Archiwum
20.10.2011

„Podróż jest podróżą intelektu. Zawsze to podejrzewałem. To co nazywamy rzeczywistością, jest w istocie pedanterią”.
Saul Bellow, „The Rain King”

Gdy myślę o Georges’u Simenonie, nasuwa mi się refleksja, że ten belgijski pisarz, widząc przechodzących ulicą ludzi, miał na ich temat mniej więcej taką opinię: ile różnych losów – a wszystkie tak samo nudne!

Dlatego właśnie Simenon, znany z niebywałego tempa przy konstruowaniu coraz to nowych powieści, zdecydował się na porzucenie sennej rutyny małego miasteczka i przygotował pod wydaną w 1938 roku powieść „Paryski ekspres” nowy grunt.

Bohater książki, Kees Popinga to czterdziestolatek zamieszkujący wraz z żoną i dwójką dzieci północnoholenderskie miasto Groningen. Jest przykładnym mężem i obywatelem, który po ciężkich dniach pracy w branży armatorskiej ma w zwyczaju grywać w szachy. Ze swego ułożonego życia Popinga czerpie głęboką satysfakcję. Ktoś mógłby o nim rzec: co może wiedzieć o donioślejszych aspektach życia bohater, któremu zależy jedynie na wizerunku osoby uczciwej i zaradnej?

Gdy jednak pewnego dnia Popinga dowiaduje się przypadkiem o bankructwie firmy, w której pracuje, nic już od tej pory nie jest takie samo. Bohater zmienia reguły gry, a gonitwy po szachowej planszy zastępuje grą w kotka i myszkę z komisarzami poszukującymi go niemalże po całej Europie. Zyskawszy od zrozpaczonego, pijanego szefa informacje o bankructwie, bierze się z życiem za bary: pozorując swoje samobójstwo i umizgując się do utrzymanki swojego szefa, zaczyna rozprawę z czasem. Życiowa rutyna zamienia się niepostrzeżenie w osobiste pulp fiction. Popinga nie wraca do rodzinnego domu, kochankę szefa zaś dusi ręcznikiem frotté. Potem postanawia uciekać paryskim ekspresem, który zwiastuje wolność i odprężenie i zawozi go hen daleko od kagańca egzystencji troskliwego ojca, skutecznego wspólnika, przykładnego obywatela. Rozmaite role społeczne wypadają z szyn, a miejski labirynt Paryża daje poczucie obezwładniającej wolności bez zbędnych etykietek.

Jednak wolność absolutna (oczywiście pozorna) nakręca w Popingu spiralę fobii i paranoi. Bohater zdaje sobie sprawę, że poza systemem żyć się nie da. Donosi na siebie policji, stara się kontrolować swój wizerunek w prasie. Pisząc listy do dziennikarzy, zdaje się zabawiać formą: „W oczekiwaniu, że znajdę te słowa na Pańskich łamach, Pański uniżony (nie jest to prawda, ale taka jest formułka) – Kees Popinga”.

Bohater powieści Georges’a Simenona to postać rozrysowana jako idealny typ straceńca. Podążając za jego „przygodami” (i za jego plecami), widzimy, jak zakłada się z losem. Porzucenie życiowych przyzwyczajeń i umownych granic, rezygnacja z odgrywania roli społecznej ma jednak swoją cenę.

Tak oto klasyczny Simenonowski roman durs (czy po angielsku hard novel) w świetnym stylu udowadnia, że poczucie wszechmocy, a zarazem nieszczęśliwy bieg życiowych przypadków mogą nawet najzagorzalszego mieszczanina zmieść ze stołka codzienności. „Paryski ekspres” to proza osiągająca ekstremalne prędkości, pisana bez użycia hamulca bezpieczeństwa. Georges Simenon jako mistrz stylu sprawnie prowadzi nas przez meandry psychiki swojego bohatera – szaleńca, a może tylko straceńca? Dobry obserwator ujrzy zbankrutowaną podszewkę sukcesu i za Popingą krzyknie: „Dobrze, pal was sześć!”.

Georges Simenon, „Paryski ekspres”
przekł. Krzysztof Teodorowicz
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2011

Gdy myślę o Georges’u Simenonie, nasuwa mi się refleksja, że ten belgijski pisarz, widząc przechodzących ulicą ludzi, miał na ich temat mniej więcej taką opinię: ile różnych losów – a wszystkie tak samo nudne!
alt