Archiwum
04.11.2010

Krajobraz z bombą

Jacek Zwierzyński
Sztuka

Od ponad półtora roku trwa spór dotyczący projektu „Minaret” Joanny Rajkowskiej, zakładającego przekształcenie poprzemysłowego komina przy ulicy Ewarysta Estkowskiego w Poznaniu na minaret.

W 2008 roku Rajkowska, zaproszona przez władze miasta, odbywała w stolicy Wielkopolski dwumiesięczną rezydencję artystyczną. Jej celem było stworzenie niezwykłej pracy w miejskiej przestrzeni. Artystkę zauroczyła chaotyczna zabudowa przy ulicy Estkowskiego, przypominająca jej architekturę w Dżeninie na Zachodnim Brzegu, gdzie Rajkowska prowadziła warsztaty teatralne w obozie dla uchodźców. Podczas dyskusji w Galerii Miejskiej „Arsenał” w 2009 roku przedstawiła swój projekt jako wizualną realizację traumy tamtego doświadczenia: „Czas w Dżeninie należał do najważniejszych w moim życiu. Trochę czuję [się] jakbym stamtąd nigdy nie wyjechała”. Dodała jednak, że „to nie jest też kaprys kogoś, kto był na Bliskim Wschodzie, ale wyrażenie potrzeby różnorodności w homogenicznym społeczeństwie”.

„Minaret” wywołał liczne protesty, między innymi Kolegium Sędziów Konkursowych SARP, uznające go za element „obcy kulturowo”, a cały projekt za „nieposiadający żadnych istotnych walorów artystycznych związanych z wydarzeniami kulturalnymi miasta Poznania”, czy niektórych polityków. Jednak to Miejska Konserwator Zabytków skutecznie zablokowała jego realizację, ponieważ Stare Miasto znajduje się pod ochroną jako Pomnik Historii i „wszelkie działania burzące [jego] układ są niewskazane ze stanowiska konserwatorskiego”, co za tym idzie: „niedopuszczalna jest zmiana charakteru komina”. W związku z negatywną opinią konserwatorską Rajkowska postanowiła, przynajmniej tymczasowo, nanieść na komin przestrzenny rysunek minaretu wykonany przy pomocy diod LED. Instalacja miała być gotowa w październiku, ale okazało się, że węże świetlne, znane między innymi z dekoracji bożonarodzeniowych, zagrażają konstrukcji ceglanego komina, więc niezbędna stała się zmiana projektu i przesunięcie otwarcia na listopad. Może to i tak za wcześnie, gdyż zdaniem wiceprezydenta Poznania Sławomira Hinca „zanim zaczniemy epatować takimi symbolami jak minaret, to musimy wiedzieć, co one oznaczają”. Dlatego w styczniu przyszłego roku w kilku poznańskich liceach, a we wrześniu – we wszystkich, rusza program edukacyjny o współistnieniu z przedstawicielami różnych kultur, którego pomysłodawcą jest podobno sam pan prezydent. Można to uznać za pewien sukces Rajkowskiej, ale nie każdy przecież chodzi do liceum, a reprezentacja wizualna jest kwestią kluczową w naszej kulturze. Tylko po co minaret w mieście, gdzie nie żyją muzułmanie? W państwie, które nie ma nic wspólnego z islamem, cywilizacją śmierci?

„W głębi naszych szlachetnych dusz jesteśmy rasistami”, stwierdza w 1961 roku Jean Paul Sartre w posłowiu do „Wyklętego ludu ziemi” Frantza Fanona. Dodaje, że w każdym Europejczyku tkwi kolonizator. Cóż, ówczesna sytuacja diametralnie różni się od obecnej, dodajmy – naszej. Francja od 7 lat prowadziła wojnę kolonialną w Algierii, w której zginęło ponad milion tubylców. Co prawda, utrzymujemy nasze wojska w Iraku i Afganistanie, jednak nie wiadomo dokładnie, co tam robią poza tym, że raz na jakiś czas któryś z żołnierzy ginie.

