Archiwum
15.11.2017

Jak dotrwać do końca „Początku” Czerepoka?

Anna Bartosiewicz
Sztuka

Hubert Czerepok, artysta multimedialny, którego filmy oraz instalacje wideo po raz kolejny można zobaczyć w Zachęcie, wystawiał zarówno w prestiżowych polskich galeriach, jak i za granicą. Szczególną rolę w jego pracach odgrywa historia. Artysta wyszukuje w niej pełne niedomówień szczeliny, porusza problem niesprawiedliwości społecznej oraz kontestuje zastany stan wiedzy. W swoich pracach Czerepok odwołuje się między innymi do antysemityzmu, utopii czy idei, które odcisnęły swój ślad na sposobie funkcjonowania społeczeństwa. Swoją wiedzę przekazuje podczas warsztatów i zajęć w prowadzonej przez siebie Pracowni Filmu Eksperymentalnego w Akademii Sztuki w Szczecinie, gdzie wykłada też odpowiedzialny za zdjęcia do pokazywanych w Zachęcie filmów Robert Mleczko.

O ile przemawiają do mnie takie prace Czerepoka, jak rysunki przedstawiające węgierskich neonazistów, nawiązujący do „Lśnienia” Stanleya Kubricka neon „Redrum” czy instalacja w formie metalowego ogrodzenia z nieczytelnymi, nałożonymi na siebie ksenofobicznymi hasłami, o tyle mam kłopot z jego filmami wideo. Te prezentowane w Zachęcie są nieco przegadane. Łączy je fascynacja historią i powstawaniem cywilizacji. Artysta posługuje się paradokumentem i wielokanałowym wideo, aby poddać analizie relacje między przeszłością a teraźniejszością. Jego najnowsze, składające się na ekspozycję w Warszawie filmy były kręcone w trudno dostępnych miejscach, gdzie czas się zatrzymał. Patrzący może dzięki temu wcielić się w rolę nomady. Pracom Czerepoka brakuje jednak pewnej ogłady, ostatnich szlifów, przez co trudno oprzeć się wrażeniu przypadkowości.

Tak też dzieje się podczas oglądania otwierającego wystawę filmu paradokumentalnego „Początek I” (2017), od którego tytuł wzięła cała ekspozycja. Wideo wyświetlane jest na dużym, zawieszonym na środku sali ekranie, co zdaje się sugerować jego ważność. Z opisu pracy można się dowiedzieć, że w Instytucie Chemii Organicznej PAN w Poznaniu od dwóch lat jest realizowany projekt badawczy związany z genealogią rodu Piastów, a jedna z hipotez wskazuje na duńskie korzenie Mieszka I. Biorąc to za punkt wyjścia, Czerepok zarejestrował pracę naukowców, którzy próbują zbadać, a zarazem poddać redefinicji pochodzenie księcia i jego krewnych.

Na początku filmu grupa mężczyzn schodzi do podziemi, wyciąga trumnę ze szczątkami pierwszego władcy Polski i bezskutecznie usiłuje otworzyć jej wieko. Czynności te pozbawione są jednak doniosłości, z jaką zwykle przedstawia się wizerunek Mieszka I. Kamera wędruje wolno po postaciach, błądzi po tablicy z inskrypcjami upamiętniającymi zmarłego i płaskorzeźbie z jego podobizną. Tym przydługim scenom towarzyszą głośne dźwięki muzyki w tle. Następnie przenosimy się do laboratorium, w którym prowadzone są badania nad szczątkami księcia. Głos z offu opowiada o możliwościach nauki. W pewnym momencie następuje zbliżenie na zapisy kodów DNA – kombinacje cyfr, które przypominają obrazy Opałki.

Bohaterem filmu Czerepoka nie jest władca Polski, którego wizerunek widnieje na dziesięciozłotowych banknotach, ale postać zdegradowana do roli „osobnika” (dokładnie to określenie pada w paradokumencie). Ważna dla polskiej historii osoba jawi się jako cząstka zagubiona w gąszczu przestrzeni morfologicznej, żeby raz jeszcze użyć naukowej terminologii zaczerpniętej z filmu. Status niemego bohatera pracy jest tym bardziej niepewny, że – jak dowiadujemy się z wideo Czerepoka – trumna została wyciągnięta po pożarze, w związku z czym nie wiadomo było do końca, co znajduje się w środku. Praca odzwierciedla przekonanie, które nieustannie pojawia się w filmowej twórczości artysty: historia nigdy nie odzwierciedla obiektywnej rzeczywistości, lecz stanowi jedynie jej zniekształcone odbicie. Tym samym jawi się jako coś w gruncie rzeczy umownego. Ta zasada odnosi się także do nauki, która bezskutecznie usiłuje uchwycić absolutną prawdę historyczną, podczas gdy tafla naszej wiedzy nigdy nie jest stała i nieporuszona.

