Archiwum
05.08.2017

Jeśli umierać, to na swoich zasadach

Andrzej Marzec Aleksandra Terpińska
Film Rozmowy

„Najpiękniejsze fajerwerki ever” mówią o tym, że możesz wybrać, że nie umrzesz za nic. Jeśli nie pozwalają ci żyć tak, jak chcesz, możesz przynajmniej zdecydować o własnej śmierci, to również jest pewien moment wyzwolenia – mówi reżyserka Aleksandra Terpińska w wywiadzie dla CzasuKultury.pl

Andrzej Marzec: Ostatnio w polskim kinie obserwuję zjawisko, które można by nazwać „drugim życiem Kieślowskiego”. Małgorzata Szumowska w „Ciele” wchodzi w twórczy dialog z tak zwaną kieślowszczyzną, „Zjednoczone stany miłości” Tomasza Wasilewskiego estetycznie zadłużone są w „Dekalogach”. Twój film wygrał konkurs na najlepszy scenariusz z okazji Roku Kieślowskiego. Nawiązanie do tego reżysera to Twój świadomy wybór z powodu fascynacji czy raczej dzieło przypadku?

Aleksandra Terpińska: Trudno nie szanować Kieślowskiego za jego filmową twórczość. Muszę przyznać, że bardzo lubię jego filmy. Obrazy Kieślowskiego mają dużą siłę oddziaływania i są piękne, choć niektórym mogą się wydawać naiwne. A jeśli chodzi o „Najpiękniejsze fajerwerki ever”, to napisałam osmiostronicowy tekst – dla mnie bardzo ważny z racji tematu – stanowiący dywagację na temat tego, co by się stało, gdyby w Europie, teraz, doszło do konfliktu zbrojnego. Jednak ten krótki tekst był prawie nierealizowalny ze względu na wysoki budżet. Kiedy ogłoszono konkurs na współczesną interpretację „Przypadku”, w którym nagrodą był budżet na realizację filmu, poczułam, że pomiędzy tym, co napisałam, a filmem Kieślowskiego istnieje ciekawa płaszczyzna dialogu. Rozwinęłam ten tekst do formatu trzydziestominutowego. Także przypadek, zbieg przychylnych okoliczności, a równocześnie świadome nawiązania i próba dialogu z kieślowszczyną.

Twój film stara się być wierny dziedzictwu Kieślowskiego czy może jest aktem nieposłuszeństwa, przekroczenia jego dobrze ugruntowanego dziecictwa filmowego?

„Przypadek” zainspirował mnie, lecz nie w dosłowny sposób. Zależało mi na tym, żeby nie powielać po raz kolejny formalnego schematu obecnego w filmie Kieślowskiego. Nie chciałam pokazywać trzech wariantów życia jednej osoby, które zmienia się pod wpływem pozornie nieznaczącego zrządzenia losu. Odniesienia są, ale raczej subtelne. „Przypadek” potraktowałam jako punkt wyjścia i w pewnym sensie punkt odniesienia do historii, którą chciałam opowiedzieć.

Co w takim razie w Twoim filmie odgrywa rolę przypadku?

W moim filmie pojawia się coś, co na pierwszy rzut oka jest zupełnie niezależne od nas, wydarza się poza nami: konflikt w państwie – i można powiedzieć, że to właśnie on pełni tu funkcję przypadku. Moje pokolenie długo nie zajmowało się polityką, oduczyło się aktywnej, zaangażowanej postawy społecznej. Polityka nie była do tej pory czymś interesującym, nie była tematem, który poruszało się wśród znajomych na imprezach. Dopóki żyliśmy w miarę spokojnym państwie, można było – w niektórych przypadkach przez całe życie – nie mieć do czynienia z polityką, nie podejmować politycznych wyborów, jedynie pracować i cieszyć się życiem. Ten brak czujności okazał się jednak niebezpieczny.

W jednym z wywiadów, po sukcesie „Najpiękniejszych fajerwerków ever” w Cannes, wspominałaś, że Twój film ma wymowę uniwersalną. Jednak ostatnie wydarzenia w Polsce pokazują, że ten film być może dotyczy przede wszystkim kraju, w którym powstał.

To jest przerażające. Z jednej strony, bezpośrednią inspirację mojego filmu stanowiły wydarzenia na Ukrainie, z drugiej – przemyślenia dotyczące powstania warszawskiego i II wojny światowej. Później doszły do tego również niepokojące doniesienia z Syrii. Starałam się za wszelką cenę unikać wskazywania na to, czego dotyczy pokazywany przeze mnie konflikt, gdyż to nie ma znaczenia. Dynamika konfliktu przebiega zawsze podobnie. Ludzie zostają porwani, opętani przez jakąś ideologię, która wydaje się im jedynie słuszna, zakłada im klapki na oczy i nie widzą tego, że jedyne, co niesie ze sobą, to przemoc. Sytuacja w Polsce jest o wiele bardziej skomplikowana, by wyjaśniać ją jedynie walką o władzę i próbą jej monopolizacji, wydaje mi się, że to o wiele głębszy proces.

