Archiwum
28.06.2013

Przesilenie. Samobójstwo cyborgów

Piotr Dobrowolski
Festiwale


W przebiegu każdego androida nadchodzi chwila, w której chciałby ocknąć się do życia. Po półmetku intensywnego maltańskiego tygodnia nadeszło przesilenie.Jego znakiem jest wyraźne rozwarstwienie, dzielące przepaścią wydarzenia genialne i całą resztę. Atmosfera zwyżkuje, spotkania w klubie festiwalowym przybierają na sile, a artystyczne powroty podobnych tematów, opinii, stylistyk zaczynają nieco nużyć. Może nie zawsze sam przed sobą przyznaję, że nie interesują mnie już odpowiedzi na pytania, które ewokuje obecność maszyn (a zwłaszcza sztucznej inteligencji), podsuwane mi od narodzin science-fiction. Przykładem choreografia Cindy von Acker, prezentująca automatyzm działań kilku performerów wobec ich klasycznego warsztatu. Spektakl „Diffraction” tańczony był przez ludzi-maszyny tworzące jeden układ. Interpretacja głębszych sensów ich geometrycznego ruchu pozostawała dla mnie abstrakcją, co w żaden sposób nie uzasadnia mówienia o ich wartości.

Powrót do złotych lat kina sci-fi proponowała także Gisèle Vienne, która w solowym – przez większość czasu jego trwania – spektaklu „The Pyre” nawiązywała do samotności maszyn. Spektakularna scenografia rozbłyskującego wielokolorowym światłem tunelu dopełniana była mechanicznym ruchem budzącego się androida. Jego powstanie było początkiem – krótkiego jak u motyla – życia znaczonego chwilą wolności, która nieuchronnie prowadzić go musi do autodestrukcji. Barwność tła, a także stonowane tempo i drobne niedoskonałości mechanicznego ruchu performerki, ujawniające ludzkie oblicze maszyny – choć wiem, że nie wszyscy widzowie „The Pyre” zgodzą się ze mną – uważam za pozytywne strony tego przedstawienia. Nic, ale to nic dobrego nie znalazłem natomiast w opisywanym jako ciągły, „nieustający” projekt Simona Vincenziego „Luxuriant: within the reign of anticipation”. W surowych wnętrzach Starej Rzeźni reprodukowana była stylistyka snuff movies, a sam spektakl męczył próbami szokowania na siłę i powtarzalnością.

I wreszcie okazja wspomnienia o wydarzeniach wybitnych, których ważną cechę podsunęło mi uczestnictwo we wczorajszym koncercie muzyki Scotta Gibbonsa z wizualizacjami Romea Castellucciego. Jak wielkie możliwości daje nam współczesna nauka, pokazały właśnie dwa wydarzenia firmowane jego nazwiskiem. W „Four Season Restaurant” Castellucci zmuszał do zastanowienia się nad galaktycznymi odległościami i czasem, wykorzystując przechwycone dźwięki z odległości milionów lat świetlnych. Tymczasem wczorajszy koncert „Prelude to an Event” wykorzystywać miał zarejestrowane dźwięki wywoływane przez cząstki elementarne. Technologia pozwoliła na nagłośnienie i samplowanie tych pierwotnych odgłosów natury. Ruch monochromatycznych wizualizacji na ekranie w tle sugerował, że świat ludzkiej kultury i cała cywilizacja są jedynie pyłkami wobec odwieczności innych bytów. Szkoda, że w gwarze klubu festiwalowego i otaczających scenę świateł ulicy muzyka i obraz nie mogły całkowicie zdominować percepcji odbiorów. W ciemnej sali, przy większej skali projekcji można byłoby się stać częścią niewidzialnego zmysłowo świata. Fizyczne doświadczenie widza wymagałoby osobnego komentarza i krytyki. Na razie pozostaje mi odnotowanie faktu – wobec mocy uderzenia wizji, dźwięku, światła ludzkie zmysły pozostają bezradne.

Rick Deckard stwierdza na kartach „Łowcy androidów”: „Jeżeli zaprogramujesz odpowiednio silny impuls, będziesz zadowolona, że się obudziłaś”. Czy powinniśmy się przebudzić z jawy codziennej rzeczywistości, zaczynając śnić o elektrycznych owcach? I czy w tym celu pozwalać musimy, by ktoś uderzał nas, nokautem zmieniając rytm serca i spłycając oddech?

 

Malta Festival Poznań 2013

Wstępniak: Oh, man! Festiwal!

Dzień 1.: Para buch! Maszyna w ruch!

Dzień 2: Moje serce to pompa

Dzień 3: W dół króliczej norki

Dzień 4: Przesilenie. Samobójstwo cyborgów

Dzień 5: Guzik naciskamy, melodyjkę wygrywamy

Podsumowanie: Sześć dni, sześć nocy

 

fot. M.Zakrzewski, Gisèle Vienne, „The Pyre”

alt