Archiwum
26.01.2016

Miara Wszechrzeczy

Sara Nowicka
Film

Pięćdziesięcioletni Thierry (Vincent Lindon) – everyman, którego inkarnacje znajdziemy w każdym wolnorynkowym kraju, został zwolniony z fabryki. Poszukiwania nowej pracy trwają już rok. Mężczyzna dzieli swój czas pomiędzy rozmowy kwalifikacyjne, szkolenia z zasad autoprezentacji, wizyty w urzędzie dla bezrobotnych oraz rolę ojca i męża. Każde spotkanie, w którym bohater uczestniczy, jest kolejną kroplą przepełniającą czarę skrywanej goryczy. Urzędnik, który miał pomóc Thierry’emu w polepszeniu jego pozycji na rynku pracy, przyznaje, że kilkumiesięczny kurs operatora dźwigu, na jaki go wysłano, w niczym mu się nie przyda. Bohater znosi to ze spokojem, podobnie jak niepochlebne opinie innych uczestników szkolenia o jego wizerunku i sposobie wysławiania się. Niezwyciężony, bierze udział w rozmowach kwalifikacyjnych na Skypie, gdzie zgodnie z procedurą w uprzejmy sposób daje się mu do zrozumienia, że nie ma zbyt wielkich szans na otrzymanie pracy. Mimo to nadal się nie poddaje – walczy o kredyt, próbuje sprzedać przyczepę campingową, bo żeby było bardziej dramatycznie, ma na utrzymaniu niepełnosprawnego syna, który marzy o dalszej edukacji. W końcu udaje mu się zdobyć pracę, jednak posada ochroniarza w centrum handlowym odsłania przed nim kolejne kręgi piekielnej rzeczywistości.

Film Stéphane’a Brizégo jest bardzo realistyczny, wygląda niemal jak dokument zarejestrowany ukrytą kamerą. Nie sposób zarzucić „Mierze człowieka” braku autentyzmu czy zaangażowania w problemy społeczne albo szantażu emocjonalnego dla wzmocnienia wymowy filmu. Obraz Brizégo to jednak dużo więcej niż przejmujący dramat społeczny – to najbardziej aktualna od lat wypowiedź na temat współczesnej moralności i roli człowieka w postindustrialnym świecie. Thierry i jego rodzina, pokazywani przez reżysera z dużą czułością i zrozumieniem, wydają się ostatnimi ludźmi w świecie rządzonym przez roboty. Urzędnicy, pracodawcy, uczestnicy szkolenia i potencjalni nabywcy przyczepy zachowują się jak zaprogramowane maszyny, wypowiadające wyuczone wcześniej zdania, które sprawiają wrażenie grzecznych i przyjaznych, lecz tak naprawdę maskują brak zainteresowania i przedmiotowy stosunek do drugiego człowieka. Thierry stara się dostosować do społecznych wymogów – uczy się odpowiednich formułek i ćwiczy mowę ciała, jednak te zachowania wydają mu się absurdalne i niesprawiedliwe, wszak nie dąży do zdobycia posady prezentera czy biznesmana zatrudnionego w dużej korporacji, tylko pracy dla zwykłego, doświadczonego robotnika.

Lekcje tańca, na które Thierry uczęszcza wraz z żoną, są kolejną nieudaną próbą wbicia się w obowiązujące schematy i nauczenia się odpowiednich ruchów. Zestresowany bohater nie potrafi opanować kroków, jest według nauczyciela zbyt sztywny, co można łatwo odnieść do jego sytuacji życiowej. Ta i podobne sceny robią ogromne wrażenie dzięki rewelacyjnej roli współpracującego już z Brizém Vincenta Lindona, który otrzymał za swoją kreację Złotą Palmę w Cannes. Thierry w interpretacji Lindona to postać, której się wierzy i którą się rozumie. Chociaż bohater nie okazuje emocji w ekspresyjny sposób, tylko tłumi je w sobie, widz wyraźnie odczuwa narastający w nim gniew.

W innym filmie – „Przemocy” Jorge Forero – jeden z segmentów opowiada o młodym chłopaku szukającym pracy. Do aktu przemocy dochodzi tu na linii pracodawca – poszukujący pracy, na której ten pierwszy traktuje drugiego w poniżający, uprzedmiatawiający sposób. Niby nic nadzwyczajnego się nie dzieje, nie ma tu krzyków, gróźb ani przemocy fizycznej, a jednak widz odczuwa coraz większą presję wywieraną na bohaterze, który zdesperowany brakiem możliwości uczciwego zatrudnienia, decyduje się na podjęcie najwyższego ryzyka w celu zdobycia pracy. Podobnie w „Mierze człowieka” – bohater pozornie jest traktowany kulturalnie, z należnym szacunkiem. Słyszy grzeczne odmowy, uprzejme uwagi, wreszcie delikatne polecenia związane z obserwowaniem innych pracowników supermarketu. Pod płaszczykiem kurtuazji ukrywa się jednak prawdziwa przemoc, polegająca nie tyle na poniżaniu drugiego człowieka, ile na pozbawieniu go człowieczeństwa, postrzeganiu go jedynie w kategoriach utylitarnych.

„Miara człowieka” to przerażająca, lecz zgodna z rzeczywistością wizja dzisiejszych czasów, w których przekładając pracę i obowiązki nad moralność, skutecznie pozbawiliśmy się człowieczeństwa. Człowiek przestał być miarą wszechrzeczy, w ujęciu Brizégo jest zaledwie trybikiem w maszynie idealnie działającego systemu, dla którego, przynajmniej w ujęciu reżysera, nie ma żadnej alternatywy.

„Miara człowieka”
reż. Stéphane Brizé
premiera: 22.01.2016

alt