Archiwum
12.02.2014

Na osobności z „Drobnymi nieobecnościami”

Anna Bartosiewicz
Sztuka

„Drobne nieobecności” otwierają sezon artystyczny 2014 w Bunkrze Sztuki, stanowiąc kontynuację wystawy Tomasza Dobiszewskiego, która odbyła się w tym samym miejscu pod koniec grudnia ubiegłego roku. Wówczas w galerii zaprezentowano „Desygnaty”, a wśród nich między innymi pracę pt. „Drobne nieobecności”, która powstała w ramach projektu „Będzie się Dzieło! Rozbudowa kolekcji Bunkra Sztuki”, dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Kurator ówczesnej wystawy Krzysztof Siatka i kuratorka programu towarzyszącego Anna Lebensztejn w tym roku ponownie sprawują pieczę nad dorobkiem artysty. Trudy wystawiania w przerwie świątecznej wynagrodziły Dobiszewskiemu długość trwania obecnej ekspozycji oraz ilość miejsca przewidzianego na realizację (ponad miesiąc i galeria na wyłączność).

Ekspozycji przyświecają dwa motywy przewodnie. Po pierwsze, wystawa wpisuje się w kontekst prac poświęconych przestrzeni Bunkra Sztuki i została przygotowana specjalnie dla galerii, z wykorzystaniem jej unikatowej w skali Krakowa architektury brutalistycznej. Po drugie, „Drobne nieobecności” stanowią ukłon w stronę teorii języka zapożyczonych przez sztukę, stawiając pytanie o to, jakie powiązania zachodzą między mową artystyczną a przestrzenią wystawienniczą.

W skład „Drobnych nieobecności” wchodzą zdjęcia wykonane metodą otworkową, obiekty i instalacje, w tym skonstruowany przez fotografa wielkoformatowy aparat, do którego można wejść. Artysta za pomocą drogich materiałów światłoczułych przenosi widza w czasy pozbawione cyfrowej precyzji i ostrości przedstawienia. Wystawie towarzyszą wydarzenia edukacyjne. Program obejmuje między innymi warsztaty dla dzieci, prelekcje filmowe z cyklu „Pasażerowie architektury”, spotkania poświęcone niekonwencjonalnemu podejściu do tej dziedziny sztuki oraz oprowadzanie kuratorskie. Na połowę lutego zaplanowano także wydanie katalogu z wystawy.

Na początku ekspozycji znalazły się prace z cyklu „Desygnaty 2013”. Przy wstępnych oględzinach można wykryć zainteresowanie Dobiszewskiego semantyką. Autor przytacza trzy frazy: „Znaczeniem słowa jest sposób użycia go w języku” („Die Bedeutung eines Wortes ist sein Gebrauch in der Sprache”) Ludwiga Wittgensteina, „Środek przekazu sam jest przekazem” („The Medium is the message”) Marshalla McLuhana i „Zdania kłamią, słowa nie” Stanisława Dróżdża. Mamy więc trzech myślicieli analizujących sposób postrzegania człowieka: filozofa, który zainspirował artystów konceptualnych, medioznawcę i teoretyka komunikacji oraz przedstawiciela poezji konkretnej. Ich nazwiska wryły się w studia nad kulturą wizualną, przebijając się do warstwy kultury wysokiej.

Na środku sali umieszczono szklane gabloty ze srebrnymi płytkami, na których wyryto cytowane w oryginale wyrazy. Ściany udekorowano niewielkich formatów zdjęciami. Czytając ich opisy, nietrudno jest wydedukować, do czego służyły płytki. Dowiadujemy się, że mamy do czynienia „z fotografią otworkową, srebrnymi odbitkami stykowymi, obiektywami z otworami w kształcie słów”. Długo naświetlane słowo traci ostrość, jego kontury się rozpływają, a znaczenie zanika. „Desygnaty 2013” przypominają opis ręcznej produkcji luster z „Historii rodziny Roccamatio” Yanna Martela: „Na starych lustrach zwykle są dwa miejsca, w których za pomocą szkła powiększającego można wykryć linie nadruku: na samym brzegu, gdzie warstwa srebra jest najcieńsza, i – najlepiej – na skazach, gdzie utlenianie eksponuje nadruk”.

