Archiwum
22.10.2018

Między komunią a konfliktem płci

Jolanta Nawrot
Literatura

Jednym z zadań współczesnej poezji jest nieustanna weryfikacja języka, którym się posługujemy w codziennej komunikacji międzyludzkiej. Polega ona zarówno na sprawdzaniu, czy kod ten przylega do rzeczywistości, czy jej przypadkiem nie fałszuje, jak i na wyzwalaniu jego twórczych możliwości. Łukasz Kaźmierczak/Łucja Kuttig i Klaudia Wiercigroch-Woźniak w swoich debiutanckich tomikach, wydanych niedawno przez Dom Literatury w Łodzi, przypominają ponadto, że język jest narzędziem, za pomocą którego kształtujemy swoją genderową tożsamość. Debiutanci pokazują, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia, by nie był on opresyjny dla osób różnych płci czy androgynicznych.

Dlatego Łukasz Kaźmierczak/Łucja Kuttig w „Kokostach” w odniesieniu do podmiotu lirycznego stara się unikać rodzaju żeńskiego i męskiego, tak konstruując swoje prozy poetyckie, by były one neutralne pod względem płci. Nie oznacza to jednak, że nie zamieszkują jej żeńscy czy męscy bohaterowie. Mamy tutaj na przykład kucharza Marcina, Agnieszkę, Krzysztofa, Daguśkę, Filipa czy Justynę. Mogłoby się wydawać, że Kaźmierczak/Kuttig zachowuje parytet, ale chodzi mu/jej chyba o coś innego – ci bohaterowie/te bohaterki mają pobudzać podmiot liryczny (podmiotkę?) jego próz do refleksji nad własną tożsamością psychiczno-fizyczną i wyzwalać czytelnika od stereotypowego myślenia o płciowości człowieka. Ponadto sięga on/ona do języka matematyki, chemii czy nauki w ogóle, znosząc fikcyjny podział na to, co poetyckie i na to, co naukowe. Dopiero mieszanie różnych języków i swobodne z nich korzystanie znosi wrażenie, że jest się Wallenrodem wobec tego czy innego systemu znaków, człowiek staje się wolny od ograniczeń formalnych i wyrzutów sumienia. W prozie poetyckiej „Tożsamość” czytamy:

W jednym czasie pozostaję sobą, w dalszych słowach przybieram postać tego, czego ode mnie oczekują. Hipoteza o wolności głosi, że dla zachowania siebie trzeba zbudować otoczkę wypukłą z wygodnych wyobrażeń. Dowód referuję na koniec tygodnia i w zasadzie nikt nie chce znaleźć w nim błędu. Nawet matematycy ubolewają nad Wallendrodem (s. 19).

Dla Kaźmierczak/Kuttig najważniejsze jest zatem zagadnienie wolności, które dotyczy różnych obszarów życia. Wiąże się z tym problem komunikatywności. Czy w relacji z drugim człowiekiem można być w pełni sobą? Czy można się uwolnić od konieczności spełniania społecznych oczekiwań i mówić otwarcie o swoich indywidualnych potrzebach? Odpowiedzią wydaje się „stwardnienie”, które potocznie można by określić jako bycie twardym. Tę postawę przyjmuje się, aby uniknąć cierpienia lub by lepiej je znosić; to ubieranie twardej skorupy chroniącej wnętrze przed uszkodzeniem. (Zauważmy przy tym, że tomik Kaźmierczaka/Kuttig podzielony jest na części, takie jak: „Kokosy”, „Nerkowce” i „Migdały”, a więc ich tytułami się nazwy wybranych orzechów.) Podmiot liryczny próz poetyckich jest jednak rozdarty pomiędzy otwartością, bezpośredniością a milczeniem i grą pozorów z powodu lęku przed odrzuceniem, brakiem akceptacji. Strach ten spaja wszystkie utwory i uzasadnia tytuł tomiku oraz motto z piosenki kanadyjskiej raperki Honey Cocaine, które można by tłumaczyć następująco: „Odkąd dostaję telefony, ograniczam swój krąg przyjaciół / Teraz mój czas jest ograniczony; każda noc jest niczym film”. Podmiot liryczny utworu „Komunikatywność” mówi o niej: „Nosi ksywkę Miód Kokaina oraz każe mi zachować twardość jak kokos, choć w środku wyrastają we mnie osty” i dodaje: „Nie daję mleka, kłuję kolcami i nacieram się nierafinowanym olejem kokosowym, żeby zachować pozory” (s. 16).

