniami, które dokonały samoudomowienia, a więc zbliżyły się do człowieka z własnej woli); o znaczeniu udomowienia z punktu widzenia ewolucji (co Safina nazywa „syndromem Piotrusia Pana” – proces domestykacji u wszystkich zwierząt zmienia bowiem te same fragmenty DNA, prowadząc do stępienia zmysłów i obniżenia aktywności ze względu na wyższe poczucie bezpieczeństwa); o niewytłumaczalnych zachowaniach wolno żyjących orek (które nigdy nie zaatakowały ludzi, za to nierzadko im pomagały) i o mnóstwie innych spraw. Książka Carla Safiny otwiera tyle furtek, że nie sposób jej przecenić. Nawet jeśli pewne z nich prowadzą w ślepe uliczki, autor „Poza słowami” dał sobie do tego prawo. To niewielka cena za fundamentalne odkrycia i wglądy, jakich dokonał.

 

Carl Safina, „Poza słowami. Co myślą i czują zwierzęta”
przełożyła Dominika Dymińska
Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Warszawa 2018

lwy w Serengeti National Park, Tanzania, fot. Joel Herzog