Jeżeli Dobiszewski chciał wziąć udział w zabawie na poziomie Dróżdża, z przykrością muszę stwierdzić, że forma przerosła treść. Naświetlone słowa zostają wyprane z kontekstu, a cytowane nazwiska świecą kulturową pustką, są wypalone. Próżno szukać w prezentowanych zdjęciach przekazu równie wieloznacznego, co przemyślenia Wittgensteina; żuczek siedzi cały czas w pudełku od zapałek i chyba mało kto wyobraża go sobie tak, jak autor.

W części zatytułowanej „Anegdoty” możemy obejrzeć cztery fotografie, z którymi korespondują umieszczone na ziemi obiekty. Na pierwszym zdjęciu widzimy duży, pusty salon z niewielką postacią kobiecą, siedzącą na krześle w tle. Wykładzina ze zdjęcia została „przeniesiona” na bunkrową podłogę – z materiału podobnego jak na fotografii wykonano płaskiego ludzika, który trzyma w rękach przedmiot przypominający nóż. Drugie zdjęcie, również pokoju, uzupełnia szamocząca się para – ponownie wycięta z wykładziny podłogowej. Następna fotografia, tym razem przedstawiająca park, została opatrzona wielobocznym wycinkiem trawnika, a sfotografowana piramida na plaży – człowieczkiem usypanym z piasku.

W Galerii Dolnej czeka na widza pomieszczenie o białych ścianach, podłodze i suficie. Każdy kant obwiedziono węglem, przez co miejsce to bardziej przypomina kolorowankę czy pracownię artystyczną niż przestrzeń wystawienniczą. Wykroczenie poza obszar skojarzeń i rozszyfrowanie komunikatu autora sprawia jednak pewną trudność.

Na najwyższym poziomie galerii następuje zmiana konwencji. Trzeba się trzymać barierki, ponieważ wąskie, kręte schody są strome, z każdym stopniem gęstnieje mrok, a włącznik światła nie działa. Na górze panuje niemal kompletna ciemność. Okazuje się, że nie jest to zabieg przypadkowy. W miarę wchodzenia w głąb obszernej sali czujniki ruchu, połączone z lampami błyskowymi, pozwalają na ułamek sekundy namierzyć fotografie. Krótkie pstryknięcia flesza prowadzą w kierunku zdjęć, rozmieszczonych na ekranach po bokach sali. Prace przedstawiają puste wnętrze Bunkra Sztuki. Dobiszewski zamienił kondygnację galerii w urządzenie przywodzące na myśl kamerę obskurę, nawiązując jednocześnie do architektonicznej warstwy budynku z lat 50. Umieszczone na dwóch końcach sali wejścia mogłyby służyć za otwory stosowane w kamerze otworkowej, oglądanie zaś prezentowanej tutaj części wystawy ma w sobie coś z wędrówki przez ciemnię aparatu fotograficznego. Ta podróż w głąb fotografii stanowi najciekawszy element „Drobnych nieobecności”.

Nie każdy może sobie pozwolić na ten luksus, żeby mieć cały Bunkier Sztuki dla siebie, podczas kiedy Tomasz Dobiszewski dostał na wyłączność aż trzy piętra. Odzwierciedla to pewien trend, który się uwidocznił zwłaszcza w zeszłym roku. Wraz ze zmianą dyrekcji zmieniła się też polityka Bunkra Sztuki, a galerię tłumnie szturmuje średnie pokolenie artystów zamiast tych twórców, którzy weszli już do kanonu. Autor „Drobnych nieobecności” wpisuje się w jedną z bunkrowych fiksacji – a mianowicie umieszcza w obszarze swoich zainteresowań przestrzeń tego interesującego pod względem historycznym (ale niekoniecznie estetycznym) projektu Krystyny Różyskiej-Tołłoczko. Bo w Bunkrze od jakiegoś czasu odbywają się wystawy o Bunkrze, tak jakby galeria jako obiekt architektoniczny próbowała przyjrzeć się samej sobie; wyciągnęła stare, wyszczerbione lustro i prosiła zwiedzających, aby je przytrzymali.

