Archiwum
22.07.2015

Imperium na wodach Texcoco

Jakub Małecki
Gry

Jedną z głównych zalet gier planszowych jest to, że znaczna ich część potrafi przenieść odbiorcę zarówno w przestrzeni, jak i czasie. Miejsca, do których mogą trafić jedynie ludzie bardzo majętni lub wyjątkowo zdeterminowani, są w ten sposób na wyciągnięcie ręki. Podczas rozgrywki w „Mexica” mamy okazję, by cofnąć się do wieku XIV i odwiedzić rejony Ameryki Środkowej.

Tytuł nie jest nowy, ale mimo upływu lat nadal nie trąci myszką, dlatego niezmiernie cieszy, że w końcu ma się pojawić jego polskie wydanie. Jego autorami jest duet o uznanej już renomie – panowie Kramer i Kiesling. Gra należy do stworzonej przez nich tak zwanej trylogii maski, do której, oprócz wyżej omawianej, należą jeszcze „Tikal” i „Java”, wszystkie o dość zbliżonej tematyce.

Nazwa gry nawiązuje do jednego z azteckich plemion. Po latach tułaczki odnalazło ono w końcu dogodne miejsce do osiedlenia, a zadaniem graczy będzie pomoc w budowie miasta, które stanie się w przyszłości stolicą imperium. W czasach świetności liczyło ono nawet 200 tysięcy mieszkańców, a kres temu przyniósł słynny konkwistador Hernan Cortez.

Rozgrywka toczy się na pokaźnych rozmiarów planszy, przedstawiającej wyspę na jeziorze Texcoco w sercu Meksyku, podzieloną małymi, kwadratowymi polami. Każdy z graczy otrzymuje pionek zarządcy oraz zestaw świątyń o czterech różnych wysokościach. Ich wykonanie może wzbudzić zachwyt, tworzywem nie są bowiem standardowe plastik czy drewno, lecz żywica. Dzięki temu rozwiązaniu prezentują się one bardzo okazale, są także niezmiernie ciężkie. Rozgrywka toczy się przez dwa okresy, podczas których uczestnicy będą tworzyć system irygacyjny, dzieląc dzięki niemu planszę na tak zwane calpulli, które były u Azteków podstawową jednostką terytorialną. Objęcie panowania nad jak największą ich liczbą to główny cel zarządców.

W rogu planszy znajduje się specjalne miejsce na żetony calpulli. Ukazane na nich wartości należy traktować dwojako. Po pierwsze, mówią o tym, jak duży obszar powinno się wydzielić, ile punktów dostanie za to jego twórca, a ile przeciwnicy, którzy w momencie powstawania będą mieli na tym terenie swoje pionki. Te same liczby stosowane są także, gdy kończy się każdy z okresów i nastaje czas sprawdzania przewag duchowych w regionach. Zlicza się wtedy wszystkie piętra świątyń graczy i przyznaje punkty za pierwsze trzy miejsca.

Mechanika gry opiera się na systemie wydawania punktów akcji. W swoim ruchu gracz ma ich do wykorzystania sześć i tylko od niego zależy, na co i ile je przeznaczy. Można dzięki nim wytyczać kanały, zakładać regiony, budować i przenosić mosty, stawiać świątynie czy poruszać swoim zarządcą. A wszystko to przy jednoczesnej próbie przewidzenia, jak odpowiedzą rywale, by móc udaremnić ich plany.

„Mexica” to gra, w której mamy dużą swobodę poczynań, nie ma faz, w których musimy robić określone rzeczy. Z początku rozgrywka rozwija się powoli, na planszy jest dużo wolnego miejsca, ale wraz z rozbudową wyspy decyzji przybywa. Pod koniec partii trzeba już naprawdę poświęcić sporo czasu, by rozeznać się w sytuacji, nadmiaru opcji nawet prowadzić do małego paraliżu decyzyjnego. Im większa liczba graczy, tym walka bardziej zażarta. Na plus należy zaliczyć sposób wyłaniania zwycięzcy. Punkty zdobywane są zarówno w trakcie etapów, jak i po ich zakończeniu. Często do samego końca trudno przewidzieć, kto okaże się wygranym. „Mexica” jest pozycją dla umysłów ścisłych, sporo w niej liczenia i szacowania. Jeśli się spodoba, warto sprawdzić pozostałe gry z serii.

„Mexica”
autorzy: Michael Kiesling, Wolfgang Kramer
grafika: Walter Pepperle, Franz Vohwinkel
wydawca w Polsce: G3 (w przygotowaniu)

alt
{gallery}mexica{/gallery}