Najbardziej przerażające jest to, że konflikt zawsze odbywa się według podobnego schematu i naprawdę nie ma znaczenia, kto jest po której stronie barykady, gdyż cierpią zawsze cywile, zwyczajni ludzie – ten mechanizm właśnie chciałam w moim filmie uchwycić.

Po której stronie barykady stoisz Ty?

Ja jestem po stronie człowieka. Staram się zawsze patrzeć jednostkowo i zdobyć jak najwięcej danych o sytuacji – najlepiej nie zabarwionych ideologią. Ostatnio cierpię z powodu braku obiektywnego dziennikarstwa, staram się co prawda czytać obydwie strony wojny polsko-polskiej, jednak w tej chwili strony konfliktu są tak dramatycznie zradykalizowane i przepełnione nienawiścią, że nie da się czytać ani „Do Rzeczy”, ani „Gazety Wyborczej”

Zazwyczaj angażuję się w sprawy, które uważam za ważne, ale staram się nie być w tym histeryczna, a raczej rzetelna. Na tyle, na ile pozwala czas – orientować się w istocie problemu, znać zdanie obydwu stron konfliktu i tak dalej. Oczywiście są rzeczy, które zwyczajnie mnie złoszczą, jednak uważam, że zaangażowanie musi zostać poparte odpowiednią wiedzą, bardziej niż emocjami i populizmem. Naszym absolutnym obowiązkiem jest – zwłaszcza teraz – być świadomym, odpowiedzialnym obywatelem, uważnie patrzeć na ręce politykom i wychodzić na ulicę za każdym razem, kiedy ich działania są niezgodne z naszymi wartościami, nie mówiąc już o niezgodności z prawem czy z konstytucją.

Czy polskie środowisko filmowe jakoś odzwierciedla rosnącą społeczną radykalizację i jest również podzielone?

Większość filmowego środowiska, które znam, posiada poglądy lewicowe lub umiarkowanie lewicowe. Wśród moich filmowych znajomych mogę znależć jedną, może dwie osoby o poglądach mocno prawicowych i, szczerze mówiąc, lubię z nimi rozmawiać – to sprawia, że mogę przynajmniej spróbować zrozumieć drugą stronę.

Zresztą mam wrażenie że ten podział na lewicę i prawicę (czy też lewaków i prawaków) tez stał się znakiem czasów – czy pięć lat temu było ważne, po której stronie barykady jesteś? A takie dychotomizowanie, generalizacja służą jedynie zaognieniu konfliktu. Sprawiają, że częściej i chętniej posługujemy się stereotypami i – no właśnie – generalizujemy zamiast patrzeć na człowieka jednostkowo. Ideologia to klapki na oczach – zawęża pole widzenia albo sprawia, że twój świat staje się czarno biały. A jak robić filmy, nie widząc kolorów? Świat jest trochę bardziej skomplikowany niż proste dychotomie i myślę, że każdy twórca filmowy, który widzi mnogość odcieni świata, jest bliżej bycia dobrym reżyserem – do tego oczywiście dochodzi warsztat, ale to szersze widzenie jest kluczowe dla dobrego filmu. Laurki na rzecz ideologii, w których przebiega wyraźny podział na dobrych i złych, są zwyczajnie nudne.

Wracając do europejskiej historii kina: Twój film bardzo przypomina mi „Marzycieli” Bernardo Bertolucciego. Pokazujesz trójkę bohaterów żyjących w izolacji, pewnej estetycznej utopii, wiodących życie niezaprawione żadną ideologią…

„Marzycieli” obejrzałam dopiero w trakcie kręcenia filmu, na to podobieństwo zwróciła mi uwagę Justyna Wasilewska i rzeczywiście można odnaleźć pewne punkty wspólne. Pytanie brzmi: czy tak się w ogóle da żyć? Okazuje się, że nie, bo jeśli się zdystansujesz lub odizolujesz od ideologii, ona zawsze prędzej czy później cię dopadnie i będziesz musiał podjąć decyzję, a potem ponieść konsekwencje każdego wyboru – prawego, lewego czy też apolitycznego.

