Archiwum
20.04.2016

 

„Wyobraź sobie, że powietrze, które wydychasz, zamienia się w jasny dym, z którym wylatuje z Twoich ust wszystko to, co cię martwi. Wszystko co cię smuci i rozprasza. Wszystko to wydostaje się przez szpary ścian i okien, uchodzi na zewnątrz i rozpływa się. Dym, który wydychasz, staje się coraz bardziej przejrzysty. Z każdym wydechem czujesz, że Twoje ciało wypełnia się jasną przestrzenią, że jest otwarte i gotowe. Czujesz, że jesteś częścią podróży, która właśnie się rozpoczęła. Wiesz, że w tej podróży nie jesteś sam. Wiesz, że ją współtworzysz. Otwórz oczy, i poczuj to z otwartymi oczami”.

Anna Nowicka*

Po konfrontacji z muzyką Błażeja Króla, która do ucha wpada i już potem głowy nigdy nie opuści, trochę trudno zrozumieć to, że muzyk dalej mieszka z żoną w zacisznej wsi Jennin pod Gorzowem Wielkopolskim, a za sporym sukcesem artystycznym nie idą w parze koncerty w wielkich salach. Być może to przywiązanie Króla do gorzowskiej prowincji jest powodem jego ciągłej obecności na scenie alternatywnej, z której wyłonił się legendarny duet UL/KR. Po wypuszczeniu dwóch wyjątkowo soczystych albumów Błażej zawiesił jednak działalność z Maurycym Kiebzak-Górskim (zamiast typowych książeczek, do płyt dołączali plakaty z tekstami, które czytało się trochę jak mapy skarbów).

Jeśli zapytać samego Króla, to przyznałby, że projekt UL/KR miał jeszcze duży potencjał do wykorzystania. A zawieszenie duetu nie było spowodowane kłótnią (panowie nadal się spotykają), lecz naturalną chęcią spróbowania czegoś nowego. Dodałby też, że spełnia się przy innych projektach: Lauda – współtworzonym z żoną Iwoną oraz solo jako KRÓL.

Zresztą od designerskiej strony niedaleko pada jabłko od jabłoni – stąd też szata graficzna UL/KR i KRÓLa różni się tylko nieznacznie (obie płyty duetu i pierwsza solowa KRÓLa wyszły nakładem Thin Man Records, a „Wij” i „Przez sen” wypuściło Kayax). Nietrudno wyobrazić sobie wieczór z setem muzycznym złożonym ze wszystkich pięciu płyt. Testowaliśmy to zresztą – i taki eksperyment udaje się nad podziw dobrze.

Maurycy Kiebzak-Górski udziela się obecnie w zespole Żółte Kalendarze, który po wypuszczeniu w mikronakładzie fascynującego mini-albumu „Boli mnie serce i dusza” dopiero w ubiegłym roku wydał drugi – „The Best Of Żółte Kalendarze”. Zespół cechuje specyficzne poczucie humoru. Coś, czego zupełnie nie uświadczymy u Króla – jego muzyka (to jakby odświeżona formuła poezji śpiewanej) jest jak najbardziej na serio. Romantyczną, duszną atmosferę płyt i afektowane słowa utworów trzeba kupić w całości albo odrzucić, co by się nie sparzyć melancholią. Pamiętajmy, że Polacy są w gruncie rzeczy narodem smutasów – a kreatywny smutek Króla doskonale pasuje do depresyjnych polskich pejzaży urbanistycznych, skomponowanych z PRL-owskich straszaków i równie brzydkiej nowej architektury, czy bliskiego sercu smutku wiejskiego. Do nieokreślonych granic przestrzeni wsi odnosi się zresztą „Gennin” Laudy.

Trzy solowe albumy Króla: melancholijny, wiosenno-jesienny „Nielot”, wieczorno-zimowy „Wij”, czy najnowszy, dedykowany Morfeuszowi „Przez sen” nie wymagają zbyt wiele zaangażowania od odbiorcy i ich odsłuch może towarzyszyć wszelakim czynnościom życiowym. Są dobre do latte, małej czarnej, jesiennej herbatki, nocnego piwka i wódeczki, porannego śniadanka i wieczornego skrobania linijek tekstu. Naturalnie cechująca je przystępność to efekt kilku zasad, którym Król pozostaje wierny.

