Archiwum
22.11.2019

Koniec świata na końcu świata

Dominika Gracz-Moskwa
Literatura Komiks

O tym, że Jan Mazur jest doskonałym obserwatorem polskiej rzeczywistości, przekonać mogliśmy się już podczas lektury jego poprzedniego komiksu, „Tam, gdzie rosły mirabelki”. Tym razem autor zabiera nas na prowincję, a okazja ku temu jest dość nadzwyczajna: koniec świata.

Makowice to wieś (nie)spokojna, wieś (nie)wesoła, gdzieś tam, na Podlasiu. Jeśli ktoś tam trafia, to z przypadku (drogowskaz źle stoi), jeśli ktoś stamtąd wyjeżdża, to raczej nie wraca, a jeśli już, to nie jest z tego faktu zadowolony.

Komiks rozpoczyna się w momencie, gdy mieszkańcy Makowic dowiadują się o tytułowym końcu świata: wojnie, apokalipsie, atomowej zagładzie – bo różnie będzie on nazywany. Od tej chwili obserwować będziemy różnorodne reakcje na tę wstrząsającą wiadomość. Jednakże życie we wsi płynie dalej – czy to z powodu jej peryferyjności, czy też dlatego, że ataki nie dotknęły bezpośrednio Makowic (zniszczone zostały wszystkie ośrodki miejskie powyżej 100 tys. mieszkańców). Koniec świata nie jest więc niczym spektakularnym, to raczej plotka, nieszczęśliwa wiadomość, która sprawia, że zaczynamy martwić się o członków swojej rodziny, ale która nie powstrzymuje nas przed pracą w ogrodzie czy ugotowaniem obiadu. Mieszkańcy Makowic uciekają, przynajmniej częściowo, w codzienność i rutynę, które pozwalają podtrzymać znany im, stary świat. Tkwiąc w ułudzie, że nic się nie zmieniło, starają się zachować pozory normalności. Te przerywane są nocnymi wizytami członków Obrony Terytorialnej czy przyjazdem anarchistów. Aktywność anarchistów to jeden z wątków, któremu Mazur poświęca najwięcej miejsca. Otóż zachęceni wizją końca starego świata, postanowili rozpocząć w Makowicach budowę nowego. Kryzys jawi się więc jako szansa: pole nowych doświadczeń i zmian. Jak teoria sprawdzi się w praktyce, jak dalekosiężne cele zadziałają w zderzeniu z lokalnymi realiami i czy uda się nawiązać nić porozumienia pomiędzy młodymi ideowcami i mieszkańcami Makowic? Oczywiście na żadne z tych pytań nie wypada odpowiadać w recenzji, niemniej Mazur świetnie uchwycił dysonans pomiędzy obiema grupami, brak wspólnego języka, niemożliwość pełnej komunikacji, ale także niebezpieczeństwo płynące ze strony tych, którzy mają wiedzę. Bo ta, jak wiadomo, jest bezpośrednio skorelowana z władzą.

Centralną problematykę komiksu stanowią relacje – zarówno te między jednostkami (członkami rodziny, mieszkańcami wsi), jak i między jednostką a społecznością. Mazur w głównej mierze skupia się na więzach rodzinnych, a przede wszystkim na relacji rodzic–dziecko. Makowice rozsadzają wszystkie możliwe problemy współczesnej prowincji, w tym depopulację wynikającą z odpływu młodych do większych ośrodków, w Polsce i za granicą. Łączy się to oczywiście z nieuchronnym rozpadem więzi rodzinnych, które w wyniku wizji końca świata żyjące w Makowicach starsze pokolenie chce jak najszybciej odbudować. Okazuje się jednak, że geograficzna bliskość zdaje się na nic w obliczu nieprzepracowanych problemów. Bo dlaczego Marek, który właśnie przyjechał do swojej matki, myśli jedynie o ponownej ucieczce? Dlaczego w obliczu apokalipsy postanawia zostawić ją ponownie samą? Dlaczego jego siostra, Dorota, nie odzywa się już od roku? I dlaczego on sam pyta ze strachem: „Bo jak to tak, własnej matki nie kochać? Nie lubić nawet?”. Bohaterowie poczują więc potrzebę naprawy nieprzepracowanych relacji; inni, choć wcale tego nie chcą, będą zmuszeni odnaleźć się w nowej rzeczywistości; jeszcze inni natomiast postarają się zrobić wszystko (albo jak najmniej), aby nie zmieniać w swoim życiu absolutnie nic.

