Archiwum
09.01.2013

Impreza z nazistami i orłem w koronie

Agnieszka Kleczyk
Sztuka

alt

Dwanaście lat temu Zachęta wystawą jubileuszową oraz „Nazistami” wywołała niemały ferment wśród polskiej publiczności, prowokując przy tym batalię o sztukę i jej nowe formy wyrazu. Przyczyniło się do tego dwóch artystów, których twórczość po 12 latach znów spotyka się w stolicy. Przez ten czas zarówno Maurizio Cattelan jak i Piotr Uklański (bo o nich tutaj mowa) zdążyli ugruntować swoje pozycje w świecie artystycznym, zachowując prowokacyjny charakter swoich prac. Dziś, zrehabilitowani przez współczesną krytykę artystyczną i na stałe wpisani w kanon historii sztuki, wracają, by skonfrontować się z polską publicznością.

O ile kuratorska strategia przy tworzeniu wystawy „Amen” w CSW Zamek Ujazdowski ma na celu odczarowanie Maurizio Cattelana z roli błazna świata artystycznego poprzez obleczenie starannie wybranych prac w poważny, ale jednocześnie sztywny dyskurs o traumie, śmierci i ofierze, o tyle Uklański w swojej retrospektywie potęguje prowokacyjny charakter pokazywanego materiału poprzez pokazanie go w nowych konfiguracjach. Najlepszą ilustracją tych poczynań jest dość odważne połączenie „Nazistów”(1998), którymi zostały szczelnie obklejone ściany sali Grottgera w Zachęcie, z ogromnym styropianowym orłem w koronie. Całość dopełnia „Dance Floor” (1996) pulsujący tęczą zmieniających się kolorów w rytm popowej muzyki płynącej z głośników. Tym razem nie sami „Naziści”- starannie wyselekcjonowani z filmowych obrazów II wojny światowej, prowokują tutaj najbardziej, ale samo zestawienie prac o wymownym tytule „Bez tytułu «Polska Über Alles»” (2012). Na tym jednak nie koniec. Uklański 15 grudnia skończył 44 lata (do czego bezpośrednio nawiązuje tytuł wystawy) i z tej okazji została zorganizowana impreza urodzinowa w opisanym wnętrzu.

Nowo powstała praca miesza różne porządki, wobec których niełatwo pozostać obojętnym. Trudno bowiem roztańczyć się na podświetlanym parkiecie, gdy otaczają nas wszechobecni zbrodniarze wojenni występujący w towarzystwie ogromnego polskiego symbolu narodowego.

Kolejną salę wypełniają najnowsze prace pozbawione tytułów, powstałe w 2012 roku. Temat jest jeden – krew – jednak forma jego ujęcia zaskakuje swoją różnorodnością. Symbol ofiary, męki i pokrewieństwa pełni w tym wypadku głównie funkcję estetyczną. Przeradza się w organiczne, połyskujące abstrakcje z żywicy lub wzory utkane z czerwonych kleksów regularnie rozmieszczonych na powierzchni białego płótna. Wyjątek stanowi dość trudna w odbiorze fotografia przedstawiająca mężczyznę upuszczającego własną krew na białą serwetkę przykrywającą oczy drugiej, leżącej postaci.

Po tym, dość tradycyjnym jak na Uklańskiego, pokazie wchodzimy do „Jaskini” (2012) – tak chętnie porównywanej do bezpiecznego wnętrza macicy. Tworzą ją różnobarwne farbowane tkaniny przywołujące kolorowe lata 60. i kulturę dzieci kwiatów. Ten pozornie radosny pokaz, w którego skład wchodzą ceramiczne reliefy, obraz z ostrużyn kolorowych ołówków czy wycinanka, pęka pod wpływem niewielkiego, czarno-białego fotomontażu utkanego z powyginanych, nagich, ludzkich ciał, układających się w kształt tytułowej czaszki.

Następne pomieszczenie pozostawia nas w odcieleśnionych symulacjach ludzkiego ciała. Z macicy przenosimy się do wnętrza jamy ustnej, którą naśladuje monumentalna tkanina („Bez tytułu «Rozwarte»”, 2012). Po niej pozostaje ostatni, najostrzejszy element wystawy: „Bez tytuły «Pornalikes»” (2012). Jest to zestaw pornograficznych obrazków starannie wyselekcjonowanych z gromadzonego od 10 lat zbioru. W postaciach przedstawianych w niedwuznacznych sytuacjach z łatwością rozpoznajemy ikony współczesnej popkultury. Nie są to jednak zwykłe fotomontaże, ale prawdziwe sobowtóry gwiazd takich, jak Meg Ryan, Michael Jackson czy Tina Turner. Praca jest brutalną krytyką sytuacji, w której celebryci muszą płacić okrutną cenę za sławę i poklask. Jednak nie bez powodu widziane przez nas postacie to sobowtóry. „Bez tytułu «Pornalikes»” jest głównie krytyką przekazu medialnego serwującego masowemu widzowi zdeformowaną rzeczywistość, która często nie ma z prawdą za dużo wspólnego.

Ekspozycja atakuje widzów swoją różnorodnością, ale też celowym i przemyślanym efekciarstwem. Prezentuje nowe prace, ale też odświeża te, które dobrze znamy z wcześniejszego dorobku artysty. Ilustruje bogactwo form i technik. Widzowie zaznajomieni z konsekwentną strategią artysty nie będą jednak niczym zaskoczeni. Pornografia w narodowej galerii to już przecież nie nowość, o czym mieliśmy okazję się wielokrotnie przekonać.

Uklański zaaranżował sobie bardzo efektowny powrót do stolicy. Wraca w postaci mickiewiczowskiego proroka (czterdzieści i cztery) – zbawcy polskiego świata artystycznego, którego najmocniejszą bronią jest kpina i szyderstwo z symboli kraju definiującego jego tożsamość.

„Czterdzieści i cztery. Piotr Uklański”
Warszawa, Zachęta. Narodowa Galeria Sztuki
11.12.2012 – 17.02.2013
kuratorka: Maria Brewińska

Fot. Bez tytułu (Czaszka), 2000, dzięki uprzejmości artysty.

alt