To ciągłe zachowywanie pozorów jest jednak męczące i wywołuje bunt. Jego wyrazem jest cykl próz „Co się gotuje w kucharzu i dlaczego”, których bohater – kucharz Marcin – domaga się normalności. Oglądając w telewizji wiadomości, mówi on ironicznie: „Więcej wolności mają zwierzęta w moich garnkach. W końcu mogą kontynuować łańcuch reinkarnacji” (s. 46). Poza tym całe „Kokosty” można by traktować jako manifest wolności i tolerancji, jako domaganie się możliwości samorozwoju jednostki bez narzucania jej określonej płci czy konkretnego systemu wartości. Szczególnie mocno jest on wyrażony w poprzedzającym przypisy „Biogranifeście”:

Nasze usta nie tyle nie chcą, ile nie mogą wypowiedzieć zaimka «ego». Ludzka mowa nie udźwiga poczucia wewnętrznej tożsamości. Czy jestewa w ogóle zatem bytem podmiotowym albo czy li tylko naszej podmiotowości wyrazić nie sposób (s. 67).

Przed podobnym dylematem staje Klaudia Wiercigroch-Woźniak w „Paragonie”, tyle że wyraża go inaczej. Wykorzystuje zasłyszane wypowiedzi różnych osób, wplatając je w swoje wiersze. W tym celu co jakiś czas posługuje się kursywą, dlatego mamy wrażenie dialogowości jej utworów, podobnie jak u Kaźmierczak/Kuttig, ale jest to inna dialogowość – nie nakierowana na jednostkę i jej problemy tożsamościowe, lecz bardziej na źle funkcjonujące społeczeństwo, którego wybrane wypowiedzi podmiot liryczny wierszy poetki komentuje, często ironicznie. Widocznie się też od nich oddziela, krytykuje je. W swoich wierszach Wiercigroch-Woźniak protestuje przeciwko aktom dyskryminacji i przemocy wymierzonej w kobiety w różnych kulturach. Nie zgadza się także na traktowanie wszystkich uchodźców jak przestępców. Nie podoba jej się konsumpcyjny model życia. Najsilniej jednak wybrzmiewa właśnie jej sprzeciw wobec nierównego traktowania kobiet. Podmiot liryczny jej wiersza „(R) aport” mówi: „kobieta nie brzmi dumnie nawet nie groźnie / a więc przynależy do zbioru żeńskich cech // to dziewczynka oznajmiła samica i założyła różowy kaganiec / ale to chłopcu obok śpiewała salutując stópkami pod kitlem / będziesz bronił kraju będziesz Panem” (s. 10). Ów „różowy kaganiec” to wszystkie ograniczenia nakładane na kobiety, przez które nie mogą one kształtować i wyrażać swojej podmiotowości. Przejawiają się one również w języku: „ładne laski idą na dyskotekę / brzydkie – na demonstrację / kto to rucha?” („Diagnoza”, s. 7). „Kobieta” nie brzmi dumnie, ponieważ kojarzy się ze słabością fizyczną i psychiczną, jest oceniana głównie przez pryzmat ciała i jego przydatności. O ile więc Kaźmierczak/Kuttig próbuje pokazać, że komunia płci, choć niełatwa, w wymiarze jednostkowym (androgynia) i społecznym może być możliwa, o tyle dla Wiercigroch-Woźniak cały czas mamy do czynienia z konfliktem płci nie do pokonania. Co ciekawe, część kobiet również nie jest tu bez winy: „koleżanka chce kupić dla syna rower / obojętnie jaki byle nie różowy” („Kamień i płeć”, s. 14).