Trójka marzycieli, niezaangażowanych politycznie bohaterów, dokonuje jednak szeregu przekroczeń w przestrzeni seksualności. Seks nie jest, jak mogłoby się na początku wydawać, polem walki czy konfliktu (element zdrady), lecz niesie ze sobą nadzieję, buduje jedność opartą na różnorodności…

Uświadomiłam sobie, że miłość nie ma aż takiego znaczenia, gdyż ludzie, powołując się na nią, czasami potrafią robić sobie nawzajem straszne rzeczy. Być może to, co jest najważniejsze, to moment bliskości, bycie z kimś jedynie przez chwilę, ale prawdziwie. W moim filmie nie jest wcale istotne, kto kogo zdradził, ale to, że na koniec trójka przyjaciół przytula się do siebie i potrafi być ze sobą bardzo blisko, nie chować żadnej urazy. Bliskość prawdopodobnie jest jedynym, co nam pozostaje. Poza tym środowisko, w którym się poruszam, ma za nic normy obyczajowe i to, co zdecydowałam się przedstawić, mnie nie szokuje. Jestem raczej zaskoczona tym, że to może się wydawać komukolwiek szokujące. Nie tylko ludzie z liberalnych środowisk zdradzają, jednak to oni mają szansę mówić o tym bardziej otwarcie. Relacje, które możesz zobaczyć w moim filmie, mają przede wszystkim mówić o pragnieniu bliskości z drugim człowiekiem, a nie po prostu o seksie i jego wyzwalającej sile.

Główna bohaterka, Ju, w trakcie imprezy mówi: „Drodzy państwo – wszyscy umrzemy!”. Dlaczego uśmiercasz postaci, z którymi się identyfikujesz? Czy dla takich marzycielskich postaw nie ma już miejsca w przestrzeni konfliktu?

Staram się po prostu oswoić ze śmiercią i ten film jest jedną z takich prób. Sama świadomość kruchości życia sprawia, że bardziej je szanujesz. Tę chwilę, gdy jesteśmy w stanie dopuścić do siebie taką niewygodną myśl, uznaję za ważny moment w życiu. Czasami trzeba się zmierzyć z własnymi lękami i zadać sobie pytanie: jak bym się zachowała w tej sytuacji? Pytania są zdecydowanie ciekawsze niż odpowiedzi, dlatego w moim filmie staram się prowokować do ich zadawania, unikając proponowania jakichś konkretnych rozwiązań.

Polska historia często nadawała sens śmierci, która sama w sobie jest sensu pozbawiona. Mówi się o umieraniu za kogoś, w imię czegoś… W wypadku konfliktu jego najbardziej pociągającym elementem okazuje się to, że wreszcie mamy za co umierać. To wówczas pojawiają się mocne, radykalne wartości, zupełnie nieobecne w konsumpcyjnym świecie pokoju.

„Najpiękniejsze fajerwerki ever” mówią o tym, że możesz wybrać, że nie umrzesz za nic. Jeśli nie pozwalają ci żyć tak, jak chcesz, możesz przynajmniej zdecydować o własnej śmierci, to również jest pewien moment wyzwolenia. Ciężko jest żyć w kraju, w którym od najmłodszych lat uczysz się w szkole o tym, że oddanie życia za ojczyznę jest najwyższą wartością. A może największą wartością powinno być żyć dla ojczyzny? Mój film przypomina gorzki manifest pacyfistyczny – być może wcale nie chcemy umierać za coś, a jedynie kochać i być blisko, a jeśli umierać, to na swoich zasadach.

Jak Twój film został przyjęty poza granicami Polski?

Część osób pochodząca z bardziej odległych zakątków świata, mniej zorientowana w sytuacji, uważała, że właśnie taki konflikt mamy obecnie w Polsce, co być może w tej chwili nie jest wcale tak dalekie od prawdy, jak jeszcze chwilę temu. Natomiast inni widzowie, którzy mieli do czynienia z demonstracjami oraz niepokojami społecznymi we własnych krajach, bardziej uniwersalnie odbierali film. Dopóki ciebie samego nie spotka sytuacja konfliktu, myślisz sobie o tym, że zupełnie cię to nie dotyczy i dzieje się jedynie w odległych, pogrążonych w przemocy państwach. Miałam nadzieję, że zrobię film, który mówiłby ludziom nawet z najbardziej stabilnych krajów: uważaj, droga do konfliktu jest zdecydowanie krótsza, niż to się wydaje.

Myślisz w tej chwili o pełnym metrażu, czy Twój następny projekt będzie również krótką formą?

Obiecałam sobie już nigdy nie robić krótkiego metrażu. Ostatnio na uczelni dostałam propozycję napisania doktoratu poświęconego filmom krótkometrażowym, więc to jest moment, kiedy trzeba powiedzieć sobie: dość. Zdecydowanie nadszedł czas na pełen metraż i myślę o tym intensywnie. Chciałabym od razu nakręcić drugi film, który pozwoliłby mi ominąć wielkie oczekiwania dotyczące debiutu. Uważam, że robienie pierwszego filmu pełnometrażowego jest mocno przereklamowane.