Wątków i postaci jest znacznie więcej. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że łatwiej byłoby wyliczyć kwestie i problemy, których Mazur postanowił nie poruszać w komiksie, niż te, które się w nim pojawiły. Ich liczba może przynajmniej mocno zastanawiać, zwłaszcza, jeśli te nie są kontynuowane wraz z upływem historii. Postaci i pytania, które stawiają (albo: które stawiać można poprzez nie), zdają się walczyć między sobą o czas antenowy, starając się choć na chwilę zająć naszą uwagę. Można dyskutować nad tym, czy bohater jest zbiorowy (mieszkańcy Makowic), czy też autor wyraźnie faworyzuje pewne historie (Marek i jego matka, anarchiści). Jednakże liczba postaci i wątków drugo- i trzecioplanowych zaskakuje obfitością i prowokuje pytania „po co?”, „co dalej?” i „co z tego?”. Być może decydując się na tak liczną obsadę komiksu, warto byłoby pokusić się o rozwinięcie historii i powrót do pewnych rozpoczętych kwestii, jak chociażby jednego z ważniejszych, zdawałoby się, pytań: „A to Polska jeszcze istnieje?”. Lub odwrotnie: o skrócenie wątków głównych, które mogą wydawać się niepotrzebnie rozciągnięte. Można by więc albo rozwinąć pewne elementy, tworząc komiks o wiele bardziej kompleksowy, albo zdecydowanie okroić całość i postawić na intensywniejszą, bardziej skondensowaną formę.

Rozczarowywać może także zakończenie – i to nie tylko dlatego, że rozbija napięcie i szczęśliwie rozwiązuje wszelkie punkty sporne. Także dlatego, że nie pozwala na zaistnienie zmiany. Zmiany, która wydawałoby się, w kontekście końca świata powinna być oczywista i konieczna – przecież każdy koniec to także początek. Jednakże okazuje się, że w Makowicach nawet apokalipsa to zbyt mało, aby naruszyć stare, dobre status quo. To zresztą widoczne jest wyraźnie także we wcześniejszych scenach, w których obserwujemy, jak „niekonwencjonalne” zachowania odbijają się od obyczaju jak od muru. Jedynymi zmianami, na jakie Mazur pozwala, są te zachodzące w jednostkach i dotyczące relacji z bliskimi. Natomiast takie kwestie jak społeczne zwyczaje, a nawet codzienne rytuały, pozostają bez zmian. Można więc upierać się, że Mazur jest po prostu konsekwentny, że zakończenie jest logiczną kontynuacją klucza zastosowanego w całym komiksie. Można uznać, że jest to wizja zarówno optymistyczna, jak i pesymistyczna: optymistyczna, bo pokazuje, że w sytuacji, w której wszystkie zasady i reguły powinny zniknąć, pozostają miejsca bezpiecznie niezmienne; pesymistyczna, bo udowadnia, że zmiana jest niemożliwa, a funkcjonujący standard nie do ruszenia. Można w końcu stwierdzić, że Mazur wybrał po prostu najbezpieczniejsze wyjście. Nie zmienia to faktu, że komiks pozostawia poczucie niedosytu i zawodu.

Zawodu nie zrobiła za to kreska (choć zapewne część osób będzie mieć do niej zastrzeżenia). Mazur rysuje prosto – i to bardzo. Ascetycznie, minimalistycznie. Jednym słowem – patyczaki. I to się po prostu sprawdza. Bo co z tego, że rysunek jest uproszczony, skoro Mazurowi wystarczy kilka kresek do zarysowania całej palety emocji? Umiejętność nakreślenia za pomocą kilku elementów żalu, niezręczności, zakłopotania czy złości bohaterów świadczy raczej o talencie niż jego braku. Przecież właśnie o to chodzi, aby rysunek „działał” na odbiorcę (działa), aby pozwalał na płynne śledzenie historii (pozwala), aby umożliwiał jasne rozeznanie się w tym, kto jest kim (umożliwia) i aby współdziałał z płaszczyzną narracyjną (współdziała). Prosta kreska przede wszystkim nie narzuca silnej interpretacji odautorskiej, a pozostawia sporo miejsca na odczucia odbiorcy.

Warto zresztą przypomnieć, że Mazur nie jest jedyny – w tej samej estetyce poruszają się także Jacek Świdziński oraz Jakub „Dem” Dębski. Wszyscy trzej autorzy wydają poczytne komiksy, które nominowane są do kolejnych nagród (Mazur i Świdziński w 2018 r. do nagrody za najlepszy polski album na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, rok później Dem; Świdziński w 2018 r. nominowany był także do nagrody Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego w dwóch kategoriach: dla najlepszego komiksu polskiego i dla najlepszego scenarzysty – otrzymał nagrodę w tej drugiej).

Wcześniejsze zarzuty o rozdrobnienie historii czy o formułę zakończenia nie zmieniają faktu, że „Koniec świata w Makowicach” wypada całościowo całkiem dobrze. Jan Mazur sprawdza się zarówno jako scenarzysta (coraz lepszy), jak i rysownik (niezmiennie w formie). Przede wszystkim zaś jako świetny obserwator i portrecista współczesnej Polski – jej bolączek, problemów i dziwactw, obaw siedzących w każdym z nas. Czytając historię mieszkańców Makowic z łatwością odnajdziemy wątki w taki czy inny sposób do nas przystające. Bo nieważne, jak bardzo chcielibyśmy z Makowic uciec, ostatecznie jest to niemożliwe. Makowice są w końcu w każdym z nas.

 

Jan Mazur, „Koniec świata w Makowicach”
Kultura Gniewu
Warszawa 2019