Takie podejście uwidoczniło się podczas realizacji przedsięwzięcia „Będzie się Dzieło! Rozbudowa Kolekcji Bunkra Sztuki”, który wystartowało w marcu 2013 roku i miało na celu wzbogacenie kolekcji galerii o nowatorskie prace ukierunkowane na odbiorcę. Po serii działań eksperymentalno-artystycznych w wykonaniu zaproszonych twórców część powstałych na potrzeby inicjatywy dzieł, w tym praca Dobiszewskiego, została zakupiona przez Bunkier Sztuki. Jednocześnie pracownicy instytucji zabiegają o remont galerii.

Po wyjściu z aparatu czas złożyć hołd wielkim artystom… W tym celu Dobiszewski ponownie posłużył się srebrnymi płytkami. Sięgnął do kanonu, wybrał kilku twórców i zacytował w oryginale, jak również w tłumaczeniu, tytuły ich sztandarowych prac. Małe, srebrne tabliczki, wraz z nazwiskami i datą powstania dzieła, przypominają tablice pamiątkowe. Wśród wyróżnionych twórców znaleźli się: duet performerski Marina Abramović i Ulay („Rest Energy”, 1980), Jeff Koons („Michael Jackson and Bubbles”, „Michael Jackson i bańki”, 1988), Joseph Kosuth („One and Three Chairs”, „Jedno i trzy krzesła”, 1965), Marcel Duchamp („Mariée mise à nu par ses célibataires, même”, „Panna młoda rozebrana przez swych kawalerów, jednak”, 1915–1923), Maurizio Catellan („All”, 2007) i John Cage („4′ 33″”, 1952). Przed każdą pracą Dobiszewski rozłożył odpowiednik czerwonego dywanu rozwijanego przed gwiazdą – płaski obiekt z wykładziny podłogowej. W przypadku Abramović i Ulaya są to odciski stóp, ale zdarzają się też niekształtne plamy czy kwadraty (ślady po nogach krzesła).

Pod koniec wystawy jest szansa, żeby odwiedzić ulubioną salkę krnąbrnych zwiedzających – tę, z której da się wyjść na dach galerii. Na ścianach powieszono jeszcze więcej zdjęć przedstawiających bunkrowe sale, pośrodku pomieszczenia leżą kredy, a przed drzwiami widnieją słowa zachęty, aby na fotografiach dorysowywać wszystko, czego na nich zabrakło. To prawdopodobnie jeden z dwóch projektów artysty przeznaczonych dla najmłodszych.

Można by napisać wiersz. Dla mnie bowiem fotografia otworkowa jest na wskroś poetycka. Łączenie tej techniki z innymi mediami bywa ryzykowne i nie zawsze się sprawdza, a robienie z niej przyprawy do instalacji artystycznej wzbudza moje wątpliwości. Cytowanie tekstów kultury nie zastąpi aury, którą można uzyskać podczas powolnego procesu naświetlania znaczeń, a biała kreda i węgiel nie wystarczą, żeby zaangażować widza w sztukę.

Tomasz Dobiszewski, „Drobne nieobecności”
17.01–23.02.2014
Kraków, Bunkier Sztuki
Kurator wystawy: Krzysztof Siatka
Kuratorka programu towarzyszącego: Anna Lebensztejn
Koordynatorka: Renata Zawarta

alt
fot. Tomasz Dobiszewski, „Zdania kłamią słowa nie”, materiały organizatora