Zasadą przewodnią jest unikanie nadmiernego przeintelektualizowania. To jednak podchwytliwa zasada. Słuchając albumów Króla, nie trzeba przykładać zbyt dużej uwagi do słów – zwykle wystarczy się oprzeć na chwytliwych kompozycjach i towarzyszących im emocjach. W zasadzie – chyba mają wręcz terapeutyczne działanie. To, że ta pozorna przystępność skrywa coś jeszcze odkrywamy, gdy zajrzymy do towarzyszących albumom książeczek, wyglądających jak rasowe tomiki. Król zbioru wierszy pewnie nigdy nie wyda (byłoby to dla niego czynem zbyt ostentacyjnym), jego „poezje” zresztą bez muzycznego opakowania nabierają zgoła innego charakteru. Stają się o wiele bardziej drapieżne, „niepotrzebnie” zaprzątają myśli i zmuszają nas – jak uczniów na lekcji języka polskiego – do rozwikłania znaczenia. Zwykle główkowanie niewiele daje.

Drugą zasadą jest specyficznie rozumiana oszczędność. Każdy album Króla jest krótki (to jakby wycinek jakiegoś większego obrazu) i jeśli przesłuchamy go tylko raz, niewiele z tego wyniesiemy. Zwłaszcza w przypadku „Przez sen” wypadałoby wręcz zacytować Taco Hemingwaya: „zapętl epkę na słuchawkach, no i obudź się przy mnie” („100 kmh”). Ten wymóg zapętlenia całości przekłada się zresztą na repetycyjny charakter utworów. Król tworzy więc w duchu i konwencji muzyki pop, przekraczając jednak jej ograniczenia.

Każdy z utworów zamieszczonych na najnowszej płycie jest wynikiem poszukiwań w kreowaniu oryginalnej formy. Czasami jest to połączenie sennej warstwy muzycznej z sennością poetyki tekstu („za duże / za bardzo”, „daj się uśpić”, „dla zabawy”, „jedno z nas”), innym razem senność wyrażona jest przez zdominowanie utworu przez warstwę muzyki elektronicznej („sen 4”, „sen 49”, „sen 289”, „sen 27686”). W utworze „jawa” Błażej Król śpiewa: „byle szybko wbiec do domu / i zatrzasnąć drzwi”, opowiadając o przesyceniu rzeczywistością.

Cytując tekst Błażeja Króla z jednego z utworów „Przez sen”: „to miało być tylko dla zabawy” i stwierdzenie bardzo czynnej uczestniczki koncertu w warszawskiej Hydrozagadce: „jakieś to takie nie do tańczenia”, natrafiamy na paradoks. Jest to połączenie popowej formy, niosącej ze sobą lekkość parzystego metrum i prostotę linii melodycznej, do której, jakby nie patrzeć, jeśli nie ma się charyzmy godnej Thoma Yorka, nie da się tańczyć. Potrzeba odrobiny szaleństwa i zatracenia się w oniryczności muzyki, w przeciwnym razie gibiemy się z butelką piwa obok smętnego sąsiada. Sama Hydrozagadka to miejsce bardzo specyficzne, krzyżuje się tu krzepka część ludności warszawskiej zamieszkującej Pragę z grupą outsiderów szukających nowych brzmień. Pub jest ukryty w jednym z licznych podwórzy, do którego trafiają fani przydusznawej atmosfery, towarzyszącej odkryciom muzycznym. Premiera nowej płyty Króla spotkała się tu z wielkim entuzjazmem i jednocześnie delikatnym rozczarowaniem w pewien kwietniowy wieczór, podczas którego mieszkańcy stolicy chcieli wyrwać się z szarego życia i zaszaleć na parkiecie.

„Przez sen” można słuchać w dowolnej pozycji na stojąco, na leżąco, z głową przyklejoną do poduszki. Piękno prostoty tej płyty sprawia, że muzyka wciąga i hipnotyzuje: „daj się uśpić kołysaniu”, śpiewa do nas Król, jakby chciał swoich słuchaczy otumanić dźwiękami.

Błażej Król
„Przez sen”
Kayax Music
premiera: 11.03.2016

* fragment „Ciemności” z eksperymentalnego spektaklu Anny Nowickiej „Stany wyśnione”. Dzięki uprzejmości artystki.

alt