Wiercigroch-Woźniak wpisuje się więc w nurt współczesnej feministycznej poezji zaangażowanej. Porusza też inne dzisiejsze problemy cywilizacyjne i prezentuje postawy społeczne, wskazując przy tym absurdy myślenia, jak w utworze „Bohaterstwo”: „jestem w trakcie drugiego dnia bycia weganinem / czuję się chudy i oczyszczony / zwierzęta cały czas do mnie podchodzą i mi dziękują” (s. 27). Momentami można się uśmiechnąć przy lekturze jej wierszy. Myśli przy tym poetka zarówno globalnie, jak i przez pryzmat polskiej rzeczywistości, jak w tytułowym wierszu „Paragon”, w którym pisze: „w kraju gdzie przez chwilę trwał spór czy molestowanie brzydkich / kobiet nie powinno wywoływać łagodniejszych konsekwencji / w kraju gdzie zdarza się rodzić po ludzku” (s. 41). W utworze „Dylemat” czytamy zaś: „kobieta pobita w Stambule / bo nosiła szorty / księżna Kate zaszalała z kreacją / sukienka odsłoniła / za dużo” (s. 21). W ten sposób poetka uderza w sumienie czytelnika, dla którego ważne powinny być losy całego świata, apeluje o rozsądek i wzywa go do działania. Nierówne traktowanie kobiet, stereotypowe podchodzenie do płci, terroryzm czy międzynarodowe konflikty wojenne stanowią problemy wszystkich ludzi na świecie. Tymczasem powszechną postawą jest obojętność, króluje język nienawiści: „świat patrzy jak ludzie uciekają z Aleppo/ świat gotuje czerwony barszcz” („Bombardowanie w Aleppo”, s. 30); „ty w ogóle masz jakąś twarz zjebaną/ jesteś pedałem i chcesz przyjmować terrorystów islamskich/ do mojej ojczyzny” („Własność prywatna”, s. 29). Jedynie pies, pojawiający się w kilku wierszach przedstawiciel innego gatunku, „merda ogonem”. Owo merdanie można interpretować jako próbę nawiązania serdecznego kontaktu. Wiercigroch-Woźniak analizuje bowiem kwestię komunikatywności nie tylko pomiędzy osobami różnej płci czy z różnych kręgów kulturowych, ale i pomiędzy istotą ludzką a światem przyrody. Zdaje się, że wspólny język człowieka i zwierzęcia nie jest możliwy, ale porozumienie i bliskość mogą nastąpić.

Klaudia Wiercigroch-Woźniak w odróżnieniu od Łukasza Kaźmierczaka/Łucji Kuttig nie dzieli swojej książki poetyckiej na mniejsze części, ale sensownie układa utwory. Zaczyna od wiersza „Argumentacja”, który niejako otwiera ciąg tekstów będących dowodami na brak wolności w dzisiejszym świecie, a kończy utworem „Paragon” stanowiącym litanię skierowaną do Matki Boskiej. Według podmiotu lirycznego miałaby ona problem z odnalezieniem się w świecie, w którym rządzą pieniądz i hedonizm: „Święta Panno nad Pannami dziś gęsto tłumaczyłabyś się / ze swojego panieństwa” (s. 42). Poetka operuje wierszem wolnym, sprawnie go puentując. Może jej język nie stanowi jeszcze rozpoznawalnego idiomu, jak to jest w przypadkuKokostów” Kaźmierczak/Kuttig, ale ma w sobie duży potencjał i dowodzi dobrego słuchu autorki.

Obydwie książki poetyckie: „Kokosty” i „Paragon” (laureatki zeszłorocznego Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina) – zmierzają się z płciowym wymiarem życia człowieka, domagając się wolnego wyboru i równego traktowania każdej osoby, obojętnie, z jaką płcią się ona utożsamia. Są to więc książki głęboko demokratyczne. Dotyczą również innych aktualnych problemów społecznych, szczególnie wskazując na język wzajemnej komunikacji, która dzisiaj szwankuje, zakłócana przez brak tolerancji i zwyczajnej ludzkiej empatii. Poza tym są to książki ciekawie napisane, wykorzystujące różne rejestry języka. Pozostaje mi pogratulować autorom dobrego startu w literacki świat.

 

Łukasz Kaźmierczak/Łucja Kuttig, „Kokosty”
Dom Literatury w Łodzi

Łódź 2018

Klaudia Wiercigroch-Woźniak, „Paragon”
Dom Literatury w Łodzi

Łódź 2018

Kolaż Marty Motyl, ze zbioru „Kokosty”