Chociaż artysta przejawia pewną wrażliwość i skłonność do refleksji, brakuje mu jednak umiejętności stworzenia estetycznego obrazu; dbałości o kadr czy perspektywę. Po odmitologizowaniu postaci Mieszka I, wraz z pewnym zmęczeniem materiałem, nasuwa się także pytanie, czemu tak naprawdę miał służyć ten zabieg. Nie wiadomo, czy za pytaniami stawianymi przez Czerepoka stoją przemyślenia natury ontologicznej, czy też zwykła chęć powiedzenia, że dysponujemy innym stanem wiedzy niż kiedyś. Jeżeli celem artysty było podważenie historycznych fundamentów, praca może się wydać szczególnie atrakcyjna osobom wychowanym na PRL-owskich podręcznikach do historii. Jeśli jednak zinterpretujemy film w kategorii ironii, jako swoisty żart z przywiązania do polskości, praca nabierze przytupu. Nagle bowiem okaże się, że wpajany dzieciom w szkołach szacunek do polskiej tradycji powinien także uwzględniać wielokulturowość i duńskie korzenie. Wystarczy zestawić strach przed Obcym i huczne obchody Narodowego Święta Niepodległości z naszą pogańską przeszłością, aby zrozumieć, że polska pamięć historyczna jest krótkowzroczna.

W kolejnej sali emitowany jest „Początek II” (2017), czterokanałowa wideoinstalacja, do której zdjęcia były kręcone w poprzemysłowym, gruzińskim mieście – Cziaturze. (Montażem zajął się Marcin Sucharski.) W centrum uwagi Czerepoka znalazła się kolejka linowa z 1953 roku. Początkowo służyła ona do transportu górników, ale z czasem stała się preferowanym środkiem transportu zwykłych mieszkańców. W czterech kątach sali rozmieszczono duże ekrany, na których widzimy: węgiel w poruszającym się wolno wagonie, budkę operatora, osoby obsługujące maszynę, stację czy widok miasta z lotu ptaka. Pośrodku pomieszczenia stoi ławka, z której można oglądać projekcje. Artysta wciela się w rolę reportera beznamiętnie prezentującego szarość i monotonię miejsca. Senni, znudzeni swoją pracą ludzie patrzą prosto w obiektyw. Ich obskurna kanciapa oraz odrapany budynek z przeciekającym dachem stanowią dopełnienie pesymistycznej wizji Cziatury, w której przez dekady nie zmieniło się prawie nic. Co prawda wideo powstało niedługo przed modernizacją kolejki, ale można sobie wyobrazić, że artysta zabiera głos również w sprawie innych, podobnych miejsc. Instalacja nie wykracza jednak dalej, a widz tak naprawdę nie jest w stanie nigdzie dojechać wagonikiem z filmu.

Wystawę zamyka trójkanałowe wideo nawiązujące do „Stalkera” – „Początek III” (2017). Praca wyświetlana jest na trzech ustawionych obok siebie, przypominających kościelny tryptyk ekranach. Widz może oglądać je symultanicznie, siedząc na poduszce w zaciemnionym pomieszczeniu. Rolę pisarza, profesora i tytułowego bohatera z filmu Tarkowskiego w pracy Czerepoka przejmują łaziki marsjańskie, które prowadzą ze sobą rozmowę. (Warto nadmienić, że powstały one na wydziale mechanicznym Politechniki Białostockiej, a film otrzymał dofinansowanie z Funduszu Filmowego Białegostoku.) Dialog robotów został przedstawiony w formie napisów, które pojawiają się naprzemiennie na ekranach bocznych. Artysta zastosował prostą, wzmagającą poczucie skomputeryzowania rzeczywistości czcionkę. Maszyny przemieszczają się po przypominających powierzchnię księżyca wykopaliskach w Göbekli Tepe w Turcji. To tutaj odkryto istnienie najstarszej znanej dzisiaj świątyni, datowanej na 10 tysięcy lat przed naszą erą. Popękana ziemia i surowy krajobraz w pracy Czerepoka wpisują się w estetykę filmów science fiction, ale niektóre ujęcia przywodzą na myśl kino garażowe albo obraz kamery zarejestrowany przez drona.