Pewnie rzeczywistość wojny (?) pokrywa się z tą przedstawioną z amerykańskiej perspektywy w nagrodzonym sześcioma Oscarami filmie „Hurt Locker”. Młodzi piękni mężczyźni jeżdżą po egzotycznej krainie i rozbrajają nie wiadomo przez kogo i w jakim celu podłożone miny. Mniejsza z tym, że można nakręcić podobny film o niedoszłym zamachu na Hitlera na Alejach Ujazdowskich w 1939 roku, jeżeli liczy się tylko to, żeby nic nie wybuchło. Tło filmu Kathryn Bigelow zostało zarysowane równie wnikliwie, jak w komputerowej grze akcji, postaci tubylców wyglądają z reguły dziwnie, przemieszczają się bez celu, wydają niezrozumiałe dźwięki. Obraz ten jest zaskakująco bliski opisowi Algierii połowy XX wieku u Fanona: „Algieria nie tylko została podbita, lecz w sposób oczywisty ograniczona wyłącznie do terytorium – miejsca na ziemi. Algierczycy, kobiety w haikach, gaje palmowe i wielbłądy tworzą naturalne tło człowieka, jakim jest Francuz”. Jedyna różnica polega na tym, że ten egzotyczny krajobraz obecnie jest nasycony niebezpieczeństwem, teraz każdy tubylec ma bombę.

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Arab przestał być dla Europejczyka dzikusem jak każdy inny, stał się groźny. Jeszcze w połowie ubiegłego wieku uważano, że Arabowie, przynajmniej ci z Afryki Północnej, są tacy sami, jak Murzyni z reszty kontynentu. Ekspert Światowej Organizacji Zdrowia John Colins Carothers w artykule z 1954 roku stwierdza, że przeciętny mieszkaniec Afryki do złudzenia przypomina Europejczyka po lobotomii, a to dlatego, że ich życiem kierują procesy międzymózgowia, a nie jak u ludzi – kory mózgowej. Zmiana nastawienia Europy wiąże się niewątpliwie ze współczesnym zjawiskiem, jakim było „przebudzenie islamu” wraz z jego wszystkimi konsekwencjami. Mechanizm wzrostu radykalizmu religijnego w koloniach, a czym, jak nie koloniami, był Afganistan czy Iran, diagnozuje Sartre w cytowanym wyżej tekście: „mieszkańcy kolonii bronią się przed alienacją kolonialną popadając w alienację religijną. W rezultacie łączą oba wzajemnie się wzmacniające rodzaje alienacji”. Podobnie, obecną siłę katolicyzmu w Polsce można tłumaczyć latami zaborów, okupacji hitlerowskiej i radzieckiej, a wreszcie rządów komunistycznych. Z drugiej strony, czasami fanatyczny islam najwyraźniej odpowiada interesom kolonizatora, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że rosyjscy milicjanci strzelają z paintballa do Czeczenek, które nie zasłoniły włosów? Jak dla Sartre’a antysemityzm tworzy Żyda, a dla Fanona rasizm – Murzyna, tak ksenofobia współczesnej kultury euroatlantyckiej tworzy muzułmanina, nie w sferze wyobrażeń, tylko realnie determinując jego postawę wobec świata.

Oczywiście, nie dotyczy to naszego państwa. Polska od setek lat kultywuje tradycje tolerancji, w zgodzie z Polakami żyli tu – bo z różnych względów już nie żyją – Niemcy, Żydzi, Litwini, Rusini, Karaimi i tak dalej. Czy po postawieniu „Minaretu” nie byłoby trochę tak jak dawniej, gdy po jednej strony rynku niezidentyfikowanego miasteczka stał kościół, po drugiej – cerkiew, a po trzeciej bóżnica? W Poznaniu znalazłby się na osi wyznaczanej przez katedrę oraz Pływalnię Miejską, dawny budynek Synagogi Nowej, o ile jej nie wyburzą, o co wnosił w 2006 roku europoseł PiS, historyk sztuki, Marcin Libicki.

Postać, jaką przybrały spory wokół „Minaretu” Rajkowskiej, najlepiej dowodzi zasadności tego projektu i potrzeby głębszej diagnozy naszych problemów z islamem. Bez jego materialnej realizacji dyskusja ucichnie i będziemy mogli spokojnie wrócić do bezrefleksyjnego samozadowolenia z polskiej tolerancyjności.

 

Joanna Rajkowska, „Minaret”
projekt publiczny (projekt w procesie realizacji)
www.minaret.art.pl
Poznań 2010