Archiwum
17.10.2013

Zabić Kaspara

Adam Kruk
Film

Kaspar Manuliego wyłania się z morza niczym Wenus Botticellego albo jak afrykańscy uchodźcy przypływający na Lampedusę.

Pokazywany w zeszłym roku na festiwalu w Rotterdamie oraz na wrocławskich Nowych Horyzontach debiut fabularny Davida Manuliego jest impresją na temat legendy o znajdzie z Norymbergii, która inspirowała już wielu twórców. Jakby stosując się do zasady André Gide’a: „ponieważ nikt nie słucha, trzeba zawsze zaczynać od nowa” – reżyser przepisuje ją raz jeszcze i podnosi niemal do rangi mitu. W najnowszej wersji wyjątkowość Hausera polega nie tylko na tym, że pojawia się on znikąd. Przybysz żyje jakby sam dla siebie, nie ma potrzeby komunikacji. Cały czas śpi bądź słucha niepodłączonych do niczego słuchawek, pokrzykując od czasu do czasu swoje „Io sono Kaspar Hauser”. W dodatku jest prawdopodobnie albinosem i hermafrodytą, a przynajmniej trudno odgadnąć jego płeć – kategoria ta go nie dotyczy. Kaspara gra zresztą kobieta, Silvia Calderoni, którą reżyser wypatrzył podczas spektaklu kompanii Teatro Valdoca z Ceseny i zafascynował się jej nagim ciałem zwieńczonym głową żyrafy.

Rzecz dzieje się w roku 0 nad morzem Y na wyspie X, którą w filmie gra Sardynia – z jej regionalnego funduszu filmowego współfinansowano „Legendę Kaspara Hausera”. Osadzenie niemieckiej legendy w południowych pejzażach sprawia, że więcej podobieństw odnajduje się tu do Biblii niż do „Zagadki Kaspara Hausera” Wernera Herzoga, którą reżyser widział 20 lat temu i z której – jak twierdzi – nic nie zapamiętał. Manuli serwuje nam kolejną wersję opowieści chrystusowej, w której społeczność, choć wyczekuje mesjasza, kiedy ten wreszcie się pojawia, okazuje się nieprzygotowana na jego przyjęcie. Mesjasz więc – prawdziwy czy fałszywy – staje się piętnowanym Innym i przypada mu w udziale rola kozła ofiarnego. Musi zginąć, by społeczeństwo zintegrowało się wokół traumy mordu rytualnego. Albo po prostu dlatego, że nie wiadomo, co z nim zrobić.

Nie tak dawno podobny mechanizm pokazywała goszcząca na naszych ekranach „Anomalia”. U Manuliego znajdziemy jednak więcej ironii, południowego dystansu i zabawy niż w posępnej opowieści Petera Brosensa i Jessiki Woodworth, będącej czytelną metaforą pogrążonej w kryzysie Europy, zapożyczającą się u René Girarda. Trudniej też w „Legendzie” odgadnąć, czemu służyć ma sięganie po dawne toposy. Czy mamy do czynienia z apelem o wykluczanie odmieńców w społeczeństwach, w których urządza się polowania na czarownice – jak choćby na albinosów w Tanzanii czy na jednostki nieheteronormatywne w Rosji? Czy chodzi raczej o otwarcie na wielokulturowość w samych Włoszech? Wszak Kaspar Manuliego wyłania się z morza – niczym Wenus Botticellego, ale i tak jak afrykańscy uchodźcy przypływający na Lampedusę.

Reżyser, dość przewrotnie, deklaruje służbę realizmowi, twierdząc przy tym, że lepiej niż socrealizm służy mu surrealizm. Dlatego też nie trzeba zamykać jego filmu w jednej wykładni. Byłoby to zresztą trudne, bo mieszają się tu różne porządki symboliczne. Bezludna wyspa przynosi na myśl mityczną scenerię przednowoczesną, ale Kaspar ubrany jest w dres, a na niebie pojawiają się statki kosmiczne. Kraina należy do Księżnej (Claudia Gerini), ale porządku strzeże tu Szeryf (Vincent Gallo), którego brat czy sobowtór (również Gallo) dystrybuuje narkotyki. Nie wiadomo wprawdzie, komu, bo wyspa jest prawie bezludna, bezcelowo pałęta się więc i po plaży Dziwka, grana przez Elisę Sednaoui przypominającą młodą Helenę Christensen. Brzmi pretensjonalnie? Na szczęście przed afektowaną wiarą w moc symboli film chroni poczucie humoru, pozwalające cieszyć się „Legendą” niczym pokręconą komedią.

Przyjemność seansu zapewnia przy tym muzyka francuskiego DJ’a i kompozytora Vitalica oraz doskonała, oszałamiająca wizualnie stylizacja tej współczesnej baśni. Staranne kompozycje kadrów, ukazujące w czerni i bieli nieziemskie wręcz piękno Sardynii, inspirowane były sfotografowanym przez Toma di Cillo „Inaczej niż w raju” Jima Jarmusha. Plaże przypominają te z teledysków Herba Rittsa, w których jednak miejsce błogości zajmuje obezwładniające, niemal Brechtowskie poczucie obcości. Wszystko to pozwala, z jednej strony, z rozkoszą roztapiać się w surrealistycznych obrazach Manuliego, z drugiej zaś, samemu poczuć się w świecie „Legendy Kaspara Hausera” jak odmieniec.

„Legenda Kaspara Hausera”
reżyseria: Davide Manuli
premiera: 4.10.2013

alt