Z chaotycznych tekstów wyłaniają się różne przemyślenia i teorie na temat powstania prehistorycznego sanktuarium. Mowa jest między innymi o „macierzy strzeżonej jak źrenica oka”, „pępku świata”, „uderzeniu komety 11 tysięcy lat temu” czy Avalokitwavarze – buddyjskim bodhisattvie uosabiającym współczucie. „Nie możemy zrozumieć, bo nie znamy ezoteryki i kabały. Znaczeń magicznych kodów przyrodniczych” – brzmi fragment jednej z enigmatycznych wypowiedzi. Chociaż domyślam się, że zamysłem autora było pokazanie ułomności współczesnego człowieka, który nie potrafi pojąć pradawnych religii za pomocą narzędzi, jakimi dysponuje, trudno było mi zrozumieć, dlaczego praca nie została bardziej dopracowana pod względem estetycznym. Naturalnie, tworzenie ładnych obrazów nie jest obligatoryjne, ale mimo wszystko jakość rzutuje na odbiór, zwłaszcza w przypadku wideo wielokanałowego. Próbując wytłumaczyć, dlaczego Czerepok zdecydował się na formę, która sugeruje warsztatowe niedociągnięcia, doszłam do wniosku, że miało to na celu podkreślenie ludzkich ograniczeń. Nie mamy możliwości empatyzowania ze swoimi przodkami, przez co stajemy się Obcymi na własnej planecie. W tym miejscu warto wspomnieć o innym filmie, który na przełomie 2016 i 2017 roku także był prezentowany w Zachęcie – „W przyszłości, jedli z najlepszej porcelany” Larissy Sansour i Sørena Linda. Tak jak rodzimy twórca, artyści ci poruszają problematykę tworzenia historii i poszukiwania własnej tożsamości. Podobnie jak Czerepok, posługują się zaczerpniętą z filmów science fiction konwencją samotnego odkrywania zapomnianej kultury, lecz oglądający ani przez chwilę nie ma wątpliwości, ile trudu włożono w produkcję filmu. W przeciwieństwie jednak do polskiego artysty, izraelsko-skandynawski duet sięga po dojrzały estetycznie, dopracowany w najmniejszym detalu obraz, gdzie płynie się wraz z mgławicą kolorowych kadrów, bezludnych krajobrazów i poetyckich dialogów. Surrealistyczna forma wizualna uzupełnia postrzępioną warstwę tekstualną, u Czerepoka natomiast tekst jest doklejony do obrazu jakby trochę na siłę. O ile Sansour i Lind są świadomi medium, którym się posługują, o tyle Czerepok proponuje luźną, niezobowiązującą warsztatowo wariację na temat intrygującego miejsca.

Trzeba uczciwie przyznać, że prace Czerepoka skłaniają do przemyśleń. Na pewno uczą dystansu do przekazywanych nam informacji i każą z rezerwą traktować naukę. Działania artysty wpisują się w nurt art@science, którego specyfikę wyjaśnił Ryszard W. Kluszczyński:

Łączący obie te strony znak @ zwraca uwagę na fakt, że w najnowszych praktykach łączących sztukę i naukę niezwykle istotną rolę odgrywają techniki cyfrowe i medialne. […] Odnajdujemy je w różnej postaci we wszelkich domenach artystycznych, także współczesna nauka wszechstronnie się nimi posługuje. Technologie cyfrowe w dosłownym sensie spajają więc praktyki artystyczne i naukowe. […] Artyści zaangażowani w działania tego rodzaju uważają, że nauka nie powinna już być obecnie postrzegana jako jedyny obszar praktyk społecznych, w którym produkuje się wiedzę. W rezultacie tej postawy sztuka podejmuje dziś nowe zadania, odrzuca tradycyjny podział na obiektywną naukę i subiektywną sztukę, aspirując do roli środowiska badawczego, źródła znaczącej, wartościowej wiedzy. […] Sztuka może być i często bywa obszarem i metodą badań naukowych.

Łącząc sztukę z nauką, Czerepok oraz podobni mu artyści wypełniają pewną lukę w podejściu naukowców, którzy odrzucają to, czego nie potrafią udowodnić. Tymczasem „Początek I” pokazuje dobitnie, że nawet jeśli pewne hipotezy nie mogą zasłużyć na miano faktów naukowych, nie oznacza to, iż są fałszywe. Podobnie domysły, na które autor powołuje się w „Początku III”, zostają nobilitowane do rangi zjawisk, których po prostu nie potrafimy wyjaśnić. Do Zachęty warto pójść chociażby dlatego, żeby spojrzeć na cywilizację z perspektywy artysty-naukowca. Nie mam również zastrzeżeń do koncepcji kuratorskiej Moniki Szewczyk, która nie pierwszy raz podjęła się zrobienia wystawy Czerepoka. Jednak prezentowane prace traktowałabym jako punkt wyjścia do dalszych poszukiwań twórczych. Niestety, po projekcji „Początków” dominującym odczuciem może stać się zmęczenie.

 

Hubert Czerepok, „Początek”
kuratorka: Monika Szewczyk

współpraca ze strony Zachęty: Magdalena Komornicka
Warszawa, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
16.09–19.11.2017

fot, Marek Krzyżanek